Kościół przezroczysty

Nie dziwię się, gdy słyszę o biskupie Pieronku, że konfliktowy czy kontrowersyjny. Ci, którzy chcieliby się wesprzeć spokojnie na Kościele-opoce, którzy chcieliby zamknąć się w nim razem z depozytem słuszności i wiary, muszą czuć się zakłopotani lub nawet zagrożeni jego myśleniem. Jednak lektura wywiadu-rzeki z nim pokrzepia, pakuje w przygodę, popycha do działań.

26.12.2004

Czyta się kilka minut

Czego potrzebuje czytelnik literatury religijnej? Pytanie trochę bez sensu, bo samo pojęcie dotyczy obszaru, w którym mieszczą się dzieła mistyków i powieści, albumy o zabytkach i wybory pobożnych pieśni, traktaty teologiczne i reportaże o misjach. Warto jednak przez chwilę zatrzymać się na tym pytaniu, by uświadomić sobie, czym są rozmowy-rzeki, dokumenty spotkań dziennikarzy z duszpasterzami, teologami, biblistami, biskupami.

Pion i poziom

Dla wydawcy lokomotywą ciągnącą taką książkę w stronę czytelniczego rynku jest nazwisko. Są ludzie w Kościele, którzy sprawili, że ich zapamiętano - zaznaczyli swoją obecność przez to, co robią, co mówią z ambony albo w mediach, co piszą. Ich nazwiska nadają się na okładkę, a portrety załatwiają w znacznej mierze promocję. Czy jednak wystarczy powiedzieć: nabywca przywykł kupować to, co wypromowane?

Wydaje się, że to, co sprawdzone w przypadku kosmetyku czy margaryny - w daleko mniejszym stopniu odnosi się do książek, o jakich tu mowa. Czytelnicy takiej literatury to grupa dość krytyczna, odporna na proste zabiegi promocyjne. Książkową wersję rozmowy z Życińskim, Muszyńskim, Salijem, Pieronkiem czy siostrą Chmielewską kupi ten, kto właśnie chce przeciwiać się banalnym opiniom rozrywkowo-konsumpcyjnej większości, choćby sam po trosze do niej należał. Kim jest taki inteligent--katolik, w co wierzy, czego się boi?

W wymiarze pionowym wierzy on (albo ona) w Boga i jego miłość. Poziomo - w społeczeństwo obywatelskie, jego sens i przyszłość. W Polskę w Europie i pomyślność w Polsce. Boi się raczej osamotnienia niż potępienia (bo naczytał się już Hryniewicza). Potrzebuje spotkania, dziennikarza zadającego pytania uważa za swego wysłańca, zastępcę, bo chce mieć wrażenie, że to on się spotkał, że to on został dopuszczony do misterium rozmowy. Popyt wynika z nadziei na relacje personalistyczne. Kupuje się książkę, bo szuka się proroka, który zarazem byłby raczej jak brat niż ojciec.

Ponieważ w czytelniczym myśleniu wiara w Boga miesza się z wiarą w Polskę i społeczeństwo - spotkanie z tymi, którzy mają pozycję w strukturach Kościoła, bywa poszukiwaniem przewodników po Kościele w dwu aspektach - poziomym i pionowym. Wynika z potrzeby wspólnego myślenia o tym, że Kościół w Polsce to część Polski, że razem z Polską bierze udział w trudnej i ryzykownej europejskiej przygodzie integracji. Zarazem poszukuje odpowiedzi na kwestie dotyczące grzechu i cnoty, nawrócenia i Bożego miłosierdzia.

Porządek nadziei

Dopiero po takim wstępie mogę powiedzieć, że wiem, czego oczekuję od dziennikarza ujmującego wywiad-rzekę w groble swoich pytań. Ten, kto wywiad przeprowadza, powinien pytać o to, co mi potrzebne, aby pogłębić przyjaźń z Chrystusem, aby w Polsce i Kościele odnajdywać porządek nadziei i kierunek działania. To postulat maksymalistyczny, bardzo serio. W każdym z nas jest także sfera nieuwagi i błaha ciekawość. To sprawia, że jak czytelniczki prasy popularnej potrzebujemy marginalnych, plotkarskich ciekawostek, nawet zapaszku skandalu. Aby nasycić tę stronę czytelniczego popytu, dziennikarz stara się ubarwić wywiad mniej głębokimi pytaniami, a potem, przy selekcji materiału zastanawia się: ile z tych marginaliów zachować w książce. Błędem jest, gdy usuwa ich zbyt wiele, bo efekt osobistego spotkania potrzebuje wiedzy o dzieciństwie i jego zabawach, o potrawach, podróżach i przyjaźniach.

