Ludzie na sprzedaż

Niewola zaczyna się tam, gdzie dla własnej wygody używamy tanich dóbr wytwarzanych przez niewolniczą pracę – mówi koordynatorka największej międzyzakonnej i międzynarodowej sieci pomocy ofiarom handlu ludźmi.

13.02.2017

Czyta się kilka minut

 / il. Lech Mazurczyk
/ il. Lech Mazurczyk

Pędziłam rano do pracy. Na ulicach były pojedyncze osoby, które jak ja szły do swoich zajęć. Skręciłam jak co dzień w boczną uliczkę, która jest skrótem do mojej pracy. Zawsze była pusta, a dziś przed jedną z bram stał samochód dostawczy. Powoli się do niego zbliżałam. Drzwi z boku miał uchylone. Jakiś starszy pan wyszedł z bramy, ciągnąc walizkę. Podszedł do drzwi i próbował podnieść walizkę, by włożyć ją do auta. Robił to tak niezdarnie, że niewiele myśląc, podbiegłam, by mu pomóc.

Podniosłam walizkę i wsunęłam ją przez otwarte drzwi. Ten człowiek stał za mną. Niespodziewanie popchnął mnie do środka. Drzwi się zatrzasnęły. Byłam w szoku. Wszystko działo się tak szybko. Ktoś chwycił mnie za włosy i pociągnął w głąb auta. Inny kopnął w brzuch. Skuliłam się z bólu na podłodze. Ktoś usiadł na mnie całym ciężarem i przykrył dłonią usta. Poczułam ukłucie i zasnęłam. Zostałam porwana – opowiada Anna, 25-letnia Polka. To jedno ze świadectw ofiar handlu ludźmi, cytowanych w rozważaniach Drogi Krzyżowej zamieszczonej na stronie Sieci Bakhita, nieformalnej, międzyzakonnej, polskiej grupy wsparcia, zajmującej się przeciwdziałaniu i niesieniu pomocy ofiarom współczesnych form niewolnictwa.

Przecena na życie

Na świecie jest ok. 45-46 mln niewolników – szacuje prof. Kevin Bales, autor „Global Slavery Index”. I dodaje, że to szacunki ostrożne, choć inni (np. Międzynarodowa Organizacja Pracy) liczą, że to ok. 20 mln. Skala sytuacji, w których używając przemocy, jedna osoba kontroluje drugą i używa jej do swoich celów, jest najwyraźniej trudna do uchwycenia. Bo jak liczyć? Skazanych sprawców? Ofiary, którym udzielono pomocy?

Prof. Bales twierdzi, że jest gorzej niż kiedyś: życie ludzkie (a zatem i niewolnik) nigdy nie było tańsze. Jest nas na świecie coraz więcej, ale jednocześnie przybywa tych bezbronnych, żyjących w ekstremalnym ubóstwie, w skorumpowanych lub niespokojnych państwach. – Jeśli zalejesz rynek jakimś produktem, w tym przypadku wykluczonymi i bezbronnymi ludźmi, prawo rynku sprawi, że będą tańsi – tłumaczy prof. Bales. Kiedyś trzeba było być zamożnym, by posiadać niewolnika, teraz już nie.
Najnowszy raport ONZ podaje, że 71 proc. ofiar handlu ludźmi to kobiety i dziewczynki, w ostatnich latach wzrosła jednak liczba zniewolonych mężczyzn. W skali globalnej 28 proc. ofiar to dzieci, są jednak regiony, w których stanowią ponad połowę (w Afryce Subsaharyjskiej 62 proc., w Ameryce Środkowej i na Karaibach 64 proc.). Kobiety i dziewczynki są najczęściej wykorzystywane seksualnie, chłopcy i mężczyźni trafiają do ciężkiej pracy: w kopalniach, w rolnictwie.

Handel ludźmi to sieć przestępczych interesów. Najczęściej lokalna, gdzie oprawcy wywodzą się z tej samej grupy społecznej co ofiary. Ale to też przestępczość globalna. Dlatego siostry zakonne, które postanowiły stawić jej czoło, najpierw musiały zrobić coś analogicznego: zbudować silną i dobrze zorganizowaną globalną sieć pomocy. Tak powstała Talitha Kum – jej częścią jest polska Bakhita.

