Ludzie skrzywdzeni

40 lat temu, w czerwcu 1976 r., władze PRL ogłosiły drastyczną podwyżkę cen. W odpowiedzi zbuntowali się robotnicy w Radomiu. Reakcja władz była wyjątkowo brutalna.

13.06.2016

Czyta się kilka minut

Płonący budynek Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Radomiu, 25 czerwca 1976 r. / Fot. Archiwum IPN
Płonący budynek Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Radomiu, 25 czerwca 1976 r. / Fot. Archiwum IPN

W dniu 25 VI 1981 na zbiegu ulic 1 Maja i Żeromskiego w Radomiu nastąpiło uroczyste poświęcenie kamienia węgielnego pod przyszły pomnik upamiętniający wydarzenia Czerwca ’76 (...). Organizatorem tej uroczystości był MKR [Międzyzakładowa Komisja Regionalna NSZZ „Solidarność” – red.] Ziemia Radomska. W uroczystości tej brało udział około 11 tys. osób. Odbyła się również msza święta celebrowana przez biskupa Materskiego (...). Obecny był także przewodniczący KKP [Krajowej Komisji Porozumiewawczej, koordynującej działania „Solidarności”] Lech Wałęsa”.

To fragment tajnej „Charakterystyki zagadnienia nielegalnych zgromadzeń w sprawie obiektowej kryptonim »Rocznica«”, sporządzonej w Komendzie Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej w Radomiu w 1987 r.

Dalej czytamy: „Obelisk »Czerwiec 76« usytuowany jest u zbiegu dwóch najważniejszych ulic miasta, Żeromskiego i 1 Maja – mających duże znaczenie komunikacyjne. Bliskość instytucji takich jak WOE [Wschodni Okręg Energetyczny – red.] – 50 m, KW [Komitet Wojewódzki] PZPR – 300 m oraz UW [Urząd Wojewódzki] – 200 m wskazują, że mogą być one bezpośrednio narażone w przypadku ewentualnych zajść ulicznych”.

Szynka, baleron, schab...

Wydarzenia, które latem 1981 r. zamierzano upamiętnić pomnikiem, miały miejsce pięć lat wcześniej. A zaczęło się od wieczornego „Dziennika” telewizyjnego 24 czerwca 1976 r. – z zapowiedzią podwyżek cen.

Władza nazywała tę operację „propozycją niektórych zmian w strukturze cen detalicznych oraz zasad rekompensaty społeczeństwu skutków tych zmian”. Określenie „operacja” wydaje się trafne – w PRL-owskiej gospodarce niedoboru każda duża podwyżka cen, zwłaszcza żywności (regulowanych wówczas odgórnie), mogła skończyć się wybuchem – jak w 1970 r. na Wybrzeżu. Wcześniej więc – w ramach akcji „Wybrzeże-76” i ogólnopolskich ćwiczeń „Lato-76” – sprawdzano łączność, logistykę i współdziałanie milicji, wojska i urzędów na wypadek protestów.

Krzysztof Gniadek, wówczas 17-letni na zdjęciach wykonanych przez milicję po aresztowaniu, i dzisiaj. / Fot. RCHIWUM WOJCIECHA PESTKI

Premier Piotr Jaroszewicz, przekonując społeczeństwo do rządowego projektu, „grał” nie tylko asortymentami: „Wysoki Sejmie! Ceny mięsa i jego przetworów proponujemy podwyższyć w sposób zróżnicowany. Najbardziej wzrosłyby ceny najszlachetniejszych asortymentów mięsa i wędlin, takich jak szynka, baleron, polędwica, kabanosy, kiełbasy suche i schab, których niedobór przy obecnym poziomie jest największy”. W ramach tej strategii – tzw. „dialogu z klasą robotniczą” – Jaroszewicz powoływał się na trwające w zakładach pracy konsultacje, uzależniając rzekomo los operacji od ich przebiegu.

