Kompleks polskiej dumy

Nasz duch marzy o tym, by zwiać tam, gdzie reguły postępowania są znacznie bardziej klarowne. Najlepiej w tym samym kierunku, co Donald Tusk.

15.09.2014

Czyta się kilka minut

W fabryce Lotte E. Wedel powstał czekoladowy orzeł, który w ramach akcji „Orzeł może” został wystawiony przed Pałacem Prezydenckim, maj 2013 r. / Fot. Krystian Maj / FORUM
W fabryce Lotte E. Wedel powstał czekoladowy orzeł, który w ramach akcji „Orzeł może” został wystawiony przed Pałacem Prezydenckim, maj 2013 r. / Fot. Krystian Maj / FORUM

Trudno o racjonalne wytłumaczenie nagłego skoku popularności Platformy Obywatelskiej. Wyniszczona aferą taśmową i, wydawałoby się, wypalona po 7 latach sprawowania władzy, skazana na przegraną w nadchodzących wyborach samorządowych i parlamentarnych, partia nagle nabrała wiatru w żagle.
Jak to możliwe? Zbieżność jest oczywista: słupki sondażowe strzeliły w górę dokładnie w momencie, gdy okazało się, że Donald Tusk z Warszawy przenosi się do Brukseli. Czy w sondażach znajduje odbicie radość, że premier wyjeżdża? Chyba nie, przecież anonimowy głos negującego wszystko społeczeństwa, czyli internet, z punktu uznał, że nominacja na prezydenta RE jest rejteradą.
Zwyciężyła chwilowa euforia. Donald Tusk zmienił się niemal w polskiego papieża. „W sferze symboli wybór Donalda Tuska na szefa Rady Europejskiej jest – tylko z pewną przesadą – pierwszym wydarzeniem od wyboru Jana Pawła II, które pozwoli Polsce budować pozycję” – skomentował Janusz Palikot. Mocne porównanie, szczególnie w ustach polityka, który swoją popularność funduje na antyklerykalnym przekazie.
Ale nominacja Tuska jest przede wszystkim traktowana jako zwycięstwo całego kraju. Docenili nas, nasz trud, naszą krwawicę, nasz nieprzejednany stosunek do Rosjan i nasz zdrowy rozsądek. Dostaliśmy to, co od dawna nam się należało.
Nic więc dziwnego, że do Brukseli Donald Tusk wyjeżdża z nadzwyczaj bogatą agendą lokalnych spraw do załatwienia. Jedzie tam jako ambasador rolników, górników, emerytów i nawet prezesa PiS. Jedzie dokładnie tak, jak poseł ziemi czernihowskiej na sejm elekcyjny, mimo że za pazuchą dzierży mandat zupełnie inny.
Ta euforia jest częścią problemu ogólniejszego: radość radością, ale splot kompleksów, roszczeń, rojeń również, wiecznie niezaspokojonych ambicji i niespełnionych nadziei jest wyjątkowo mocny.
Śpiący rycerze
Do przybliżenia tego fenomenu, tej toksycznej mieszanki, która nieustannie pulsuje w polskich żyłach, nadaje się nie tylko podszyta wściekłością radość z awansu premiera Tuska. Jeszcze lepszym polem badań jest sport. Od lat zachodzę w głowę, jak to możliwe, że Polacy (niech będzie, męska część populacji) uważają się za futbolową potęgę na chwilowym wygnaniu. Całe moje kibicowskie życie upływa w rytmie porażek: ładniejszych, brzydszych, honorowych bardziej lub mniej, ale jednak porażek. Mniej więcej od roku 1986, kiedy to biało-czerwoni dostawali zadyszki na meksykańskich boiskach, polska reprezentacja niemal bez przerwy bierze w skórę. Jednocześnie żyje w nas, kibicach, przekonanie, że lada chwila nastąpi przebudzenie, że to już, teraz właśnie, przy stanie dwa do zera dla przeciwnika polscy zawodnicy ockną się niczym rycerze śpiący pod Giewontem. Mijają lata, przebudzenie nie następuje. Telewizja publiczna na kanale sportowym wciąż nadaje powtórki z chwil chwały, podtrzymując iluzję. Jesteśmy potęgą, tyle że uwięzioną; jesteśmy wojownikiem, który czeka na dźwięk trąbki.