Zszywanie kawałków

Tworząc ten program, po raz pierwszy żeńskie zgromadzenia zakonne zaangażowały się we wspólne dzieło na poziomie międzynarodowym. Zaczęło się pod koniec lat 90., gdy siostry pracujące w Europie z bezbronnymi grupami – głównie kobietami i dziećmi – zauważyły, że dzieje się coś nowego.

Obserwowały sytuacje handlu ludźmi, naruszeń praw człowieka, które ze względu na złożoność spraw i zagrożenie dla ludzi pracujących w tym obszarze wymagały, żeby zmierzyć się z nimi wspólnie, ponadnarodowo. Wkrótce s. Lea Akerman, założycielka Solwodi (Solidarity With Women in Distress – Solidarność z Kobietami w Niebezpieczeństwie), została poproszona o wystąpienie na spotkaniu zakonów męskich i żeńskich. To tam uznano, że trzeba zrobić coś razem. Najpierw działać zaczęły kobiety.

W 1998 r., dzięki wsparciu z Departamentu Stanu USA, wraz z Międzynarodową Organizacją ds. Migracji zakonnice zaczęły organizować szkolenia. Przygotowały tygodniowy kurs, pomagający siostrom rozpoznawać symptomy handlu ludźmi, zrozumieć teologiczne zagadnienia związane z tym zjawiskiem, prawne ramy, m.in. „Protokół z Palermo” z 2000 r. o zwalczaniu i karaniu za handel ludźmi – by miały teoretyczne narzędzia do lepszej pracy tam, gdzie już są obecne wśród bezbronnych społecznie kobiet, np. w szkołach w favelach czy prowadząc projekty społeczne na indyjskich wsiach, gdzie znikają dzieci. Kolejnym krokiem było rozwijanie sieci współpracy, czyli poznawanie się i utrzymywanie kontaktu.

– To nie jest praca dla pierwszej damy – mówi „Tygodnikowi Powszechnemu” s. Gabriella Bottani, koordynatorka prowadzonego przez Międzynarodową Unię Przełożonych Generalnych Zgromadzeń Żeńskich (UISG) projektu Talitha Kum. Projekt ten powstał w 2009 r., bo prosiły o to przedstawicielki lokalnych sieci. – Chciały, żeby istniało biuro, które będzie koordynowało wszystkie sieci i zajmowało się promocją ich pracy. Śmieję się, że nic nie znaczę, bo moja praca ma sens tylko dzięki pracy w terenie. Mamy teraz 19 sieci-członków, niektóre narodowe, inne regionalne, jak Talitha Kum Południowo-Wschodniej Azji czy europejska RENATE. Nie mam nawet sekretariatu, choć UISG wspiera komunikację. Unikam, jak mogę, silnie scentralizowanej struktury. Nie uważam, by było nam to teraz potrzebne.

W Polsce od 2011 r. działa międzyzakonna Sieć Bakhita, której nazwa pochodzi od św. Józefiny Bakhity, sudańskiej niewolnicy, a później siostry zakonnej. W jej pracę zaangażowana jest m.in. s. Anna Bałchan, od lat pomagająca ofiarom prostytucji.

Czy to znaczy, że siedząc w Rzymie, siostra Bottani wie, kto dla nich pracuje na Filipinach? Niezupełnie. Ma natomiast telefon do koordynatorki Talitha Kum w Południowo-Wschodniej Azji. Zadaniem jej biura jest wspierać i wzmacniać siostry, które chcą się przyłączyć do sieci u siebie. Zaczynają dialog między ochotniczkami i lokalną konferencją zakonnic, czasem regionalną konferencją. Na przykład Latynoamerykańska Konferencja Zakonnic wraz z rzymskim biurem wspiera i promuje sieć powstałą ostatnio w Meksyku. Centrala zrobiła zbiórkę pieniędzy na ich rzecz i oferuje im na początek kurs szkoleniowy.

