Reklama

Ładowanie...

Łukaszenka: Ukraina jest nasza

Łukaszenka: Ukraina jest nasza

w cyklu ROSYJSKA RULETKA
02.12.2021
Czyta się kilka minut
Łukaszenka zamierza udać się z Putinem na Krym – będzie to równoznaczne z uznaniem rosyjskiej jurysdykcji nad zaanektowanym półwyspem. Czy sytuacja na granicy białorusko-ukraińskiej może się zaognić?
LASKI DIFFUSION / EAST NEWS
P

Pozorne uspokojenie sytuacji na granicy polsko-białoruskiej nie oznacza, że Alaksandr Łukaszenka odstąpił od planu demolki stosunków z Unią Europejską, w tym Polską i państwami bałtyckimi. Obecnie wziął się dodatkowo za remanent w relacjach z Ukrainą. W wywiadzie dla rosyjskiej agencji prasowo-propagandowej RIA NOVOSTI groził i mroził. Zapowiedział uznanie anektowanego Krymu za rosyjski i wystąpienie z prośbą do Rosji o ponowne rozmieszczenie broni jądrowej na Białorusi. Bo bez próśb kierowanych nieustannie do patrona w Moskwie reżim uzurpatora już nie może się obejść.

Przez wiele lat Łukaszenka grał z Rosją o utrzymanie pewnych wysepek niezależności na morzu integracji. Udawało się raz lepiej, raz gorzej. Zawsze trzymał jakiegoś asa w rękawie, lawirował między Europą a Moskwą i miał w odwodzie szaniec, za którym było już tylko pełne oddanie się wschodniemu patronowi. Takim szańcem w ostatnich siedmiu latach było uznanie aneksji Krymu. Po sfałszowaniu zeszłorocznych wyborów prezydenckich Łukaszenka utracił legitymację władzy. Rządy bez takiej legitymacji może sprawować jedynie dzięki poparciu Putina. Za poparcie trzeba płacić – realizować zamówienie Kremla. I oto Łukaszenka znalazł się w niewygodnej pozie na tym ostatnim szańcu.

W rozmowie z głównym kapłanem kremlowskiej propagandy, szefem agencji Rossija Siegodnia, Dmitrijem Kisielowem, Łukaszenka zdradził zarysy najbliższych planów. Zadeklarował, że zamierza udać się na Krym, co będzie równoznaczne z uznaniem rosyjskiej jurysdykcji nad zaanektowanym półwyspem. Powiedział, że jest już umówiony z Putinem na wspólną wycieczkę: „Krym jest de facto rosyjskim terytorium, a po referendum także de iure”.

Wcześniej Łukaszenka mówiąc o Krymie, stawiał warunki, np. w sierpniu powiedział, że uzna jurysdykcję Rosji nad Krymem w chwili, gdy ostatni rosyjski oligarcha zacznie oficjalnie zaopatrywać półwysep w swoją produkcję (rosyjskie firmy nie współpracują z Krymem w obawie przed zachodnimi sankcjami, co jest swoją drogą bardzo ciekawe, bo wygląda na to, że nawet rosyjskie firmy nie uznawały Krymu za rosyjski).


Czytaj także: Kreml poszerza front walki z opozycją, dysydentami, nieprawowiernymi, z pamięcią historyczną czy planami na przyszłość tej części społeczeństwa, która krytycznie patrzy na politykę Putina. 


 

Widocznie od sierpnia coś się zmieniło i Moskwa uświadomiła Łukaszence, że czas na warunki z jego strony dawno się skończył. Rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow z nieprzeniknioną miną skomentował krymskie pasaże Łuki: żadne dokumenty w sprawie uznania Krymu nie są potrzebne, żadnych formalności się nie przewiduje. Na razie sekretarz prasowy Kremla z zadowoleniem przyjął deklarację sojusznika i zapewnił, że przyjęcie w Sewastopolu będzie serdeczne.

Łukaszenka swoim oświadczeniem w sprawie rosyjskiej jurysdykcji nad Krymem spalił ostatni most, a właściwie splątany mostek ze sznurka łączący go z Zachodem, który nie uznaje rosyjskiej aneksji ukraińskiego Krymu. I nie uznaje Łukaszenki za wybranego w uczciwych wyborach prezydenta Białorusi.

