Koniec żartów

"Do diabła z ojcem i ojczyzną" - mówił jeden z bohaterów Gombrowicza, chcąc wywrócić skostniałą polską formę. Janusz Palikot powtarza ten gest, mówiąc: "Do diabła z Kościołem".

05.10.2010

Czyta się kilka minut

W dniu, w którym w Sali Kongresowej odbywa się pierwsze spotkanie Ruchu Poparcia Palikota "Nowoczesna Polska", jego założyciel spogląda na warszawiaków chyba z co drugiego słupa ogłoszeniowego. Może jest go mniej, ale to zdjęcie nie daje o sobie zapomnieć: patrzysz w twarz bez zdecydowanego wyrazu, w twarz jak enigma - ani wesołą, ani smutną, w twarz, która może pomieścić w sobie wszystko. Spojrzenie jest przeszywające i ciężkie, ale nie sposób odgadnąć, co w sobie kryje: czy wybuchnie śmiechem, czy zamachnie się pięścią. A może powie: "koniec żartów"? Takim wzrokiem spoglądają niektórzy bohaterowie filmów braci Coen, o których również nie sposób powiedzieć nic pewnego.

Największy Palikot spogląda na przechodniów i uczestników spotkania spod Sali Kongresowej z wielkiego ekranu. Dopiero tam widać jak na dłoni wyraźny zamysł - oto twarz polskiego everymana, twarz złożona z setek twarzy robotników, intelektualistów, rolników, kobiet i mężczyzn, łobuzów i świętoszków. Nie uśmiecha się. Minę ma raczej zaciętą.

Objazdowy cyrk

Jako jedni z pierwszych przed Salą Kongresową pojawiają się Tomasz i Gala, warszawiacy. Pan Tomasz nie przyszedł z pustymi rękami. Nie tak dawno na Krakowskie Przedmieście przyniósł krzyż z puszek po piwie "Lech". Tym razem oboje wzięli ze sobą arbuzy. Arbuzy wykonał znajomy artysta Gali i Tomasza, wyciął skórę w fantazyjne wzory, a na bokach namalował czarnym tuszem staranne szablony Antoniego Macierewicza i Jarosława Kaczyńskiego. - Skoro nie przyjdą na kongres, przyniosłem ich w miniaturowej wersji - tłumaczy pan Tomasz.

Niedaleko stoi pan Henryk. Na kartonowej tabliczce napisał nieśmiało flamastrem "Polska laicka nie katolicka". Napis jest ledwo widoczny, wykonany na szarej tekturze, nie zwraca uwagi.

Wśród gęstniejącego tłumu krąży mężczyzna w czarno-złotych szerokich spodniach, butach na potężnym koturnie i czapce, spod której wypływa niezidentyfikowana tkanina. Przedstawia się jako jeden z założycieli portalu Polska Liberalna. Rozdaje jednodniówkę. Możemy w niej m.in. wyczytać, że grupa 358 osób 30 września 2010, między 2 a 4 rano, zaproponowała detronizację Maryi Królowej Polski, a na jej miejsce intronizowała Bukę, nieszczęśliwe stworzenie z Muminków. Królem został Yoda.

"Jedyna w Polsce partia antyklerykalna racja Polskiej Lewicy" (cytat z ulotki) prosi o wsparcie finansowe.

Są też dwaj panowie w pomarańczowych chustkach na głowie. Przychodzili pod krzyż na Krakowskim Przedmieściu trochę pośmiać się ze starych babek, przyszli i tutaj, zobaczyć, czy naprawdę powstaje ruch liberalny, czy też jest to przysłowiowy pic na wodę.

Przed jednym z wejść do Sali Kongresowej manifestuje grupka młodych ludzi. Nie chcą się przedstawiać z nazwiska, ale, jak zapowiadają, jeszcze o nich usłyszymy. Studenci z Warszawy. Nałożyli żółte nosy i maski, rozdają też bilety wstępu na "Objazdowy Cyrk Palikota". Na bilecie widać Palikota, który w prawej ręce dzierży, a jakże, sztucznego penisa, zaś w lewej pistolet. Na głowie nosi wielobarwną perukę.

Przez cały czas trwania kongresu pod telebimem wystawionym na zewnątrz dla tych, którzy nie zdołali wejść do środka, będzie stała kobieta w średnim wieku, obwieszona planszami. Tu flamastry są grube i różnokolorowe. Możemy przeczytać, że Palikot jest opętany przez szatana. Kobieta daje również wyraz swoim wątpliwościom, pisząc na czerwono: "p. Środa - etyk czy weterynarz?".

