Lao, cześć!

Powszechnie używany pseudonim „Spięty” wymyślił sobie sam, bo jest uzależniony od tego, żeby mieć nad wszystkim kontrolę, nawet nad ksywką.

15.04.2022

Czyta się kilka minut

Hubert „Spięty” Dobaczewski, lipiec 2021 r. / ANDRZEJ OLSZANOWSKI / MATERIAŁY PRASOWE
Hubert „Spięty” Dobaczewski, lipiec 2021 r. / ANDRZEJ OLSZANOWSKI / MATERIAŁY PRASOWE

Pochodzi z Płocka, rocznik 1974. Skończył studia ekonomiczne, pracował jako kierowca ciężarówki w firmie u brata. Gdyby nie brać pod uwagę muzyki – typowy everyman. Spotykamy się na kilka godzin przed koncertem w warszawskiej Stodole. Siedzi na kanapie w garderobie, po rozmowie wyjdziemy na papierosa.

To był jeden z ostatnich koncertów Lao Che. Zespołu, który przez ponad 20 lat nie wydał dwóch podobnych do siebie albumów. Łączył rock z folkiem, piosenką aktorską, electro, wykorzystywał w muzyce dźwięki z filmów, wiersze i fragmenty historycznych przemówień.

– Nie słucham płyty po jej wydaniu. Wracam do niej rok później i mówię: wszystko zrobiłbym inaczej – mówi Hubert „Spięty” Dobaczewski, lider Lao Che. – Taki ze mnie Neron z Płocka, co zawsze musi za sobą wszystko spalić.

Komiks Zaczynał w heavymetalowym zespole Aberration, później nagrał hiphopową płytę „Szemrany” z zespołem Koli. Razem z kolegami z Płocka skakali po ­gatunkach, szukali swojego stylu. I chyba nigdy do końca nie znaleźli, bo powstałe w 1999 r. (podczas prac nad „Szemranym”) Lao Che też co chwilę zmieniało skórę. W 2020 r. zespół ogłosił ostatnią trasę koncertową, bilety rozeszły się błyskawicznie. Pożegnanie trwało jednak długo, ze względu na pandemię koncerty wielokrotnie przekładano. „Wygaszanie reaktora”, jak to ­nazwali, trwało aż do grudnia 2021. „Spięty” zdążył w tym czasie wydać ­solowy krążek „Black ­Mental”, znów niepodobny do ostatniego w dorobku Lao Che albumu „Wiedza o społeczeństwie”.

Na „Black Mentalu” jest głośniej. Jest więcej złości. Człowiek, którego tam słychać, jest wściekły. Żyje w świecie, który przywala go kolejnymi problemami, bez przerwy każe się przejmować. A jednocześnie przetwarza go na biomasę, z której – z kolei – generuje pieniądze. Karmi jakąś ideologiczną paszą i doi. A ten człowiek nie ma na nic wpływu, może tylko wydrzeć się na całe gardło: „To może jeszcze zróbcie komiks”!

– Albo pornosa – dopowiada Dobaczewski. – Dla mnie „Black Mental” jest przedłużeniem „Wiedzy o społeczeństwie”. O ciągłym wyborze między indywidualnością a masą. Na poprzedniej płycie myślałem o porozumieniu, subtelności, więcej było smutku, a tutaj wyszło ze mnie... nie, poirytowanie nie jest dobrym słowem. Złość wyszła.

Ten dylemat między indywidualnością a masą, wybór między byciem panem własnego losu a spokojnym wtopieniem się w tłum będzie przewijał się przez całą naszą rozmowę: – Największe bitwy rozgrywają się w mojej głowie. Dopiero potem widzę, że one toczą się nie tylko na poziomie jednostki, mnie, Huberta Dobaczewskiego, ale też rodzin, ­religii, ­narodów. Świat ma problem z tożsamością: nie wie, czy ma się wziąć za siebie, krótko trzymać i zrobić ze wszystkim porządek, czy puścić lejce i dać wolność bez żadnych zahamowań. I czasem okazuje się, że wolność jest bardziej przerażająca od ciągłej kontroli.

Koziorożec

Często odpływa w dygresje, filozofuje. I w piosenkach (w jednej nazywa filozofię swoją żoną), i w rozmowie: – Od zawsze dzieliliśmy świat na naturę i ­kulturę. Pierwsza była dzika, niezależna, poza naszą kontrolą. Drugą tworzyliśmy sami, miała nam służyć. Teraz myślę, że ten podział szlag trafił. Naturę kontrolujemy coraz brutalniej, a nad kulturą, nad własnym światem tracimy panowanie, nie nadążamy. A w dodatku system, który stworzyliśmy, powiela wszystkie ciemności i brudy, które w nas siedzą od zawsze.

