Kościół nie wzywa do krucjaty

Storpedowanie przez pikietujących na Krakowskim Przedmieściu procesji mającej przenieść krzyż z Placu Prezydenckiego do kościoła św. Anny obnażyło motywację tych, którzy krzyża chcieli "bronić", i zasłaniających się nimi polityków, którzy umiejętnie podkręcali atmosferę konfrontacji do jakiej doszło.

04.08.2010

Czyta się kilka minut

Krzyż pod pałacem prezydenckim, lipiec 2010 r. / fot. Tomasz Gzell / PAP /
Krzyż pod pałacem prezydenckim, lipiec 2010 r. / fot. Tomasz Gzell / PAP /

Dziwi mnie, że rzecznicy "obrony krzyża" zapominają, że umarł na nim Jezus z Nazaretu a nie były prezydent czy jakakolwiek inna osoba tragedii smoleńskiej, a Plac Prezydencki nie jest ani ich cmentarzem, ani miejscem katastrofy samolotu. Oznacza to, że nie jest to miejsce kultu religijnego w którym krzyż byłby zrozumiałym symbolem.

Dyskusja nad tym, jak upamiętnić w tym miejscu narodową żałobę powinna uwzględniać wszystkich Polaków, a nie być sterowana przez taką czy inną grupę polityczną. Z tego też powodu nie rozumiem pretensji tych osób, które domagają się, aby w sprawie krzyża spod Pałacu jednoznaczne stanowisko zabrał Kościół.

Po pierwsze, wszyscy świadomi katolicy, obojętnie po której stronie sceny politycznej, zgodzą się, że krzyża nie można profanować.

Po drugie, konflikt wokół krzyża nie ma charakteru doktrynalnego, i tak jak w społeczeństwie, tak również i w Episkopacie istnieje różnica zdań, co do tego, jak upamiętnić katastrofę smoleńską.

Po trzecie, ponieważ konflikt ten ma charakter polityczny, jednoznaczne stanowisko Kościoła wskazującego konkretne procedury postępowania bądź rzucającego anatemy byłoby wyrazem opowiedzenia się za taką bądź inną partią polityczną. Kościół od początku tego konfliktu nie mógł być stroną w sporze a jedynie mediatorem, i tylko tak mógł zachowywać się arcybiskup Nycz. O tym wszystkim wiedzą politycy, którzy świadomie dążą do tego, aby Kościół zaangażować w konflikt szantażując go tym, że walka dotyczy ochrony krzyża "tam" i gdziekolwiek indziej w Polsce.

Wczorajszy incydent, jak wieszczą niektórzy, nie pokazuje podziału Kościoła, tylko zróżnicowanie opinii katolików w sprawie upamiętnienia tragedii smoleńskiej. Demokracja oznacza różnorodność opinii, pozwólmy katolikom się różnić, ale nie zgadzajmy się na manipulację krzyżem. Tylko tak można znaleźć konstruktywne rozwiązanie, a nie ulegać demagogii. Przy okazji zastanawiam się czy ofiary katastrofy smoleńskiej nie przewracają się w grobie, widząc, że ich tragiczny los podporządkowany został interesom polityków rozpoczynających kolejną krucjatę o Polskę?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Jezuita, teolog, psychoterapeuta, publicysta, doktor psychologii. Dyrektor Instytutu Psychologii Uniwersytetu Ignatianum w Krakowie. Członek redakcji „Tygodnika Powszechnego”. Autor wielu książek, m.in. „Wiara, która więzi i wyzwala” (2023).