Są miejsca, gdzie siostry pracują przede wszystkim z ofiarami. Tak jest w Europie, bo tu sieć rośnie wokół wielu kobiet uratowanych z handlu ludźmi i konieczności pomocy właśnie im. W Ameryce Południowej budowana jest za to wokół prewencji. Inne pole działań to zmiany w prawie, lobbowanie modelu nordyckiego, czyli karania klienta, żeby zredukować zainteresowanie usługą, które jest jednym z powodów handlu.

– Nie mamy dwóch podobnych do siebie sieci lokalnych – zapewnia s. Bottani. – Każda powstała w specyficzny dla siebie sposób, zgodnie z miejscową kulturą i realiami tamtejszego życia religijnego. Mamy sieci złożone z samych zakonnic, które chcą, żeby tak pozostało. W innych koordynator jest świecki, wszyscy – świeckie kobiety, mężczyźni, zakonnicy i zakonnice – pracują razem. Niektóre są bardzo ustrukturyzowane, członkami są zgromadzenia, a inne są mniej formalne.

Jako przykład podaje Um Grido Pela Vida, organizację, którą współtworzyła przez wiele lat, pracując w Brazylii. To sieć świeckich i kościelnych organizacji, a w Amazonii wręcz praca międzyreligijna. – Współpracujemy z przedstawicielami różnych tradycji religijnych, również miejscowych. Jedyny warunek, jaki stawiamy, to aby sieć istniała między zgromadzeniami i w relacji do miejscowej konferencji zakonów i struktury Kościoła – wyjaśnia koordynatorka Talitha Kum. – Wspieramy współpracę przede wszystkim wewnątrz Kościoła, ale też z organizacjami pozarządowymi, rządowymi, z każdym, kto pracuje na tym polu.

W Brazylii zależało im szczególnie na tym, żeby powstały lokalne grupy: – Największe organizacje są w stolicy i w wielkich miastach, ale na wsi to właśnie Kościoły – katolicki, ale też inne – są najbardziej obecne. W najtrudniejszych miejscach powstała ciekawa inicjatywa wędrownej ekipy. Organizujemy grupę kompetentnych osób w bezpiecznym mieście, która jedzie w teren. Nie starczy nam siły, żeby wszędzie tam założyć wspólnoty, ale możemy użyć lokalnych struktur społecznych, np. nauczycieli. Choć bywa i tak, że liderzy lokalnej społeczność przewodzą handlowi. Jak w mieście, którego burmistrz wykorzystywał nieletnich, czy w miejscach w Amazonii, w których grozi ci śmierć, gdy zgłosisz porwanie do pracy w kopalni lub na plantacji.

Koordynatorce zdarza się też rola mediatora między dwoma różnymi światami, np. między sieciami w USA i Kanadzie a tymi z Ameryki Południowej, albo między Europą i Afryką.

Przez moment myślę, że siła ich sieci polega też na tym, że łączą i koordynują działania w krajach wysyłających, tranzytowych i docelowych, ale s. Bottani szybko prostuje: – Każdy kraj jest teraz zarówno wysyłającym, docelowym, jak i tranzytowym. Mamy kobiety kanadyjskie, sprzedawane wewnątrz Kanady lub do USA, czy młode dziewczyny z Wielkiej Brytanii, wysyłane w celach seksualnych do Włoch. Ten podział nie jest więc oczywisty. Chociaż handel jest silniejszy w pewnych regionach. Na przykład wschodnioeuropejskie kraje są bardziej wysyłającymi niż przyjmującymi. Ale również przyjmują.

Siostry są przede wszystkim dyskretne. Wiele z nich pracuje w prewencji, edukacji, opiece zdrowotnej, pracy duszpasterskiej ze wspólnotami, odwiedzają rodziny, nasłuchują. Choć są też siostry pracujące w tej dziedzinie, które są zaangażowane w pracę rządów czy organizacji pozarządowych. – Większość to wolontariuszki, nie dostają pensji za to, co robią, ja jestem jedyna – wyjaśnia s. Bottani. – Powiedzmy, że pracujesz w Nepalu i podczas swojej pracy usłyszysz coś, co zwróci uwagę i ma znamiona handlu ludźmi. Że młoda dziewczyna została wysłana do Indii i znasz siostrę z sieci w tym kraju. Wysyłasz jej informacje, a ona wie, do kogo iść po pomoc. Tak siostry ratują wiele młodych kobiet.

