Krecia robota

Na uniwersytecie w Retymnonie na Krecie protest wykładowców trwa już od kilku tygodni. Każdy poniedziałek zajmują wiece protestujących. Taki strajk – słychać na kampusie uczelni – to ciężka praca. W minionym tygodniu strajkowała cała Grecja.

01.10.2012

Czyta się kilka minut

40-letniego Manolisa ze wsi Fourni trudno dogonić, gdy w ciemnościach nocy mknie pod górę krętą drogą, opasającą wzgórza we wschodniej części Krety. Nawet samochód nie daje rady jego skuterowi. – Całkiem nowy – chwali się Manolis, gdy zatrzymuje się w końcu przed tawerną w swojej rodzinnej wsi. – Cztery konie mechaniczne. I jaki tani: tylko tysiąc euro!

Codziennie wieczorem Manolis wraca do domu z wybrzeża wyspy, gdzie wynajmuje apartamenty z widokiem na lazurowe morze. Tam Grecja wygląda jeszcze jak na pocztówce. Lecz tutaj, w górach, bałagan widać już całkiem dobrze. Najlepszym dowodem – wezwanie na rozprawę: za kilka dni Manolis ma stawić się w sądzie miasteczka Neapoli w charakterze świadka. Nie on jeden – kilkuset innych ma opowiedzieć, co wie o największym lokalnym skandalu z defraudacją unijnych pieniędzy.

WSPÓŁCZYNNIK PORSCHE

Fourni to jedna z kilkunastu miejscowości w okolicy, które kilka lat temu otrzymały od Brukseli oficjalny tytuł „tradycyjnych wiosek kreteńskich”. Ale żeby móc postawić specjalny brązowy znak przy wjeździe do wsi, trzeba było spełnić kilka warunków. – Wioska musi być stara – tłumaczy teraz Manolis. – I ma staro wyglądać. Zakazane są białe drzwi z aluminium. A jeśli nawet z aluminium, to muszą być brązowe, zielone lub oliwkowe. Ale do środka Unia już nie zagląda. W środku może być po grecku.

I chyba rzeczywiście było, skoro po paru latach wyszło na jaw, że duża część unijnych dotacji dla „tradycyjnych wiosek kreteńskich” zniknęła gdzieś w kieszeniach lokalnych urzędników.

Nie tylko tutaj: w jednej ze wsi w środkowej części wyspy, od czasu, gdy tutejsi rolnicy zaczęli otrzymywać unijne dotacje, utrzymuje się najwyższy współczynnik liczby porsche w przeliczeniu na jednego Greka.

Jednak to afera w Fourni stała się na tyle głośna, że trzeba było zorganizować proces. Ale nawet gdy o nim wspomina, Manolis rozkłada bezradnie ręce: – Sędzia wezwał wszystkich świadków tego samego dnia. Jak on to sobie wyobraża? Że będziemy tylko odpowiadać „tak” lub „nie”? A może wypełnimy jakiś test? Gdyby zależało mu na wyjaśnieniu sprawy, nie tak wyglądałaby rozprawa.

KRYZYS W MINIATURZE

Na Krecie, oddalonej o godzinę lotu od stołecznych Aten, kryzys nie jest tak bardzo widoczny. Owszem, spadła liczba turystów, wzrosły ceny; podobno wielu mieszkańców myśli o emigracji.

Na lokalnym uniwersytecie w mieście Retymnon od kilku tygodni strajkują wykładowcy – w proteście przeciw oszczędnościom. Ale większość egzaminów odbywa się normalnie. Co poniedziałek komitet strajkowy decyduje o przedłużeniu protestu – wtedy przez cały dzień odbywają się mityngi i posiedzenia. Taki strajk, słychać na kampusie w Retymnonie, to bardzo ciężka praca.

Można powiedzieć, że afera z Fourni to miniatura całego greckiego kryzysu. Rząd w Atenach – podobnie jak sąd w Neapoli – jest między młotem a kowadłem: powinien spełnić oczekiwania Zachodu i równocześnie uniknąć wojny z własnym społeczeństwem.

Jakie to trudne, można było się przekonać zwłaszcza w minioną środę, 26 września, kiedy jednodniowy strajk generalny sparaliżował cały kraj. Był to trzeci strajk generalny w Grecji w tym roku i podobno dwudziesty szósty od wczesnej wiosny 2010 r. – momentu, który przyjęło się uważać za „oficjalny” początek greckiego kryzysu. Był to także pierwszy tak masowy protest – wezwały do niego dwie największe centrale związkowe – od czasu objęcia urzędu w czerwcu przez nowego premiera Antonisa Samarasa.