W istocie cenniki wydrukowano już na początku czerwca i zdeponowano w Szkole Ruchu Drogowego MO w Piasecznie. Schab wieprzowy drożał więc z 56 zł na 100 zł (o 79 proc.), polędwica wołowa z 70 zł na 136 zł (94 proc.), szynka gotowana z 90 zł na 186 zł (107 proc.), mięso wieprzowe surowe z 42 zł na 74 zł (76 proc.), kiełbasa zwyczajna z 44 zł na 70 zł (59 proc.), smalec z 28 zł na 44 zł (57 proc.), masło ekstra z 17,50 zł na 28 zł (60 proc.), cukier z 10,50 zł na 20 zł (90 proc.)...

Dwa dni wcześniej, 22 czerwca, w ramach przygotowań do operacji cenowej Jaroszewicz podpisał 30 wniosków, zezwalając na budowę nowych kościołów. Pozwolenia, które biskupi otrzymali wraz z „propozycjami zmiany struktury cen”, miały zapewnić powściągliwość Kościoła wobec działań władz – były ostatnim akordem wielomiesięcznych przygotowań.

„Ten, co podpalił komitet”

– Na procesie obowiązywała zasada odpowiedzialności zbiorowej: zostałem skazany na 10 lat więzienia i pozbawienia praw publicznych. To była wtedy najwyższa z kar – zaczyna pozbawionym emocji głosem Krzysztof Gniadek.

Miał wtedy 17 lat, chodził do Zasadniczej Szkoły Zawodowej nr 2 w Radomiu i pracował w prywatnej firmie budowlanej. Wspomina: – Było po ósmej. Zaczynaliśmy tynkowanie elewacji na Żeromskiego, głównej ulicy Radomia, gdy pojawiła się grupa robotników z „Waltera” [Zakłady Metalowe – red.]. Wołali: „Chodźcie z nami”. Byliśmy pierwsi pod komitetem partii [PZPR – red.], na skrzyżowaniu stał jeszcze milicjant, który kierował ruchem. Domagaliśmy się, by wstrzymali podwyżki: uderzały w robotnika. Zadzwonili do Warszawy, dostaliśmy odpowiedź, że decyzja będzie za dwie godziny.

– Wszystko było bardzo spokojnie – opowiada 57-letni mężczyzna. – To była młodzież w różnym wieku, do 30-35 lat, kobiety, nawet dzieci. Nie mogłem usiedzieć w miejscu, na wózkach akumulatorowych jeździliśmy po całym Radomiu, ściągaliśmy robotników pod komitet.

Gniadek: – Przyszła druga godzina, nie dostaliśmy odpowiedzi. Byłem w tej grupie, która wtargnęła do środka, szukaliśmy gabinetu Prokopiaka, I sekretarza KW PZPR. Zaczęły się przepychanki, kobiety wyciągnęły z bufetu szynki, kiełbasy, to było dla nas, zwykłych robotników, nieosiągalne. Ktoś krzyknął: „Uciekli sukinsyny!”. I wtedy wybuchła ta złość, ta gorycz, zaczęło się demolowanie... – głos mu się załamuje, odwraca głowę.

– Miałem potem zarzut podpalenia komitetu. Nie wiem, kto naprawdę podpalił, to nie obchodziło sędziego – dorzuca, jakby chciał się usprawiedliwić. – Słyszałem, że kobiety z Zakładów Metalowych. Mnie tam nie było, poszedłem do domu. Gdy wróciłem, komitet płonął. Cały czas latały samoloty. Po trzeciej uderzyło ZOMO [oddziały milicji do walki z demonstrantami – red.]. Jak się skończyło, każdy wie. Zmasakrowali nas, zdeptali. Ale podwyżka została odwołana.