Siłę daje im współpraca. – Na przykład w Beninie mamy schronisko dla kobiet, które zdecydowały się wrócić do domu, do Nigerii. Siostry z innych kongregacji wspierają działanie schroniska. We Włoszech zgromadzenie poprosiło siostry z Nigerii, żeby przysłały jedną do pomocy ofiarom z tego kraju. Nie zawsze trzeba otwierać nowe dzieła czy wspólnoty. Wystarczy, że pomożemy sobie nawzajem. Podobnie w lobbingu. Wystarczy, że jakieś zgromadzenie ma przedstawicielkę przy ONZ, by powierzyć jej nasze sprawy. Lubię makatki i taki mam pomysł na działanie organizacji, zszywam ją z różnorodnych kawałków.

Sznurkowa bransoletka

Kiedy do niej idę, zaczepia mnie zdesperowany sprzedawca parasolek. Owszem pada, ale nie chcę kupować, choć cena spada po chwili o połowę. Zaraz potem dziewczyna z Senagalu z rocznym dzieckiem na plecach wciska sznurkową bransoletkę za parę euro. Przyjechali z Afryki, jak wielu innych, których widać na ulicach Rzymu. Co ich tu przygnało, mogę się tylko domyślać, ale akurat dziś nie ucieknę od pytania, jak bardzo są narażeni na stanie się ofiarą handlu ludźmi. Może powinnam pytać o to samo, obserwując w moim tanim hostelu dziwną relację między gospodynią z Bangladeszu a jej szefem?

– Mijając kogoś na ulicy, nie będziesz w stanie rozpoznać, czy ta osoba jest po prostu biedna, czy jest ofiarą – wyjaśnia s. Bottani. – Kiedy mówimy o handlu ludźmi, mówimy o wykorzystaniu ludzi z powodów ekonomicznych, żeby zarobić. Redukowaniu wolności, często w powiązaniu z przemocą. Istnieje protokół międzynarodowy rozróżniający, co jest szmuglowaniem migrantów, a co handlem ludźmi.

Kryminalne organizacje działające w tych obszarach współpracują ze sobą. Jest wielka różnica między osobą prześladowaną w swoim kraju, niemającą szansy, żeby legalnie dostać się do bezpiecznego kraju i płacącą za nielegalną podróż, a kimś już zniewolonym i szmuglowanym przez granicę. Ale to prawda, migracja stawia ich w pozycji bardzo podatnej na krzywdę, mogą zostać sprzedani podczas podróży. Zaczynają jako nielegalni migranci, a kończą jako ofiary handlu.

Czyli zajmując się przeciwdziałaniem handlowi ludźmi, siostry muszą się też znać na wielkiej polityce. – Musimy być bardzo świadome politycznych wymiarów migracji oraz pytań o prawa człowieka, także kwestii legalizacji prostytucji – wyjaśnia dalej s. Gabriella. – Na przykład w Niemczech legalizacja prostytucji spowodowała wzrost handlu kobietami do prostytucji. Spotyka się tu wiele interesów.

Wciąż nie wiem, co z Senegalką i jej dzieckiem. Są w grupie ryzyka czy zwyczajnie handlują na ulicy?

Siostra Bottani przyznaje, że pewnie są narażeni. – Międzynarodowa Organizacja ds. Migracji pisała w jednym z raportów, że około 44 proc. ludzi staje się ofiarami handlu ludźmi w czasie procesu migracji, co znaczy, że migranci, zwłaszcza ci bez dokumentów, są wśród grupy najwyższego ryzyka. Jednak nie tylko oni. Wielka grupa jest wewnątrz kraju, przypominam, że to często pierwszy krok. Na przykład w Brazylii było dość częstym zjawiskiem, że młode dziewczyny lub dziewczynki były sprzedawane z terenów wiejskich do miast, albo w okolice wybrzeża, słynącego z seksturystyki, i stamtąd rekrutowane do Hiszpanii, Portugalii, Włoch, Szwajcarii. Wiedziały, że jadą pracować w seksbiznesie, ale nie miały pojęcia, że nie będą wolne.

