Czekając na nowego Tuska

Politycy PO przekonują, że z ich partią nie jest źle: po ośmiu latach rządów pozostała drugą siłą w parlamencie. Tyle że za kulisami rozpoczęła się właśnie wyniszczająca walka.

02.11.2015

Czyta się kilka minut

Grzegorz Schetyna na wieczorze wyborczym PO w Kielcach, 25 października 2015 r. / Fot. Łukasz Zarzycki / FORUM
Grzegorz Schetyna na wieczorze wyborczym PO w Kielcach, 25 października 2015 r. / Fot. Łukasz Zarzycki / FORUM

A był pan na naszym wieczorze wyborczym?
– Nie!
– Szkoda! Zobaczyłby pan, jak Ewa Kopacz przyjęła porażkę.
– Jak?
– Z wielką godnością.

W Sejmie trwa pakowanie. SLD i Twój Ruch się wyprowadzają, Platforma się przeprowadza. Jej posłowie muszą opuścić zaciszny korytarzyk przy łączniku między Sejmem i Senatem oraz prestiżowy gabinet 103 w korytarzu dochodzącym do Sali Plenarnej.

W polskim parlamencie na jednego posła przypadają nieco ponad 2 metry powierzchni biurowej. Eksmisja z korytarzyka jest więc „karą” za utratę 69 mandatów. Wyprowadzka z pokoju 103 to efekt wyborczej porażki, bo ten gabinet zajmuje tradycyjnie szef zwycięskiego klubu. Lokalowe trofea przejmie zwycięskie PiS.

Jednak politycy PO szukają pozytywów. Mówią choćby, że Ewa Kopacz nie rozkleiła się podczas wieczoru wyborczego, ale stawiła czoło porażce.

– Ubrała się na biało,głos jej drżał, ale przecież poszła do działaczy, każdemu uścisnęła dłoń, każdemu podziękowała...

– Ale to takie trudne?
– Żeby pan wiedział, w jakich warunkach ona pracuje. „Ewa, zrób to”, „Nie, niech pani zrobi tamto”... Otoczona przez doradców, którzy już dawno się pogubili.

Ewidentna niechęć 

Na zewnątrz trzymają fason, ale na zapleczu platformersi rzucają na siebie kalumnie i szukają winnych. Pierwsi ruszyli do ataku Radosław Sikorski („W PO potrzebne jest nowe przywództwo. Jestem przekonany, że Ewa Kopacz będzie wiedziała, co w takiej sytuacji zrobić”) oraz jego poplecznik Jacek Rostowski.

Były minister finansów podkreślił, że Ewa Kopacz nie ma mandatu do rządzenia partią, wybory partyjne należy przeprowadzić szybko, jednak pani premier wykazuje w tej mierze „ewidentną niechęć”.
Obie opinie, choć logiczne, zostały przyjęte z rozbawieniem. A to z powodu osób wypowiadających te słowa. Radosław Sikorski i Jacek Rostowski należą do tych, którzy biesiadowaniem w knajpach na koszt podatnika pogrążyli Platformę.

Jednak problem był, i nie sposób go zamieść pod dywan.

Struktury nie pomagają

Ewa Kopacz przyszła na pierwszy po wyborach zarząd PO z przesłaniem, że zmiany nie są konieczne. Utwierdzana przez topniejące grono akolitów w przekonaniu, że kampania nie była wcale najgorsza, że w porażce zawinił najbardziej Bronisław Komorowski, który przegrał swoją elekcję, oraz że gdyby nie ona, wynik byłby znacznie gorszy.

W zarządzie napotkała jednak na opór. Okazało się, że dwie zwalczające się do tej pory frakcje, spółdzielnia partyjnych baronów, czyli szefów regionów, oraz ciągle istniejąca grupa Grzegorza Schetyny, mają ten sam pomysł na przyszłość partii: jak najszybsze wybory przewodniczącego.

Formalnie hasło do zwołania Rady Krajowej rzucił Tomasz Tomczykiewicz. Śląski baron i dawny zwolennik Kopacz, dziś ma prawo mieć do niej żal. Za to, że dał się nagrać w knajpie, został przez panią premier zdymisjonowany ze stanowiska wiceministra gospodarki, stracił też jedynkę na liście wyborczej w swoim okręgu.