Gniadek został aresztowany trzy dni później. – Wzięli mnie z pracy. Do rozprawy, do 10 sierpnia, trzymali w areszcie – kręci głową, jakby sam sobie nie wierzył. – Żadne słowa tego nie wyrażą. Oprowadzali mnie po komendzie jak małpę, znęcali się, bili, bili, bili bez chwili przerwy: „Popatrz, to ten skurwysyn, co podpalił komitet”. Potem siedziałem w więzieniu w Barczewie. W Sądzie Najwyższym podczas rozprawy rewizyjnej złagodzili mi karę do 6 lat, obrońcą był Jan Olszewski, późniejszy premier. Syn urodził mi się w lutym, w kwietniu 1977 r. sąd zawiesił wykonanie kary. Wróciłem do Radomia nocnym pociągiem. Matka nie chciała otworzyć drzwi. Nie wierzyła, że wyszedłem.

Hasło „Lipiec”, odzew „Listonosz”

Szacuje się, że 25 czerwca 1976 r. na ulicach Radomia protestowało 20-25 tys. robotników. Oficjalnie zatrzymano 634 osoby, ale faktycznie represje objęły kilka tysięcy ludzi.

W czterech pokazowych procesach postępowaniem karnym objęto „szczególnie rażące przypadki palenia i grabienia mienia” – tzw. prowodyrów. Wytypowano ich według odgórnej instrukcji spośród osób wcześniej karanych, niepracujących i młodocianych: to miało uzasadniać tezę władz, że protesty miały charakter kryminalny. Sądzono ich na podstawie art. 275 Kodeksu karnego, oskarżając o to, „że działając w sposób chuligański wzięli udział w zbiegowisku publicznym, którego uczestnicy wspólnymi siłami dopuścili się gwałtownego zamachu na funkcjonariuszy publicznych oraz na obiekty i urządzenia gospodarki uspołecznionej (...)”.

Czytam przygotowany przez radomską Komendę MO plan „operacyjnego i fizycznego zabezpieczenia rozprawy sądowej” – i nie wiem, co o tym sądzić. Czy to brak wiary we własne racje skłaniał władze do takich działań, czy też paranoja? „Sala, oprócz uczestników procesu może pomieścić około 30 osób. W związku z tym zamierza się wpuścić na salę oprócz rodzin oskarżonych nieumundurowanych 15 funkcjonariuszy (...). Zadaniem ich będzie, obok zapełnienia ław dla publiczności, czuwanie w razie potrzeby nad zabezpieczeniem porządku na sali i przed salą rozpraw”.

Dalej jest mowa o funkcjonariuszach SB na korytarzu sądu, odwodach na dziedzińcu pobliskiego liceum, o funkcjonariuszach nagrywających potajemnie przebieg rozprawy, o innych, wyposażonych w sprzęt fotograficzny i udających fotoreporterów... A także o tym, jak mają się rozpoznawać funkcjonariusze po cywilnemu (hasło „Lipiec”, odzew „Listonosz”). Nadmiar kreatywności, przerost ambicji nad rutyną, czy „tylko” pospolita komunistyczna patologia?

„Wyżywali się jak hieny”

Stanisław Kowalski miał więcej szczęścia niż Krzysztof Gniadek: sąd dał mu „szansę na powrót do socjalistycznego społeczeństwa”.

– Byłem w komitecie PZPR, nie zaprzeczam. Darłem japę: „My chcemy chleba!”. Demolowałem budynek partii, to prawda. Krzyczałem: „Za dupę go i przez okno”, gdy przemawiał Prokopiak. Tych grzechów mam na sumieniu więcej – wspomina dziś Kowalski. – Ale zostałem skazany za to, że, jak zeznał świadek, stałem pod komitetem i piłem pepsi-colę, a następnie butelką rzuciłem w budynek.

Dostał tylko 3 lata. Kowalski: – Wcześniej mówiono, że mam talent. Dla zawodnika, boksera, 3 lata to śmierć. Od wakacji miałem boksować w klubie Czarnych Słupsk.

