Kto tu jest realistą

Niemcy zarzucają Polakom, że ich spojrzenie na Rosję jest anachroniczne. Tymczasem to niemiecka dyskusja o Rosji jest płytka, pełna kompleksów i iluzji.

09.11.2010

Czyta się kilka minut

Mamy w Europie nowy "trójkąt": niemiecko-rosyjsko--polski. Jak to przy takich konstelacjach bywa, wszystkie strony wiążą z "trójkątem" pewne nadzieje. Niemcy wierzą, że teraz będą mogli "włączyć konstruktywnie" Polskę w swe rozmowy z Rosją. Polacy mają nadzieję, że pozbędą się wizerunku "straumatyzowanych przez historię rusofobów".

Ale czy Polacy i Niemcy rzeczywiście mogą się czegoś od siebie nauczyć? Gdy zadaję sobie to pytanie, brzmi mi w uszach zdanie, które niedawno, przy okazji jakiejś konferencji, rzucił polski ambasador w Berlinie Marek Prawda. Powiedział, że Niemcy powinni wreszcie zaakceptować, iż "Polacy mają nie tylko traumy, lecz również poglądy". Czy więc niemieckie elity chcą nauczyć się czegoś od swych polskich partnerów, gdy dyskutujemy o naszej wspólnej polityce wschodniej? Czy są do tego gotowe? Czy też oczekują, że to Polacy powinni uczyć się od nich?

"Rosja do NATO!"

Najwyższy czas, aby spojrzeć krytycznie na obraz Rosji w Niemczech i na niemiecką politykę wobec Rosji. Teraz, gdy NATO pracuje nad nową strategią. W takich momentach w Niemczech - zwykle myślących w kategoriach jakże realpolitycznych - nagle pojawiają się projekty tyleż odważne, co kuriozalne. Podczas ich lektury nie bardzo wiadomo: śmiać się czy płakać.

I tak, były minister obrony Volker Rühe, były niemiecki ambasador w Warszawie Frank Elbe oraz dwaj emerytowani generałowie żądają w opublikowanym niedawno liście otwartym, by wciągnąć Rosję do NATO. Twierdzą, że NATO "nie dorasta" do swych zadań "w takiej konstrukcji, w jakiej funkcjonuje obecnie", że Sojusz zbyt długo zaniedbywał Rosję. Dowodzą, że w razie jej wstąpienia do NATO, Rosja powinna korzystać ze wszystkich praw przysługujących krajom członkowskim i odpowiednio spełniać wszelkie zobowiązania, "jako równy pośród równych".

W podobny, a nawet dalej idący sposób argumentuje Christoph Bertram, były dyrektor Instytutu Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa, czyli najważniejszego niemieckiego think-tanku, doradzającemu rządowi i parlamentowi. Także on jest emerytem, niemniej to, co pisze, zdaje się bliskie myśleniu niemieckiego MSZ (tak przynajmniej sugeruje sam autor). W tekście apelu, opublikowanym w lipcu w tygodniku "Zeit", Bertram wysuwa podobny postulat: Rosja do NATO! Bo tylko to dostarczy wyczerpanemu Sojuszowi - uwaga, to cytat - "nowego rozpędu".

Zdumiewająca u Bertrama jest mieszanka realizmu i fantastyki, iście wybuchowa. Przyznaje on, że "dotychczasowe zabiegi dyplomatyczne [Rosji] nakierowane są ciągle na stary cel: sparaliżowanie sojuszu państw zachodnich". Co więcej, przepowiada, co by się stało, gdyby NATO wystosowało zaproszenie do Rosji: Moskwa "odrzuciłaby z pogardą" taką ofertę. A jednak przekonuje, że cała akcja miałaby walor strategiczny: odtąd każda krytyka ze strony Rosji pod adresem NATO byłaby jedynie "anachronicznym rytuałem". Zapomniał, jaką siłę w Rosji mają rytuały?