Pytam: – Nie jesteśmy tacy fajni, jak nam się wydaje?

– Na tym się skupiłem na płycie, ale naprawdę widzę też drugi koniec kija. Cały świat to trzy kroki naprzód, dwa w tył. Widzę, że to jest chropowate, czasem beznadziejne, zasmuca mnie to. A jednocześnie mówię: ja się na ten nieładny chaos zgadzam – mówi niejasno.

– Zgadzasz się na bycie częścią wielkiej masy? – dziwię się jednak.

– Od dawna już siedzę okrakiem na tym płocie. Z jednej strony głos: rozwijaj się, idź do przodu, dbaj, żeby ten głos był twoim własnym, indywidualnym. Z drugiej: potrzebujesz ludzi, sam nie dasz rady, nie wal głową w mur. Cały chaos świata bierze się z pytania: na co postawić? Ja dopiero niedawno poczułem, co to znaczy „globalna wioska”. Na przykład: graliśmy koncert w Wielkiej Brytanii, przyszedł stary kolega z Płocka. Pytam, co u niego, a on mówi: „spier... z tego kontynentu”! Nie miasta, nie kraju, tylko kontynentu! Poczułem, że naprawdę jesteśmy coraz bliżej siebie i fizycznie, i dzięki technologii. Przyglądamy się sobie z tak bliska, że coraz trudniej nie zauważyć, że jesteśmy tacy sami. Z drugiej strony budujemy grupy, antagonizmy, polityka się tym karmi, szarpie za lejce. Ta szarpanina jest chaotyczna, zasmuca mnie, ale ma sens. Na jej końcu nie widzę rewolucji, zagłady, burzenia wszystkiego, tylko proces i powolne zgadzanie się na siebie. Bo nie będzie innego wyjścia – mój rozmówca z niepokoju przechodzi w spokój.

Nietypowa jest ta rozmowa, bo „Spięty” często nie zgadza się sam ze sobą, podważa to, co dopiero powiedział, szuka innej perspektywy. Definitywnych odpowiedzi sam sobie nie oferuje, jakby wręcz nie chciał, tylko pytania. W końcu mówi, cytując Jeremiego Przyborę: – Jestem za krótki na długą drogę przez świat (tak, to jest z niezapomnianego utworu „Bez ciebie”, który śpiewał w Kabarecie Starszych Panów Wiesław Michnikowski).

„Za krótki” – z tego poczucia wziął się pewnie pseudonim „Spiętego”. Dawno temu wymyślił go sobie sam, bo jest uzależniony od tego, żeby mieć nad wszystkim kontrolę, nawet nad ksywką. Uwalnia się dopiero w muzyce.

– Działam według programu: chcę występować, więc muszę zrobić muzykę, która mi się podoba. Muzyka domaga się tekstu, a tekst musi być o czymś dla mnie prawdziwym. Dopiero z tym mogę wyjść na scenę. Moje tworzenie przypomina grę na flipperze, bez przerwy się od czegoś odbijam i – brzdęk, brzdęk – kończę w miejscu, w którym nigdy nie planowałem być. Patrzę, słucham, co tam ze mnie wypłynęło, i zawsze mnie to zaskakuje. Tylko w muzyce mogę puścić lejce. A jak już coś ułożę, to nie chodzę i nie dopytuję: a co o tym myślisz? Fajne? Nie? Poprawić? Może to aroganckie, ale moje i... myślę, że dojrzałe. Nawet jeśli jest niezdarne, trudno, ja też bywam niezdarny. Długo z tym walczyłem, a potem w horoskopie wyczytałem, że Koziorożce późno dojrzewają.

Szczerze nie dowierzam: – Rozgrzeszyłeś się za pomocą horoskopu?

Pozostawia mnie w niepewności: – Wiara w numerologię nie miała tu w ogóle znaczenia. To zdanie uzdrowiło mnie z wielu kompleksów. Po prostu spojrzałem na siebie i zapytałem: czy ja, prywatnie, mogę taki być? Mogę! Wolny kraj mamy.

