Krzyczenie do siebie

Robert Kasprzycki, muzyk: Nigdy nie nauczyłem się traktować pisania piosenek „na zimno”. Pytam sam siebie: jak to jest, że żona i dzieci spokojnie śpią, gdy ja tu sobie śmierć pichcę w przedpokoju?

10.11.2014

Czyta się kilka minut

 / Fot. Magdalena Świtek
/ Fot. Magdalena Świtek

MICHAŁ KUŹMIŃSKI: Jedna płyta na dekadę? Czemu tak rzadko?
ROBERT KASPRZYCKI: Nie wiem, pewnie taki mam rytm wewnętrznych zrywów, w dodatku zawsze coś stawało na drodze. Np. producent, który obiecuje, że jeszcze tylko rok i płyta się ukaże – tak spędziłem czas między rokiem 1997 a 2001, potem trochę zabrało mi wychodzenie z tej traumy.
„Cztery” mieliśmy wydać dwa lata wcześniej, ale zmienił się i skład zespołu, i koncepcja muzyczna. Materiał trzeba było przemyśleć na nowo. Nie lubię, gdy na albumie są piosenki do siebie podobne. Pewnie potrafiłbym w ciągu roku napisać płytę złożoną z dwóch singli dla radia i dziesięciu „wypełniaczy”, ale to byłoby nie fair. Wolę nagrywać rzadziej, ale dobrze.
Trudno Cię zakwalifikować gatunkowo.
A jaki styl muzyczny uprawia Sting? Staram się aranżować płyty jako spotkania rozmaitych estetyk. Chciałem, żeby te piosenki były niegłupie, ale i nie przemądrzałe, żeby było w nich dużo energii i prawdy, bez silenia się na coś zbędnego. Chciałem emocji, ale bez grania emocjami. To płyta grana od człowieka dla ludzi, nie jako popis, lecz kontakt.
Identyfikujesz się z pojęciem „Kraina Łagodności”?
Moim przeklętym genem jest antyepigoństwo. Gdy zauważam, że w mojej dykcji, języku, w akordach czy harmonii pojawia się ktoś inny, wtedy – nie przez pychę, tylko przez skromność, bo nie wypada mierzyć się z bogami – się wycofuję. Nie umiałem więc podążać tą drogą, co klasycy gatunku: Wolna Grupa Bukowina i Stare Dobre Małżeństwo. Poza tym, „Kraina Łagodności” kojarzyła mi się z piosenką turystyczną, eskapistyczną, gdzie od świata ucieka się „w przyrodę”, ja zaś wyszedłem z gatunku piosenki bardowskiej, autorskiej, która wynika z eksplorowania nie natury, lecz siebie. W dodatku miałem rockową skazę – moją estetyką była estetyka krzyku, przekaz gniewu, buntu.
Chciałem nałożyć swoją wrażliwość na energię rockową. Wzorem była dla mnie folk-rockowa płyta „August and Everything After” amerykańskiego zespołu Counting Crows, zawierająca teksty po prostu o uczuciach, emocjach, fascynacjach literackich: mieszanka poezji i rocka.
Jesteś poetą czy tekściarzem?
Większość piosenek piszę od strony tekstu: to on nasuwa rytm, harmonię czy tempo. Idę za tekstem. To, co robię, ma mieć zarówno spójność i lekkość piosenki, jak i być poezją w jej sensie pierwotnym: nazywania rzeczy nie do nazwania dla kogoś, kto się poezją nie posługuje. Siłą moich tekstów jest chyba to, że nie są przepoetyzowane.
W jednej z piosenek podmiot liryczny wciela się w Martina Edena. Dlaczego?
Pierwszym doznaniem, które pamiętam, jest tonięcie: jako bodajże pięciolatek topiłem się w rzece. A bardziej serio: przeczytałem „Martina Edena” jako młody chłopak i do pewnego stopnia rozpoznałem się w sytuacji, w której zetknięcie się z książkami jest zetknięciem z lepszym światem, a potem okazuje się, że to nic zabawnego. Opierając się na zakończeniu „Martina Edena”, gdzie bohater nurkuje tak głęboko, żeby już nie wypłynąć, wymyśliłem sytuację następującą zaraz po tym – gdzie wizje przysłaniają już obraz, a zimno, które obejmuje bohatera, jest zapowiedzią tego, co czuje człowiek, który zbytnio przesiąka literaturą. Gdy przestaje się liczyć realny świat, bo w pisaniu jest narkotyczny haj. „Słowa nie istnieją, lecz poza nimi nie ma nic”. Na koniec tego utworu słychać, jak Maks Szelęgiewicz gra na gitarze sygnał SOS – brzmiący tu wbrew, na przekór tekstowi.
To piosenka o tym, w co przy pisaniu popadłem. Eden odkrywa, że nie kocha już Ruth, dla której literatura była tylko zabijaniem czasu, sprawną formą. Ja nigdy się nie nauczyłem traktować pisania na zimno. Moje teksty kosztują mnie w pewnym sensie wszystko: żeby powstały, muszę ukraść czas z realnego życia. Pytam siebie – z dużą dawką ironii: jak to jest, że żona i dzieci spokojnie śpią, gdy ja tu sobie śmierć pichcę w przedpokoju? Z drugiej strony, po napisaniu takiej frazy mogę umyć twarz i położyć się spokojnie w łóżku. To zbawienne.
Powiedziałeś kiedyś, że recepta na ułożenie utworów na płycie przypomina przepracowywanie traumy: najpierw negacja, potem bunt, depresja, wreszcie akceptacja. Płyta to trauma?
To też recepta na słuchanie siebie. Na pewnym etapie masz przesyt sobą. Myślenie o piosenkach trwa już sporo lat, nietrudno więc o niezgodę względem tego, co się samemu zrobiło. Ale na koniec i tak pozostaje poskromić to i się uwolnić. Układanie piosenek na płycie jest jak komponowanie książki: musi być wprowadzenie, zagadka, suspens, zwrot akcji. Po „Martinie Edenie” są „Same zera”, czyli rewers piosenki „Trzymaj się wiatru, kochana”, opowiadającej o tym, że przy całym tym zaglądaniu w ciemność istnieje ktoś – żona, rodzina, trzyletnia córka – kto nas uporządkuje.
Między pierwszą a drugą płytą było dziewięć lat, między drugą a trzecią osiem. Wychodzi, że kolejna będzie w 2021 r.
Na pewno szybciej. Ale żadnych obietnic już rzucał nie będę.
Jaka to będzie płyta?
Korci mnie, żeby była znacznie bardziej wyciszona. Głos, gitara akustyczna, wiolonczela, może kontrabas. Są piosenki, które nie sprawdzą się w wersji rockowej, a mówią mi ludzie że szkoda, żeby zniknęły.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Poeta, muzyk, kompozytor, śpiewający autor, recenzent muzyczny, felietonista i krytyk literacki, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Zadebiutował w 1992 roku na 28. Studenckim Festiwalu Piosenki w Krakowie, zdobywając I nagrodę oraz stypendium im.… więcej
Zastępca redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”, dziennikarz, twórca i prowadzący Podkastu Tygodnika Powszechnego, twórca i wieloletni kierownik serwisu internetowego „Tygodnika” oraz działu „Nauka”. Zajmuje się tematyką społeczną, wpływem technologii… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2014