Do dna

Krzysztof Brzózka: Jeśli chodzi o alkohol, jesteśmy w tym samym miejscu, w którym przemysł tytoniowy był w latach 70. Kowboj w reklamie jeszcze się uśmiecha z petem w zębach, ale producenci już wiedzą, jakie szkody ich wyroby wyrządzają konsumentom.

19.08.2019

Czyta się kilka minut

 / LECH MAZURCZYK
/ LECH MAZURCZYK

MAREK RABIJ: Czym wzniósł Pan toast za swoją dymisję?

KRZYSZTOF BRZÓZKA, były dyrektor Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych: Panie redaktorze, poważnie?

Tak naprawdę chciałem zapytać, czy jest Pan abstynentem. I czy ciężko odnaleźć się w cywilu po 13 latach kierowania agencją?

Nie przepadam za mocnymi alkoholami. Jeśli już, to rzemieślnicze piwo lub kieliszek wina. A co do dymisji, powiem tak: doszedłem już do siebie. Wie pan, nie chodzi o to, że minister mnie zwolnił. Miał prawo. Ale słowa o utracie zaufania były ciosem poniżej pasa.

Szef PARPA w autoryzowanym wywiadzie dla dużego portalu mówi, że 13 lat urzędowania uważa za stracone, bo kolejne rządy w Polsce chodzą na pasku producentów alkoholu. A Pan się dziwi, że minister nadzorujący agencję traci do Pana zaufanie?

Pan minister nie jest dzieckiem. Jest lekarzem i to, o czym mówiłem, musi być dla niego oczywistością. Instytucje państwa przegrały walkę z producentami alkoholu o zdrowie Polaków. A dokładniej – walkę o zmianę postrzegania miejsca i funkcji alkoholu w codziennym życiu. W tym sensie także moje 13 lat w PARPA muszę ocenić in minus w kontekście kierunku polityki państwa. Gdy zaczynałem, przeciętny Polak powyżej 15. roku życia wypijał rocznie niecałe 9 litrów czystego alkoholu rocznie. W 2017 r. było to już niemal 12 litrów. No, niech pan sam powie: to sukces?

Nieśmiało przypomnę, że kierował Pan agencją powołaną do rozwiązywania problemów alkoholowych. Pan problem widzi tymczasem w samym alkoholu.

Tak, uważam, że alkohol to trucizna. Substancja psychoaktywna, a mówiąc językiem potocznym – po prostu narkotyk. Do tego dostępny przez całą dobę, siedem dni w tygodniu, na każdym kroku.

Teraz się nie dziwię się, że krytycy nazywają Pana radykałem.

Widzi pan, mój stosunek do alkoholu ewoluował w trakcie kierowania agencją, ale nie na podstawie prywatnych resentymentów. Ja się w tym czasie po prostu dowiedziałem mnóstwa nowych rzeczy o mechanizmach występujących w branży alkoholowej i o samym alkoholu, jego oddziaływaniu na ludzki mózg, cały organizm, wreszcie na funkcjonowanie pijącej jednostki w społeczeństwie. Gdybyśmy rozmawiali nawet 13 lat temu, powiedziałbym, że się cieszę z tego, iż pijemy mniej wódki. Teraz, mądrzejszy o lekturę raportów Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) i kilkuset badań specjalistów od psychosomatyki i toksykologii, twierdzę: alkohol w każdej dawce to trucizna. Nie mogę się więc cieszyć ze zmiany sposobu picia, jeśli jednym z jej efektów jest także wzrost spożycia czystego alkoholu. Według WHO to właśnie alkohol jest trzecią najczęstszą przyczyną zgonów w społeczeństwach rozwiniętych, po chorobach układu krążenia i papierosach.

Już Paracelsus wiedział, że trucizną jest dawka, nie substancja.

Ale nie miał dostępu do nowoczesnego arsenału badawczego, który by mu szybko uświadomił, jak bardzo się myli. W ostatnim ćwierćwieczu ­nastąpił gigantyczny postęp w badaniach nad wpływem spożycia alkoholu na organizm. Dopiero od niedawna medycyna śledzi te skutki na poziomie komórkowym. Dlatego WHO w ostatnich raportach radzi, żeby pożegnać się z mrzonkami o tzw. bezpiecznym spożyciu alkoholu. To trucizna o powolnym działaniu i mocnym potencjale uzależniającym.

Lekarze od lat ostrzegają, że alkohol szkodzi.

A w telewizji mamy reklamy piwa, które wypełniają co roku 2530 godzin czasu antenowego. Każdego dnia przeciętny widz przez prawie siedem godzin jest wystawiony na oddziaływanie reklamy, która mu sączy do głowy coś innego, niż mówią lekarze. Konfrontuje się go z przekazem, który właściwie stawia znak równości między zadowoleniem z życia a piciem alkoholu.

