Ludzie nie chcą rewolucji

Liao Yiwu, chiński pisarz: Kiedyś Chińczycy kochali swój kraj i chcieli go zmieniać. Teraz kochają pieniądze. Rozmawiała Joanna Kotowicz

04.10.2011

Czyta się kilka minut

Joanna Kotowicz: Pana książka "Prowadzący umarłych" to zbiór historii osób z nizin społecznych: zastraszanych, torturowanych, głodzonych, psychicznie niszczonych. Czyta się je z instynktownym niedowierzaniem.

Liao Yiwu: Opowiadania zawarte w tej książce nie są aż tak straszne. Poznałem o wiele gorsze historie. Przykładem mój znajomy prawnik, który pomagał mi w sądzie. Został porwany. Wyglądało to jak w filmach: założono mu czarny worek na głowę, związano i uprowadzono; później robiono mu zdjęcia nago. Inna historia dotyczy samospalenia się człowieka. Stojący obok policjant patrzył i nie reagował. Zapytałem, dlaczego nie pomaga, dlaczego nie gasi ognia. Policjant odparł, że jak ktoś chce się spalić, to niech płonie, jego wybór. Są straszniejsze historie niż te, które opisałem w "Prowadzących umarłych".

Która rozmowa z bohaterami Pana książki wymagała największej odwagi?

Może nie odwagi, ale najwięcej wysiłku kosztowało mnie spisanie historii z mojego czteroletniego pobytu w więzieniu, gdzie znalazłem się zaraz po wydarzeniach na placu Tiananmen. Gdy postanowiłem opisać, jak byłem traktowany w więzieniu, co przeżyłem, przyszła policja i zabrała mi notatki. To powtarzało się dwa razy. Kolejny raz musiałem pisać od nowa. Wymagało to cierpliwości i wysiłku, ale dzięki czemu trenowałem pamięć i zapamiętałem wszystko. Policja miała mnie na oku, sprawdzała, co chcę publikować. Byłem kontrolowany. Tak było do momentu opuszczenia Chin.

Uciekł Pan z Chin latem tego roku, gdyż nie mógł Pan opublikować nic, co nie pokrywałoby się z obrazem Chin propagowanym przez komunistyczne władze.

Wydawnictwa z zagranicy miały wydać dwie moje książki, w Niemczech, USA i na Tajwanie. Ponieważ cały czas kontrolowała mnie policja, wydawcy bali się, że po publikacji spotkają mnie nieprzyjemności. Wiedziałem, że jeśli nie wyjadę, książki się nie ukażą. To było głównym powodem mojej decyzji. Teraz planuję wyjazd do USA i na Tajwan, później wracam do Berlina. W 2012 r. na Tajwanie i Niemczech ma pojawić się moja książka: opowieści ludzi, którzy ucierpieli w masakrze na Tiananmen. Co będzie potem, zobaczymy. Może w międzyczasie coś się zmieni w Chinach? Tylko nie wiem, czy na lepsze.

A co z Pana rodziną?

Dotąd nie spotkały jej przykrości. Wprawdzie zjawiła się w domu policja, by dowiedzieć się, jak uciekłem z Chin, lecz bliscy nie byli w stanie udzielić informacji, bo tylko ja znałem plan ucieczki. Ostatnio matka pytała mnie, czy to prawda, że zostałem wygnany z kraju. Wytłumaczyłem, że to nie tak, że nie uciekłem na stałe, po prostu wyjechałem na jakiś czas. Nie jestem emigrantem. Muszę przeczekać...

Wśród Pana bohaterów, którzy doznali okrucieństw za rządów Mao Tse Tunga, których okaleczono psychicznie, którym zamordowano dzieci, są ludzie niedostrzegający winy w polityce "Wielkiego Sternika".

Moi bohaterowie byli zwykle prostymi ludźmi, którzy nie mieli pojęcia, jak działa machina terroru, reżim komunistyczny. Tylko intelektualiści zdają sobie sprawę, że takie, a nie inne procesy miały miejsce, i że to była wina Mao. Prości ludzie winią urzędników, z którymi mieli styczność, dalej nie sięgają.

Młode pokolenie Chińczyków ma świadomość istnienia czarnych kart historii, która pochłonęła miliony ofiar?

Komunistyczna Partia Chin skupia się na propagandzie. Władzy zależy na wypraniu obywatelom mózgów, tak aby nie myśleli w ogóle albo nie myśleli inaczej. Według władzy zarabianie pieniędzy to jest to, co najbardziej się liczy i na czym młodym Chińczykom powinno zależeć. Ale nie każdy może się bogacić. Jest prosperująca elita, ludzie należący do niej mogą pomnażać majątki. Pęd za pieniądzem zmienił Chiny na gorsze. Ludzie przestali się szanować, nie są już tak blisko siebie jak kiedyś. A partia nie chce, by ludzie pamiętali. Należy dać im tyle pracy, aby ze zmęczenia nie chciało im się szukać przeszłości, pamiętać o niej. Moją rolą jest zapisywanie wspomnień, aby kolejne pokolenia poznały prawdę.

