Juwernota = tożsamość

W Polsce umiera dziś język wilamowski. Przez 700 lat mówili nim mieszkańcy Wilamowic na granicy Małopolski i Śląska. Został on zniszczony w czasach PRL, gdy władze pod surowymi karami zabroniły używania go.

24.09.2012

Czyta się kilka minut

TERESA STYLIŃSKA: Na czym polega zagrożenie dla języka? Czy tylko na tym, że mówi nim coraz mniej ludzi? PROF. JADWIGA ZIENIUKOWA: Nie tylko. Zagrożenie generalnie polega na tym, że redukcji ulega sfera używania języka jako środka komunikacji we wspólnocie, np. etnicznej. Zagrożone są zwykle języki mniejszościowe, istniejące w otoczeniu innego języka czy języków. Pani badała m.in. sytuację języka kaszubskiego. Czy język polski mu zagraża? Kaszubski do dziś jest językiem zagadkowym. Językoznawcy, którzy zajęli się nim w XIX w., na fali zainteresowania Słowianami, zastanawiali się, czy to język osobny, choć blisko spokrewniony z polskim, czy też – ku czemu się skłaniano – dialekt polskiego. Gdy istnieje tzw. continuum językowe, wtedy wyznaczenie granic między językami czy dialektami jest trudne. A Kaszubi od wieków żyli w kręgu oddziaływania polszczyzny ogólnej, która była i jest dla nich, jako katolików, językiem oświaty i Kościoła (do Soboru Watykańskiego II obok łaciny). Polski był dla Kaszubów, dawniej głównie rolników i rybaków, językiem prestiżowym, a kaszubski – językiem ludowym, używanym w komunikacji rodzinnej, sąsiedzkiej i lokalnej. Zestawiając cechy kaszubskiego z cechami polskiego, badacze stosowali głównie kryteria strukturalne, zwłaszcza fonetyczne. Dopiero pod koniec XX w. włączono kryteria socjolingwistyczne i zwrócono uwagę na inne aspekty: funkcjonowanie języka Kaszubów, ich świadomość językową, potrzebę tworzenia własnego piśmiennictwa czy kwestię wzajemnego rozumienia się Kaszubów mówiących w swoim języku oraz użytkowników języka polskiego. Ostatecznie kaszubski uznano za język regionalny. Co to znaczy? „Języki regionalne” to nowy termin. Pojawił się w związku z przyjęciem przez Radę Europy w 1992 r. Europejskiej Karty Języków Regionalnych lub Mniejszościowych. Uznaje się, że język regionalny to język autochtonicznej grupy etnicznej lub regionalnej, mieszkającej na danym terenie od dawna, który jest blisko spokrewniony genetycznie z językiem większościowym tego obszaru i wspólnie z nim się rozwijał. Język regionalny nie ma statusu języka oficjalnego, ale ma tradycję literacką. Na mocy „Ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz o języku regionalnym” z 2005 r. kaszubski to jedyny prawnie uznany język regionalny w Polsce. Kaszubom bardzo na tym zależało? W latach 90. Kaszubi przeżywali odrodzenie językowe. Starano się ratować język, prześladowany za rządów komunistycznych. W PRL jeśli dzieci kaszubskie w zabawie między lekcjami czy, nie daj Boże, na lekcji mówiły po kaszubsku, były karane, nawet bite. Wówczas oficjalnie nie istniały u nas mniejszości etniczne czy językowe. Po przełomie 1989 r. atmosfera zmieniła się ogromnie. A Kaszubom, zawsze przywiązanym do języka – gdyż, poza religią katolicką, był on głównym czynnikiem ich tożsamości i poczucia wspólnoty – bardzo zależało, by podnieść jego prestiż. W kaszubskich środowiskach kulturalnych postanowiono sformalizować status Kaszubów. Tu jednak nastąpiła dziwna niespodzianka: gdy Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie złożyło wniosek o uznanie Kaszubów za mniejszość etniczną, okazało się, że wielu wcale tego nie chce. „Nie jesteśmy mniejszością”, obruszano się. Po burzliwych dyskusjach działacze kaszubscy skorzystali z rady językoznawców, aby, skoro zależy im na prawnym uznaniu ich odrębnej tożsamości, zarejestrowali kaszubski jako język regionalny. To było trafne, bo takie usankcjonowanie języka wspólnoty daje jej prawo do ochrony tego języka, do własnej oświaty, rozwijania kultury i piśmiennictwa, i ubiegania się o dotacje, również europejskie. Stanowi też podstawę do wprowadzania w gminach podwójnych nazw miejscowych, kaszubskich obok polskich, np. „Stãżëca” obok „Stężyca”, jeśli życzy sobie tego 20 