Górna Wolta z rakietami

Na wypadek, gdyby nie doszło do urzeczywistnienia jego planu, Bertram ma na pod­orędziu winowajcę: to państwa członkowskie z Europy Wschodniej z ich "anachronicznym wyobrażeniem o Rosji", które z tegoż powodu wolą trzymać się kurczowo "anachronicznego NATO".

Zapytajmy więc: a w jakim stopniu anachroniczny jest obraz Rosji w wydaniu niemieckim? To pytanie ważne w Europie właśnie teraz, jesienią tego roku, gdy NATO pracuje nad nową strategią, gdy na porządku dziennym staje kwestia wstąpienia Rosji do Światowej Organizacji Handlu, gdy Unia Europejska musi ustalić we własnym gronie, na ile poważnie traktuje "Partnerstwo dla modernizacji" z Rosją oraz "Partnerstwo Wschodnie" z Ukrainą i innymi krajami byłego ZSRR. Stawka jest wysoka: chodzi o całą paletę problemów, od bezpieczeństwa energetycznego po likwidację wiz dla 200 mln mieszkańców Europy Wschodniej.

Tymczasem niemiecki dyskurs o Rosji jest dziś płytki, pełen kompleksów i iluzji, podporządkowany swoistej "politycznej poprawności" - i to w stopniu nieznanym od 1991 r. Kiedyś w świat poszło "skrzydlate słowo" ekskanclerza Helmuta Schmidta: że nowa Rosja to "Górna Wolta z rakietami". Czyli: państwo bezsilne, źle zarządzane, choć uzbrojone po zęby. Dziś nikt nie porównałby już Rosji do tego afrykańskiego kraju (obecnie bardziej znanego jako Burkina Faso). Dziś w Niemczech Rosja nie jest już niedoceniana. Przeciwnie: pod wieloma względami jest przeceniana, bez umiaru. Tylko cóż takiego faktycznie zmieniło się w Rosji od 1991 r.?

Dwa kompleksy

Gdy wsłuchać się w głosy adwokatów "włączania" Rosji do NATO i Europy, można odnieść wrażenie, że na Wschodzie mamy do czynienia z gospodarczą potęgą przyszłości, z prawie idealnym (z niemieckiego punktu widzenia) partnerem. Adwokaci ci, szukający Rosji swych marzeń, dorobili się już ironicznego określenia: w Niemczech mówi się na nich "Russlandversteher" (to neologizm, połączenie słów: Rosja i rozumieć; w wolnym przekładzie: "Ludzie, którzy zawsze wykażą zrozumienie dla postępowania Rosji" - red.). Ich miłość Putinowi wszystko wybaczy. "Russlandversteher" budują swe wyobrażenia o Rosji na naiwnym myśleniu życzeniowym albo/i na błędnej analizie.

Skąd się biorą niemieckie afekty wobec Rosji? Trafna wydaje się odpowiedź następująca: Niemcy mają wobec Rosji dwa kompleksy, oba głęboko zakorzenione. Pierwszy to poczucie winy i odpowiedzialności związane z II wojną światową. Drugi to rodzaj współczucia z powodu "utraty imperium".

Cóż, pozostaje zagadką, dlaczego Niemcy poczuwają się do odpowiedzialności przede wszystkim wobec Rosji, choć podczas wojny ucierpiała ona znacznie mniej niż Ukraina i Białoruś (by szukać porównań tylko na obszarze ZSRR). Pozostaje też paradoksem, dlaczego Niemcy bardziej wczuwają się w postimperialne traumy Moskwy niż w ból narodów, które były ofiarami tegoż imperium. To paradoks tym większy, gdyż jego ofiarą padł również naród niemiecki, w latach 1945-89 podzielony. Czy Niemcy wyparli to ze świadomości? Być może. W każdym razie, poczucie winy wobec Rosji przesłania Niemcom spojrzenie na cierpienia innych krajów.