Ksiądz Roman Kotlarz, Stanisław Kowalski (zdjęcie archiwalne i współczesne) i Bronisław Kawęcki. / Fot. ARCHIWUM TOMASZA ŚWITKI x1 // ARCHIWUM WOJCIECHA PESTKI x3

Wspomina: – Gdy dowiedziałem się, że chodzi za mną milicja, sam zgłosiłem się do prokuratury, poszedłem tam z żoną jak na spacer. Odesłali mnie do komendy wojewódzkiej. Przekroczyłem tam drzwi i świat się dla mnie zamknął. Skoczyła na mnie banda milicjantów i ubeków, złapali, skopali buciorami po głowie, obili pałami. Bili, choć nie musieli, ale to sprawiało im przyjemność. Bili podczas przesłuchań, doprowadzeń, wyżywali się jak hieny, które poczuły krew. Widziałem kobiety w podartych bluzkach, bez biustonoszy, pokrwawione, zapłakane. Ludzi zmasakrowanych tak, że nie mieli siły się podnieść.

On nie wytrzymał. – Miałem dość. Skoczyłem z drugiego piętra przez barierkę na klatce schodowej w komendzie. Ale spadłem na siatkę, która była rozciągnięta nad wejściem do piwnicy. Byli wściekli, myślałem, że mnie na miejscu dobiją. Przypomniało mi się, co mój ojciec, żołnierz AK, opowiadał o Gestapo. Ja to samo przeszedłem w Radomiu.

Wspomina: – Przed przekazaniem z aresztu milicyjnego do więzienia urządzili nam pożegnanie. Czekał na nas szpaler ZOMO z pałami, niektórzy musieli wracać po kilka razy. Jestem twardy, ale nie wytrzymałem. Kilka dni później znów chciałem odebrać sobie życie, wieszając się na kracie. Odciął mnie Zygmunt Zabrowski, recydywista, skazany w pierwszym procesie. „Nie rób tego nigdy, Kajtek” – to były jego słowa. Mam do niego wielki szacunek.

Wyrok odsiadywał w Strzelcach Opolskich: – Komendant więzienia powiedział mi na dzień dobry: „Nie przeżyjesz”. A klawisz: „Mówi o tobie Radio Wolna Europa, trzymaj się”. Na pierwsze widzenie przyjechała matka z bratem. Dowiedziałem się, że żona wystąpiła o rozwód. Cały mój świat runął, nie miałem dla kogo żyć. Odebrali mi wszystko.

Wypuścili go 17 stycznia 1977 r.: – Gdy dowiedziałem się, że wychodzę, zacząłem płakać.

Niedopuszczalna dosłowność

„Mając na względzie dobro Ojczyzny naszej oraz prawo każdego człowieka do uszanowania godności osobistej, postanawiamy przywrócić dobre imię zbezczeszczonym i skrzywdzonym ludziom pracy Ziemi Radomskiej i wszystkim, których niesprawiedliwość spotkała za okazanie różnorakiej pomocy pokrzywdzonym” – tak napisano kilka lat później w akcie erekcyjnym. Akt ten sygnowali: biskup sandomiersko-radomski Edward Materski, przewodniczący radomskiej NSZZ „Solidarność” Andrzej Sobieraj oraz szef Komisji Rehabilitacji „Czerwiec ’76” Wiesław Mizerski.

– Idea budowy pomnika zrodziła się, gdy 13 grudnia 1980 r. zaczęła działalność komisja rehabilitacyjna – uśmiecha się dziś Bronisław Kawęcki, przewodniczący Społecznego Komitetu Budowy Pomnika.

Idea pomnika to kawałek jego życia. Wspomina: – Wśród postulatów radomskiej Solidarności na rozmowy z komisją rządową znalazło się upamiętnienie Czerwca ’76 Pomnikiem Ludzi Skrzywdzonych. Rozpisano konkurs, napłynęło przeszło 70 prac. 22 czerwca 1981 r. komisja wybrała projekt Bronisława Kubicy: trzy rozpadające się bryły piaskowca, symbolizujące zrywy robotnicze w Poznaniu ’56, Gdańsku ’70 i Radomiu ’76.