Oczekując zaś na przebudzenie piłkarzy, szukamy pocieszenia w sportach innych. Nasz honor i naszą reputację ratują siatkarze oraz reprezentanci dyscyplin indywidualnych. Korzeniowski, Małysz, Kowalczyk, Majewski, Jędrzejczak, Ziółkowski, Stoch, Gortat, Lewandowski (ale jako piłkarz niemieckiej drużyny klubowej) – oto bohaterowie naszych trudnych czasów. Zwycięstwo w chodzie, dyscyplinie niszowej, koi na moment znękaną polską duszę. Fakt, że w ciągu minionych 7 lat przybyło 1800 km dróg szybkiego ruchu, blednie w porównaniu z medalem olimpijskim w skokach (też niszowych).
Fakt, że w ciągu minionych 25 lat doszło między Odrą a Bugiem do potężnej transformacji społecznej, że kraj ten został w wielu miejscach zbudowany od nowa, nie ma najmniejszego znaczenia. Drogi można skwitować szyderczym uśmiechem, wiadomo, niejeden przy nich się nachapał, medal w dowolnej konkurencji międzynarodowej pachnie zaś zupełnie inaczej.
Pewnie rację ma antropolog Waldemar Kuligowski, który przy okazji piłkarskich mistrzostw świata w RPA wskazywał w „Tygodniku”, że w rozmywającym się świecie piłka nożna (a szerzej: każda właściwie dyscyplina) zaczęła pełnić rolę nowego rodzaju paszportu i obywatelstwa. Nie zmienia to jednak faktu, że sport pozostaje dla Polaków tą przestrzenią, w której od czasu do czasu zajmujemy pozycję nam należną: jesteśmy mistrzami świata, z głośników dobiega hymn, oczy globu skierowane są na nas, a po policzkach suną łzy wzruszenia i satysfakcji. To chyba jedne z nielicznych momentów, kiedy chcemy być (jesteśmy?) Polakami. Dodajmy do nich dumę z modelki Anji Rubik oraz performera, który przebrał swojego pieska za pająka, w ten sposób osiągając międzynarodowy sukces (85 milionów odsłon na YouTube). Ani nauka, ani literatura nie są przestrzeniami, w których ocieramy łzę wzruszenia. Ani tym bardziej polityka – łza, owszem, ostatnio popłynęła, trudno jednak rozstrzygnąć, czego było w niej więcej: dumy czy goryczy.
Temperatura odczuwalna
Chciałoby się oczywiście napisać, że jest to sytuacja głęboko niesprawiedliwa. Że niedojrzałe, poszarpane, rozdygotane społeczeństwo samo nie wie, czego chce. Że społeczeństwo, jak śpiewa Dorota Masłowska, „jest niemiłe”. Że wypisz, wymaluj do jego opisu pasuje opis syndromu dorosłego dziecka alkoholika (fragmenty zaczerpnąłem z sieci): „Problemy w kontakcie ze swoimi uczuciami i potrzebami; niejasność uczuć i potrzeb, nieadekwatny obraz siebie, niskie poczucie własnej wartości; brak świadomości i umiejętności obrony własnych i respektowania cudzych granic; potrzeba akceptacji za wszelką cenę; lęk przed odrzuceniem skojarzony z doświadczeniami z relacji z rodzicami; podwyższony poziom lęku; zwątpienie w siebie, pesymizm; brak równowagi, drażliwość, histeryczność, huśtawki emocjonalne, zalegające uczucia złości, lęku, wstydu, smutku, poczucia winy i krzywdy, chroniczne napięcie”. O tak – oto współczesna Polska w pigułce, brutalna i kapryśna, z ducha feudalna, nierozpoznana, wiecznie niezadowolona i nieszczęśliwa, poszukująca namiastek wielkości w sukcesach sportowców.
Czytam te równoważniki zdań i widzę siebie, swoich przyjaciół, przełożonych, polityków, gwiazdy mediów, widzę nasze gesty, rozmowy, zbiorowe neurozy. Czytam i rozumiem, dlaczego czujemy jednocześnie dumę i nienawiść na widok człowieka, który jako pierwszy Polak będzie sterował unijnym organizmem.