proc. mieszkańców. Społeczność zyskuje wyższą rangę. Tworzony od ostatnich dziesięcioleci XX w. kaszubski język literacki jest upowszechniany na różne sposoby. Dziś istnieją szkoły, gdzie uczy się kaszubskiego, są dobre kaszubskie podręczniki i kursy dla nauczycieli języka, ukazuje się dwujęzyczny polsko-kaszubski miesięcznik „Pomerania”. Język ten jest obecny w lokalnej prasie, radiu, telewizji i internecie. Istnieje też w Kościele, co ma związek z pontyfikatem Jana Pawła II i jego pielgrzymkami na Pomorze. Ile osób mówi po kaszubsku? Z ostatniego spisu powszechnego wynika, że w domu na co dzień posługuje się nim 106 tys. ludzi – prawie połowa z 228 tys. tych, którzy zadeklarowali, że czują się zarówno Polakami, jak też Kaszubami. Stałych użytkowników kaszubskiego jest więc dwukrotnie więcej niż przed 10 laty, bo podczas spisu w 2002 r. używanie tego języka na co dzień deklarowało 52 tys. osób. Wielu mówi zresztą po kaszubsku okazjonalnie. W takim przypadku kaszubski nie jest codziennym językiem, tylko po prostu językiem, który się zna. Gdy w latach 50. i 60. XX w. w Instytucie Slawistyki (wówczas: Słowianoznawstwa) PAN prowadziliśmy badania nad kaszubszczyzną mówioną, słyszano ją powszechnie także w miastach, np. w Wejherowie czy Pucku. Teraz w miastach kaszubski zanika. Przestał być dla Kaszubów podstawowym językiem porozumienia. Przy tak dużej liczbie użytkowników trudno chyba mówić o zagrożeniu. Są języki, których używa zaledwie 10 osób. Po I wojnie światowej Kaszubi byli społecznością trójjęzyczną: w domu mówiono po kaszubsku, w kościele po polsku, a z pruskiej szkoły znali niemiecki. W Polsce niepodległej powszechnie posługiwali się kaszubskim w licznych odmianach gwarowych, a młodsi i wykształceni także polskim. Po II wojnie światowej, w związku z szykanami władz PRL, jedno pokolenie wypadło z międzypokoleniowej transmisji kaszubszczyzny. Starsi często celowo nie mówili po kaszubsku i nie przekazywali dzieciom języka, w przekonaniu, że może on zahamować ich dostęp do wykształcenia i pracy. Zmniejszyła się więc liczba czynnych użytkowników. W rezultacie nie ma równości między deklaracją, że ktoś uważa się za Kaszubę, a znajomością języka. Kaszubi w części są dziś dwujęzyczni, ale to dwujęzyczność asymetryczna. Wszyscy mówią po polsku i głównym środkiem porozumiewania się jest polski. Ale, jakby dla równowagi, prestiż zyskał kaszubski język literacki. Bywa, że jest to język odzyskany, nauczony w formie literackiej. Wszedł do liturgii, powstaje literatura, język ulega intelektualizacji, bo tworzone są w nim teksty naukowe. Z jednej strony zanika więc tradycyjna mowa Kaszubów, za to pojawiają się ludzie, którzy kaszubskiego nie wynieśli z domu, ale się go uczą. Zatem jeśli kaszubszczyzna gwarowa niedługo zaniknie – co jest niemal pewne – to jej miejsce może zająć standardowa odmiana pisana. Odrodzenie w tej formie zmniejsza zagrożenie. Język mniejszościowy może być otoczony przez język pokrewny, jak kaszubski przez polski, albo przez język całkiem obcy. Co jest bardziej niebezpieczne? Interferencje są różnego rodzaju. Weźmy np. sytuację języków łużyckich: górnołużyckiego i dolnołużyckiego. Jeszcze w XIX i na początku XX w. Łużyczanie, enklawa słowiańska w niemieckim otoczeniu, porozumiewali się w rodzinie czy bliskim środowisku, np. parafii, tylko swoim językiem. Wielu nie znało niemieckiego. Dziś w łużyckim wpływy niemieckiego widać nie tylko od strony leksykalnej, ale też w postaci struktur gramatycznych. Tak wpływa język genetycznie obcy. Ale dla języka mniejszościowego niebezpieczeństwo stanowi nie tyle wpływ języka dominującego na jego strukturę, co polityka językowa państwa – w przypadku Łużyczan ogromnie restrykcyjna polityka nazistowskich Niemiec. Dziś górnołużycki uważany jest za bardzo zagrożony, dolnołużycki za wymierający. Instytucje łużyckie próbują je podtrzymać bądź rewitalizować. Natomiast w przypadku kontaktu języków blisko spokrewnionych wpływy języka większościowego na mniejszościowy mogą być mniej widoczne, bo tu nie bez znaczenia jest wspólne dziedzictwo. Z języka