Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Lata 1973–1980 to dla Szczepańskiego czas ważny. „Wieczorem skończyłem »Rafę«” – notuje w noworoczną noc. Tom zawierający m.in. „Trzy czerwone róże” sam uzna później za najlepszą swoją książkę. Wkrótce powstają kolejne: „Przed Nieznanym Trybunałem”, z esejami o Conradzie, ojcu Kolbem i Mansonie, wydarzenie nie tylko literackie; „Kipu”, przewrotna wariacja na temat legendy zamku niedzickiego; „Autograf”. Uznaniu krytyki towarzyszą perypetie z cenzurą i partyjnymi nadzorcami życia kulturalnego. Nie powstanie – szkoda! – film Stanisława Różewicza według „Wyspy”, historii Antoniego Berezowskiego, który po zamachu na cara zesłany został na Nową Kaledonię. Szczepański, trochę wbrew sobie, coraz bardziej angażuje się w życie publiczne. Działa w Związku Literatów Polskich i w PEN Clubie, składa podpis pod Listem 59 – protestem przeciw zmianom w konstytucji, które sojusz z ZSRR czyniły elementem ustroju, pod deklaracją niezależnego Towarzystwa Kursów Naukowych, jako obserwator uczestniczy w procesie Kazimierza Świtonia, działacza Wolnych Związków Zawodowych fałszywie oskarżonego o pobicie milicjantów. Ostatni zapis tomu, już po powstaniu Solidarności, dotyczy zjazdu ZLP, podczas którego Szczepański wybrany został prezesem Związku.
28 stycznia 1973: „U Zbyszka Herberta poznałem Michnika. Miły, jąkający się chłopak, zupełnie nie załamany więziennymi doświadczeniami”. 3 marca 1976: „Wieczór Barańczaka... radosne odkrycie. Świetny, mądry poeta, mający same ważne rzeczy do powiedzenia”. 24 marca 1977: „»Człowiek z marmuru« jest wydarzeniem nieprawdopodobnym w tym ustroju... Miałem do Wajdy niejasną pretensję, że nie robi użytku z wagi swego nazwiska. Tym filmem usprawiedliwił się i wyjaśnił wszystko”. 17 lutego 1978: „Żyję z wyostrzonym poczuciem braku stabilizacji... Moja praca, pokawałkowana, robiona dopadkami – wszystko wydaje mi się bez perspektyw. Nawet te notatki, których czytelnikami mogą być w każdej chwili obcy i nieprzyjaźni funkcjonariusze”. A przecież, dodaje, „towarzyszy nam nawet nastrój pogody”. „Dziennik” to także kronika domów w Krakowie i w Kasince – otwartych dla kilku pokoleń przyjaciół i dla gości ze świata, od Meksyku po Bułgarię. Szczepański skrupulatnie notuje te odwiedziny. „Nie wiem, po co ta ewidencja ruchu ludności” – zauważa ironicznie, ale z perspektywy lat także i ta litania nazwisk znanych i nieznanych nabiera znaczenia: pokazuje, jak ważne było wtedy budowanie zwyczajnej międzyludzkiej wspólnoty. ©℗
JAN JÓZEF SZCZEPAŃSKI, DZIENNIK TOM IV: 1973–1980. Odczytanie tekstu z rękopisu i przypisy: Michał Szczepański. Wydawnictwo Literackie, Kraków 2015, ss. 726.