Bombardują też reklamy szamponów, które obiecują mu piękne włosy, ale nikt nie zaczyna przez to myć włosów trzy razy dziennie. Raczej zmienia markę szamponu.

No i Polacy zmienili – tyle że czystą wódkę na piwo. Z chwilą kiedy w telewizji pojawiły się reklamy piwa, zaczęło też rosnąć spożycie czystego alkoholu. Nielogiczne to na pierwszy rzut oka, bo piwo to przecież raptem 4,5–5 proc. Tylko że wypijając pół litra jasnego piwa, spożywamy 20 gramów czystego alkoholu, podczas gdy w pięćdziesiątce wódki jest go 16 gramów. Wiedział pan o tym?

Nie.

To jest pan w dobrym towarzystwie 95 proc. Polaków, którzy nie mają o tym pojęcia, cytuję wyniki badań sprzed bodaj trzech lat. A teraz, panie redaktorze, małe ćwiczenie na logikę. Jak nazwałby pan kogoś, kto codziennie wieczorem wypija w domu pięćdziesiątkę wódki?

Nie wiem, jak bym nazwał, ale chyba zacząłbym się o niego martwić.

A teraz niech pan sobie zada pytanie, ilu zna pan ludzi, którzy codziennie wieczorem wypijają jedno piwo, siedząc przed telewizorem.

Pamiętam, jak w jakimś badaniu ankietowany odpowiedział, że pija alkohol sporadycznie. A tuż za moment przyznał, że codziennie wypija dwa–trzy piwa. Bo piwo to nie alkohol.

Takie myślenie ciągnie się w Polsce od lat. Pod koniec 1982 r. Jaruzelski, który sam był abstynentem, ustąpił nieco Solidarności i Kościołowi, wprowadzając ustawę o wychowaniu w trzeźwości. To właśnie w niej pojawiło po raz pierwszy piwo jako alternatywa dla mocnego alkoholu. Ustawa traktowała piwo właściwie jako napój orzeźwiający. I tak już zostało.

Zdrowy rozsądek podpowiada, że chyba dobrze zrobiliśmy, zamieniając 12 litrów alkoholu na łebka, wypijanych pod koniec lat 80. głównie pod postacią wódki, na prawie 12 litrów etanolu, które w ponad połowie spożywamy w piwie.

Zaraz pewnie pan powie, że piwo ma witaminy i sole mineralne.

A Pan zaprzeczy?

Nie. Ale uściślę, że piwo, które opisywał ustawodawca w 1982 r., było jeszcze piwem warzonym podług zasad prawa bawarskiego, czyli wyłącznie z wody, chmielu, słodu jęczmiennego lub pszennego oraz drożdży. Gdyby pan miał szansę sprawdzić, co zawiera teraz lager z przeciętnego dużego browaru, złapałby się pan za głowę. Barwniki, glukozy, skrobia kukurydziana. Bo jeśli piwo ma kosztować poniżej dwóch złotych i mieć prawie siedem woltów, to trzeba je sztucznie podkręcić.

Kiedy kupuje pan sok pomarańczowy, na etykiecie ma pan podane wartości odżywcze i skład chemiczny. Tyle węglo­wodanów, tyle białka. Na piwie ich pan nie znajdzie. Próbowałem nakłonić rząd do wprowadzenia obowiązkowego informowania o tym, co zawiera piwo, ale jak pan widzi, jakoś się nie udało.


CZYTAJ TAKŻE:

CO NAM PŁYWA W KIELISZKU: W Polsce spożycie alkoholu na głowę nie należy do najwyższych w Europie. A mimo to najważniejsze pytanie o picie wciąż brzmi u nas: „ile?”, a nie – „po co?”.


A zaprzeczy Pan, że rzadziej widać dziś na ulicy upojonych alkoholem niż pod koniec lat 80.?

Ja bym się z panem zgodził, gdybyśmy w świetle najnowszych badań medycznych mogli powiedzieć: picie jest OK, szkodliwe jest dopiero upijanie się do nieprzytomności. A my już wiemy, że każdy kontakt z alkoholem kosztuje cząstkową utratę zdrowia. Zdrowy rozsądek, który pan przed chwilą przywołał, powinien zatem podpowiadać, żeby picie każdego, powtarzam: każdego ­alkoholu ograniczać do minimum. Tymczasem żyjemy w świecie, który alkohol plasuje nadal gdzieś u spodu piramidy Maslowa. Gdy na przyjęciu ktoś mówi, że jest wegetarianinem, już raczej nie spotyka się z kpinami ani zachętami, żeby jednak spróbował polędwicy. Ale niech powie, że jest abstynentem albo po prostu nie ma ochoty się napić…

Alkohol jest tani. W 1989 r. przeciętna pensja wystarczyła do zakupu 17,5 półlitrówek z wódką 40 proc. W zeszłym roku mógł pan kupić za nią ponad 187 butelek. W dodatku by się pan nie nachodził, bo w Polsce mamy już 250 tysięcy punktów sprzedaży alkoholu. W samej Bydgoszczy działa obecnie więcej sklepów monopolowych niż w całej Norwegii!

