Koniec łańcucha

Znowelizowana ustawa o ochronie zwierząt daje nadzieję na poprawę losu zwierząt domowych. Byłoby fatalnie, gdyby się okazało, że ceną będzie większa presja na dziką przyrodę.

23.08.2011

Czyta się kilka minut

Trudno przecenić wartość tych zmian, wprowadzonych przez Sejm właściwie jednogłośnie (choć z dużymi zastrzeżeniami) przez wszystkie kluby poselskie.

Nawet ostateczna wersja ustawy, w porównaniu z pierwszymi projektami mocno okrojona, sprawia wrażenie rewolucyjnej. Jeśli prawo wejdzie w życie, i, co ważniejsze, stanie się czymś więcej niż kolejnym martwym paragrafem, nasz krajobraz - nadal przeniknięty okrucieństwem wobec zwierząt - zmieni się w stopniu zasadniczym. Choćby dlatego, że ustawa wprowadza zakaz sprzedaży zwierząt domowych na targowiskach, to zaś oznacza, że widok zmęczonych szczeniąt sprzedawanych z kartonu, reklamówki czy bagażnika powinien przejść do historii, i nie ma najmniejszego powodu, by żegnać się z nimi z żalem, podobnie jak z przyciętymi uszami i ogonami (ustawa zakazuje tych "zabiegów estetycznych") albo nielegalnymi hodowlami ras uznawanych za agresywne.

Na tym nie koniec zmian: ustawa zaostrza kary dla osób, które znęcają się nad zwierzętami, z roku do dwóch lat więzienia, a w przypadku znęcania się ze szczególnym okrucieństwem podnosi maksymalny wymiar z dwóch do trzech lat więzienia. W najdrastyczniejszych przypadkach sąd będzie mógł zakazać sprawcy przestępstwa wykonywania określonego zawodu. Wzrosną też kary nawiązki na cele związane z ochroną zwierząt - z obecnego pułapu 2,5 tys. zł poszybują do 100 tys.

Pytanie, czy nowa ustawa rzeczywiście zmieni nasz stosunek do zwierząt, nie jest niestety wzięte z sufitu. O ile łatwo sprawdzić legalność hodowli czy egzekwować zakaz handlu zwierzętami na targowiskach, to jeden z kluczowych dla nowego prawa zapisów - zakaz trzymania zwierzęcia domowego na krótszej niż 3 metry uwięzi dłużej niż 12 godzin na dobę - wydaje się pobożnym życzeniem. Jest to oczywiście krok w kierunku świata, w którym psy nie duszą się na krótkim sznurze, ale możliwości egzekucji owych 12 godzin wydają się nikłe. Sami inicjatorzy zmian przyznają zresztą, że zależy im bardziej na walorze edukacyjnym niż wprowadzaniu na polskie wsie lotnych brygad ze stoperami, ale nie likwiduje to wątpliwości. Istnieje bowiem ryzyko, że los psa będzie równie podły, niezależnie od tego, czy będzie się szamotał na łańcuchu, czy w betonowym kojcu.

Jeden fragment ustawy budzi zaniepokojenie. Sejm zdecydował o całkowitym zakazie odstrzału psów i kotów w rewirach łowieckich. Wedle ustawy, myśliwy, który na swoim terenie napotka biegające luzem zwierzę bez właściciela, może tyle, co zwykły obywatel, tzn. powiadomić policję, najbliższe schronisko lub straż gminną (miejską). Myśliwi mają również prawo do tego, by złapać psa i odwieźć go do schroniska lub właściciela. Takie rozwiązanie jest wielkim zwycięstwem miłośników zwierząt domowych, ale utrzymuje ciągle rosnącą presję na dziką zwierzynę. Ustawodawcy najwyraźniej zapomnieli, że psy i koty to nie tylko przyjaciele człowieka. Zostawmy na boku rozważania, w jaki sposób gminne schronisko czy strażnicy będą odławiać dzikie psy w lasach np. Podkarpacia, a nawet w szczerym polu pod Krakowem - wydaje się to, mówiąc delikatnie, mało realne. Ta wiedza zgubiła się w gąszczu ustawy: kot może siać spustoszenie wśród ptaków, pies zagraża nawet zwierzynie płowej.

Można podejrzewać, że na takim kształcie ustawy zaważyła chęć odebrania myśliwym choćby ułamka przysługujących im praw. Decyzja taka uderza jednak przede wszystkim w dzikie zwierzęta, o które nowelizacja się nie upomina.

Przy okazji słusznej walki o polepszenie losu zwierząt pojawiają się argumenty niebezpieczne, jak choćby formułowany przez prezeskę Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Zwierząt Ewę Gebert zarzut, że firmy prywatne prowadzą schroniska dla zysku, co często prowadzi do rażących nieprawidłowości. Takie stawianie sprawy jest wylewaniem dziecka z kąpielą: co złego w zarabianiu na schronisku, jeśli jest to zarobek uczciwy i nie wiąże się z dodatkowym cierpieniem zwierząt? Czy powinniśmy przyjąć, jak chce część obrońców praw zwierząt, że prawo do prowadzenia schroniska powinny posiadać wyłącznie samorządy lub organizacje pożytku publicznego? Wykluczanie a priori prywatnych podmiotów gospodarczych z zajmowania się bezdomnymi zwierzętami to krok w niedobrym kierunku, może bowiem oznaczać próbę wyjęcia opieki nad zwierzętami spod prawideł zdrowego rachunku ekonomicznego. To, że w ostatnich latach w schroniskach prowadzonych przez prywatnych przedsiębiorców dochodziło do okrucieństw i rażących zaniedbań, jak w podwarszawskim Celestynowie, oznacza przede wszystkim, że szwankuje system kontroli.

Powrót schronisk pod skrzydła samorządów nie zmieni w tej kwestii nic. Warto bowiem pamiętać, że dramatyczna sytuacja w wielu schroniskach to przynajmniej w części efekt największej w Europie liczby psów (ok. 8 mln). Ustawodawca liczy, że zmniejszy się ona dzięki zamknięciu nielegalnych hodowli psów, i miejmy nadzieję, że na miejscu hodowli półlegalnych nie powstaną biznesy całkowicie podziemne. Innych instrumentów regulujących liczbę zwierząt domowych na horyzoncie nie widać.

W polskiej tradycji zakorzenione są dwa, absolutnie odmienne nurty - wielkiego szacunku do zwierząt i równie wielkiej pogardy wobec nich. Mimo wszystkich zastrzeżeń, nowa ustawa, jeśli tylko przejdzie przez Senat i zostanie zaakceptowana przez prezydenta, da szansę, by pogardy było znacznie mniej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, reportażysta, pisarz, ekolog. Przez wiele lat w „Tygodniku Powszechnym”, obecnie redaktor naczelny krakowskiego oddziału „Gazety Wyborczej”. Laureat Nagrody im. Kapuścińskiego 2015. Za reportaż „Przez dotyk” otrzymał nagrodę w konkursie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 35/2011