– Stoczyłem prawdziwy bój z prof. Wiktorem Zinem, wiceministrem kultury, aby podpisał wstępną zgodę na realizację przedsięwzięcia – znów uśmiecha się Kawęcki. – Nie darmo SB moje akta SOR opatrzyła kryptonimem „Cwaniak”... [SOR: Sprawa Operacyjnego Rozpoznania, inwigilacja osoby lub grupy osób – red.]. Zastrzeżenia Zina wywołała „niedopuszczalna dosłowność” projektu: milicjant bije pałką kobietę tulącą dziecko. Nie dał się przekonać, że wtedy miały miejsce sytuacje znacznie bardziej drastyczne.

25 czerwca 1981 r., podczas poświecenia kamienia węgielnego pod pomnik, we wszystkich radomskich kościołach biły dzwony. Wstrzymano ruch, wyły syreny.

Wraz z aktem erekcyjnym wmurowano urny z ziemią z Poznania i Gdańska, z miejsc, gdzie zginęli robotnicy. A także zdjęcie pewnego wiejskiego księdza: Romana Kotlarza, proboszcza podradomskiej wsi Pelagów. 25 czerwca 1976 r., stojąc na schodach radomskiego kościoła Św. Trójcy, pobłogosławił on protestujących znakiem krzyża. Wkrótce potem już nie żył.

Sprawcy do dziś nieznani

Ks. Roman Kotlarz zmarł 18 sierpnia 1976 r. w szpitalu, w wyniku odniesionych obrażeń.

„Z posiadanych przez Wydział IV [„wyznaniowy”] KW MO Radom informacji wynika, że wśród księży i wiernych słyszy się różne głosy dot. przyczyn śmierci ks. Kotlarza. Księża i wierni wypowiadają się, że ks. Roman Kotlarz zmarł w wyniku dotkliwego pobicia go podczas przesłuchania w Prokuraturze Wojewódzkiej (...). Inni natomiast twierdzą, że został on pobity przez funkcjonariuszy MO, kiedy miał być aresztowany w dniu 25.06.76 r.” – to fragment notatki sporządzonej przez SB już po pogrzebie.

Czym wiejski proboszcz naraził się władzom? Odpowiedź znajdujemy w liście Stefana Borkiewicza, dyrektora wydziału ds. wyznań Urzędu Wojewódzkiego w Radomiu. Powołując się na dekret z 31 grudnia 1956 r., zwracał się on do bp. Piotra Gołębiowskiego w sprawie rzekomo szkodliwej działalności duchownego z Pelagowa: „Ks. Roman Kotlarz w dniu 11 lipca 1976 r. w czasie nabożeństwa w Pelagowie wygłosił kazanie, w treści którego pochwalał przestępstwa dokonane w dniu 25 czerwca 1976 r. w Radomiu i podkreślał swe uczestnictwo w tych wydarzeniach. W ten sposób ks. Kotlarz dopuścił się zarówno przestępstwa publicznego pochwalenia zbrodni, jak i nadużywania ambony do celów nie mających nic wspólnego z religią oraz szkodliwych dla Państwa. Z uwagi na charakter wydarzeń z dnia 25 czerwca 1976 r. publiczna wypowiedź ks. Kotlarza wymaga szczególnie ostrego napiętnowania. Urząd Wojewódzki w Radomiu oczekuje powiadomienia o wydanych przez Księdza Biskupa zarządzeniach. Decyzja niniejsza jest ostateczna”.

W walce o dobre imię uczestników protestów ksiądz był sam. Po swej stronie miał tylko mieszkańców parafii. Lekarz dyżurny odnotował potem w karcie przyjęcia do szpitala: „Był przesłuchiwany przez władze i miał duże przykrości nawet od swoich władz kościelnych”. Jego kazania nagrywała lokalna SB i spisane posyłała do Warszawy, do rąk płk. Zenona Płatka, kierownika samodzielnej grupy „D” Departamentu IV MSW. Do metod esbeków z tej grupy należały pobicia, uprowadzenia, a także zabójstwa (potem m.in. ks. Jerzego Popiełuszki).

