Korona na czubku piramidy

Wybory prezydenckie w Rosji w drugą niedzielę marca pozostaną wyborami wyłącznie z nazwy. Faktycznie staną się plebiscytem popularności Władimira Putina. Zwycięstwo może prezydentowi wytrącić z rąk już tylko jakaś niespodziewana, niewyobrażalna katastrofa.

07.03.2004

Czyta się kilka minut

Patriarcha Aleksy II i prezydent Władimir Putin /
Patriarcha Aleksy II i prezydent Władimir Putin /

Zagrożeniem dla umocnienia się pozycji Putina w drugiej kadencji może być słabszy od spodziewanego wynik przy małej frekwencji. Dlatego zadaniem strategów ze sztabu wyborczego głowy państwa jest przypilnowanie, aby uspokojony notowaniami faworyta w sondażach - przewidują one do 80 proc. głosów już w pierwszej turze - jego wierny, acz leniwy elektorat nie przespał momentu, gdy trzeba wstać z wersalki i ruszyć do urn.

Zaskakujące odwołanie rządu Michaiła Kasjanowa na niespełna trzy tygodnie przed wyborami wygląda więc jak próba ożywienia atmosfery. Jednak wiele wskazuje na to, że nie tylko tym podyktowany był zamaszysty gest Putina-kandydata. To świadectwo, że za fasadą spokoju w korytarzach Kremla toczy się zażarta walka o władzę.

Gramy na tatami

Jednym z “osiągnięć" pierwszej kadencji prezydenta Putina było znaczne ograniczenie boiska do uprawiania w Rosji gier politycznych.

Podczas szalonych lat 90. po boisku tym biegali jednocześnie zawodnicy kilku drużyn, przy czym jedni grali w rugby, drudzy w futbol, inni uprawiali boks lub strzelectwo, a sędziego albo nie było wcale (bo ciągle był chory), albo miał zatkany gwizdek. Prezydent Putin w ciągu czterech lat sprowadził polityczne zawody na tatami i sam zaczął określać reguły gry. Najpierw podporządkował sobie komentatorów, relacjonujących polityczne zmagania, potem zabrał się za zawodników.

Wynik wyborów parlamentarnych w grudniu ubiegłego roku, wygranych przez popierającą prezydenta partię “Jedinaja Rossija" - złożoną z bezbarwnych politycznych pantoflarzy - utwierdził Kreml w przekonaniu o słuszności obranego kursu. Sprawdziło się hasło rozprawy z oligarchami i utworzenia jednego ośrodka silnej władzy: naród chce cara, więc będzie mieć cara. W efekcie nie tylko zrezygnowano z imitacji dialogu społecznego, ale pogrzebano nawet dialog elit. Putin odmówił udziału w debatach telewizyjnych z pozostałymi pretendentami do prezydentury, którzy mogą liczyć najwyżej na kilka procent głosów; Kreml nie rozmawia też publicznie z tymi, którzy chcieliby dialog nawiązać - choćby omówić kolejne służalcze inicjatywy wielkiego biznesu, który bezskutecznie pragnie wyrwać dla siebie jakiekolwiek gwarancje bezpieczeństwa.

Rozum znowu potaniał, podrożała odwaga. Wylansowano nowe cnoty obywatelskie: lojalność wobec najjaśniejszego pana, posłuszeństwo, śmiałe poczynania wyłącznie w granicach rozsądku. Dla tych, którzy nie potrafili powściągnąć języka - powolne zapomnienie (jeżeli nie będą cię pokazywać w telewizji, to ludzie o tobie zapomną; a jeżeli Kreml tak zechce, to nikt cię do telewizji nie zaprosi).

Na tych, którzy nie zrozumieli, że czasy się zmieniły, zawsze można napuścić prokuraturę. A tych, którzy nie przelękli się organów ścigania, można zamknąć w areszcie w Lefortowie. Jak Michaiła Chodorkowskiego, szefa wielkiej kompanii naftowej “Jukos", który miał nieostrożność opowiadać na prawo i lewo, że chciałby mieć własną drużynę w politycznym klubie, że prezydent Putin jest słabym graczem, i że bardzo łatwo wyrwać mu z ręki atrybuty władzy.