W rozmowach z biskupem Tadeuszem Pieronkiem Marek Zając nieznacznie przeholował w ubarwianiu spotkania ze swoim rozmówcą ciekawostkami. Jakże jednak słusznie zatrzymał w tekście pełną humoru i szczerości, barwną opowieść o czasach seminarium duchownego! Tego mogłoby być więcej, w zamian oddałbym szczegóły dotyczące kulinarnego geniuszu biskupa. Czy jednak innych to właśnie nie pociągnie? Dziennikarz miał z pewnością niełatwy wybór, nie dziw, że recenzent może narzekać na proporcje i narzekać: “przeholował".

Piszę o tym z premedytacją, bo wiem, że wielu czytelników ta uwaga raczej przyciągnie do książki, niż od niej odstręczy. A ja chcę, aby wielu czytelników spotkało się z “biskupem bez diecezji". Przyda się nam, pogubionym grzesznikom, posłuży pobożnym i pokornym, a może jeszcze bardziej tym, którym w Kościele ciasno i straszno, których pogubiliśmy na swoją zgubę, którzy szukają proroków dla Polski nowego wieku, szukają apokaliptycznej nadziei.

Dobrze by się stało, aby książka poszła drogą, którą wytycza sam biskup Pieronek: “Obecność Kościoła w życiu społecznym nie może ograniczać się do katolickiego getta, podobnie jak działalność księdza nie może zamknąć się w środowisku chrześcijańskim - bo po cóż mamy nawracać nawróconych. Z chrześcijańskim świadectwem i Dobrą Nowiną trzeba iść do kręgów niekatolickich, ale otwartych na sprawy religii, a nawet do środowisk Kościołowi z założenia niechętnych, a nawet wrogich".

Bp Pieronek jest otwartym, optymistycznym duszpasterzem. Myślę, że można by go nazwać realistą, gdyby dodać, że z rozmowy z nim przebija osobliwe poczucie rzeczywistości - widzi on świat historycznie, ale z poczuciem dynamizmu historii, braku pewności, braku stałej równowagi. Podobnie postrzega Kościół - jako wspólnotę w drodze, jako osobistą przygodę, zadanie wymagające każdego dnia na nowo dzielności i uwagi. Nawet zakorzenienie w Ewangelii nie jest gwarancją: “Jeśli ktoś bierze do ręki najmniej prawniczy z tekstów, czyli Ewangelię, niby nie powinniśmy się martwić, że zamieni się w szalonego inkwizytora. Tymczasem powołując się właśnie na nią, przewrotni ludzie skazali na śmierć albo tortury setki niewinnych".

Biskup bez ziemi

Muszę powiedzieć, że nie dziwię się, gdy słyszę o biskupie Pieronku, że konfliktowy czy kontrowersyjny. Ci, którzy chcieliby się wesprzeć spokojnie na Kościele-opoce, którzy chcieliby zamknąć się w nim razem z depozytem słuszności i wiary, muszą czuć się zakłopotani lub nawet zagrożeni jego myśleniem o Soborze jako rozwijającej się, dalekiej jeszcze do spełnienia przygodzie: “Powiedzmy prosto z mostu: dziś trudno byłoby przyjąć wiarę i Kościół, jakie istniały przed Soborem. Czy przekręciliśmy jednak w treści naszej wiary coś istotnego, zburzyliśmy jakiś fundament? Nie, zmieniły się wyłącznie perspektywa i rozłożenia akcentów (...) czy Deklaracja o wolności religijnej zmieniła nauczanie i tradycję Kościoła? Nie, ale radykalnie zmieniła nasze patrzenie na wolność, naszą filozofię korzystania z wolności (...) gdyby Kościół nie zreformował się w latach 60., dziś byłby skansenem. Wiara, dogmaty muszą się rozwijać. (...) Dogmat jest prawdą żywą, a nie martwą tezą, zapisanym na papierze zdaniem, w którym nie wolno przestawić ani przecinka. Jest religijnym wydarzeniem, przeznaczonym do tego, by się nim wewnętrznie karmić".