W ubiegłym tygodniu stanęła więc właściwie cała Grecja: zastrajkowały miliony ludzi, zarówno urzędnicy państwowi, jak też pracownicy firm prywatnych. Stanął główny port Aten, Pireus. W Atenach – gdzie odbyła się też tradycyjnie główna demonstracja; organizatorzy ocenili liczbę jej uczestników na sto tysięcy ludzi – przez trzy godziny nie kursowały miejskie autobusy. Strajkowali nawet dziennikarze. Przez kolejne trzy dni trwał również protest celników na granicy z Macedonią, który uniemożliwił przewóz towarów na ważnej trasie z portu w Salonikach w głąb Bałkanów.

PIĄTY ROK RECESJI

Można powiedzieć, że to już tutejsza tradycja: gdy mija upalne lato, Grecy wychodzą na ulicę. W stolicy policja użyła gazu łzawiącego przeciw demonstrantom i anarchistom, którzy – rzucając koktajle Mołotowa – protestowali przeciwko, rzecz jasna, nowym planom oszczędnościowym rządu, które zakładają zmniejszenie wydatków publicznych o prawie 12 miliardów euro.

Tak duże oszczędności są warunkiem uzyskania jesienią kolejnej transzy pomocy finansowej od strefy euro, bez której kraj zbankrutuje w ciągu kilku tygodni. Grecja potrzebuje tych 31 miliardów euro, aby po prostu utrzymać się przy życiu.

Ale na przeszkodzie dalszych cięć już teraz stoi jedna trzecia mieszkańców kraju – tylu Greków, według oficjalnych danych, żyje dziś na granicy ubóstwa. I choć po czerwcowych wyborach rząd mogły utworzyć partie „wielkiej koalicji” – konserwatywna i socjalistyczna, obie opowiadające się za dalszą współpracą z Brukselą (wedle zasady: dalsza pomoc za reformy, czyli także oszczędności) – to równocześnie 90 proc. obywateli uważa dotychczasowe cięcia za niesprawiedliwe. Zmniejszanie kosztów funkcjonowania kraju przez obecny rząd jest więc trudniejsze niż kiedykolwiek wcześniej. Tym bardziej że rządzący czują na plecach oddech Alexisa Tsiprasa: lider SYRIZA, koalicji skrajnie lewicowych ugrupowań, która w ostatnich wyborach awansowała do rangi głównej siły opozycyjnej, chce – jak większość Greków – aby kraj pozostał w strefie euro, ale równocześnie zapowiada, że kiedy przejmie władzę, skończy z polityką wyrzeczeń.

Tymczasem w ciągu ostatnich pięciu lat wyniki gospodarcze Grecji spadły o 20 proc. W 2013 r. depresja ma pogłębić się o kolejnych 5 proc. Premier zauważył niedawno, że takie same dane notowano w USA w pierwszych latach Wielkiego Kryzysu. Samaras ma dwa pomysły na oszczędzanie: obcięcie pensji i podwyższenie wieku emerytalnego do 67 lat. W zamian żąda jednak od tzw. „trojki” – przedstawicieli Komisji Europejskiej, Europejskiego Banku Centralnego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego – dodatkowych dwóch lat na wdrożenie wszystkich reform i oszczędności.

CZEKAJĄC NA RAPORT „TROJKI”

Ale greccy politycy grają na dwa fronty: rząd chce również przekonać wyborców, że oszczędności to nie jego pomysł. Dwoi się i troi, aby pokazać, że walczy o każde euro obywateli. Negocjuje więc wbrew interesom swojego kraju. Początkowo przedstawicielom międzynarodowych instytucji finansowych Samaras zaproponował 2 mld euro oszczędności, ale Europejczycy uznali, że to za mało. Gdy nie wystarczyła też propozycja sprzedaży większości z 34 proc. państwowych udziałów w Opap, największej loterii kraju, minister finansów Yannis Stournaras zapytał wprost przedstawiciela MFW: czy chcecie obalić nasz rząd?

Pod presją są obie strony: rządząca koalicja i instytucje finansowe Zachodu. Jeśli ta pierwsza upadnie, w przyspieszonych wyborach najprawdopodobniej wygra SYRIZA, która – jak słychać na ulicach Aten – z Angelą Merkel cackać się nie będzie: Tsipras zapowiada, że unieważni wszystkie dotychczasowe porozumienia finansowe z Zachodem.

Ale także MFW jest coraz bardziej krytykowany za pożyczanie pieniędzy krajowi, który nie dotrzymuje wcześniej danego słowa. Choć więc nikt nie wie, co może się stać, jeśli w którymś momencie grecki rząd nie zgodzi się na kolejne oszczędności, przeciąganie liny trwa.

W dniu strajku generalnego międzynarodowe konsylium finansowe ogłosiło, że zawiesi swoje spotkania do czasu, aż opadnie nerwowa atmosfera. Za kilka tygodni przygotuje raport, który zdecyduje, czy Ateny otrzymają więcej pieniędzy.