Ten szczegółowy i boleśnie prawdziwy bilans polskiej nerwicy, uzasadniający nasze tęsknoty, nasze porywy i rozpaczliwe poszukiwanie autorytetu, nasze zainteresowanie Anją Rubik i losami Marcina Gortata w Washington Wizards, domaga się jednak uzupełnienia. Bezwzględną i chyba pozbawioną nadziei diagnozę dopisali po aferze taśmowej Cezary Michalski wraz z Rafałem Matyją, na stronie „Krytyki Politycznej” (rozmowa „Polska pozornie nowoczesna”). Michalski od lat krąży wokół tematu polskiej peryferyjności i konsekwencji dziwacznej, mglistej wersji polskiej modernizacji. Matyja odpowiada: „Nowoczesne państwo oznacza, że wystarczy stosować się do obowiązujących reguł powszechnych i mieć coś cennego, obiektywnie konkurencyjnego do zaproponowania – kompetencje, pomysł, pracowitość. Treść nagranych rozmów w ten fundament uderza może najbardziej. Utwierdza ludzi w przekonaniu, że wszystko opiera się na znajomościach i możliwości odbycia prywatnej rozmowy, a to, co jest napisane w konstytucji, w prawie, co jest zawarte w regułach formalnych – zawsze da się obejść, »jak się ma dojścia«. Umacnia to podejrzenie, że świat formalny jest tylko fasadą, a to, co realne, jest oparte na tym, kto kogo zna. (...) To wszystko pokazuje, że wchodzimy w wyczerpywanie zasobów instytucjonalnych, czego konsekwencją jest to, że żyjemy – skrót myślowy i cytat z klasyka – w bardziej »dzikim kraju«, gdzie wszystko trzeba załatwiać po znajomości, a żadne formalne procedury nie dadzą ci nic. I że ta reguła obowiązuje od poziomu zapisów do przedszkola, aż po zarządzanie największymi koncernami udającymi swoje zachodnie wzory”.
Publicystyczna przesada? Być może, w podejrzanie trafny sposób opisuje jednak głębinowe doświadczenie polskiej teraźniejszości i nieutulonej tęsknoty za innym porządkiem, którego symbolami są sportowcy, modelka czy nawet słynny performer, na pewno zaś nie przedstawiciel klasy politycznej. Katorżnicza praca, upór, łut szczęścia, poszukiwanie swojej szansy na ciągle mitycznym Zachodzie, tęsknota za choćby chwilową ucieczką w krainy, gdzie za harówkę nagradzają medalem – czy to nie określa zbiorowego stanu ducha, który z trudnych do zrozumienia przyczyn za nic ma świeże drogi, wypełnione półkami towary, rosnący dobrobyt i metraż per capita? Który nienawidzi byłego premiera, choć jest dumny z jego sukcesu? Który nienawidzi podwójnej rzeczywistości (w sytuacjach podbramkowych, takich jak nagła choroba chociażby, obywatele bez znajomości skazani są na pożarcie przez system), choć na pozór całkiem nieźle się w niej odnajduje?
Ten duch pluje na 25 wolności, na statystyki i osiągnięcia, za nic ma informacje serwowane przez ekonomistów, że średnia krajowa płaca wzrosła, a bezrobocie spadło. Nie ma to znaczenia – podobnie jak temperatura rzeczywista niewiele ma wspólnego z odczuwalną, tak dane o wielkim sukcesie ekonomicznym nijak się mają do tzw. potocznych opinii. Polski duch marzy o tym, by zwiać tam, gdzie reguły postępowania są znacznie bardziej klarowne. Najlepiej w tym samym kierunku, co Donald Tusk.
I przy pierwszej możliwej okazji zwiewa.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, reportażysta, pisarz, ekolog. Przez wiele lat w „Tygodniku Powszechnym”, obecnie redaktor naczelny krakowskiego oddziału „Gazety Wyborczej”. Laureat Nagrody im. Kapuścińskiego 2015. Za reportaż „Przez dotyk” otrzymał nagrodę w konkursie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 38/2014