Koncentrat dzieciństwa

Każdy łasuch powinien zapalić świeczkę za spokój pobożnej duszy Michele’a Ferrero. Jego wynalazek jest wedle „New Yorkera”, „grzechem i erosem zamkniętymi w słoiku”.

23.02.2015

Czyta się kilka minut

 / Fot. Grażyna Makara
/ Fot. Grażyna Makara

Ręka w górę, kto pamięta, że w zeszłym roku były jeszcze inne wybory oprócz tych z Peeselem na okładce książeczki? Wytężamy mózgi… tak, brawo, chodziło o Radę Federacji Planet, czy jak tam się zwie owa atrapa zbudowana w Brukseli przez fanów serialu „Star Trek”, sprytnie poukrywanych w strukturach unijnych. Otóż słuchajcie: po pół roku delegaci galaktyki zdołali rozdzielić kostiumy Wolkanów, Andorianów itd., a grupa, której wyznaczono rolę Ludzi, zaznaczyła swoją odrębność głodówką rotacyjną. Po jednym dniu postu na posła, dłużej nie można, bo morfologia się popsuje i lekarz znowu nakrzyczy.

Przykro to poruszać, bo na polskim podwórku twarzą tej impotentnej inicjatywy „solidarności” z uwięzioną i głodującą w Moskwie ukraińską pilotką stał się Michał Boni: ktoś, kto poznał z pierwszej ręki przykłady, że dla sprawy można poświęcić więcej niż trzy posiłki, aperitif, digestif i kawę z nutą pomarańczy. Domyślam się, co czuł, gdy bezradnie próbował odeprzeć szyderstwa internautów i upierał się, że nie ma w jego deklaracji nic śmiesznego. Nie jest wcale przyjemnie być posądzanym o fałsz lub niskie pobudki, a czuję, że zaraz spotka mnie to samo.
Chcę bowiem opowiedzieć o zmarłym kilka dni temu geniuszu spożywczym, o ostatnim z wielkich „kapitanów przemysłu”, jak go określił prezydent w kondolencyjnym oświadczeniu, o najbogatszym Włochu, który ukończył tylko kurs księgowego. O patriarchalnym padrone, pielgrzymującym co roku z załogą do Lourdes, który nie znosił wprawdzie socjalistów, ale opiekuńczy socjalizm wprowadzał czynem w fabrykach, przez co prawie nie wiedział, co to strajki.

Jego wynalazek, będący, wedle „New Yorkera”, „grzechem i erosem zamkniętymi w słoiku”, mogę od biedy określać ogólnikowo, bez nazwy, jako krem z orzeszków laskowych i kakao. Człowieka jednak nie wypada wspominać bez imienia i nazwiska, choćby było globalną marką. Trudno: pomyślicie, że sprzedałem felieton, ale powiem, bo inaczej nie wypada, że każdy łasuch powinien zapalić świeczkę za spokój pobożnej duszy Michele’a Ferrero.
Jaka to niesprawiedliwość! U nas produkty czekoladopodobne były tak ohydne, że wypchnęliśmy je ze zbiorowej pamięci i nigdy nie wróciły na fali mody na soc – a tymczasem analogiczny włoski ersatz dla biedaków, oparty na wynalazku zastąpienia części drogiego kakao prażonymi i zmielonymi orzechami, okazał się tak pyszny, że do dziś zjada się go w setkach milionów porcji. A jego nazwa do tego stopnia weszła do codziennego słownictwa, że włoscy leksykografowie wciągnęli nutellę do słownika jako rzeczownik pospolity i musieli procesować się z firmą, żądającą (podobnie jak Sony przy Walkmanie) pisania jej wielką literą w charakterze nazwy własnej.

Ojciec Michele’a Ferrero zaczął jeszcze przed wojną produkować namiastkę, pod nazwą pastone, coś nieodległego w smaku i konsystencji od bloku czekoladowego – początkowo jako przysmak śniadaniowy dla turyńskich murarzy. Ale to dzieci okazały się najwdzięczniejszą klientelą, więc po przenosinach w okolice Alby, słynne nie tylko z win barolo, ale i bujnych plantacji leszczyny, firma dała sobie spokój z robotnikami i przyjęła za aksjomat kuszenie dzieciarni i matek.

W starciu z matczyną troską niska cena to za mało; smarowidło zwane aż do 1964 r. po prostu „Supercrema” kosztowało pięć razy mniej niż prawdziwe czekolady, ale Ferrero dobrze wiedział, że słodycze wciąż mają aurę grzesznej, podejrzanej przyjemności. Żeby więc ułatwić „inteligentnym gospodyniom” decyzję, firma eksponowała wartości zdrowotne orzechów i mleka, a przede wszystkim dawała utylitarny pretekst do zakupu: krem zaczęto pakować do cylindrycznej, rozrzeźbionej w proste fasety szklanki, która potem z powodzeniem mogła stanąć w kredensie nowoczesnego domu. Wygląda ładnie do dziś, czego nie da się powiedzieć, mimo całej mojej nostalgii za piciem z menelami na skwerku, o naszych z gruba ciosanych musztardówkach. W biednych regionach południa Ferrero wprowadził arcydetaliczną formę sprzedaży: dzieci przychodziły dosklepu z własną pajdą i w zależności od tego, ile groszy wysupłały, dostawały ją cienko lub grubo posmarowaną.

Nic dziwnego, że nutella stała się szybko archetypem niepohamowanej przyjemności i słodkiego ukojenia. Nanni Moretti w filmie „Bianca” – odpowiedniku naszego „Dnia świra” – ucisza frustracje, wyżerając jak wielki chłopiec krem z dwumetrowego megasłoja. Dla równowagi na YouTubie można obejrzeć zgoła inne filmiki, pokazujące, ile w tym koncentracie dzieciństwa jest cukru i roślinnych tłuszczów o bliżej nieznanym charakterze – w ten sposób poczucie grzechu, wyrugowane 50 lat temu, wraca w prozdrowotnym wydaniu.

Nie ma co współczuć firmie: jej machina promocyjna należy do najlepszych w branży spożywczej, więc poradzi sobie. Nie dowiemy się raczej, czy ktoś mógłby stworzyć jeszcze smaczniejszy, a do tego zdrowszy odpowiednik – geniusz zmarłego kapitana wylansował produkt tak szczelnie opakowany w reklamowy mit, że innym nie sposób się przebić na rynek. Jeśli teraz podziękuję mu za te wszystkie słoiki wyjedzone łyżką, a wy będziecie wątpić w moją szczerość, to jest gorzki paradoks jego sukcesu.
©

15 proc. orzechów laskowych na świecie ląduje w produktach Ferrero; zanim ten odsetek wzrośnie do stu, weźmy garść i przygotujmy prosty wypiek. Prażymy na suchej patelni 90 g orzechów laskowych i rozdrabniamy je. Mieszamy je ze 150 g posiekanej czekolady deserowej, 200 g cukru i 80 g mąki. Łączymy ze 160 g roztopionego masła. Ubijamy na sztywno 6 białek i delikatnie łączymy z masą. Wykładamy na tortownicę wyłożoną papierem (o rozmiarze takim, by uzyskać warstwę ok. 1,5 cm). Pieczemy w 180 st. ok. pół godziny, aż wyschnie i zacznie odchodzić od brzegów. Zostawiamy do ostudzenia na parę godzin.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 09/2015