A oprócz nich jakieś trzy tysiące ludzi, którzy szczerze wierzą, że postać z plakatu może zmienić Polskę na lepsze. I że, wbrew ostrzeżeniom publicystów oraz konkurentów politycznych, Sala Kongresowa nie stanie się areną kolejnego happeningu, tylko miejscem, gdzie narodzi się poważny projekt polityczny.

W drodze na ring

Wszystko zdaje się wskazywać, że mają rację. Atmosfera jest chwilami bliska euforii. Dużo młodych ludzi. Mnóstwo kobiet, co na tego typu spotkaniach zdarza się rzadko. Zamiast melancholijnych garniturów, wiele swobodnych ubrań. Zaproszeni goście - Magdalena Środa, Agata Bielik-Robson, Kazimierz Kutz - zwykle nie firmują swoimi nazwiskami przeglądów twórczości kabaretowej.

Widowisko zaplanowane do najdrobniejszego szczegółu. Arbuzy trafiają do rąk własnych Janusza Palikota. Wypróbowane chwyty PR, w rodzaju grupy "przypadkowych" mężczyzn z tłumu, którzy zasiadają na scenie. Kiedy lubelski poseł idzie od głównych drzwi w kierunku sceny, oświetlony mocnym światłem, wyciągają się do niego dziesiątki rąk, ochroniarze czuwają, a fotoreporterzy robią wspaniały tumult. Zmierza przez Salę Kongresową niczym pretendent na ring. I wygląda bardzo poważnie.

Równie poważne są postulaty. Choćby najzabawniejsze dowcipasy o tłustych brzuchach biskupów nie przysłaniają faktu, że Palikot wygłasza wyjątkowo wyrazisty i konfrontacyjny program, przy którym radykalizm SLD wygląda jak wyliniały tygrys w zoologu. Palikot jest wkurzony, tak jak wkurzone są trzy tysiące widzów, wściekłe na nekrofilię PiS-u, Krakowskie Przedmieście i Kościół katolicki. Wkurzony jest nawet Ryszard Kalisz - podskakuje i grozi palcem, ale rolę trybuna ludowego odgrywa w fatalny, sztuczny sposób. W euforii umyka fakt, że wśród 15 postulatów nie ma ani jednego, który dotykałby sfery gospodarczej, sfery bardzo wybuchowej, jeśli zestawić silny liberalizm gospodarczy Palikota z socjalnymi nadziejami części środowisk, w które celuje. To nieważne. Ważne, że pokerowe "sprawdzam" polityka, który dotychczas komunikował się ze swoim potencjalnym elektoratem przez internet, wypada bardzo okazale, a do drewnianych skrzyń sypią się deklaracje przyszłych członków ruchu.

Dlaczego więc w trakcie tak udanego wieczoru Palikot w ogóle się nie uśmiecha? Skąd ta powaga, której nijak nie da się zestawić z optymistycznym symbolem ruchu - figurą mężczyzny z husarskimi skrzydłami i krawatem, rozkładającego ręce w ekstatycznym geście?

Czerwona książeczka

Być może odpowiedź czeka w kuluarach.

Otóż naprzeciwko stolików, na których można zaopatrzyć się w plakietkę "Stop obłudzie!" i wypełnić deklarację członkowską, jest stoisko, które nie budzi szczególnego zainteresowania. Można tam kupić szczególny przewodnik po kongresie Palikota i Polsce posmoleńskiej. To zamknięte w czerwonych okładkach, radykalne "Kapłana błaznem. List do Janusza Palikota" - pamflet prof. Cezarego Wodzińskiego. Jeden z najważniejszych współczesnych polskich filozofów proponuje za Gombrowiczem, by przewietrzyć na dobre polskie głowy, polskie cierpienie i polskie straumatyzowane wnętrza przeciągiem, któremu na imię śmiech. Śmiech, szyderstwo, ironia, drwina. Zamiast kapłańskiej powagi, błazenada. Zamiast Ducha św., Prymat Ducha śm., czyli "Ducha świętego śmiechu". Śmiech bezkompromisowy, gotowy na przekroczenia, zanegowanie samego siebie, wielobarwny demon, który podgryza tutejsze pozy. Śmiech jako gest modernizacyjny, niebezpieczny i wywrotowy. Dla Jarosława Kaczyńskiego, Ryszarda Legutki czy Mariusza Błaszczaka śmiech jest niewyobrażalnym policzkiem. Śmiech, jak pokazały wydarzenia z Krakowskiego Przedmieścia, może być bluźnierstwem.

Jeśli uznać, że czerwona książeczka zaprzyjaźnionego z Palikotem Wodzińskiego jest narzędziem do zrozumienia działań, jakie od kilku lat podejmuje lubelski poseł, to Salę Kongresową potraktować trzeba jak ładownię Transatlantyku, w której dokonuje się przewrót myślowy. "Do diabła z ojcem i ojczyzną" - mówił Gonzalo. Do diabła z Kościołem - mówi Palikot. Buch biskupa w brzuch! Szymon Majewski na scenę!

