Łączniczka odkręca na inny odbiór

Traktowanie tej książki jako kolejnego głosu w sporach o Powstanie Warszawskie doprowadziłoby do jej zapoznania. Jeszcze mniej pożądane byłoby jej czytanie w przestrzeni społeczno-politycznych aktualności.

20.06.2006

Czyta się kilka minut

Jeden z fotomontaży Zbigniewa Libery /
Jeden z fotomontaży Zbigniewa Libery /

Książka Darka Foksa i Zbigniewa Libery jest dziełem porównywalnym z "Pamiętnikiem z powstania warszawskiego" Białoszewskiego, także aksjologicznie. Owszem, gdyby skupić się na "samym" języku, to Białoszewski wykonał znacznie bardziej innowacyjną pracę w zastanej polszczyźnie niż piszący niemal cztery dekady później Foks. Zgoda, tworzenie czegoś radykalnie nowego wydaje się trudniejsze od, wirtuozowskiego nawet, grania stylami i konwencjami. Tyle że "sam" język, na dobrą sprawę, nie istnieje. Z każdym znaczącym dźwiękiem czy literą zaraz pojawiają się sensy, relacje, odniesienia, wątpliwości. Tak więc oba tomy dadzą się pomyśleć w pewnej paraleli ideowej: jako teksty stanowiące pewne znaczenia, jako interpretacje przymierzane do obu tekstów. Jedyną przeszkodą porównawczą byłby gatunek: dzieło Białoszewskiego jest wyłącznie prozą, książka zaś Foksa i Libery składa się z prozy i obrazów.

Proza to sześćdziesiąt trzy (tyle dni trwało warszawskie Powstanie) całostki, spokojnie, i jeszcze ze sporym światłem, mieszczące się na pojedynczych stronach. Obrazy Libery są natomiast fotomontażami łączącymi dwa kontrastowane ciągi: na tle ruin powstańczych pojawiają się zatem gwiazdy filmowe, głównie z lat 50. i 60. Można więc zobaczyć Sophię Loren z aparatem na szyi i z pustką czerni po oknie w tle. Anita Ekberg pozostaje w sytuacji akwatycznej; nie w rzymskiej fontannie przecież, lecz przy kracie u wylotu kanału. Catherine Deneuve w białym staniku, wykadrowana z "Piękności dnia", leży na gruzie, z przodu walają się pojedyncze cegły. Jean Seberg, w wojskowej kurtce i z lornetką, pozuje na okładce jakiegoś fikcyjnego filmowego pisma. Monica Vitti wygląda z otworu okiennego w zrujnowanej kamienicy. Dwukrotnie zdarzają się akty, cokolwiek jednak groteskowe (myślę zarówno o deformacjach obrazu, jak i zachwianiu proporcji między kobiecym ciałem a tłem zdjęć).

Jasne, te fotograficzne kolaże konotują również sferę erotyczną. Libera podejmowałby więc tradycję łączenia erotyki z kwestiami wojennymi. Szczególnie, hm, wyraźnym patronem byłby tu Delacroix z jego "Wolnością prowadzącą lud na barykady". Ale i Powstanie Warszawskie ma przecież swoją topikę erotyczną. Piosenki o sanitariuszkach zostawiam na inną okazję. Tu wystarczy wspomnieć na przykład kwestię rozluźnienia norm obyczajowych, poświadczaną już przez Miłosza w "Zniewolonym umyśle", niedługo później w opowiadaniach Stawińskiego, a potem właśnie u Białoszewskiego. Na początku "Pamiętnika" zresztą wybuch Powstania i ujrzenie pierwszego powstańca powoduje u jednej z bohaterek ekscytację erotyczną.

No i najpiękniejsza ikona Powstania: słynna scena z "Kanału" Wajdy, kiedy Stokrotka z ciężko rannym Korabem docierają do końca, ona widzi światło, ale wylot kanału jest zakratowany. Tak, Teresa Iżewska jest w tej sekwencji pokazywana również jako Pieta, przede wszystkim jednak kamera eksponuje piękną dziewczynę, z włosami ciągle jasnymi, jakby na przekór brudom kanału, w halce odsłaniającej pełne ramiona i dekolt. To jest rozpacz egzystencji, w tym erosa, wobec, przeciwko absurdowi sytuacji historycznej.

Libera, co już sygnalizowałem, parafrazuje tę scenę. Co więcej, pod twarzą Anity Ekberg widać blade kontury zdjęcia Iżewskiej. Jeśli zaś idzie o (egzystencjalny) protest, tyle że wysłowiony dyskursywnie, powiada w jednym z wywiadów Foks: "Czegoś takiego jak Powstanie nie było nigdy w historii. Takiej tragedii. Powstanie to dla mnie ukoronowanie obłędu ludzkości, wszystkich wcześniejszych wojen. To było totalne samobójstwo, koniec pewnej formacji w Polsce". Białoszewski coś poniekąd analogicznego zapisał w sposób bardziej stonowany, jakby en passant: "Ale czy to w porządku, jak kto ginie?". Stylistyczny rejestr nie osłabia tu zasadniczości wypowiedzi. Wręcz przeciwnie.

Takich szczegółowych relacji z Białoszewskim jest znacznie więcej. Kiedy (w cytowanym przed chwilą wywiadzie Doroty Jareckiej i Justyny Sobolewskiej) autorzy psychoanalitycznie łączą ikonografię erotyczną z motywem matki, Foks, może też trochę dla efektu, mówi o pramatce. Tymczasem wspominający Białoszewski snuje rozważania: "W czasach wojny zawsze chyba jest nawrót do matriarchatu. A jeszcze ta wojna. A jeszcze to zejście w dół, pod Warszawę (w to mrowisko schronowe), to powstanie. To był nawrót - wybuch. Matriarchatu. Piwnicznego? Jaskiniowego? Co za różnica. Kupy ludzi. Rządzą matki".

