Księżycówka z kaloryfera

Śródmieściem Nowego Orleanu rządzi wielonarodowy tłum zabawowiczów na rauszu. Z barów i klubów Dzielnicy Francuskiej do wczesnego ranka sączą się mocno nieraz zniekształcone dźwięki jazzu, bluesa i zydeco. Trzeba nie lada wyobraźni, by uwierzyć, że obowiązywał tu niegdyś - jak w całym kraju - zakaz sprzedaży alkoholu.

07.12.2003

Czyta się kilka minut

Leżący w bagiennej Luizjanie Nowy Orlean jest w Ameryce rodzynkiem - to jedyne miasto, gdzie można pić na ulicy. Gdzie indziej butelki trzeba kryć w rozdawanych w każdym sklepie papierowych torbach. W Nowym Orleanie nie wolno jedynie pić ze szklanych naczyń. Pewnie dlatego, że w przeszłości często regulowano porachunki za pomocą obtłuczonych na “tulipana" szyjek od butelek. W sklepach tanie piwo “Busch" idzie jak woda, podobnie jak sprowadzana z Polski wódka “Jazz" w eleganckich butelkach w kształcie trąbki. Wzięciem cieszą się wina: rumuńskie “Dracula", zdobne w etykietę z kłami i kropelkami krwi, i kalifornijski “Marylin Merlot" z podobizną filmowej gwiazdy. Do zakupu dodaje się plastikowe kubki. Teraz trzeba znaleźć wygodny krawężnik lub wolną ławkę, a potem już tylko pić i słuchać.

Siekiera Carry Nation

Zakazy picia alkoholu w USA pojawiły się już 150 lat przed powstaniem państwa. Purytańscy koloniści, którzy w 1620 r. przybyli na statku “Mayflower" z Anglii do Ameryki, uważali, że ich życie ma upływać na ciężkiej pracy i modlitwie. Dla alkoholu, szatańskiego wynalazku czyniącego z ludzi zwierzęta, nie było w ich społeczności miejsca.

Purytanie osiedlali się głównie w Nowej Anglii, którą tworzą dziś stany Massachussetts (ze stolicą w Bostonie), New Hampshire, Vermont, Maine, Connecticut i Rhode Island. Niechęci do alkoholu nie osłabiły wojny, powstanie USA ani wielotysięczne rzesze nie wylewających za kołnierz imigrantów ze Starego Świata.

Na pierwszy sukces musieli jednak czekać do 1851 r., kiedy w stanie Maine wprowadzono prohibicję. Amerykańskie Towarzystwo Popierania Trzeźwości, rosnące w siłę sufrażystki oraz powstała w 1872 r. Partia Prohibicyjna nie spoczęły jednak na laurach. Nadal nawoływano do delegalizacji spirytualiów, argumentując, że alkohol niszczy człowieka i społeczeństwo zdrowotnie, moralnie i finansowo. Kiedy argumenty nie znajdowały posłuchu, do akcji wkraczali najbardziej ortodoksyjni aktywiści ruchu trzeźwości na czele z szalejącą na przełomie XIX i XX w. Carry Nation - matroną, która zasłynęła ze spektakularnego demolowania barów i rozpędzania klienteli przy pomocy siekiery w ręku i zbrojnych w łomy giermków.

Na skutek działań nieprzejednanych ortodoksów w pierwszych latach XX w. prohibicja obowiązywała już, w mniej lub bardziej restrykcyjnej formie, w jednej czwartej stanów. Wraz z przystąpieniem USA do pierwszej wojny światowej, zwolennicy wyjęcia alkoholu spod prawa zaczęli powoływać się na patriotyzm i poczucie misji cywilizacyjnej. Żołnierzom nie wolno było, w odróżnieniu od większości jednostek europejskich, podawać do posiłku bądź przed akcją trunków. Obyczaj przetrwał do dzisiaj i pijaństwo w koszarach traktowane jest jak ciężkie przestępstwo.

