Pochwała niepoprawności

Niespełna półtoragodzinne przedstawienie Jana Klaty ...córka Fizdejki jest najbardziej skondensowanym koncentratem niepoprawności politycznej, jaki można sobie wyobrazić w dzisiejszym polskim teatrze. Politycznej niepoprawności politycznej.

13.02.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Piekielnie ostrą brzytwą Klata chlasta Polskę i Polaków, naszą nową europejską ojczyznę i tak zwany Zachód, w spektaklu reprezentowany przez naszych niemieckich sąsiadów.

"Zrób krok do przodu..."

Czy ktoś z Państwa zadał sobie trud wysłuchania piosenki, która znalazła się na płycie dokładanej do “Gazety Wyborczej" w czasach, kiedy mieliśmy opowiedzieć się za przyłączeniem Polski do UE? Płyta zawierała traktat akcesyjny i na zachętę radosną pioseneczkę. Tandetna muzyka w stylu disco polo i tekst dający się porównać jedynie z wyborczymi zaśpiewami SLD: “Każdy swoje niebo dźwiga sam, gdy historia zmienia świat, czas jej spojrzeć prosto w twarz. Razem zmieńmy to, co zepsuł los. Nie ma innej drogi, z nami stań, spróbuj sobie nową szansę dać. Zrób krok do przodu, zrób ważny krok, otwórzmy razem drzwi dla nadziei...".

Z perspektywy Wałbrzycha, gdzie Klata wystawił swój spektakl, ten kretyński tekścik brzmi jak drwina, w najlepszym razie jak kabaretowy żart. Miasto pogrążone w śmiertelnym bezrobociu, podlegające degradacji, może by i miało otwarte “drzwi dla nadziei", gdyby te dawno nie wypadły razem z przegniłą framugą. Z tej perspektywy polskie sprawy wyglądają zupełnie inaczej niż z Warszawy i dlatego spektakl ten powinien jak najszybciej być pokazany w stolicy (na razie ma tylko prestiżowe zaproszenie do Berlina), żebyśmy mogli usłyszeć z rozsmakowanej w pięknych słowach widowni oburzone krzyki “skandal!". Powiedzmy za Krzysztofem Warlikowskim: “skandalem nie jest teatr, skandaliczna jest rzeczywistość", a Klata eskaluje ton krytyczny, tworząc teatr coraz bardziej zaangażowany, choć pewnie bardzo nie lubimy tego słowa.

Tym razem Klata zaznaczył nawet na afiszu, że zrobił przedstawienie według dramatu Witkacego. Jak zawsze bardzo skrócił tekst pierwotny, dodał bogatą oprawę muzyczną, która w jego spektaklach wprowadza mnóstwo nowych znaczeń i kontekstów oraz uczynił Witkacego prawdziwie współczesnym. Mimo skrótów zachował strukturę dramatu i wszystkie jego podstawowe tematy.

Litwa, czyli Nowa Polska

“Janulka, córka Fizdejki" to historia kolonizacji Litwy zamieszkałej przez dzikich chłopów, czyli bojarów, przez zakon Neo-Krzyżaków. Kniaziem Litwy jest Eugeniusz (Gienek) Pafnucy Fizdejko. Jego córka, określona w spisie osób mianem bydlądynki, to nowa generacja litewskiej krwi, skłonna do zażyłości z Mistrzem Neo-Krzyżaków. Koncepcja nowego państwa, które powstaje na naszych oczach, jest prosta i efektowna: dzicz jako kontekst dla kultury. Po Witkacowsku ostro nazwana jedna z możliwych wymian, deal, jaki dokonuje się dziś w Unii: barbarzyństwo jako możliwe ożywienie skostniałej, martwiejącej kultury, dziwna skłonność do metafizycznych banialuk jako odtrutka na precyzyjny racjonalizm, gnuśność jako tło, na którym korzystnie zabłyśnie protestancka pracowitość. I gdyby istotnym mechanizmem owego dealu nie była pogarda i pazerność, kto wie, może powstałaby tak lubiana dziś nowa jakość.

Horyzont wałbrzyskiej sceny wypełnia “Bitwa pod Grunwaldem" Matejki. Podłoga usłana jest ciałami śpiących Litwinów, a raczej tak zwanych Litwinów, bo ani przez chwilę nie ma wątpliwości, jaki to kraj jest miejscem akcji tego spektaklu. Nad sceną pojawia się bocian. Makabryczny, jak ze złego snu o teatralnych pracowniach dekoratorskich, za to ogromny. Uwiązany na sznurkach, smętnie polatuje nad pogrążoną w śnie ludnością.