Co rozdrażniło władze w Pana książce?

W 1989 r. na plac Tiananmen wyszli ludzie troszczący się o swoje państwo, pragnący wolności. W pokojowy sposób domagali się reform politycznych, które zdemokratyzowałyby kraj. Deng Xiaoping, wielki zbrodniarz, postanowił stłamsić ich pragnienia, zginęło ponad

3 tys. osób. Odtąd władze zaczęły martwić się o wizerunek. To, o czym piszę - historie ludzi z Tiananmen - nie zgadza się z wizją władz, które chcą, aby obraz pięknych i rozwijających się Chin nie został zburzony. Przed 1989 r. ludzie kochali swój kraj, potem zaczęli kochać pieniądze. Dziś liczy się zarabianie. Majątki, które Chińczycy zdobywają ciężką pracą, wydają na wyjazd za granicę z całą rodziną. Może te piękne budynki rosnące w zastraszająco szybkim tempie kiedyś się zawalą, bo nie będzie ludzi chcących w nich mieszkać.

Czy ci, którzy walczą o prawa człowieka i cierpią z tego powodu, mają za złe Zachodowi, że nie upomina się o nich, że biznes jest ważniejszy?

Powinniśmy wymagać od siebie, a później od innych. Tak samo dotyczy to Liu Xiaobo [pisarz, laureat pokojowej Nagrody Nobla - red.] czy Ai WeiWei [artysta, niedawno więziony - red.]. Każdy z nas działa na innej płaszczyźnie: Liu Xiaobo bardziej politycznie, ja w literaturze, a Ai WeiWei w sztuce. Naszą rolą jest obudzić ludzi i uświadomić im, że coś jest nie tak. Czy możemy mieć pretensje do Zachodu? Chyba nie. Zachód robi biznes z Chinami, w grę wchodzą duże pieniądze i tego nie da się uniknąć. Władze chińskie wysyłają jasny sygnał: jeśli chcecie robić z nami interesy, to na naszych zasadach. Najważniejsze, by się nie poddać.

Do objęcia władzy przygotowuje się XI Jinping, postrzegany przez niektórych jako "liberał". Czy to coś zmieni?

Za każdym razem, gdy w Chinach zmienia się władza, obywatele myślą, że nastąpi "wielka zmiana". Tak było, gdy Hu Jintao został przywódcą ChRL po Jiang Zeminie. Były nadzieje, że coś drgnie. Sam byłem przekonany, że Chiny się zdemokratyzują. Tak się nie stało. Trudno powiedzieć, jak będzie teraz.

"Arabska Wiosna" wywołała popłoch wśród chińskich władz. Czy Chińczycy byliby dziś w stanie przeciwstawić się rządowi?

Doniesienia, że w Chinach mogłoby dojść do wybuchu rewolucji, wynikają z przewrażliwienia władz i gorączkowej reakcji. Informacje w internecie o rzekomej "jaśminowej rewolucji" były przesadzone. Ale faktycznie, władze zaczęły zatrzymywać ludzi, zwiększyły kontrolę. Wydaje mi się, że rewolucja na miarę tej z Afryki Północnej nie miałaby szans zaistnieć w Chinach. Nasz naród nie lubi przewrotów. Dopóki żyje mu się dobrze, nie chce zmieniać tego, co jest. Chińczycy nie chcą rewolucji, bo nie są na nią gotowi.

LIAO YIWU (ur. w 1958 r. w Syczuanie) jest poetą i prozaikiem. Debiutował w rządowej prasie, ale jego poemat napisany po stłumieniu protestów na Tiananmen w 1989 r. został uznany za antykomunistyczny, a on sam skazany na 4 lata. W więzieniu rozmawiał z prostymi ludźmi o ich życiu i pracy. Po odbyciu kary żył jako bezdomny, uliczny grajek. Książka "Prowadzący umarłych. Opowieści prawdziwe. Chiny z perspektywy nizin społecznych" ukazała się pierwotnie w Tajwanie i jest zakazana w Chinach. Została przełożona m.in. na niemiecki, angielski i francuski. W 2007 r. otrzymała nagrodę Freedom to Write od Niezależnego Chińskiego PEN Center.

JOANNA KOTOWICZ jest dziennikarką Polskiej Agencji Prasowej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2011