Cienki lód nad bagnem

Tymczasem okazało się, że konsekwentne działania prezydenta przez ostatnie cztery lata zapewniły mu dobrą kontrolę nad polityczną przestrzenią. Wyparcie przeciwników na margines, odcięcie ich od mediów (przede wszystkim telewizji), wzmocnienie “siłowego" skrzydła władzy, obsadzenie kluczowych stanowisk swoimi ludźmi petersburskiego chowu, postępująca militaryzacja myślenia społecznego, rozpięcie nad krnąbrnymi gubernatorami parasola w postaci specjalnych pełnomocników prezydenta - wszystko to pozwoliło uporządkować (przynajmniej po wierzchu) chaos pozostawiony w spadku przez Borysa Jelcyna. Chaos był uporządkowany na tyle, by w porę “dać po łapach" bogaczom, którzy zaczęli pokazywać własne ambicje polityczne. Ale już na pewno nie wystarczył, by dać radę prawdziwym bolączkom. W każdym razie nie wszystkim.

Obserwatorzy rosyjskiej sceny politycznej podkreślają, że podczas kampanii wyborczej (a właściwie już na długo przed jej rozpoczęciem) z prezydenckiego porządku dnia zniknął temat Czeczenii. I to mimo wzrastającego zagrożenia zamachami terrorystycznymi oraz fiaska, jakim okazuje się metoda stopniowego przekazywania władzy w republice samym Czeczenom.

Zapowiadane na początku pierwszej kadencji Putina reformy wszystkich dziedzin życia mniej więcej dwa lata temu zaczęły powolne hamowanie. Zmiany wprowadzone przez prezydenta służyły jedynie sprawniejszej kontroli coraz mocniej scalanego centrum decyzyjnego nad życiem politycznym (a więc sprawowaniu władzy przez władzę), a nie usprawnieniu potężnej i niezbyt dynamicznej machiny państwowej.

Mimo że rosyjski rynek jest potencjalne szalenie atrakcyjny dla zagranicznych inwestorów, nie widać też na razie boomu - choć Putin przy okazji każdej zagranicznej podróży zaprasza inwestorów i zapewnia, że stworzenie dobrego klimatu inwestycyjnego jest jednym z priorytetów jego polityki. Zagranicznych przedsiębiorców odstrasza jednak niepewność w sferze ochrony praw własności oraz ciągłe mieszanie polityki i biznesu.

Do nieuregulowanych, a pilnych kwestii należy zaliczyć też szumnie reklamowaną reformę sił zbrojnych. Nie udało się nawet - planowane jako niezbędny, wstępny etap reformy - przejście od armii z poboru do armii zawodowej.

Według obrazowego wyrażenia jednego z rosyjskich dziennikarzy, prezydencka ekipa “melioratorów", którzy mieli za zadanie osuszyć bagna, skupiła się wyłącznie na utrwaleniu własnych wpływów. Bagno nie zostało osuszone, a nad nim wzniesiono kruchą konstrukcję z cienkiego lodu.

Ku świetlanej przeszłości

Jak twierdzi satyryk Michaił Żwaniecki, Rosja nigdy nie miała świetlanej teraźniejszości: zawsze był albo miniony raj albo obiecana przez komunistów świetlana przyszłość. Można na potrzeby opisu dzisiejszej sytuacji sparafrazować to powiedzenie: Rosja zmierza ku świetlanej przeszłości.

Zamówienie składane prezydentowi przez społeczeństwo jest sformułowane jasno i dobitnie: zwróć nam Związek Radziecki, tylko bez kolejek w sklepach i nudnych partyjnych zebrań, daj spokojnie żyć w państwie, które jest światową potęgą. I prezydent nie pozostaje głuchy na głos ludu. W wystąpieniu przed swoimi mężami zaufania stwierdził, że rozpad ZSRR uważa za tragedię (wcześniej przywrócił radziecki hymn i zaznaczył, jak ceni polityczną myśl Stalina). Zapowiedział, że chce przywrócić Rosji należne miejsce na arenie międzynarodowej. Po największych od dziesięciu lat manewrach wojskowych chwalił się nową cud-bronią (choć stara broń - niesprawne rakiety - zawiodła w tych manewrach na całej linii i nie dało się tego ukryć nawet w posłusznych Kremlowi mediach).