Wielkość tomu Białoszewskiego nie sprowadza się jedynie do wykreowanej językiem mówionym perspektywy cywila. Autor jest w "Pamiętniku" również społecznym antropologiem, analitykiem kultury. Mironologia zajmowała się już tymi kwestiami, przypomnę więc tylko, że interesuje go, jak sam najlepiej ujmuje, "potwornie długa historia wspólnego życia na tle możliwości śmierci". Stąd uważne odnotowywanie właśnie powstających form życia zbiorowego. Dlatego zauważa, że i prowadzona przez Swena modlitwa, i czytane przez niego gazetki to "jednakowa liturgia". Odnotowuje pociąg do stadności, analizuje momentalne wiary i nadzieje.

Analogicznie rzecz się ma z "Łączniczką" Foksa i Libery. Traktowanie tej książki przede wszystkim jako kolejnego głosu w sporach o Powstanie Warszawskie doprowadziłoby do jej zapoznania. Jeszcze mniej pożądane byłoby jej czytanie w przestrzeni społeczno-politycznych aktualności, choć raczej trudno nie pamiętać przy tej lekturze o na przykład tak zwanej polityce historycznej czy, jak trafnie zauważył Sebastian Cichocki, multimedialno-rozrywkowej obróbce Powstania. Albo o Normanie Daviesie, który w powstańczej furażerce wyznaje, że chciałby w Powstaniu wziąć udział. Mit trwa, coraz bardziej się upraszczając. Nie jest to zdrowe ani dla kultury, ani dla jej uczestników.

Libera zwraca uwagę, że prace nad książką zaczęły się jeszcze przed "zinstytucjonalizowaniem i przywłaszczeniem" Powstania. W tomie ani razu zresztą nie pojawia się słowo "powstanie" czy "Warszawa". Cichocki, redaktor "książki o książce" zatytułowanej "Co robiła łączniczka", pisze o multiplikujących (się) sensach. Jarecka wysnuwa wnioski o destruowaniu wielorakich kiczów ("patriotycznego, narodowego, erotycznego") oraz o niemożności opowiedzenia o historii. Jerzy Jarniewicz idzie podobnym haydenowo-white'owskim tropem. Zastanawia się również nad ujawnianym w ikonograficznej warstwie książki mechanizmem nakładania się w kulturze dokumentu i inscenizacji.

Podwójny ciąg, obrazowo-tekstowy, już w punkcie wyjścia ustanawia solidny splot metodologiczno-interpretacyjny. Nazywając rzecz możliwie najkrócej: jak łączą się oba zestawy? Ale i: czy można nieaporetycznie mówić o obu sekwencjach jednocześnie?

Prace Libery są z zamierzenia niedokładne, jakby wycięte z jakichś starych gazet. Na jednym fotomontażu obrazy nakładają się aż do zatracenia wyrazistości twarzy. Bywa też, że gazetowa szarość staje się autonomiczną szarością nieledwie malarskiej faktury i powstaje zamglony obraz o sporym uroku. Oddalanie się od precyzji konturów i (zwłaszcza) plam komentowano jako ekwiwalent nieprecyzyjnych mechanizmów pamięci i wyobraźni.

Zestaw próz Foksa zrealizowany został w sposób kontrastowy. To zdania wręcz wycyzelowane, uporządkowane pedantycznie, często pastiszujące i parodiujące rozmaite stylistyki. Niejasności biorą się z nadmiaru ładu.

"Kiedy chłopcy zaprzeczają, łączniczka podnosi głos". Początek pierwszej prozy powtórzony zostanie w sześćdziesięciu dwóch wariantach, w pozostałych zdaniach inicjalnych. "Kiedy chłopcy piją, łączniczka rusza na wschód" - tak się zaczyna proza 31. I, dla symetrii, otwarcie prozy 33.: "Kiedy chłopcy mają kaca, łączniczka rusza na zachód". Nieraz symetria spełnia się w pojedynczym rozpoczynającym zdaniu: "Kiedy chłopcy liczą plecaki, łączniczka pada plackiem na łóżko" (proza 49.). Jasne, między plecakiem a plackiem jest jedynie związek dźwiękowy. Tyle że analogicznie nie składają się opowieści o łączniczce, chłopcach, majorze, akcjach, przypomnieniach. Analogicznie nie przylegają też końcówki kolejnych próz: "Jej wzrok pada na strzęp kolorowego magazynu dla kobiet wroga z tekstem" - i tu następuje przezabawna litania cytatów z listów do kolorowych tygodników bądź stylizacji na tego rodzaju teksty.

Opowieść mogłaby się złożyć jedynie za cenę upraszczającej jednorodności. Opowieść o Powstaniu lub o czymkolwiek. A przed tym Foks i Libera przestrzegają za pomocą wszystkich tak precyzyjnie konstruowanych w książce, książką niekoherencji. Warto na koniec wyartykułować jedno z pytań, do których ten tom prowadzi. Jeśli zatem wydaje się dziwne zdanie "Kiedy chłopcy przesuwają centrum na południe, łączniczka próbuje zaprzyjaźnić się z gospodarzem" lub zdanie "Kiedy chłopcy rozmawiają o fasadach kamienic, łączniczka karmi psa" - to dlaczego nie wydaje się dziwne także zdanie ot, choćby takie: kiedy wybuchło Powstanie, wielu ludzi wzięło w nim udział - ?

Darek Foks, Zbigniew Libera, "Co robi łączniczka", Katowice 2005, Instytucja Kultury Ars Camerali Silesiae Superioris.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2006

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (26/2006)