Komunizm, nasze życie

Komunizm wpływał na życie Polaków przez 45 lat. Jako ważny składnik XX-wiecznej historii domaga się poważnej analizy. Także rozliczenia, ale nie ma sensownego rozliczenia bez solidnej analizy. Podobnie trzeba potraktować zjawisko masowego akcesu intelektualistów do tego nieludzkiego systemu.

13.10.2010

Czyta się kilka minut

Nie rozstrzygniemy pytania, co było ważniejsze: "heglowskie ukąszenie" czy oportunizm? Z pewnością w akcesie do "nowej wiary" mieszały się oba typy motywacji. Ale nie ulega wątpliwości, że marksizm jako ideologia miał w swoim czasie ogromną siłę przyciągania na planie czysto intelektualnym. Nie z powodu samej tylko przemocy albo samego tylko materialnego wyrachowania intelektualiści - ludzie tworzący idee, będące dla innych drogowskazem - ulegali marksizmowi. Niemały udział w ich decyzjach miała siła przekonywania marksizmu jako uniwersalnej obietnicy lepszej przyszłości.

Warto pamiętać, że taka obietnica zbiegła się z powszechnym w 1944 r. odczuciem klęski. To była klęska przedwrześniowej Polski, przypieczętowana upadkiem Powstania, a także klęska parlamentaryzmu w Europie. Ale przede wszystkim to była klęska zachodniej cywilizacji, skoro ta cywilizacja nie potrafiła powstrzymać Hitlera i Holokaustu. Na tle tej "czarnej dziury" w historii ludzkości uniwersalna obietnica wyzwolenia człowieka jawiła się jeszcze bardziej kusząco. Tak kusząco, że nie zauważono analogii między nią a obietnicą wyzwolenia rasy germańskiej. A przecież analogie były i jeśli mówimy o intelektualnym akcesie do komunizmu, to tym bardziej musimy skonstatować intelektualny błąd, polegający na niedostrzeżeniu totalitarnego charakteru czerwonej obietnicy. O tym (i nie tylko) dyskutują w tym dodatku do "Tygodnika" Andrzej Paczkowski i Andrzej Friszke.

Gdy próbujemy zrozumieć intelektualne wybory i życiowe postawy luminarzy naszej kultury sprzed 60 już lat, nie oznacza to automatyzmu: zrozumieć = usprawiedliwić. Ale nie oznacza też automatyzmu odwrotnego: zrozumieć = potępić. Chodziłoby raczej o "wyrozumiałość historyczną", o której pisał Jacek Trznadel w "Hańbie domowej". O próbę lepszego wniknięcia w logikę (niekiedy polegającą na braku logiki) tamtej epoki. Nie jest to zadanie łatwe - z wielu powodów. Musimy się strzec przed ahistoryzmem, ale musimy też strzec się przed metodyczną amnezją historyczną i środowiskowymi tabu. O tych dwóch ostatnich zagrożeniach pisze w swoim tekście Rafał Matyja.

Specjalne miejsce w dziejach PRL ma rewizjonizm. Jego przedstawiciele przed 1956 r. walnie przyczyniali się do umacniania komunizmu, potem próbowali komunizm reformować, a na koniec byli ważnym czynnikiem jego rozkładu. Decydującej roli tej formacji w upadku systemu nie sposób zanegować. Nie jest jednak nieuprawnione pytanie, na ile pewien afekt do komunizmu (choćby tego wyobrażonego i nigdy nie zrealizowanego), jaki żywili "rewizjoniści", wpłynął na ich umiarkowaną strategię wobec schyłkowego PRL-u i potem w pierwszych latach III RP; pisze o tym Łukasz Kamiński w swym tekście o "rewizjonistach".

Sposób odejścia od komunizmu w roku 1989 r. i w latach następnych był skutkiem układu sił w opozycji w okresie 1988/1989. Ci, którzy byli nieobecni przy "Okrągłym Stole", siłą rzeczy mieli niewielki wpływ na budowanie nowej Polski. Nie wiemy, jak udałoby się im w praktyce realizować swoje idee, gdyby mieli wpływ na władzę. Ale wiemy, jakie są defekty III RP widziane z ich perspektywy - pisze o tym Miłowit Kuniński.

Rafał Matyja wspomina o istniejącym w naszych obyczajach mechanizmie blokady poznawczej: "Można schlebiać wiekowym patronom, ale nie powinno się w zasadzie badać ich twórczości, postaw, motywów działania". Ten mechanizm działa w każdym środowisku. Dlatego ważne są wszystkie próby jego przezwyciężania. Dlatego w środowisku, które jest dziedzicem "katolicyzmu otwartego", ważne są pytania o jego flirt

z PRL-em. Bo choć nie można w tym przypadku mówić o akcesie do komunizmu jako ideologii, to można mówić o pewnych iluzjach wobec komunizmu i o analogicznym jak u "rewizjonistów" procesie zanikania tych iluzji (także i tego zagadnienia dotyczy debata Paczkowski-Friszke).

Dziś dorosło już pokolenie urodzone po 1989 r. Ale pokolenie średnie i starsze żyło w PRL-u. Żyć w PRL-u oznaczało: iść na mniejsze czy większe kompromisy z wymaganiami ideologii. Tylko bardzo nieliczni ważyli się na życie poza systemem. Można rozumieć racje, dla których ludzie będący autorytetami publicznymi decydowali się na symboliczne gesty poparcia dla systemu (np. przyjmując od władz ordery). Ale nie można godzić się na milczenie o tych dylematach i postawach. Droga kompromisów była też udziałem twórców kultury, co pokazuje, na przykładzie kariery zawodowej Andrzeja Wajdy, Igor Janke.

Przypominając dzisiaj z - by tak rzec - bezpiecznej odległości meandry komunistycznego zaangażowania, trzeba się też strzec pokusy samozadowolenia: to w tamtej epoce intelektualiści zawiedli. Niestety, intelektualiści zawodzą - na różne sposoby - w każdej epoce.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 42/2010