Na razie z przecieków prasowych wiadomo tyle, że Angela Merkel, która jeszcze niedawno miała skłaniać się do radykalnego scenariusza – wyjścia Grecji ze strefy euro – teraz zmieniła zdanie. Dalsze męczenie się z Grecją ma być, podobno, w oczach niemieckiej kanclerz scenariuszem mimo wszystko bardziej przewidywalnym i mniej ryzykownym (dla całej Europy) niż tzw. Grexit.

A to by oznaczało, że grecki dramat będzie trwać nadal.

WINNI SĄ (TAKŻE) OBCY

Tak czy inaczej, wygląda na to, że – nie po raz pierwszy w historii Grecji – zagraniczna interwencja finansowa powoduje powstanie wśród Greków syndromu ofiary i zmniejsza szanse greckich polityków na wzięcie prawdziwej odpowiedzialności za losy państwa. A utrata finansowo-gospodarczej suwerenności już teraz wywołuje w Grecji największy – od czasu sporu z Turcją o Cypr – wzrost nastrojów ksenofobicznych. 18 miejsc w 300-osobowym parlamencie zajmuje skrajnie prawicowa partia Złoty Róg, która wzywa do rozprawienia się z cudzoziemcami.

Niemal jedna trzecia spośród 11 milionów Greków mieszka w Atenach. Najbliższa Bliskiemu Wschodowi i Azji metropolia Unii Europejskiej przeżywa teraz najazd imigrantów. W ciągu ostatnich lat przyjechało ich tu, głównie z krajów Azji i Afryki Północnej, tak wielu, że dziś stanowią ok. 10 proc. ludności (to czwarty wynik w Unii). Już w odległości czterech przystanków metrem od Akropolu zaczyna się świat, w którym o drogę najlepiej pytać w farsi lub paszto. Powszechne w Grecji przekonanie, że za dużą liczbę muzułmańskich imigrantów współodpowiedzialna jest sąsiednia Turcja – która, zdaniem Greków, nie utrudnia imigrantom dostawania się na terytorium ich kraju – podsyca jeszcze wzajemną podejrzliwość.

Pokazani niedawno przez telewizję CNN afgańscy uchodźcy mieszkający w Atenach mówili do kamery, że przyjazd do Grecji to największy błąd, jaki kiedykolwiek popełnili. Życie tu określali jako koszmar i utrzymywali, że aby uniknąć pobicia, w ogóle nie wychodzą na ulice.

Obwinianie innych jako polityczna i psychologiczna strategia jest zawsze lepsze niż szczera introspekcja – tym prostsze, im gorzej cudzoziemcy rzeczywiście się zachowują. Lecz strach przed obcymi to coś więcej niż obawa przed większą konkurencją na rynku pracy.

ZACHODOWI JUŻ DZIĘKUJEMY

Manolisa, który po kolacji w tawernie w Fourni już zbierał się do domu, przy stole zatrzymała dyskusja o Macedonii. Ta była republika jugosłowiańska od 20 lat bezskutecznie domaga się od Grecji uznania swojej nazwy. Odmawia jej tego nie tylko rząd w Atenach. Manolisowi również nie przejdzie przez gardło słowo „Macedończyk” (mieszkańców tego państwa nazywa, od ich stolicy, Skopianami). Wie, że niewielka – i wciąż biedniejsza – Macedonia nie może w żaden sposób zagrozić Grecji. Ale to nie zmienia jego poglądów: – Fakt, Skopianie nie mają do nas żadnych pretensji terytorialnych. Ale dopóki nie zmienią nazwy, mogą tylko pomarzyć o Unii Europejskiej i NATO. Nasze weto jest tu pewne.

To już nie tylko Turcy – tradycyjni winowajcy wszystkiego – są winni greckich kłopotów. Na cenzurowanym u Manolisa są też: Albańczycy, imigranci z Pakistanu i oczywiście niemieccy politycy. A politycy greccy? Może trochę – ale dopiero na końcu.

W wioskach Krety, dobrze pamiętających II wojnę światową i niemiecką okupację wyspy, na niechęć do zagranicy nakładają się więc jeszcze historyczne resentymenty. Niemcy, uznawane za państwo, które zmusiło rząd w Atenach do cięć i stoi za zubożeniem Greków, pamięta się tu przez pryzmat ostatniej wojny. – Nigdy nie usiadłbym z Niemcami do stołu, tak jak siedzę z Polakami – mówi Manolis. I dodaje, że wszystko, co ma do powiedzenia niemieckim turystom, którzy wynajmują u niego pokoje, zamyka w grzecznościach: „do widzenia” i „dziękujemy za miły pobyt”.

Tak się składa, że to samo chcieliby coraz chętniej powiedzieć całemu Zachodowi także greccy politycy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2012