Ruda kobaltu i krewetki

Skąd nazwa „Talitha Kum Arise!”, odwołująca się do słów, którymi Jezus wskrzesza córkę Jaira: „Dziewczynko, wstań!”?

– Modląc się tymi słowami, widzę, że często powtarzają się w Ewangelii – tłumaczy s. Bottani – Gdy niewidomy, który siedział i żebrał, zostaje uzdrowiony, a potem wstaje i idzie za Jezusem. Do dziewczynki mówi: „wstań!”. Do pochylonej kobiety, która od 18 lat miała ducha niemocy, mówi, że jest wolna, a ona się prostuje i podnosi głowę. Drogę do wolności musimy przejść wspólnie. Według mojego doświadczenia nie mogę powiedzieć: „Wyzwalam cię”.

Nie o skromność chodzi jej w tym zastrzeżeniu, ale o świadomość, jak silne są mechanizmy zniewalania człowieka, szersze niż jednostkowa sytuacja. I że przykładamy do nich rękę.

– Niewola zaczyna się tam, gdzie używamy tanich dóbr wytwarzanych przez niewolniczą pracę – mówi s. Bottani. – Powinniśmy zacząć myśleć o tym, że wspieramy model rozwoju, który produkuje tylu biednych i bezbronnych ludzi, niepotrzebnych naszemu światu, będących jakby śmieciami społecznymi, ludzkimi odpadkami naszego społeczeństwa.

Waha się, gdy wypowiada te słowa, lecz ciągnie dalej: – W Brazylii ludzie płacą, żeby stać się niewolnikami. Jak to możliwe? To ważne pytanie. Nie chcę powiedzieć, że nie mamy ratować ofiar handlu ludźmi. Powinniśmy, ale droga do wolności to długi proces. Nie wystarczy uwolnić ich i odesłać, zostawić, bo wielu z nich znów padnie ofiarą handlu. Może nawet powiedzą, że dla nich to jedyna szansa przetrwania. Wciąż mamy zbyt indywidualistyczne podejście, a trzeba myśleć systemowo.

Często jednak o Kościele myśli się, że sprząta brud świata, działa charytatywnie, ale nie powinien zadawać niewygodnych pytań, zatrącających o politykę i ekonomię. Lepiej niech trzyma się swojej działki. Koordynatorka Talitha Kum chce powiedzieć: tak, posprzątamy, pomożemy, ale też nazwiemy rzeczy po imieniu, sięgniemy do korzenia, nie będziemy udawać, że nie wiemy, skąd się to bierze.
– Papież Franciszek powiedział, że pomagamy bankrutującym bankom, ale nic nie robimy z bankrutującym człowieczeństwem – wspomina przemówienie, które zostało wygłoszone dzień przed naszym spotkaniem. – Handel ludźmi i kryzys migracyjny są jednym z przejawów głębokiego kryzysu antropologicznego. Możemy wyzdrowieć jedynie dotykając korzeni problemu.

Gdzie szukać przyczyn? Nie zastanawia się długo. – Przecież korzenie handlu ludźmi nie są tylko takie, że źli ludzie zniewalają kogoś, ale że ofiary otoczone są kontekstem, który przyzwala na eksploatację ich życia. Nie jest dla nas problemem, że używamy telefonów komórkowych z bateriami, do których produkcji potrzebna jest ruda kobaltu, którą wydobywają dzieci w kopalniach Konga. Ani to, jak wielu niewolników jest wykorzystywanych przy połowie krewetek czy przy zbiorze bawełny w Kazachstanie. Nie myślimy o tym, bobyśmy oszaleli. Handel ludźmi jest oskarżeniem naszego stylu życia. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teolożka i publicystka a od listopada 2020 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Zajmuje się dialogiem chrześcijańsko-żydowskim oraz teologią feministyczną. Studiowała na Papieskim Wydziale Teologicznym w Warszawie i na Uniwersytecie Hebrajskim w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2017