Bocian budzi Fizdejkę (Wiesław Cichy) i budzi, rzecz jasna, jego zachwyt. Przywołuje też wspomnianą już pieśń, mającą poprowadzić Polaków do Unii. Fizdejka pije wódkę, a jakże, i rozprawia o “ostatniej epoce", w której przyszło mu żyć. Umierająca żona Fizdejki Elza (Lidia Michałuszek) metafizykuje błazeńsko, ponad nudę i gnuśność epoki poza czasem wynosząc ewentualną możliwość artystyczną, pojmowaną jako “szczątkowy indywidualizm w ogóle": “wasze życia są cudownymi, tęczowymi haftami na szarym tle naszego złowrogiego w swej nudzie przemijania". Współczesne, utrzymane w nienagannie złym guście i bezbłędnym braku smaku kostiumy (kniaziowska marynarka Fizdejki w pogłębionym kolorze morskim!) wzmacniają groteskowość sytuacji.

W końcu wstaną też śpiący bojarzy. Do tych ról Klata zaprosił wałbrzyskich bezrobotnych; niektórzy z nich są także bezdomni. Ich naturalna obecność natychmiast przerasta teatr, który zaczął się już dziać. Wąsaci, z listą ponurych doświadczeń wypisanych na twarzy, ubrani w stylu dresiarsko-menelskim, dzierżą w rękach plastikowe torby reklamowe. To jedyna rzecz, którą udało im się wyrwać z nowej rzeczywistości: foliowy ochłap z żabki, alberta, reala, biedronki. Godne twarze w paskudnych strojach. Tu przedstawienie Klaty zaczyna się robić dojmująco przykre i przekracza dramat Witkacego. Polska współczesna, jak powiedziałby Wyspiański, którego przywołuję nie bez powodu, bo zamiar Klaty jest z ducha Wyspiańskiego, a nie Witkacego. Jego spektakl jest symboliczną sztuką portretującą nową Polskę.

"Orzeł wylądował"

Za chwilę na scenie pojawią się reprezentanci Neo--Krzyżaków, europejskiej biurokracji, pompowanego entuzjazmu, nieszczerych układów i możliwości korupcyjnej. Ich zadanie jest proste: pozyskać Fizdejkę. Reszta się nie liczy. Wkraczają na scenę w prostych, eleganckich garniturach taszcząc walizy na kółkach. Co chwila potrząsają zegarkami, nerwowi, spięci, ale skuteczni. Jeden z pomocników Mistrza oplata scenę kablami podłączonymi do detonatora.

Mistrz (Hubert Zduniak) wyciąga tymczasem z walizki prezenty dla Litwinów. Na tekturowych planszach podobizny Kanta, Dürera i Goethego przeplatane znakami towarowymi Boscha, Bayera, Mercedesa, Lufthansy. Bojarzy stoją nieporuszeni trzymając przed sobą swoje kolorowe torby. Za chwilę na scenę wkroczy Janulka (Karolina Adamczyk). Deal zaczyna się dopełniać. Fizdejka intonuje rytmiczne “jacy tacy". Na naszych zdumionych oczach powstaje nowe państwo.

Brakuje jeszcze naczelnika seansów Der Zipfela (Andrzej Szubski); w ciemnej krynolinie z białą ni to brodą, ni to kryzą chodzi na kolanach, co nadaje jego ruchom wielką tajemniczość, na głowie nosi spiczastą czapkę czarnoksiężnika ozdobioną złotymi swastykami. I potworów (Ryszard Węgrzyn, Włodzimierz Wróbel). Ci u Klaty występują w oświęcimskich pasiakach, upiorna reminiscencja z przeszłości. Głodne potwory karmi się chipsami, które przeraźliwie chrupią. Do Europy tak, ale razem z naszymi umarłymi? Potwornymi umarłymi? Panoptikum “Polska współczesna", to samo, w którym na co dzień żyjemy, udając jakąś inną, lepszą cywilizację.

Rozmowy rozpoznawczo-zaczepne Fizdejki z Mistrzem znów wprowadzają ton komiczny. Brak wspólnego języka zmusza Fizdejkę do żałosnych pantomim. Pogawędki o prawdziwych technikach urojonego życia przeplatają dialogi, jak ten nad fotografiami. Fizdejka pokazuje zdjęcie Mistrzowi. Ten pyta: “Du?" Odpowiedź: “Ja!".

Zbliża się centralna scena spektaklu. Fizdejkę nosi. Odbył już jeden szkaradny lot, zakończony stwierdzeniem: “Orzeł wylądował", tocząc po scenie swoje spore ciało i machając rękami. Teraz napompuje się i uniesie do lotu, w którym przedstawi skrócone dzieje Polski. Arcykomiczna pantomima galopuje w porządku chronologicznym przez zdarzenia utrwalone przede wszystkim na płótnach Matejki, czyli w naszym zbiorowym muzeum narodowej wyobraźni. Czasami bojarzy wstają z ziemi, by pomóc w realizacji Rejtana czy Hołdu Pruskiego. Historyczny lot kończy skok Wałęsy przez mur (Fizdejka w tym spektaklu jest fizycznie do Wałęsy mocno podobny). Fizdejka pada z westchnieniem “przesiliłem się". A jego córka spaceruje już po scenie w koszulce z napisem “Restituta". Pojawi się też Hamlet Polski jak z obrazu Malczewskiego.