Manipulacje szefowej PO na listach wyborczych połączyły spółdzielców i schetynowców. Jedni wylatywali za udział w aferze taśmowej, inni z powodu jej widzimisię. Szef regionu wielkopolskiego Rafał Grupiński musiał oddać pierwsze miejsce medaliście olimpijskiemu w rzucie młotem Szymonowi Ziółkowskiemu. Sam Schetyna znalazł się na liście w Kielcach, gdzie był klasycznym spadochroniarzem.

– Przez takie ruchy w trakcie kampanii zauważyliśmy, że struktury regionalne nie zawsze pomagają „jedynkom”, czasem wręcz im przeszkadzają. Jak mogliśmy liczyć na dobry wynik? – opowiada polityk Platformy.

Liczenie szabel

Oprócz urażonych ambicji regionalnych liderów na niekorzyść Ewy Kopacz działa to, że na swoich barkach dźwigała cały ciężar kampanii. To ona jeździła koleją, to ona była twarzą partii, pojawiała się na plakatach, w spotach i w debatach telewizyjnych.

Podobną strategię PO przyjęła w 2011 r. Wtedy Donald Tusk wsiadł do autobusu i wziął odpowiedzialność za wszystko. Tyle że on wygrał, a ona przegrała.

O tym, że postawienie całej kampanii na panią premier było błędem, mówi otwarcie Sławomir Neuman – wiceminister zdrowia. Lider PO na Pomorzu wyrasta na silną figurę. Ma dobre kontakty z dziennikarzami i doświadczenie rządowe, a w jego regionieakurat PiS przegrał z Platformą (podobnie zdarzyło się tylko na Pomorzu Zachodnim).

Wybory szefa klubu będą okazją do tego, by Ewa Kopacz oceniła swoje wpływy. Na pewno może liczyć na Tomasza Siemoniaka i Rafała Trzaskowskiego. Popiera ją Hanna Gronkiewicz-Waltz. Są z nią Michał Kamiński i Sławomir Nitras, którzy doradzali jej w kampanii. Wiele zawdzięcza jej ponad trzydziestu nowych posłów, którym dała dobre miejsca na listach.

Czy to wystarczy? Neuman będzie zabiegał o poparcie baronów i schetynowców.

Całkiem możliwe, że jeśli nie będzie pewna zwycięstwa, Ewa Kopacz zechce zejść z linii ciosu. Może np. wystawić Tomasza Siemoniaka – kiedyś zwolennika Schetyny, dziś gorąco popierającego odchodzącą premier.

Na razie Ewa Kopacz pogodziła się z decyzją zarządu: Rada Krajowa ma odbyć się w połowie listopada i ustalić kalendarz wyborczy. Kiedy pani premier wyszła do mediów, dodała, że odnowić powinna się cała Platforma. Że należy rozpisać wybory na każdym szczeblu: od koła do przewodniczącego. Członkowie zarządu zareagowali złością, bo na posiedzeniu nie było o tym mowy. Po co to zrobiła?

– To był sygnał, że nie tylko ona jest winna porażce. Niech każdy weźmie część winy na klatę. Niech każdy się rozliczy. Ale był też powód bardziej prozaiczny. Gdyby zrealizować taki plan, czyli wybory od dołu do góry, Ewa Kopacz szefowałaby PO jeszcze przez rok. Dopiero potem musiałaby poddać się weryfikacji – mówi członek zarządu PO.

Porządki żelaznego Grzegorza

W partii nastroje po przegranej są podłe. Dlatego czas działałby na korzyść Kopacz. I dlatego obrażeni baronowie oraz Grzegorz Schetyna, który już stanął w wyborcze szranki, zrobią wszystko, by elekcję przyspieszyć.

Zwłaszcza że pojawił się jeszcze jeden kandydat: minister sprawiedliwości Borys Budka.

– Jego do startu namówił Cezary Grabarczyk. Wygrać raczej nie wygra, ale będzie w grze. A jak się jest w grze, można się targować – opowiada związany z PO fachowiec od PR.

Co obieca Schetyna? Jest na pewno bardziej liberalny gospodarczo i konserwatywny obyczajowo niż Ewa Kopacz. Ale nie to będzie miało kluczowe znaczenie.

Schetyna obieca,że zaprowadzi porządek w partii.

