Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W Komitecie Obrony Demokracji trwa przesilenie. Zarząd stowarzyszenia wezwał Mateusza Kijowskiego, by ustąpił ze stanowiska przewodniczącego. Przyczyną tego kroku są oczywiście rosnące straty wizerunkowe wywołane przez ujawnienie opłat za rzekome usługi informatyczne dla KOD-u, które Kijowski jako jego lider zlecał firmie swojej żony. Pomijając już samą dyskusję, czy cena za te usługi była zawyżona, cała sprawa wygląda na sposób ukrycia faktu, iż Kijowski pobierał wynagrodzenie za swoją pracę na rzecz organizacji.
Kijowski udzielał dotychczas mętnych wyjaśnień, które świadczą co najmniej o niezrozumieniu, jak bardzo w takich ruchach społecznych liczy się przejrzystość, domniemanie dobrej woli i zaufanie – szczególnie jeśli w nazwie próbuje się wpisać w tradycję moralnego działania w polityce zainicjowaną przez Komitet Obrony Robotników. Na apel zarządu odpowiedział odmownie, dodając w kwiecistym oświadczeniu, że chce i musi pozostać (i kandydować w wyborach przewidzianych na marzec), żeby „ciemna strona” nie była górą. Krzysztof Łoziński – świeżo dokooptowany do zarządu autor pierwotnego apelu, który dał początek całemu ruchowi – w wywiadzie prasowym ocenił, że taka postawa pogrąża KOD i grozi mu rozłamem.
Organizacje, które dla swojej skuteczności muszą bazować na pospolitym ruszeniu znacznej rzeszy ludzi niezaangażowanych na co dzień w struktury, potrzebują charyzmatycznego lidera, popularnej i lubianej twarzy. Tego rodzaju przywódca zawsze korzysta z przywileju bycia wyjątkowym, z pewnej dozy irracjonalnego uwielbienia i kredytu zaufania. Nie jest to fenomen groźny dla demokracji, ale tylko w granicach rozsądku i przyzwoitości. Ludzie odpowiadający zaangażowaniem na inicjatywy KOD-u nie zasłużyli na traktowanie ich przez Kijowskiego jak stado baranów. Szkodzi to nam wszystkim, bez względu na to, czy podzielamy w pełni, czy tylko częściowo postulaty podnoszone przez nich na ulicach. ©℗