spokrewnionego zmiany przenikają po cichu, niezauważalnie? Może tak być. Z drugiej strony świadome kształtowanie języka literackiego, jak wspomniane prace nad normalizacją kaszubskiego, to wydobywanie tego, co różni go od polskiego. Jeśli wyraz pochodzi z polskiego, to powinien mieć trochę inną, skaszubioną formę, np. ¬slowôrz (słownik), pismenizna (piśmiennictwo). Tworzy się neologizmy, np. juwernota (tożsamość), utworzone od kaszubskiego juwerni (taki sam, identyczny). Kaszubskiemu nie grozi więc zagłada? W najbliższym czasie najpewniej nie. Ale aby język żył, musi być używany. Kaszubski jest na rozdrożu: tradycyjny typ uzusu, czyli mówienie w gwarach, jest w regresie, a postać standardowa jeszcze się nie upowszechniła w formie mówionej. To nadal język zagrożony, ale ma szanse przetrwać. Wiele zależy od tego, jak silna będzie wśród Kaszubów motywacja psychologiczna i kulturowa skłaniająca do mówienia po kaszubsku. Mamy jednak w Polsce język, który umiera: język wilamowski. Przez 700 lat posługiwali się nim mieszkańcy Wilamowic, miasta na granicy Małopolski i Śląska. To ludność pochodzenia germańskiego, przybyła tu w XIII w. Według ludowej etnoteorii wilamowian ich przodkowie wywodzili się z Flandrii, Holandii, Fryzji lub ziem anglosaskich. W otoczeniu słowiańskim wilamowianie stanowili enklawę, która wyróżniała się językiem, strojem i zajęciami; zajmowano się tu tkactwem i handlem. Język wilamowski to bardzo archaiczna struktura, o rodowodzie trudnym do ustalenia. Wiązano go z różnymi dialektami niemieckimi bądź wysuwano tezę o nieniemieckim jego pochodzeniu. Dziś językoznawcy wiążą wilamowski z dawnym niemieckim dialektem śląskim, wywodzącym się z dialektów środkowowysokoniemieckich. Skąd przyszło zagrożenie? Są różne drogi umierania języków: gdy ostatni użytkownicy wymrą lub zaniechają komunikowania się w nim, albo gdy zostanie on zniszczony wskutek prześladowań. To ostatnie zdarzyło się wilamowianom. Po II wojnie światowej w Wilamowicach działy się rzeczy straszne, bo władze komunistyczne uważały mieszkańców za Niemców. Mężczyzn wywożono na Syberię, zabroniono, pod rygorem kary, używania języka i noszenia tradycyjnych strojów, ludzi pozostałych na miejscu próbowano wysiedlić. Język wilamowski został dobrze zbadany. Gdy w 1997 r. badałam stosunek rodowitych wilamowian do ich języka, żyło jeszcze około stu osób starszego pokolenia, które używały go w sposób naturalny. Od młodych ludzi z wielopokoleniowych rodzin słyszałam, że dziadkowie przechodzą na wilamowski, gdy nie chcą, by ich rozumiano. Młodzi rozumieli niektóre wyrazy, ale nie mówili już po wilamowsku. I tak pod koniec XX w. wilamowski stał się językiem ginącym, choć jeszcze na początku tego wieku 70 proc. mieszkańców mówiło nim stale. Nie ma nadziei na jego odrodzenie? Prześladowania dawno ustały. Od lat 90. kwitnie działalność kulturalna, bo wilamowianie to społeczność bardzo aktywna, zwarta i świadoma. Powstały zespoły muzyczne, które śpiewają dawne wilamowskie teksty, od święta demonstruje się tradycyjne stroje, zaczęto wydawać lokalne czasopismo. Ale próby odrodzenia języka nie zostały uwieńczone powodzeniem. Nie zdołano opracować gramatyki ani podręcznika. Młodzież uważa, że wilamowski jest zbyt trudny. Boję się powiedzieć, że wilamowski jest wymarły, ale na pewno jest wymierający. Łatwiej jest podtrzymać czy ożywić folklor niż język. Choć nadziei nie należy tracić. 
Prof. JADWIGA ZIENIUKOWA jest językoznawcą, profesorem w Instytucie Slawistyki PAN w Warszawie, emerytowanym profesorem Uniwersytetu Śląskiego. Zajmuje się językoznawstwem historycznym i współczesnym, bada pogranicza językowe i języki mniejszości, głównie kaszubski i języki łużyckie. Autorka książek, m.in. „Język mniejszości w komunikowaniu społecznym. Studia nad funkcjonowaniem języków łużyckich w XIX i XX wieku”. Współautor i redaktor prac zbiorowych, m.in. „Języki mniejszości i języki regionalne”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, współpracowniczka działu „Świat”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2012