Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Może dlatego, że próbujemy tego klucza w coraz innych dziedzinach.
Pamiętamy słynną reformę szkolną, w której między innymi zniesiono egzaminy wstępne na uczelnie, czyniąc z matury zarówno uwieńczenie średniego stopnia wykształcenia, jak i przebycie progu do wyższego. Pamiętamy decyzję o zniesieniu stażu lekarskiego skracającą okres przygotowania do pełnienia zawodu. Teraz ma się zacząć „deregulacja” w kilkudziesięciu (docelowo paruset) zawodach, polegająca na redukcji wymagań dopuszczających do ich pełnienia. I już słychać pytania pełne niepokoju o to, czy „łatwiej” nie zacznie znaczyć „niekompetentnie” lub „nieodpowiedzialnie”, co jest przecież stałą pokusą ludzką.
Ale ja chciałam nie o tym, lecz o czymś jeszcze ważniejszym. O szykowanej w ostatnich dniach nowej wersji ustawy dotyczącej tzw. związków partnerskich. Dwie leżą już w Sejmie (obie z opozycji), tę trzecią przygotowała partia rządząca. I ma być „lepsza”, bo bardziej umiarkowana.
Rzecz w tym, że nie chodzi tu o żadne szczegółowe kwestie, lecz właśnie o ową zasadę „łatwiej” odniesioną do samego serca kultury. Formuła ustawodawcza ma sankcjonować relację miedzy dwiema osobami dotąd wyłącznie prywatną, nadając jej status społecznego uprzywilejowania mimo zera odpowiedzialności. Ustawa ma przecież zająć się ludźmi, którzy nie zamierzają zawrzeć małżeństwa, czyli związku przyjmującego zobowiązania na miarę łączącej ich intymności i jej owoców. Dlaczego to, co jest między nimi, nie może pozostać ich prywatnością, tak jak dotąd? Co mamy nagradzać rangą uspołecznienia i przywilejów, skoro zasada odpowiedzialności i zasada praw społecznych były dotąd dwiema stronami tej samej fundamentalnej wartości? Więc w tej chwili nie chodzi o to, na czym polega „złagodzenie” projektu. I tak dokonuje on agresji na dotychczasowe konstrukcje naszej kultury, o skutkach, których dziś przewidzieć nawet nie sposób. Kiedy zetniemy drzewo, nie da się leżącego pnia postawić z powrotem, żeby odrósł.