Spora liczba amerykańskich browarów, gorzelni i barów była wówczas własnością Niemców. Na plakacie rozklejanym przez działaczy Ligi Antysaloonowej właściciel lokalu z wyszynkiem przedstawiany był więc jako “tęgi, zarośnięty Niemiec czerpiący dochód z rozpijania młodych, niewinnych Amerykanów" (“Historia Stanów Zjednoczonych Ameryki", 1995). A ponieważ USA pomagały Europie dostawami zboża, w sierpniu 1917 r. rząd zakazał przetwarzania płodów rolnych na alkohol. Kongres natomiast, naciskany przez antyalkoholowe lobby, przyjął 18. Poprawkę do Konstytucji o treści: “Niniejszym zabrania się (...) wytwarzania, sprzedaży i przewozu przeznaczonych do spożycia napojów alkoholowych, jak również ich importu i eksportu ze Stanów Zjednoczonych oraz wszelkich terytoriów podległych ich jurysdykcji". Wprowadzeniu prohibicji nie towarzyszyły demonstracje (jedynie centrala związkowa AFL upominała się, by nie odbierać robotnikom prawa do napicia się po pracy piwa). W 1919 r. ustawa weszła w życie. Nie podpisały się pod nimi... nowoangielskie Connecticut i Rhode Island.

Fortuna Capone i Kennedych

Pierwszy komisarz prohibicji, John Kramer, powtarzał, że “prawo to będzie przestrzegane w miastach dużych i małych, i w wioskach, a tam gdzie nie będzie przestrzegane, zostanie wyegzekwowane" (“Zaledwie przedwczoraj. Historia Ameryki lat dwudziestych", Frederick Lewis Allen, 1999). Kramer wierzył w prerogatywy, jakie dała wymiarowi sprawiedliwości tzw. ustawa Volsteada, zobowiązująca policje wszystkich szczebli do ścigania producentów i handlarzy alkoholu. Policjantów wspomagać miał liczący początkowo 2 tys. agentów Urząd Prohibicyjny.

Interes do zrobienia dostrzegli bimbrownicy, przemytnicy i gangsterzy. Wśród gigantów alkoholowego podziemia wyróżniali się: Johnny Torrio, Bugsy Siegel (który później stworzył Las Vegas), Lucky Luciano i Dutch Schultz. Złą sławą i okrucieństwem przyćmił ich Alfons Capone. Ściągnięty przez Torrio do Chicago szybko dał się poznać jako zdolny organizator i pozbawiony skrupułów morderca. Najgłośniejszą z zorganizowanych przez Capone’a rzezi była “masakra walentynkowa". 14 lutego 1929 r. kilku jego ludzi przebranych za policjantów rozstrzelało w jednym z warsztatów samochodowych siedmiu członków konkurencyjnej sitwy O’Banionów.

Przez ciągnącą się przez kontynent i prawie niestrzeżoną granicę z Kanadą szmuglowano whisky. Na Atlantyku, w labiryncie bezludnych wysepek i zdradliwych nurtów, gdzie gubiły drogę policyjne kutry-ścigacze, działały pływające bimbrownie i hurtownie. Zarobione przez przestępców setki milionów dolarów posłużyły budowie finansowej potęgi raczkującej dotąd mafii. Świat przestępczy zaczął się wiązać z polityką, np. Joseph Kennedy, późniejszy (notabene, proniemiecki) ambasador USA w Londynie i ojciec prezydenta Johna Kennedy’ego, dorobił się lwiej części majątku właśnie na przemycie wódki we współpracy z mafią.

Pieniądze łamały też kręgosłupy policjantom i agentom Urzędu Prohibicyjnego. W pierwszych czterech latach prohibicji wyrzucono z Urzędu za łapówkarstwo blisko tysiąc funkcjonariuszy (połowę zatrudnionych). Najbardziej skorumpowani zdążyli zainkasować po kilkaset tysięcy dolarów. Z prohibicji dostatnio żyli nieuczciwi aptekarze, którzy wykorzystując przywilej sprzedaży alkoholu do celów medycznych handlowali etanolem, oraz pracownicy zakładów produkujących alkohol przemysłowy, wymyślający sposoby odtruwania szkodliwego metanolu.

