Jukosyzacja dnia powszedniego

Gdy przedświątecznie porządkowałem stare szpargały, odnalazłem dwie ciekawe rzeczy.

28.12.2013

Czyta się kilka minut

Pierwsza to książka sprzed 109 lat: „Stylistyka i teoria literatury. Wykład systematyczny” (368 stron, oprawa twarda, nakład i drukiem M. Arcta, w Warszawie, dopisek „Dozwoleno cenzuroiu, 3 marta 1903 goda”). Druga rzecz to mój osobisty notes sprzed lat dziewięciu (60 stron, oprawa miękka, zaświniona, wyprodukowany przez spółkę „Bumizdelia”, mieszczącą się w Moskwie, przy Jużnoportowej).

Zacząłem od książki. Natychmiast rzuciłem się na rozdział pod tytułem „Neologizmy”. Bo kto by nie chciał wiedzieć, co robiło za neologizm 109 lat temu? Pojąłem zaraz, że „neologizmami nazywamy nowoutworzone wyrazy, ukute wbrew duchowi języka i bez widocznej potrzeby”. Aha! Dowiedziałem się także, że „do śmiesznych neologizmów zaliczyć należy tworzone niezdarnie przez dziennikarzy takie wyrazy jak: zapoczątkować, mieszczenieć, bezsmak, rozszczęśliwić, naukowiec, odwzór itp.”.

Dziś widać, że historia – języka ma się rozumieć – była łaskawa dla takiego np. naukowca. Za to z odwzorem obeszła się wzorem zimnej macochy. Bezsmak zaś radzi sobie dobrze, ostatnio jest coraz powszechniejszy.

Potem sięgnąłem po notes. Zapiski robione na początku 2004 r. Michaił Chodorkowski od niedawna (październik 2003) siedzi w areszcie. Ciągle jest najbogatszym Rosjaninem, jego Jukos to finansowa potęga, w szczycie rozkwitu. Wyliczam drobnym pismem: „produkują więcej ropy niż Kuwejt”; „100 mln USD wydali na projekty edukacyjne, centra kultury, komputery dla szkół, boiska”; „25 procent akcji jest w rękach zachodnich inwestorów”; „»Otwarta Rosja« sponsorowana przez Chodorkowskiego ma motto: »Rosja może doścignąć najbardziej gospodarczo rozwinięte kraje tylko gdy efektywnie będzie zarządzać swoim głównym zasobem strategicznym: twórczym i intelektualnym potencjałem społeczeństwa«”; „Ch. zaczął grać według reguł amerykańskich, postawił na transparentność. Inne firmy zaczęły powoli kopiować ten wzór. Zaczęto nawet mówić o »jukosyzacji« rosyjskiej gospodarki”.

Wszystkie te zapiski świadczą o jednym. Na początku 2004 r. ja, podobnie jak wielu ludzi, nie wierzyłem, że Chodorkowski na blisko 10 lat trafi do łagru. Pamiętam, że pojechałem wówczas do Nieftiejugańska, na najlepsze pole naftowe Jukosu. Jeden z inżynierów swoją powierzchownością przypominał do złudzenia szefa koncernu. Wszyscy kpili, że tak naprawdę urządzenia wydobywcze pokazuje nam sam Michaił Borysowicz, a nieftiejugański inżynier w tym czasie leży za szefa na pryczy w moskiewskim areszcie.

Sprawa Chodorkowskiego wydawała się wówczas alogiczną farsą, kaprysem dyktatora, który musi wkrótce zrozumieć, że nie da się zabrać cudzej własności, więzić wbrew całemu światu bogatego biznesmena, mecenasa, bywalca salonów, porywającego mówcy szczytów ekonomicznych w Davos. Ale pomyliłem się. Majątek Jukosu został zagrabiony przez państwo. Marina Chodorkowska mówiła mi: „On Miszy nie wypuści, będzie go trzymał, dopóki będzie przy władzy”. Na szczęście przeczucia matki nie sprawdziły się w stu procentach.

Co straciła Rosja przez te 10 lat? Może najbardziej to, że inne wielkie firmy nie poszły za przykładem Jukosu. Nie zdołały wyrwać się z zaklętego kręgu reguł obowiązujących w grabieżczym, skorumpowanym postsowieckim kapitalizmie.

Chodorkowski nie był aniołem i miliardów dorobił się pływając jak rekin w brudnym bajorze. Niszcząc i pożerając innych, okradając swój kraj. A jednak w ciągu kilku lat przerobił firmę w transparentną giełdową spółkę. Taką, która chce płacić podatki, inwestować w swój rozwój i w rozwój społeczeństwa. Przykład mógł stać się zaraźliwy. Wtedy „modernizacja” nie byłaby propagandowym mitem putinowskiej epoki, a projektem realnym.

Być może to tę epidemię chciał powstrzymać Władimir Władimirowicz Putin? W jego państwie biznes nie jest od tego, żeby płacić państwu podatki, ale żeby słuchać i wypełniać polecenia. Bogaty jest nie ten, kto ma pieniądze, a ten, kto ma pozwolenie, żeby je mieć. Państwo dzięki temu jest silne, zintegrowane i łatwe do zarządzania. Porusza się niemrawo do przodu, pod dyktando namiętności rodem z XIX stulecia: wizji zewnętrznego wroga, żądzy nowych wpływów i terytoriów.

Zaś „jukosyzacja” należy do śmiesznych, zapomnianych już dziś neologizmów, tworzonych niezdarnie przed wielu laty przez dziennikarzy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 01/2014