Książka Zająca i Pieronka jest zamierzona jako książka Pieronka o Kościele i świecie. Lektura jej pokrzepia, a przy tym - wyprawia w podróż, pakuje w przygodę, popycha do działań. Zmieniona sytuacja polityczna w Polsce, zmieniona sytuacja Polski w Europie, globalizacja, nowe oblicze humanizmu, nowe kłopoty z młodzieżą - wszystko to widzi biskup jako zadania dla Kościoła, zadania niemal ponad siły, wymagające więc przemyśleń i aktywności. Aby nas wciągnąć we wspólne obowiązki, Pieronek chce otworzyć przed nami Kościół, nawet za cenę konfliktu z braćmi-biskupami. “W Episkopacie utrzymuje się przekonanie, że Kościół jest sferą tajemniczą, o której ludziom nie należy zbyt wiele mówić. Nie zgadzam się z takim myśleniem. Przecież to nie są prywatne sprawy hierarchów, ale sprawy Kościoła, czyli Ludu Bożego. Tymi informacjami zainteresowani są w równym stopniu biskupi i wierni. Świeccy w Kościele - podobnie jak obywatele w państwie - mają prawo do informacji. (...) dialog leży u podstaw, w naturze Kościoła. Jezus spotykał się, jadł i pił nawet z celnikami i nierządnicami. Dlaczego biskup miałby unikać dziennikarzy?".

To oczywiste - autor tych słów dziennikarzy nie unika, idzie do nich wbrew zastrzeżeniom wielu braci w biskupstwie. Chce być biskupem w “Kościele przezroczystym". Bez oporów mówi o “naiwności biskupów", którzy uwierzyli nieuczciwym domorosłym politykom “kreującym się na wiernych synów i obrońców wiary katolickiej". Realistycznie widzi jednak pewną zwyczajność zbiorowego losu: “Po przełomie 1989 r. zderzyliśmy się z zupełnie nową sytuacją i naprawdę mało było mądrych, którzy z góry wiedzieli, jak należy działać. Biskupi - jak wszyscy Polacy - uczyli się demokracji na błędach. Moim zdaniem, Episkopat i tak bardzo szybko znalazł właściwy rytm i doszedł do przekonania, że nie tędy droga".

Wydaje się, że dzieje osobiste biskupa Tadeusza są wykładnią oporów, z jaką spotyka się jego myśl o “Kościele przezroczystym". Czyż nie zabrano mu wszystkiego, co można było mu zabrać? Nie jest już biskupem pomocniczym w Sosnowcu, nie jest sekretarzem generalnym Episkopatu, nie jest rektorem Papieskiej Akademii Teologicznej, nie ma go w składzie Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu. Jeśli jest w składzie Konferencji Episkopatu, gdzie zasiada w Komisji Prawnej, to dlatego, że z woli i decyzji Jana Pawła II został mianowany przewodniczącym Kościelnej Komisji Konkordatowej. No tak, jest jeszcze biskupem tytularnym Cufruty w Tunezji, ale ta powstała w IV w. diecezja dawno już istnieje tylko w watykańskich dokumentach.

Czy chrześcijaństwo dławi wolność

Kościół przezroczysty, bez tajemnic, to chyba najlepszy argument przeciwko zabobonom głoszonym przez antyklerykalnych zwolenników osobliwie definiowanego “społeczeństwa otwartego". Dla mnie klasycznym przykładem tych zabobonników jest modny i poważany Ralf Dahrendorf. Ponieważ wspomniałem, że czytelnicy biskupa Pieronka wierzą nie tylko w Boga (w porządku pionowym), ale i w społeczeństwo obywatelskie (w porządku horyzontalnym), widzę potrzebę skonfrontowania obu koncepcji. Dahrendorf czuje, że wolności zagrażają ci, którzy “starają się zaprzeczyć niepewności i narzucić dogmat pewności, [oni] niszczą samą możliwość odkrywania nowych sposobów bycia. Ta możliwość konstytuuje istotę wolności". Widzi Dahrendorf, że chrześcijaństwo musi dławić wolność: “Kiedy zaczyna się definiować społeczeństwo otwarte w terminach substancjalnych, kończy się na czymś w rodzaju tradycji chrześcijańskiej, która ma niewiele wspólnego ze społeczeństwem otwartym. W istocie o społeczeństwo otwarte trzeba było walczyć także z dogmatyzmem tradycji chrześcijańskiej".

