Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
„Jeżeli tak w Polsce leczy się lekarza i wiceministra zdrowia, to strach pomyśleć, co może spotkać zwykłego pacjenta” – pisał tabloid.
Spektakularna historia – służba zdrowia (mszcząc się na urzędnikach?) chce wykończyć wiceministra – musiała istotnie spowodować blady strach u niejednego „zwykłego pacjenta”. Nic to, że niewiele się w niej zgadza: sepsą nie da się nikogo zarazić, bo jest stanem organizmu, nie zaś jednostką chorobową, a historia z krwią od dawcy jest znacznie bardziej skomplikowana: wirusa HIV wykryto u dawcy przy kolejnym pobraniu, długo po tym, jak krew z pierwszego pobrania znalazła się w organizmie wiceministra (u którego już po przetoczeniu nie wykryto groźnego wirusa). Andrzej Włodarczyk, który od dwóch lat nie jest już wiceministrem, w rozmowie z „Tygodnikiem” wyraził zresztą wdzięczność szpitalowi i lekarzom, że z poświęceniem i fachowo walczyli o jego życie.
Czy to oznacza, że z polską służbą zdrowia jest wszystko w porządku? Rzecz jasna, nie. Choć zakażenia szpitalne mają miejsce na całym świecie i są do pewnego stopnia nieuniknione – specyfika miejsca, ale też organizmu mniej odpornego na zarażenie – zdarzają się i takie zawinione przez szpitalny personel. Problemem pozostaje również zatajanie podobnych przypadków przez niektóre placówki. Ale to już inna – zupełnie „niemedialna” – historia.