– Ludzie już mają dość tego rozmemłania i wojen podjazdowych. Partia poszła do wyborów z nieobsadzoną funkcją sekretarza generalnego, a Ewa była pełniącą obowiązki przewodniczącego. Centrala przestała kontaktować się z dołami. Doły zaczęły lekceważyć polecenia centrali. Nawet etatowi pracownicy partii przestali się przykładać do kampanii. Brali pieniądze, jak w państwowej fabryce w czasach socjalizmu. Teraz wszyscy skaczą sobie do gardła i szukają winnych. A winny jest każdy. Schetyna weźmie to za pysk i kłótnie się skończą. Zapowiada „pot i łzy”, i dobrze, bo PO już za tym tęskni – opowiada zwolennik odchodzącego szefa MSZ.

Obecny nieobecny

Co obieca Ewa Kopacz? Nie może obiecać kontynuacji, bo to byłaby katastrofa. Nie może pochwalić się otoczeniem, bo źle je sobie dobrała. Nie może liczyć na potknięcia PiS – bo partia Jarosława Kaczyńskiego dopiero przejmuje władzę. W mediach wypada słabo, nie ma charyzmy, przejadła się.

Być może jedynym wyjściem będzie dla niej gra na czas i liczenie na poparcie Donalda Tuska. W PO panuje opinia, że szef Rady Europejskiej nieustannie jej doradza. Że to on wymyślał roszady na listach, a czasem podrzucał pomysły w kampanii. A Tusk kojarzy się Platformie z tłustymi latami rządów. Z liderem, który potrafi wygrać każdą kampanię i zapewnić bezpieczeństwo. Nikt nie ma wątpliwości, że gdyby chciał wrócić z Brukseli, Ewa Kopacz oddałaby mu partię, a partia przyjęłaby go z otwartymi ramionami.

Niewykluczone, iż sam Tusk może mieć na to ochotę. Z jego punktu widzenia przejście PO do opozycji wcale nie jest tragedią. Niech partia trochę pocierpi. Niech PiS trochę porządzi. Gdy wszyscy zatęsknią, on wróci.

Tylko że plan może się nie udać, gdy PO dostanie silne przywództwo. A takim liderem ma szansę być Schetyna. Wprawdzie w ostatnich latach tylko przegrywał, ale PO pamięta przecież „żelaznego Grzegorza”.
Tusk więc zrobi wszystko, by pokrzyżować konkurentowi szyki. A może sporo – w PO na szefa mogą głosować wszyscy członkowie, którzy płacą składki i są w partii dłużej niż sześć miesięcy – około 40 tysięcy osób.
Schetynie nie będzie więc łatwo. To fakt, że Platformę Obywatelską zepsuł Donald Tusk. Że to za jego rządów zmieniła się z partii obywatelskiej w partię władzy, w której konkurencję wycinano bezlitośnie, a dawne idee zastąpiono hasłem o „ciepłej wodzie w kranie”. PO stała się formacją bez żadnego wyrazu: ostatnio rozciągającą się od Grzegorza Napieralskiego po rejony Romana Giertycha.

Tyle że Schetyna nie może Tuska krytykować zbyt otwarcie – bo przez lata był jego gorliwym pomocnikiem.

Zostaliśmy sami

Tymczasem PiS ostro zabrał się do roboty. Trwają podchody, by porozbijać koalicje PO-PSL w sejmikach wojewódzkich.

– Liderzy ludowców mają kłopot – mówi jeden z ważnych polityków Platformy. – Nie chcą zrywać koalicji z nami. Uważają, że to ich pogrąży i że po takiej zdradzie mogą nie odbudować autorytetu na wsi, a wtedy pożegnają się z parlamentem. Ale naciskają ich doły partyjne. One przebierają nogami do sojuszu z PiS-em. Wiedzą, że jeśli będą trzymali z władzą, to zachowają stanowiska w agencjach państwowych i administracjach wojewódzkich. A więc może być różnie.

W parlamencie Platformie też wyrosła konkurencja. Nowoczesna Ryszarda Petru to przecież dawna liberalna PO, tyle że niezepsuta przez władzę.

– Na całe szczęście jest tam tylko Petru, a reszta to ludzie nowi, kompletnie zieloni. No ale z czasem nabiorą doświadczeniai będą nas podgryzać. Trzeba się szybko pozbierać – słyszę w sejmowych kuluarach.

Wybory wewnętrzne, rozliczenia kampanii, szukanie winnych, odgrywanie się za stare krzywdy. Platforma stoi przed ryzykiem, że zamiast krytykować nowe władze i zbierać punkty należne opozycji, ugrzęźnie w walce samej ze sobą. A to dla partii może być zabójcze bardziej niż sama porażka wyborcza. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2015