Rosja jak Czechy

Osobny temat: gospodarka. O niemiecko-rosyjskiej współpracy gospodarczej krążą mity - w Niemczech, ale też w Polsce. Mity mają się dobrze również dlatego, że są karmione przez tych, którzy mają w tym twardy interes lub/i uprawiają zręczny lobbing. W efekcie nawet niemieccy politycy zajmujący się sprawami międzynarodowymi nie mogą uwierzyć, gdy przedstawia im się statystyki. One mówią, że pozycja Rosji jako partnera handlowego Niemiec jest porównywalna z pozycją Czech. A nawet gorzej: wartość niemiecko-rosyjskiej wymiany handlowej była w 2009 r. mniejsza niż czesko-niemieckiej (zresztą także polski eksport do Czech bije na głowę polski eksport do Rosji). Pomijając dostawy gazu i ropy, można powiedzieć: niemiecko-rosyjski handel niemal nie istnieje.

Mimo to w Niemczech jest polityczna wola wspierania tego mitycznego handlu. Służą temu gwarancje kredytowe Hermesa, które wspomagały niemieckich eksporterów już w czasach Breżniewa (finansowano z nich budowę w Rosji np. rurociągów - mających transportować gaz do Niemiec - nie bacząc na to, że rury kładą więźniowie Gułagu). Euler Hermes, który także dziś ubezpiecza na zlecenie rządu niemiecki eksport, udzielił po 1991 r. wielomiliardowych gwarancji na eksport do Rosji w skali nieporównywalnej z gwarancjami na eksport do jakiegokolwiek innego kraju świata. Mimo to efekt tej wielomiliardowej pomocy jest żałosny (patrz wyżej).

Kto kogo potrzebuje

Mówi się, że na wschód od Bugu Niemcy uprawiają politykę "Russia first!". To nieprawda. To polityka "Russia only!" (przykładem Gazociąg Bałtycki: projekt powołany decyzją polityczną, sprzeczny z tak chętnie przywoływaną, także w Niemczech, dywersyfikacją źródeł energii). Gracze po drugiej stronie mają tego świadomość. Władimir Putin wie, że może - jak trzy lata temu w Monachium - ogłosić, iż Rosja nie potrzebuje Europy. Świetny blef! Rzeczywistość wygląda odwrotnie: Rosja potrzebuje Europy bardziej niż Europa Rosji.

Daje to krajom Unii pewne możliwości nacisku. Choć nie na rozwój wewnętrzny Rosji: zdolność Zachodu do wpływania na myślenie rosyjskich elit jest dziś mniejsza niż kiedykolwiek w minionych 20 latach. Procesów długiego trwania w kulturze politycznej nie zmieni "dyplomacja lotniskowa" ani miliardowe kredyty. Także ludzi rządzących Rosją trudno nazwać wymarzonymi partnerami, skoro jej "nową arystokrację" tworzą w niespotykanej dotąd skali byli funkcjonariusze tajnych służb.

A więc - Rosja do NATO? Jako "równy pośród równych"? Rosyjska elita nigdy by na to nie poszła. Ale gdy ówczesny kanclerz Gerhard Schröder rzuca, z inspiracji swych rosyjskich przyjaciół, ideę "Rosja do NATO!" (jak w 2001 r., w jednym z wywiadów), całe Niemcy debatują nad "rewolucyjnym" pomysłem. I także tej jesieni, znowu, europejscy dyplomaci zmarnują tysiące roboczogodzin na główkowanie, jak zaspokoić rosyjskie oczekiwania. Tylko po co?

Ich roboczogodziny zostałyby sensowniej zainwestowane, np. w Mołdawii, skąd Moskwa "zapomniała" wycofać swych żołnierzy. Albo w Gruzji. Tam Europejczycy mogliby pokazać, co jest dopuszczalne we "wspólnym europejskim domu", a co nie. Sił mieliby dość. A czy mają także polityczną wolę? To się okaże w najbliższych tygodniach i miesiącach.

Przełożył WP

Dr GERHARD GNAUCK jest korespondentem dziennika "Die Welt" na Polskę, Ukrainę i kraje bałtyckie. Tematem jego pracy doktorskiej była Rosja w latach 90. Mieszka w Warszawie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2010