Symbolika zaczyna rozsadzać spektakl. Za chwilę nastąpi uroczyste przyjęcie do Unii. Flaga wciągnięta na maszt wędruje gdzieś bardzo wysoko, ponad scenę, znika z oczu wpatrzonych w nią bojarów, których eurospecjaliści uczą tekstu eurohymnu. Każdy z bojarów ma do wypowiedzenia po jednym słowie, co czyni całą deklamację pokraczną. Fizdejka wykrzykuje, że został spreparowany. Bojarzy zabijają się, waląc nawzajem po głowach foliowymi torbami. Mistrz, będący mężem Janulki, zaczyna przybierać litewski wygląd, nosi już swoją foliową torbę. Janulka gotuje, a właściwie przypala dla niego okrutnie aromatyczny bigos. Smród wypełnia cały teatr. Edyta Górniak śpiewa hymn. Jedynym wyjściem, żeby jakoś skończyć to rozpełzające się misterium nicości, a wręcz nihilizmu, jest rozpylenie gazów depresyjnych, które według tekstu mają pokonać opornych.

W ostatniej odsłonie na scenie pojawia się czysty i jasny walbrzych airport. Świecą tabliczki z numerami gejtów, jest też tablica z departuresami (żadnych przylotów!) do Rzymu, Nowego Jorku, Berlina. Fizdejkowie odlatują. Mistrz popełnia samobójstwo. Społeczeństwo zbydlęca się całkowicie. Janulka w żałobie narodowej, z czerwonym kotylionem, poszukuje różowego bubka na męża. W epilogu aktorzy wychodzą na scenę w oświęcimskich pasiakach i padają sobie w objęcia. Krajobraz po bitwie?

***

Klata jako reżyser tej ponurej wizji zachowuje się niezwykle perwersyjnie, biegle posługując się cytatami z teatru niemieckiego. Bezbronni i głupkowaci eurourzędnicy ze spektaklu Marthalera “Specjaliści", którzy tam byli materiałem na łatwe ofiary, tu stają się beznamiętnymi kolonizatorami. Tkacze ze spektaklu Castorfa, cierpiący tam na przesyt, przekarmienie odpadami komercji, tu stają się niepokojącym niemym chórem nieprzewidywalnych bojarów. Przypalona jajecznica z “Endstation Amerika" zamienia się w cuchnący narodowy bigos. To nie są zapożyczenia, to pastisze. Jesteśmy w teatralnej Europie i zaczynamy ważną dyskusję z jej najmocniejszymi przejawami, pokazując, jak to samo staje się czymś zupełnie innym i zaczyna własne życie.

Drastyczna i prowokacyjna, ale gruntownie przemyślana wizja dziejów Klaty ma jeszcze jedną mocną cechę. To jest właściwie proroctwo. Anachroniczność zarysowana przez Witkacego zostaje skrzętnie wykorzystana. Na pierwszy rzut oka wszystko dzieje się tu i teraz, co buduje wymiar społeczny spektaklu. Ale po jakimś czasie narzuca się przekonanie, że właśnie teraźniejszość jest jedynym czasem nieobecnym w przedstawieniu. Mamy przeszłość i przyszłość, a raczej ponury fantazmat przyszłości. Teraźniejszości nie ma w spektaklu tak samo, jak nie ma jej w nas.

Skorumpowany Fizdejka, ogłupiali bojarzy, rozpasana Janulka, cyniczny Mistrz, okrutni eurokraci, Europa jako Auschwitz. Polska jako burdel pełen ckliwych historycznych pamiątek. Tytuł spektaklu wypisany solidarycą. Takie obrazy zostawia w głowie świetny spektakl Klaty. Będący jak krzyk podniesiony w zapomnianym i lekceważonym Wałbrzychu. A przecież Wałbrzych to Polska właśnie.

Można się z tak ostrym widzeniem nie zgadzać, zgoda zresztą jest niebezpieczna i niesie ze sobą nieprzewidziane skutki. Ale nie można nie zgodzić się z tym, co wyłazi spod odpryskującego unijnego lakieru. Europa nie jest żadnym projektem ideowym, to tylko projekt ekonomiczny. A jako taki może być niezwykle deprawujący i doprowadzić do postaw nihilistycznych. Ciąg dalszy chyba znamy.

“...Córka Fizdejki" według Witkacego. Reżyseria, adaptacja, sample, skrecze mentalne: Jan Klata, scenogr.: Mirek Kaczmarek, ruchy: Maćko Prusak, reż. świateł: Justyna Łagowska, premiera 18 grudnia 2004 r. w Teatrze Dramatycznym im. Szaniawskiego w Wałbrzychu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 07/2005