A wie Pan, ile mamy sklepów spożywczych? Niecałe 76 tysięcy.

Naprawdę? Nie wiedziałem… Zatkało mnie.

W niedzielę łatwiej kupić pół litra niż chleb.

Mamy alkohol na stacjach benzynowych. Wysyp całodobowych bud z alkoholem. Gminy wydają pozwolenia, bo to pieniądze, które trafiają do ich kas. Minister finansów cieszy się, bo ma rocznie 14 mld zł z akcyzy na alkohol. Ale nikt nie liczy kosztów długotrwałej ekspozycji społeczeństwa na coraz większe porcje alkoholu, który – jak pokazują badania – jest społecznie najkosztowniejszą ze wszystkich substancji psychoaktywnych. Wie pan, ile kosztuje jeden wypadek drogowy ze skutkiem śmiertelnym? Wliczając koszty pogotowia, działania organów policji, potem sądów – jakieś 2 mln zł.

Twarde narkotyki szybko niszczą człowieka, wyrzucając też poza nawias społeczeństwa i gospodarki. Pijąc, może pan tymczasem żyć przez całe lata jako tzw. wysokofunkcjonujący alkoholik. Zanim się pan ostatecznie wykolei, pracodawca poniesie trudne do oszacowania straty, narazi pan NFZ na gigantyczne koszty leczenia, a przede wszystkim spowoduje spustoszenie w psychice najbliższych.

Tysiące Polaków, w tym Pan, są jednak żywym dowodem na to, że alkohol można oswoić. Nie boi się Pan, że tak radykalną postawą bardziej szkodzi, niż pomaga Pan sprawie, której poświęcił 13 ostatnich lat?

Jasne, alkohol to nie heroina. Ale to substancja psychoaktywna, która uzależnia podobnie jak heroina, tylko wolniej. Każdy narkotyk działa podobnie: wzmaga apetyt na coraz większe dawki, bo organizm szybko uodparnia się na działanie dotychczasowych porcji. Proszę zauważyć: w Polsce rocznie sprzedaje się około miliarda „małpek”, czyli ­stumililitrowych butelek z wódką, najczęściej smakową. Tego nikt nie reklamuje, bo nie wolno. Samo się wypromowało. Dwa lata temu ktoś pił jedno piwo co wieczór. Po roku dwa. Teraz dzień zaczyna już od poręcznej „małpki”, która zawiera prawie tyle etanolu, ile dwa piwa.

W Polsce mamy dziś około 600-800 tys. twardych alkoholików, ale jakieś 3-3,5 mln osób wykazuje tzw. niebezpieczne postawy wobec alkoholu: pije systematycznie i coraz więcej. Mamy ich zostawić na pastwę nałogu?

Prohibicji Pan nie wprowadzi.

Nie o nią chodzi, lecz o wciśnięcie alkoholu w podobne ramy legislacyjno-kulturowe, w jakie wsadziliśmy papierosy. Bo jeśli chodzi o alkohol, jesteśmy mniej więcej w tym samym miejscu, w którym przemysł tytoniowy był w latach 70. Kowboj w reklamie jeszcze się uśmiecha z petem w zębach, ale producenci już wiedzą, jakie szkody ich wyroby wyrządzają konsumentom.

Niech więc alkohol będzie z nami nadal. Ale niech nie będzie tani, dostępny na każdym kroku i pokazywany jak coś, czym nie jest. Szkoci mieli też problem, chlali whisky jak wodę, aż rząd wprowadził cenę minimalną na jednostkę czystego alkoholu i spożycie spadło. Spada dziś w większości krajów Europy, włącznie z Rosją. Za to u nas rośnie i nie widzę mechanizmów, które by ten wzrost mogły wyhamować.

W 2015 r. po raz pierwszy pokazałem ministrowi zdrowia projekt ustawy o cenie minimalnej. Bez skutku – nie udawało się nawet przetłumaczyć, że takie rozwiązanie nie zrujnuje budżetu rodzin alkoholików, bo pijacy w tej samej cenie będą kupować słabszy alkohol. ©℗

KRZYSZTOF BRZÓZKA do czerwca br. kierował Państwową Agencją Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Z wykształcenia jest inżynierem.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Historyk starożytności, który od badań nad dziejami społeczno–gospodarczymi miast południa Italii przeszedł do studiów nad mechanizmami globalizacji. Interesuje się zwłaszcza relacjami ekonomicznymi tzw. Zachodu i Azji oraz wpływem globalizacji na życie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 34/2019