Wątek krymski nie był jedynym tematem rozmowy z kontekstem ukraińskim. Czy ktoś jeszcze pamięta, że Łukaszenka w 2015 r. ustroił się w szaty głównego negocjatora i gołąbka pokoju, zaprosił do Mińska delegacje z Rosji, Niemiec, Francji i Ukrainy (tzw. format normandzki), aby uregulować sytuację w Donbasie? Sam nosił gościom kawę i przeglądał się w lustrze, czy mu do twarzy z tą tacą pełną dobrych dyplomatycznych uczynków. Po tamtym Łukaszence nie ma śladu. W rozmowie z Kisielowem srożył się i zapewniał, że gdy „Rosja znajdzie się w sytuacji agresji ze strony Ukrainy, to my będziemy z Rosją”. Czy to sygnał, że sytuacja na granicy białorusko-ukraińskiej – do tej pory spokojna – może się na skutek kolejnych gierek Łukaszenki zaognić? Łukaszenka w wywiadzie zadeklarował: „Zrobię wszystko, aby Ukraina stała się nasza. Ukraina jest nasza, tam nasz naród. To nie emocje, a moje twarde przekonanie”.

Strumień świadomości wypływający z Łukaszenki w rozmowie z kremlowskim propagandystą przyniósł jeszcze groźby o możliwości rozmieszczenia broni jądrowej na Białorusi w odpowiedzi na przesunięcie natowskiej infrastruktury z Niemiec do Polski. Łukaszenka zapowiedział, że poprosi wtedy Putina: „Dogadamy się, jaka [to będzie broń]. Taka broń jądrowa, która będzie najbardziej efektywna. Białoruś jest na to gotowa. Jako skrzętny gospodarz niczego nie ruszałem: silosy są do użytku”.


Czytaj więcej tekstów Anny Łabuszewskiej


 

Czy ten wywiad (będący swego rodzaju uzupełnieniem do wywiadów, jakich Łukaszenka udzielił ostatnio zachodnim mediom) umocni pozycję Łukaszenki wobec Kremla? Nie bardzo. Łuka zgrywa swoje ostatnie atuty. Jak napisał niezależny komentator Anton Oriech: „Pozostało mu już tylko grozić, że zamknie [rosyjski] gaz płynący do Europy i jeszcze głośniej krzyczeć, że rozmieści broń atomową na Białorusi. To już będzie ostatni akt. Po tym Putinowi Łukaszenka już do niczego nie będzie potrzebny. Poza tym Putin ma Łukaszenkę po dziurki w nosie. Utrzymujemy ten zgniły reżim z pieniędzy z rosyjskiego budżetu, stale przekazując miliardy euro bez nadziei na zwrot. A Łukaszenka w odpowiedzi tylko kaprysi i wykonuje wygibasy. Idealny dla Putina scenariusz polega na tym, aby w odpowiednim momencie po prostu przyłączyć Białoruś jak Krym. Albo – przejściowo – zamienić szalonego kołchoźnika na kogoś normalniejszego i zrobić z Białorusi coś w rodzaju Abchazji i Osetii Południowej: formalnie terytorium nie nasze, a faktycznie – całkowicie zależne”.

Decyzja o tym, czy ten – albo inny – scenariusz wcielić w życie, zapadnie nie w Mińsku, a w Moskwie. Łukaszenka będzie na razie kontynuował swój taniec, wywoływał kolejne kryzysy, prowokował i robił wrażenie przywódcy wielkiego formatu. Pytanie brzmi: jak długo i z jakim skutkiem?

Ten materiał jest bezpłatny, bo Fundacja Tygodnika Powszechnego troszczy się o promowanie czytelnictwa i niezależnych mediów. Wspierając ją, pomagasz zapewnić "Tygodnikowi" suwerenność, warunek rzetelnego i niezależnego dziennikarstwa. Przekaż swój datek:

Autor artykułu

W latach 1992-2019 związana z Ośrodkiem Studiów Wschodnich, specjalizuje się w tematyce rosyjskiej, publicystka, tłumaczka, blogerka („17 mgnień Rosji”). Od 1999 r. stale współpracuje z „...

Napisz do nas

Chcesz podzielić się przemyśleniami, do których zainspirował Cię artykuł, zainteresować nas ważną sprawą lub opowiedzieć swoją historię? Napisz do redakcji na adres redakcja@tygodnikpowszechny.pl . Wiele listów publikujemy na łamach papierowego wydania oraz w serwisie internetowym, a dzięki niejednemu sygnałowi od Czytelników powstały ważne tematy dziennikarskie.

Obserwuj nasze profile społecznościowe i angażuj się w dyskusje: na Facebooku, Twitterze, Instagramie, YouTube. Zapraszamy!

Newsletter

© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]