Lepszy gen pomidora. Felieton Pawła Bravo

Oto dziecinnie prosty pomysł na lody arbuzowe lub truskawkowe.

06.06.2022

Czyta się kilka minut

 / PAWEŁ BRAVO
/ PAWEŁ BRAVO

Za dziewięć euro można jeździć po Niemczech, ile dusza zapragnie: lokalną komunikacją i pociągami regionalnymi. W zamyśle władz ma to ulżyć ludziom przyduszonym przez benzynową drożyznę, ale hamburskie środowiska postępowe natychmiast wpadły na pomysł, żeby korzystając z ulgowego biletu urządzić wielką imprezę na wyspie Sylt. Dotychczas ta perła Fryzji stanowiła oazę letniskowego luksusu. Święty wczasowy spokój gwarantował garstce majętnych fakt, że szaraczkom trudno na nią dotrzeć: ze stałym lądem Szlezwiku łączy ją bowiem tylko linia kolejowa, a bilet w normalnych czasach kosztuje 30 euro w jedną stronę.

Pensjonariuszy oazy obleciał strach, co łatwo oszacować po krążących memach – wykorzystują np. kadry z marszu tolkienowskich orków na Helmowy Jar. Oglądam je, myśląc o tym, że dziś po gorszej stronie Europy orkowie wcale nie śmieszą, to baśniowe słowo nabrało strasznego ciała w tej wojnie, co trwa, jak dobrze pamiętają czytelnicy nieustannie drukowanych w „Tygodniku” reportaży, nie żadne 100, a ponad 3 tysiące dni. Jaki Jar, taki najazd.

Jaki nalot, takie bomby. Np. kąpielowe. W kształcie ciastek, lodów lub owoców. Kolorowe i pachnące. Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej odpowiadał w zeszłym tygodniu na pytanie prejudycjalne sądu z Litwy: czy mianowicie władze państwa mogą i na jakiej podstawie zakazać sprzedaży tych musujących cudeniek, jeśli ich podobieństwo do łakoci grozi tym, iż dziecię spuszczone na moment z oka poliże ten środek higieny albo, co gorsza, nadgryzie mydlaną babeczkę z pseudowisienką. Takie to bywają problemy pierwszego świata.

Nie jestem pewien, czy chciałbym się na tę wysoką półkę wspiąć i tam na stałe zamieszkać, w każdym razie wcale nie wyszukuję takich kuriozów z zawiści. Historia z bombami w wanience wpadła mi w oko przypadkiem, kiedy przeszukiwałem luksemburskie szpargały, chcąc odświeżyć sobie szczegóły doniosłego wyroku sprzed czterech lat, który rozszerzał restrykcyjne regulacje dotyczące żywności genetycznie modyfikowanej na produkty powstałe w wyniku tzw. edycji genów metodą znaną pod akronimem CRISPR/Cas.

Sprawa nie była wcale taka oczywista, bo w odróżnieniu od dotąd znanych (i solidnie zdemonizowanych) przykładów roślin transgenicznych, którym człowiek, z grubsza rzecz biorąc, dodaje geny innego gatunku, edycja genów dąży do podobnych skutków – odporność na choroby, lepsze plony itd. – poprzez precyzyjne „wyciszanie” poszczególnych genów rośliny lub zwierzęcia, czyli wywoływanie mutacji podobnych we wszystkim do tych, jakie zachodzą bez interwencji człowieka lub krzyżowanie i selekcję stosowaną przez niezliczone pokolenia ogrodników i hodowców. Różnica polega głównie na precyzji i pełnej kontroli nad zmianami.

Owa analogia do procesów naturalnych, których sami jesteśmy przecież wynikiem, wydawała się solidnym argumentem, ale nie przekonała w 2018 r. sędziów, toteż rynek Unii (bo nie laboratoria oczywiście) pozostaje na razie ostoją genetycznej czystości. Oraz, chciałoby się dodać, podatności na kołtuńskie strachy. W ich cieniu agrobiznes swobodnie modyfikuje nam jedzenie, tyle że innymi metodami, które wolimy ignorować, bo by nam się zebrało na mdłości. Dłubanie w genach soi potrafi wyciągnąć ludzi na ulice, ale np. wożenie przez całą kulę ziemską ozdobnych roślin wraz z ich pasożytami, które w nowym środowisku czynią np. hekatombę drzew oliwnych we Włoszech, nie jest już tak wdzięcznym tematem do pikiet, bo trudniej tu odpalić atawistyczne petardy.

Sytuacja jest jednak dynamiczna – po pozytywnej stronie bilansu brexitu właśnie można zapisać niedawną decyzję władz brytyjskich, by opracować procedury i listę warunków dopuszczających na rynek żywność powstałą przy udziale edycji genów. W paru innych krajach, gdzie zakaz nie obowiązuje, pojawiły się różne ciekawe produkty (także dlatego, że to technologia dająca się stosować również w małej skali, podczas gdy „oldskulowe” rośliny transgeniczne opłacają się tylko kilku największym gigantom). W Japonii od roku jest do kupienia pomidor high GABA, czyli o podwyższonej dzięki edycji genów zawartości kwasu gamma-aminomasłowego. Pod tą skomplikowaną nazwą kryje się jeden z najważniejszych neuroprzekaźników w naszym układzie nerwowym, którego wyższy poziom, z grubsza rzecz ujmując, redukuje stres, rozluźnia i ułatwia zasypianie.

Nie jest jasne, czy japońskie turbopomidory mogą stać się warzywnym prozakiem – trwa spór, czy GABA zjedzona w sałatce jest w stanie w ogóle pokonać bardzo ważną dla naszego trwania barierę krew-mózg. Czas pokaże, tymczasem musimy polegać na terapii nieedytowanymi malinowymi z bazarku. Na sam widok prawdziwych pomidorów z krzaka już mi skaczą endorfiny. ©℗

Odpuściliśmy sobie w zeszłym tygodniu Dzień Dziecka, uznając, że większość łakomych odwołań do dzieciństwa nie zasługuje na powtarzanie w dorosłości – musiałbym się bardzo nie lubić, żeby fundować sobie dziś wodniste lody z automatu, które kupowałem co dzień po szkole. Odpowiadając jednak na liczne protesty kierowane do redakcji, sugeruję dziecinnie prosty pomysł na lody arbuzowe lub truskawkowe. 400 g umytych truskawek lub miąższu pokrojonego w kostkę arbuza miksujemy z 200 ml słodzonego mleka skondensowanego i 100 ml śmietanki. Przelewamy do małych foremek, z których to się da potem wyjąć, albo po prostu do małych miseczek. Mrozimy. Można dla urody dodać łezki czekoladowe albo posypać tartą czekoladą. Raczej gorzką, bo jest to deser kryminalnie słodki.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 24/2022