Jasienica

Gdy pytam przyjaciół o wspomnienia związane z Lao Che, większość mówi o tekstach, mniej o muzyce. Znajoma pisze: „Mogłam rodzić syna w bardzo komfortowych warunkach, mogłam m.in. słuchać własnej muzyki w trakcie porodu. Przygotowałam dwie płyty – jedną spokojną, drugą rozrywkową. Nie wiedziałam, czy będę potrzebowała wyciszenia, czy dodania energii. Na tej drugiej znalazło się »Hydropiekłowstąpienie« i taki tekst: »Płyń, chłopaku, płyń. Płyń, nie odwracaj główki. Chłopaku, ty płyń«, który Bóg wyśpiewuje do Noego, wydawał mi się doskonale pasować. Wczoraj minęło 6 lat od tego dnia”.

Zaczyna zawsze od muzyki. „Spięty” mówi, że bez niej umie napisać tylko wierszyk dla dzieci z przedszkola, w którym pracuje jego żona. Potem zaczyna się mozół: – Przy „Black Mentalu” przez rok chodziłem i zmagałem się ze sobą, zanim odpaliło. Pierwszego dnia powstała „Zwiezda Śmierci”, a w ciągu dwóch miesięcy cała płyta. Im jestem starszy, tym ta rozbiegówka jest dłuższa.

Pisanie tekstów opisuje jak wyprawę na inną planetę. Nie ma go wtedy dla rodziny, znajomych, świata. Wychodzi plątanina znaczeń, patchwork metafor i kontekstów, słowa powykręcane na lewą stronę. O Polsce: „twardy orzeł do zgryzienia”, o klimacie: „błękitna planeta żółte ma papiery”, o miłości: „mielibyśmy jedno ciało naraz, więc gdybym cię wołał, nie istniałoby zaraz”.

– Chodzę po świecie i zbieram zupełnie na oślep, a potem sklejam i kojarzę. To jest kolaż, zbieranina. Nie jestem typem intelektualisty. Ani oczytany, ani osłuchany, film czasem obejrzę, malarstwa nie rozumiem w ogóle. Miałem w życiu okresy po 10 lat, kiedy nie mogłem słuchać muzyki, bo zawsze mi coś nie pasowało. Na literaturę jestem zbyt przebodźcowany, zostawiam ją sobie na emeryturę. Nie jestem z tego dumny, ale taki jestem, mam ograniczoną pojemność dysku. Kiedy w tekście odwołuję się do Pawła Jasienicy, to wcale nie znaczy, że go kiedykolwiek czytałem. Ot, stała „Polska Jagiellonów” w domu na półce, może zerknąłem, zostało mi. To wszystko jest zrobione z krótkich dotknięć, przelotnych romansów – opowiada, jakby się tłumaczył.

Matematyk

Pierwszym dużym sukcesem komercyjnym Lao Che była (platynowa) płyta „Gospel” z 2008 r. Tekstowo to opowieść o relacji między Bogiem a człowiekiem: – Czułem wtedy olbrzymie nieporozumienie między duchowością a religią. Bóg „Spiętego” jest mój, indywidualny. Niektórzy by powiedzieli, że w ogóle go nie ma, i trudno. Dla mnie nauczanie lub, co gorsza, pouczanie o Bogu to jakiś potworny nietakt. Wspólnoty są potrzebne, ale nie zmuszajcie mnie do nich, na Boga.

Bóg w „Gospelu” zostaje zabrany na wycieczkę po szaroburym świecie. Okazuje się, że Bóg wielu rzeczy nie umie, bywa nieporadny, bywa „piekielnie sfrustrowany”, a Jezus „mamrocze coś o jakimś niebie”, choć „w piątek krzyżują mu plany”.

„Spięty” pyta sam siebie: – Jeśli już personifikuję Boga, to z całym obciążeniem. A może Bóg jest gejem? Może się jąka? Może jest Pani Bóg? A skoro jest Matka Boska, to jest też Babcia Boska? A co, jeśli Bóg jest tylko zwykłym księgowym i niewiele może?

Podobnego Boga miał już dość dawno temu Jacek Kaczmarski w utworze „Śniadanie z Bogiem”. Tamten nie radził sobie z brakiem wszechmocy, czasem się nawet upił, a podopieczny pisał: „szukam Go wtedy po melinach i sam podsuwam rano klina, bo On szaleje, ja mam kaca”.

„Spięty” się uśmiecha. Córkom mówi: „nigdy go nie spotkałem”. Pytam więc, czy chciałby.

