Kolarstwo polskie

Z dwóch powodów sprawa Lance’a Armstronga, nadkolarza planety, nie budzi w Polsce emocji, a nawet delikatne zdziwienie, i takoż z dwóch powodów naród jednak tę sprawę śledzi pilnie.

21.01.2013

Czyta się kilka minut

Wedle statystyk, spożycie lekarstw na głowę uchodzi tu za jedno z najwyższych w galaktyce. Dzień bez pigułki jest w Polsce uznawany za zdrowotnie stracony. Tym samym część rodaków, a jest to część znaczna, przygląda się aferze za oceanem z pomieszaniem i brakiem zrozumienia. Napaść, i to napaść w takiej skali, na człowieka przetaczającego sobie użyźnioną tlenem krew rozcieńczoną hormonami i solami krzepiącymi, przyjmowana jest z przykrością. Bezwzględnie działania – mające na celu wzmocnienie organizmu przecież – nie mogą i nie powinny spotykać się z tak powszechnym potępieniem. Gdyby hormon wzrostu był dostępny bez recepty, każdy polityk i celebryta piłby go w Polsce przed śniadaniem.

W Polsce wiele emocji budzi nie tyle kolarstwo, co budowa ścieżek rowerowych. Kolarstwo nie jest sportem grzejącym masy do białości, stąd rezerwa wobec emocji amerykańskich. Gdyby lokalny skoczek narciarski przeszczepił sobie ptasie skrzydło, które wylazłoby spod kombinezonu podczas ceremonii medalowej po turnieju Czterech Skoczni, kraj by się ruszył. O tak. Kolarz amerykański jeżdżący poza zasięgiem polskiej telewizji publicznej nie rusza tak naprawdę nikogo.

Jest jednak coś, co rusza. A jest to metoda badawcza, której w Ameryce użyto, i która jest wszystkim, jak się okazuje, bardzo bliska. To transmisja krzyżowego ognia pytań. Proszki Armstronga nie przykuły uwagi, przykuło ją przedstawienie. Natychmiast pojawiły się głosy, by podobnie jak Armstronga, przebadać przed kamerami ludzi podejrzewanych o współpracę ze Służbą Bezpieczeństwa i takoż potomków agentów. Bo to lustracja, a nie kolarstwo jest sportem naprawdę masowym. Padły nawet nazwiska kandydatów – żaden z nich, co oczywiste, nie jest kolarzem ani nawet sportowcem.

Sprawa Armstronga i sposób publicznej zabawy ma coś powabnego, a powabem kluczowym jest prawda. Otóż opinie, że ów przed kamerami kłamał, wypełniają tutejsze oczekiwania i powszechną skłonność do sceptycyzmu. Nie ma nudniejszej ekspiacji niż taka, w której każdy element jest prawdziwy. Do propozycji publicznych przesłuchań wkradło się w naszej internetowej przestrzeni spostrzeżenie najlepsze, że przesłuchiwani na armstrongową modłę i tak by kłamali. Kłamaliby, płacząc. Idealną audycją tego typu, z punktu widzenia polskiego widza, jest wielogodzinna właśnie łupanina, pełna łez i kłamstwa. Dlatego program Oprah Winfrey z kolarzem Armstrongiem w roli głównej najprawdopodobniej wyprodukowano w Polsce. Jako program pilotażowy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru TP 04/2013