Jeśli Palikotowi marzy się, by rzeczywiście wywrócić ten kraj do góry nogami, nie ma wyboru - musi drwić, szydzić i podkopywać to, co pozornie niewzruszone. Jeśli czuje się pasażerem Gombrowiczowskiego okrętu, to jego droga do gospodarki wiedzie przez walkę z Kościołem, jednym z synonimów Ojczyzny. Jak to możliwe? Możliwe, jeśli zrozumiemy, że dla Palikota opoką, na której opiera się Polska, nie jest taka czy inna forma podatku, tylko limuzyna członka episkopatu.

Oglądane z takiej perspektywy wszystkie drobne zdarzenia sprzed Sali Kongresowej wpisują się w większą całość. I pan Tomasz z dwoma arbuzami (miały być wydrążone dynie, a w dyniach świeczki, żeby Macierewiczem i Kaczyńskim straszyć uczestników spotkania, ale Halloween jednak za daleko). I mężczyźni w pomarańczowych chustkach, również kobieta sprzed telebimu i grupa niezidentyfikowanych jeszcze studentów, która przed salą zaprasza na "zjazd największych klaunów w Polsce". Wszyscy oni, świadomie bądź nie, sprowokowani przez wydarzenia ostatnich miesięcy i Janusza Palikota, stają się uczestnikami szaleństwa, o którym pisał Gombrowicz.

Syfona Miętusem

Ale Janusz Palikot jest już zupełnie gdzie indziej. Pisze Wodziński: "Przeobrażenie błazna w kapłana to bardzo smutna historia". Jeśli więc Palikot po prostu odłoży czerwoną czapkę z dzwoneczkami i zmieni się w zwykłego lidera partyjnego, jego klęska będzie nieunikniona. Z tego, który wyśmiewa, zmieni się w tego, który jest wyśmiewany, a jego partia wejdzie w typowe dla wszystkich partii koleiny i błyskawicznie skostnieje.

Wodziński proponuje więc skomplikowaną grę, która dla zakochanego w Gombrowiczu polityka musi być łatwą do zrozumienia: "dać kapłanowi błazeńskie insygnia, a błazna posadzić pod kapliczką". Jeśli Palikot planuje prawdziwy przewrót, a wiele na to wskazuje, musi być jednocześnie błaznem i kapłanem, musi jednocześnie szydzić i być człowiekiem serio, musi wywijać się, kontrować i zmienić politykę postrzeganą jako zbiór sztywnych zasad w płynną substancję. Musi zbudować swoją wyrazistość na nieprzewidywalności. Tylko wtedy stanie się naprawdę niebezpiecznym przeciwnikiem.

Jeśli nie kłamie, a są przesłanki, by tak myśleć, to wypowiada wojnę znacznie bardziej niebezpieczną, niż Syfona i Miętusa walka na miny. Pytanie jednak, czy ogarnięty euforią tłum z Sali Kongresowej jest świadom, w jak szaleńczą grę zostaje wciągnięty. W nieruchomym wzroku z plakatów szyderstwo, dowcip, wściekłość i powaga stopiły się już być może w jedną całość. Błazen mówi z pełnym przekonaniem: "Koniec żartów", a jednocześnie ciągle puszcza oko.

Najłatwiej powiedzieć, jak czyni to część publicystów, że Palikot to po prostu cyniczny gracz. Tymczasem prawda jest znacznie trudniejsza do uchwycenia: Palikot jednocześnie jest cyniczny (świetnie rozumie mechanizmy marketingu politycznego) i cyniczny nie jest (mówi o swoich przekonaniach prostym, zrozumiałym tekstem). Jest bardzo odważny (atak na Kościół) i jest niezwykle ostrożny (brak postulatów gospodarczych). Jest populistą (bo w Polsce nabrzmiewają nastroje antyklerykalne) i jest politykiem uczciwym (bo w kraju zbudowanym tak jak Polska, walka z instytucją Kościoła oraz podnoszenie prawa do rejestracji związków homoseksualnych skutkować będzie anatemą oraz oskarżeniami o rozrabiactwo). Jeśli zaś szukamy odpowiedzi, kim Palikot z Sali Kongresowej nie jest, to nie jest politykiem kompromisu i narodowej zgody.

Tak wywrotowego pomysłu w polskim mainstreamie politycznym jeszcze nie było.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, reportażysta, pisarz, ekolog. Przez wiele lat w „Tygodniku Powszechnym”, obecnie redaktor naczelny krakowskiego oddziału „Gazety Wyborczej”. Laureat Nagrody im. Kapuścińskiego 2015. Za reportaż „Przez dotyk” otrzymał nagrodę w konkursie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2010