Katar 2022: Messi, elegia na nieodejście

Argentyna zagra w finale. Jej najlepszy piłkarz, najlepszy piłkarz naszych czasów, może wreszcie zostać mistrzem świata. Chwilo, trwaj.

14.12.2022

Czyta się kilka minut

Leo Messi w meczu Chorwacja-Argentyna, Lusail, Katar, 13 grudnia 2022 r. / Fot. Petr David Josek / Associated Press / East News /
Leo Messi w meczu Chorwacja-Argentyna, Lusail, Katar, 13 grudnia 2022 r. / Fot. Petr David Josek / Associated Press / East News /

Nie ukrywajmy: w dziennikarskim fachu trzeba być przygotowanym na różne okoliczności. Na serwerach i w szufladach większości poważnych redakcji czekają nekrologi najważniejszych postaci dzisiejszego świata, napisane, a jakże, ze stosowną nutą żalu czy nawet szczerej żałoby. W przypadku dziennikarstwa sportowego – i w przypadku mundialu w Katarze – ten najważniejszy żałobny tekst wciąż pozostaje jednak nieopublikowany.

Chodzi oczywiście o rozstanie z Messim, które miało dokonać się w trakcie tych mistrzostw, ale jakoś wciąż się nie dokonuje, a im dłużej turniej trwa, tym silniejsza jest nadzieja, że może jednak zakończy się tak rzadkim w świecie futbolu happy endem – przynajmniej z perspektywy tych z nas, którzy przez blisko dwie dekady mieli okazję zachwycać się i cieszyć grą Argentyńczyka na europejskich boiskach, nabierając zarazem świadomości, że dla jego rodaków wszystkie te Złote Piłki czy wygrane Ligi Mistrzów nie mają tak naprawdę znaczenia, skoro Leo nie jest w stanie powtórzyć czegoś, co dał im Diego Maradona, czyli wygrać mistrzostw świata dla swojego kraju. Przed rokiem udało mu się wprawdzie sięgnąć w końcu po Copa America i już wtedy powiedział, że świadomość, iż w koszulce Albicelestes niczego jeszcze nie zdobył, tkwiła w nim jak cierń, ale nie miejmy złudzeń: to na mundialowej scenie rozgrywa się wszystko, co w futbolu najważniejsze.


PRZECZYTAJ TAKŻE:

MICHAŁ OKOŃSKI: Celebryta? Multimilioner? Idol? Słup reklamowy? Podatkowy przestępca? Pozbawiona emocji maszyna do wygrywania? Trzydziestolatek z umysłowością dwunastolatka? Zanim osądzicie – śpieszcie się kochać Leo Messiego >>>>


Trudno się dziwić, że niektórzy nie wytrzymują. Wiele pożegnań Messiego przeczytaliśmy już po sensacyjnej porażce Argentyny z Arabią Saudyjską w pierwszym występie na mistrzostwach, w elegijnym duchu utrzymany był również niejeden tekst pisany przed ćwierćfinałem z Holandią, a nawet po ostatnim gwizdku fatalnie skądinąd sędziującego ów mecz Mateu Lahoza. „W dzisiejszych czasach oglądanie Messiego stało się prawie nie do zniesienia – napisał choćby w „Guardianie” autor historii argentyńskiego futbolu Jonathan WIlson. – Jest taka dziedzina, którą zajmowaliśmy się, którą oglądaliśmy, o której dyskutowaliśmy i o którą się troszczyliśmy całe nasze życie; dziedzina, której oddaliśmy nierozsądnie duże obszary naszych dusz, a on jest w tej dziedzinie najlepszy”. Dziedzina ta to futbol oczywiście – futbol, w którym od fazy pucharowej mistrzostw świata w Katarze każdy mecz mógł być dla Leo Messiego meczem ostatnim. Jasne, jego kontrakt z Paris Saint-Germain jeszcze nie wygasa, ale umówmy się: stawką nie jest jakieś tam kolejne mistrzostwo Francji. Stawką jest mistrzostwo świata. Zdobyte przy piątej, ostatniej próbie. Po tylu latach niepowodzeń. Po tylu łzach. Po tylu rozstaniach z reprezentacją, kiedy nie wytrzymywał ciążącej na nim presji. Po tylu powrotach.

Tekst Wilsona odbił się w futbolowym światku niejakim echem – nawet Jacek Laskowski rozpoczynał komentarz w transmisji z wczorajszego półfinału Argentyna–Chorwacja cytatem o Messim jako „symbolu przemijającej kruchości ludzkiego piękna”. Czas płynie nieubłaganie. Argentyńczycy z meczu na mecz robią się coraz bardziej niespokojni o swój skarb w glinianym naczyniu. Pomeczowe zjednoczenie śpiewających wspólnie piłkarzy i kibiców robi wrażenie coraz bardziej kurczowego. Wilson zastanawia się, czy ta emocjonalna energia tak naprawdę buduje reprezentację, czy ją tłumi. Jak często można schodzić do podziemi? Ile razy można kończyć mecz w tak silnych emocjach?