Prowadzone po 1989 r. śledztwa nie ustaliły winnych pobicia i w efekcie śmierci księdza. Umarzając w 1991 r. postępowanie, prokurator stwierdzał: „Niewątpliwie zgon ks. Romana Kotlarza pozostaje w ścisłym związku z wydarzeniami z dnia 25 czerwca 1976 r. Z zeznań przesłuchanych w śledztwie świadków wynika, że ks. Kotlarz uczestniczył w pochodzie robotników ulicami Radomia, solidaryzował się z nimi, popierając słuszność ich wystąpienia. (...) Bezspornym jest, że w okresie od 25 czerwca do 16 sierpnia 1976 r. stosowana była wobec ks. R. Kotlarza przemoc fizyczna, polegająca na jego pobiciach. Fakty te miały miejsce zarówno na plebanii w Pelagowie, jak również w Komendzie MO w Radomiu, gdzie ksiądz Kotlarz był wzywany, stąd należy wnosić, że sprawcami tych pobić byli funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa Wydziału IV WUSW w Radomiu. Pomimo ustalenia składu personalnego tegoż Wydziału w okresie 1976 r., nie zdołano ustalić faktycznych sprawców pobicia ks. Kotlarza”.

Kamień jak pomnik

Wprowadzony 13 grudnia 1981 r. stan wojenny zamroził przygotowania do budowy w Radomiu Pomnika Ludzi Skrzywdzonych. Prawie do końca lat 80. kamień węgielny był za to miejscem opozycyjnych manifestacji; dochodziło tu do starć z milicją.

O stosunku władz PRL świadczy „Analiza i ocena sytuacji do sprawy obiektowej krypt. »Rocznica«” odnosząca się do 10. rocznicy protestu: „W 1986 roku przeciwnik polityczny wywodzący się z ekstremalnych działaczy byłej »Solidarności« oraz członków tzw. podziemia, wykorzystując nadarzającą się okazję podejmował próby zorganizowania demonstracji pod obiektem »Czerwiec ’76«. Antysocjalistyczny i antypaństwowy charakter ewentualnych manifestacji doprowadzić miał do zajść ulicznych o charakterze chuligańskim z udziałem elementu kryminalnego. Działalność opozycji politycznej wspierała m.in. reakcyjna część kleru rzymsko-katolickiego, który organizował w porozumieniu z działaczami byłej »Solidarności« w tych dniach liczne nabożeństwa intencyjne”.

Już po upadku komunizmu, w 1991 r., podczas przygotowań do wizyty w mieście Jana Pawła II, przeniesiono w to miejsce XIX-wieczny krzyż z piaskowca. Później, podczas następnych rocznic, uzupełniano otoczenie kamienia węgielnego o kolejne pamiątkowe elementy.

W kolejnych latach dyskusja o budowie pomnika stała się elementem politycznej walki aktualnej opozycji z aktualną władzą. Pojawiały się nowe oskarżenia i nowe pomysły uczczenia Czerwca ’76 – np. domem weterana czy alternatywnym monumentem „Powiew wolności”.

Do dziś pomnik nie powstał. Ale wydaje się, że dla większości radomian wizyta papieża w 1991 r. zakończyła dyskusję na temat budowy pomnika: stał się nim kamień węgielny, uświęcony obecnością i modlitwą Jana Pawła II.

Teraz, z okazji 40. rocznicy, w otoczeniu kamienia węgielnego pojawi się nowy element: na ścianie wieżowca powstanie mural wg projektu Sebastiana Skarżyńskiego i Przemysława Wójciaka.

Ma przedstawiać robotnika w kasku i konar drzewa z obejmującymi go dłońmi – symboliczne drzewo wolności. ©

Autor (ur. 1951) jest pisarzem, poetą i tłumaczem. Wydarzenia w Radomiu w 1976 r. są tematem jego powieści „Powiedzcie swoim”, wydanej w 2013 r. nakładem krakowskiego wydawnictwa Wysoki Zamek. Współautor scenariusza filmu fabularnego „Klecha” o radomskim proteście i księdzu Kotlarzu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2016