Prohibicja była skazanym na porażkę eksperymentem. Tylko raz w ciągu 14 lat obowiązywania ustawy spożycie alkoholu spadło o więcej niż połowę. O wiele szybciej przybywało melin i bimbrowni. Pił alkohol i częstował nim gości nawet prezydent Warren Harding (1921-23).

W latach 20. spadła jednak liczba zgonów spowodowanych nadużywaniem alkoholu i poprawiła się dyscyplina pracy. Można znaleźć wypowiedzi pracodawców, zadowolonych, że robotnicy nie mają w poniedziałkowe ranki przekrwionych oczu i trzęsących się rąk. Zaoszczędzone na alkoholu pieniądze gros Amerykanów przeznaczało na kupno nowych sprzętów domowych, a nawet samochodów czy domów na raty. Prohibicja przyczyniła się też do emancypacji kobiet, które zaczęły odwiedzać spelunki, będące dotąd męskimi enklawami. U boku mężów popijały nalewaną z kaloryferów (tak!), służących za gąsiory, i podawaną w filiżankach “księżycówkę" (amer. “moonshine"). Paliły też papierosy, co jeszcze kilka lat wcześniej było nie do pomyślenia.

Pijemy tylko w domu

W 1929 r. prezydent Herbert Hoover powołał tzw. komisję Wickershama dla oceny efektów prohibicji. Kilkanaście miesięcy później jedenastu jej członków przedstawiło prezydentowi... jedenaście sprawozdań. Pięć osób uważało, że ustawa winna obowiązywać; cztery, że należy ją zmodyfikować; dwie postulowały zniesienie. Jednak w konkluzji raportu cała komisja opowiedziała się za... status quo. W 1933 r. posłowie i senatorowie uznali jednak prohibicję za pomyłkę i 5 grudnia 18. Poprawkę odesłano do lamusa. Nowy Rok Amerykanie powitali legalnie wypitym kieliszkiem szampana.

Ale to nie koniec historii. Do dzisiaj w USA obowiązują restrykcje antyalkoholowe. W niektórych stanach można się ożenić w wielu lat 16, ale nigdzie nie sprzedaje się alkoholu, nawet piwa, osobom, które nie ukończyły 21 lat! W Tennessee, słynącym z produkcji jacka danielsa, aż w 85 na 95 powiatów nie uświadczy się ni sklepu z alkoholem, ni baru. Napić można się jedynie w domu, zaopatrzywszy się w którymś z odległych nierzadko o ponad sto kilometrów sklepów. W Vermoncie nie wolno zamówić przy barze drugiej kolejki, jeżeli nie skończyło się pierwszej. Barman nie pozwoli też zanieść drinka do stolika towarzyszce, która o coś do picia musi poprosić osobiście. Tamtejsze bary zamykane są w soboty wcześniej niż w inne dni tygodnia, by wierni zdążyli się wyspać przed niedzielnym nabożeństwem. W Nowym Jorku alkohol sprzedaje się z kolei w niedzielę dopiero od południa, czyli po Mszy.

Z gorzkiej lekcji sprzed 70 lat Amerykanie chyba nie wyciągnęli nauczki, popełniając podobny błąd w walce z niektórymi przejawami narkomanii. W USA zabrania się nie tylko produkcji i handlu tzw. twardymi narkotykami, ale też palenia i posiadania choćby jednego papierosa z marihuaną. Rokrocznie tysiące ludzi, którzy pozwolili sobie na wypalenie “skręta", trafia do cel jak złodzieje i mordercy. A przecież nawet kilkumiesięczna więzienna edukacja wystarczy, aby przynajmniej niektórzy z nich przerodzili się w nieźle wyszkolonych kryminalistów. Na handlu narkotykami zaś, jak kilkadziesiąt lat temu na alkoholu, największe pieniądze zarabia mafia, współpracująca z potężnymi kartelami z Ameryki Południowej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2003