Ciekawe, czy znakomity politolog poczułby się zagrożony tradycją rozumianą przez biskupa Pieronka: “Nie ma wątpliwości, że Kościół katolicki, czyli Chrystusowy, strzeże prawdziwego depozytu wiary. Ale jak rozłożyła się w świecie Prawda - nie wiemy. Jej część posiadają ci, którzy wierzą inaczej, a może nawet ci, którzy w ogóle nie wierzą. My sobie nie radzimy z różnorodnością, chcielibyśmy klasyfikować wszystkich - także według kryterium religii - na dobrych, mniej dobrych i złych. Na szczęście Stwórca poradzi sobie z każdym ze swoich lokatorów, nikogo nie raniąc ani nie lekceważąc".

Dahrendorf boi się “wartości objawionych lub niezmiennych", ale jest na tyle doświadczony i przenikliwy, że sam objawia wartość o niezmiennej aktualności - społeczeństwo obywatelskie. To “zespół dobrowolnych organizacji i stowarzyszeń, w ramach których ludzie żyją. Kiedy wszystkie te struktury zanikają, rzeczywiście pojawia się ryzyko anomii, czyli stanu, w którym ludzie nie wiedzą, dlaczego powinni robić to, co powinni robić, a wtedy kończymy na »wszystko ujdzie« Paula Fayerabenda" (wszystkie cytaty pochodzą z wywiadu “Niepotrzebne frazesy", jaki z Dahrendorfem przeprowadził Marek Przychodzień, “Rzeczpospolita" 8 maja 2004).

Zabobonne jest przekonanie, że “społeczeństwo obywatelskie" jest wartością samą w sobie i innych wartości do motywacji i procesów nie potrzebuje. Krzepiąco brzmi natomiast to, że Kościół w Polsce zaczyna duszpasterską działalność skierowaną na wychowanie ludzi w “cnotach obywatelskich". W jednym z warszawskich kościołów rozpoczęły się serie wykładów tak właśnie ukierunkowanych. Myślę, że jest to nie tylko po myśli biskupa Pieronka, ale w oparciu o jego myśli. “Dziś praca Kościoła nad wyrabianiem w wiernych właściwej świadomości eklezjalnej zmierza w tym samym kierunku, co starania państwa, żeby wychowywać społeczeństwo na dobrych obywateli. (...) Kościół powinien nauczać tak, żeby wierni nabrali poczucia odpowiedzialności za innych, także odpowiedzialności finansowej za państwo (...) Kościół spogląda na życie obywatelskie z innej perspektywy niż władza świecka osadzając odpowiedzialność za bliźniego, społeczeństwo czy państwo na zasadach, za których przestrzeganie odpowiemy po śmierci przed Bogiem (...) co jest moim zdaniem, o wiele silniejszą motywacją niż powoływanie się na naszą powinność jako obywateli, Polaków czy Europejczyków".

“Kościół bez znieczulenia" to książka religijna - w odpowiedziach biskupa widać wolę utrzymania się w przestrzeni spraw wiary. Jest to jednocześnie książka o współczesnej Polsce. Ci, co przeżywają zawód i gorycz, widzą haniebną rzeczywistość państwa afer, demokracji parawanowej, znajdą tu coś więcej niż pociechę religijną. Znajdą nadzieję - spokojną, konkretną, realistyczną. Zauważcie: krytycy i naprawiacze Rzeczypospolitej przeważnie nie potrafią przyznać, że nie będzie lepiej bez nawrócenia, bez wychowania do wartości, bez głośnego domagania się cnót obywatelskich. Bp Tadeusz Pieronek dopowiada to, czego nie mówią inni zakneblowani poprawnością polityczną. Pod jego stylem obrony wartości chrześcijańskich mogą podpisać się ludzie z wielu opcji politycznych.

“Kościół bez znieczulenia; z bp. Tadeuszem Pieronkiem rozmawia Marek Zając" Wyd. Znak 2004.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 52/2004