– Jestem beznadziejny z matematyki, boję się jej. Ja nawet nut nie umiem czytać, jedynego przecież matematycznego zapisu muzyki. Ale czasem z tego powodu myślę o sobie jako o genialnym matematyku. Bo do twojego pytania podchodzę badawczo. Rozważam. Jeśli chcę, żeby istniał, to po co? Co mi to da? Pokrzepienie, otuchę? A może ucieczkę od świata, zwalenie winy na kogoś innego? Może chciałbym być zmanipulowany? A jeśli uznaję, że Go nie ma, to dlaczego? Poczuję się wolny? Albo boję się, że chaos mnie zmiażdży. Albo chciałbym zaraz wszystko wiedzieć. Czy jestem zachłanny? Ostatecznie to, czy wierzę, czy nie, to moja decyzja. Więc może to ja jestem Bogiem? To są tylko dotknięcia, pojedyncze myśli. Delikatne i intymne, zawsze w ruchu. Jak można o tym nauczać? Wystawiać oceny? Jak można wyjść na ambonę i mówić: „ja wszystko wiem, słuchajcie mnie”? Ja słyszę, że obojętne mu to nie jest – szamocze się w odpowiedziach Dobaczewski.

Płock

Mówi, że dobry tekst powinien być współczesny, ale nie doraźny: – Lubię, kiedy mija dziesięć lat, a słowa dalej mają swoją siłę. Nie chcę być muzycznym publicystą, który wszystko definitywnie skomentuje na zawołanie. Ktoś, kto był dla mnie autorytetem, powiedział mi kiedyś, że relatywność by go zabiła. Wtedy się zorientowałem: ja tak nie mam i nie chcę mieć. Że trzeba w życiu coś przyjąć i za tym podążać. Dobrze się czuję, zadając pytania i nie mając odpowiedzi. Dla niektórych to nie do zniesienia, a ja w tych właśnie momentach czuję się silny.

– Siła jest twoim marzeniem? – prowokuję.

Odpowiada: – W szkole podstawowej usłyszałem anegdotę: „Pani od fizyki pyta, co to jest siła i czym się charakteryzuje. Wstaje Jasiu i mówi: »siła jest silna«”. Do dzisiaj nie mogę zbić tej ­prostackiej tezy. Jakoś nikt na świecie nie chce być słaby. Czemu właściwie?

Zbliża się koncert. Proponuję, że zagramy w skojarzenia.

– Dawaj.

– Wolność.

– Kocham i rozumiem, oddać nie umiem.

– Rodzina.

– „Rodzina nie cieszy, gdy jest, lecz kiedy jej nie ma, samotnyś jak pies” (znowu Przybora).

– Patriotyzm.

Milczenie. Długie milczenie. A przecież wszystkie teksty Lao Che są na wskroś polskie, polskością i Polską przeżarte do szpiku. Pełne „ojcowizn”, codzienności i Płocka. Choćby: „koniec baśni, koniec nocki, do gniazda wracam, gdzie powiat płocki. Kominy jak minarety... ląduję na ganku. Uwielbiam zapach benzenu o poranku”.

W końcu mówi cicho: – Pustka.

– Naprawdę? – jakoś nie dowierzam.

– Bo tyle w tym dobrego, co i złego. A bez przerwy nas o tym pouczają. Ja bym chciał inaczej. Jeśli ktoś się chce po prostu podzielić, to drugi może przystanąć i posłuchać. Bez narzucania. A dzisiaj słyszę ciągłe chwalenie się, jak to ten czy inny kocha Boga i ojczyznę, jaki jest oddany. I od razu myślę: a ja wiem, czemu ty jesteś taki oddany, czemu tyle o tym gadasz? Może tylko załatwiasz jakieś własne gówniane interesy, a rozpowiadasz, jaki jesteś godzien naśladowania i w ogóle godzien? Nie chcę za tym podążać – mówi cicho, jakby zmęczony.

– A lubisz ten kraj? Bo jak jechałem tu dzisiaj i oglądałem szarość za oknem, to sam zwątpiłem – pewnie przesadzam, ale zależy mi na odpowiedzi.

Znowu komplikuje: – Przecież wiem, że to wszystko chwilowe. Przyjdzie wiosna i będzie pięknie, podobnie jest z polityką. A potem znowu będzie plucha. Ja się na to godzę.

– No to ostatnie skojarzenie: szczęście.

– To akurat proste: szczęście w nieszczęściu. I to, że szczęśliwym się bywa. Ja na pewno nie jestem nieszczęśliwy. W moim świecie to bardzo dużo – słyszę, że wreszcie mówi z ulgą.©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter „Tygodnika Powszechnego”, członek zespołu Fundacji Reporterów. Pisze o kwestiach społecznych i relacjach człowieka z naturą, tworzy podkasty, występuje jako mówca. Laureat Festiwalu Wrażliwego i Nagrody Młodych Dziennikarzy. Piękno przyrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 17/2022