Przyznajmy jednak: w półfinale z Chorwacją emocje udało się jednak schłodzić dość szybko. I to za sprawą całej drużyny i sztabu szkoleniowego, co – zauważmy na marginesie – znacząco zwiększa nadzieje na ów happy end, bo w przeszłości nie zawsze tak bywało; przeciwnie: zwłaszcza w trakcie dwóch ostatnich mundiali można było mieć wrażenie, że Messi samodzielnie próbuje wciągnąć kolegów na futbolowy szczyt, a trenerzy pozostają sparaliżowani skalą jego talentu. Oczywiście to on wykorzystał w 34. minucie rzut karny, pokonując imponującego wcześniej w bronieniu jedenastek Dominika Livakovicia, późniejszą kontrę Argentyny wyprowadził jednak Julián Álvarez, a rozbiegający się w jej trakcie Rodrigo de Paul i Nahuel Molina utrudnili zadanie próbującym powstrzymać ten atak Chorwatom. Trener Lionel Scaloni kolejny raz trafił z planem taktycznym, skupiając w środku pola – przeciwko imponującej przez cały turniej trójce Modrić, Kovacić, Brozović – aż czterech zawodników. Przy stanie 2:0 – i przy kłopotach, jakie w poprzednich meczach mieli Chorwaci ze strzelaniem bramek – losy tego półfinału wydawały się już rozstrzygnięte. Messi mógł cieszyć się grą.

To, co zrobił w 69. minucie, wypada dopisać do dwóch jego najlepszych zagrań w tym turnieju – gola z Meksykiem i asysty z Holandią. Kiwając się z Joško Gvardiolem, będącym do wczoraj murowanym kandydatem na najlepszego obrońcę mundialu, uprawiał ów szczególny rodzaj zabawy w kotka i myszkę, w którym niemal zachęcał Chorwata, by odebrał mu piłkę – i w którym zarazem nie dawał mu na to najmniejszych szans. Cały czas naciskany przez rywala, zdołał przyspieszyć, dociągnąć akcję do linii końcowej, a następnie wyłożyć futbolówkę pod nogi Álvareza, który zdobył tym samym swoją drugą przeciwko Chorwatom, a czwartą w całym turnieju bramkę; gdyby nie fakt, że Messi ma już pięć trafień, młodzian z Manchesteru City mógłby myśleć o tytule króla strzelców turnieju. Na razie pozostaje mu świadomość, że jego nieustająca ruchliwość, naciskanie rywali, wybieganie na pozycje, pozwala liderowi drużyny pokazać to, co najlepsze.

Napisałem już w świątecznym numerze „Tygodnika” kilka zdań o zwodniczym charakterze minimalizmu Messiego. Na boiskach katarskich w zasadzie nie biega, przez długie minuty sprawia wrażenie samotnego myśliciela, jak w słynnym skeczu Monty Pythona przechadzającego się gdzieś z dala od meczowego tumultu, jakby zgodnie z maksymą twórcy potęgi klubu, który go ukształtował, Johana Cruyffa, mówiącego niegdyś, że lepiej mądrze stać, niż głupio biegać. Dla Holendra z Barcelony najważniejsze było zawsze wyczucie przestrzeni – Messi jak nikt potrafi odnaleźć wolne miejsce na boisku, znikając z radaru kryjących go zawodników, jakby nagle spowiły go chmury – a następnie materializując się tam, gdzie jest piłka.

W elegiach my, kibice, zawsze byliśmy dobrzy. Nasz najbezpieczniejszy, najbardziej oswojony świat to ten w sepii. Wspomnienia dawnej przeszłości, rzekomo lepszej, ale tylko dlatego, że przypadała na czas, w którym byliśmy piękni i młodzi. Przywiązanie do niegdysiejszych gwiazd, żywe nawet, gdy lata świetności mają dawno za sobą (ilu z nas obserwowało wczorajszy mecz z rozdartym sercem ze względu na to, że wygrana Messiego oznaczała porażkę Modricia?). Realizujący się na tym mundialu paradoks Messiego polega jednak na tym, że niegdysiejsza gwiazda wciąż świeci oślepiającym blaskiem. Że nie o przeszłości mówimy, lecz o czasie teraźniejszym.

Został mu jeszcze jeden mecz. Zanim lęk, że jednak się nie uda, dopadnie nas po raz kolejny, „pocieszmy się grą”. Sam już nie wiem, czy w tym miejscu cytuję Cruyffa, czy Dariusza Szpakowskiego, dla którego również to będzie ostatni finał.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, redaktor wydań specjalnych i publicysta działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w pisaniu o piłce nożnej i o stosunkach polsko-żydowskich, a także w wywiadzie prasowym. W redakcji od 1991 roku, był m.in. (do 2015 r.) zastępcą… więcej