Dobre wskaźniki gospodarcze pozwalają obywatelom spać spokojnie. Zdaniem eksperta fundacji CASE Rafała Antczaka nic nie wskazuje na to, aby w Rosji miało dojść w najbliższym czasie do kryzysu gospodarczego. Strumień petrodolarów uspokajająco szumi, zasilając rezerwy strategiczne państwa. Kiszone jak kapusta w beczkach pieniądze mają pozwolić Rosji na zneutralizowanie negatywnych skutków ewentualnego spadku cen ropy naftowej. A te pieniądze, które do beczki z rezerwą nie trafią, zostaną wydane na zbrojenia.Każdy z pytanych na ulicy obywateli (zwłaszcza starsze pokolenie) chętnie powie, jak bardzo ceni prezydenta, który podwyższa pensje i emerytury. Według oficjalnych wskaźników poziom życia i realne dochody ludności wzrosły. Jest więc dobrze, tak jak jest. No to po co wdrażać reformy? Po co narażać się na wstrząsy społeczne?

Zadaniem prezydenta na drugą kadencję będzie więc rozwiązanie kwadratury koła: jak ostro ruszyć do przodu w pogoni za Zachodem i jednocześnie nie ruszać się z przypiecka, ogrzanego ropą naftową.

A dobra sytuacja gospodarcza jest paradoksalnie niebezpieczna dla realizacji planów modernizacyjnych Putina. Może bowiem spowodować całkowite wyhamowanie reform, bez których przekształcenie Rosji w kraj nowoczesny, zdolny do konkurowania z resztą rozwiniętego lub szybko rozwijającego się świata nie będzie w najbliższych latach możliwe.

Pazury władzy

W swoich wystąpieniach “wliczonych" w kampanię wyborczą prezydent nie zapowiedział, że będzie kogokolwiek zmuszać do jakościowych zmian w życiu zawodowym i osobistym. Za to pospieszył z zapewnieniem, że nie zostawi umiłowanego ludu po zakończeniu drugiej kadencji. W plany głowy państwa wchodzi wyhodowanie godnego następcy. Pomazaniec da gwarancje bezpieczeństwa ustępującemu prezydentowi, nie odbierze żonie i córkom willi oraz jachtów (o ile takie się pojawią), oraz zapewni długie panowanie pająkom, czuwającym nad państwową siecią.

Znany z trafnych przepowiedni pisarz Władimir Wojnowicz żartobliwie snuł rozważania o sensowności koronowania Putina na cara. Tymczasem “następca", wygenerowany wśród najwierniejszych “bojarów", jest właśnie wariantem dynastycznej sukcesji, o jakiej mówi Wojnowicz, tyle że realizowanym na poważnie. Gwarancją powodzenia tego projektu jest całkowite podporządkowanie sfery politycznej. A żeby taką władzę utrzymać, trzeba rządzić nie tylko autokratycznie, ale wręcz absolutnie.

Dlatego gwałtowny atak na premiera Kasjanowa wygląda jak asekuracyjne zagranie, mające na celu pozbycie się niewygodnych czy groźnych przeciwników. Bo złudne są spokój i jednomyślność, prezentowane przez prezydencką ekipę. Jej hermetyczność sprawia, że o rywalizacji różnych grup wpływu w otoczeniu prezydenta możemy dowiedzieć się tylko pośrednio. Niewątpliwie nagła dymisja premiera w nielogicznym z każdego punktu widzenia momencie jest rezultatem starcia w strukturach władzy. Niewątpliwie też tocząca się bez przerwy zakulisowa walka o podział tortu (zwłaszcza o przynoszące krociowe zyski surowce) między Kremlem a przedstawicielami wielkiego biznesu będzie wyznaczać rytm drugiej kadencji Putina.

Chyba że kierując się poradą Wojnowicza, car Władimir zgarnie sporne bogactwa pod swe berło, ogłosi nacjonalizację, renacjonalizację albo prywatyzację i wypędzi milionerów, gdzie pieprz rośnie. Bo Władimir jest dobrym carem wtedy, kiedy wszystko jest dobrze. A gdy coś zaczyna się psuć - pokazuje pazury. Pazury służą do obrony władzy. Nie do modernizacji państwa.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
W latach 1992-2019 związana z Ośrodkiem Studiów Wschodnich, specjalizuje się w tematyce rosyjskiej, publicystka, tłumaczka, blogerka („17 mgnień Rosji”). Od 1999 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. Od początku napaści Rosji na Ukrainę na… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2004