Jedwabne i pamięć narodowa

Dlaczego umownej „naszej stronie” sporu nie udało się przekonać rodaków, że elementem polskiego dziedzictwa są i Westerplatte, i Jedwabne?

25.07.2016

Czyta się kilka minut

Zniszczony pomnik upamiętniający ofiary mordu na Żydach – jego ogrodzenie stoi na obrysie dawnej stodoły, w której zostali spaleni. Jedwabne, 1 września 2011 r. /  / Fot. ARTUR RESZKO / PAP
Zniszczony pomnik upamiętniający ofiary mordu na Żydach – jego ogrodzenie stoi na obrysie dawnej stodoły, w której zostali spaleni. Jedwabne, 1 września 2011 r. / / Fot. ARTUR RESZKO / PAP

Dr Jarosław Szarek oczywiście świetnie wie, co wydarzyło się 10 lipca 1941 r. w Jedwabnem. Podobnie jak wie o tym człowiek, od którego zależał wybór krakowskiego historyka na prezesa IPN, Jarosław Kaczyński. 

W wywiadzie dla blogerów Salonu24, w lutym 2008 r., szef PiS – choć Jana Tomasza Grossa nazwał człowiekiem owładniętym „antypolską manią” – mówił, że już w dzieciństwie słyszał o antyżydowskich zbrodniach z udziałem Polaków. Zresztą nie mieszajmy do tego autora „Sąsiadów”: niezależnie od badań historycznych dochodzenie w sprawie okoliczności śmierci żydowskich mieszkańców Jedwabnego prowadził w wolnej już Polsce pion śledczy IPN, a ówczesny minister sprawiedliwości Lech Kaczyński decydował np. o ekshumacji ofiar. Niemcom w tej zbrodni przypisano sprawstwo sensu largo (w znaczeniu ogólnym), natomiast sprawcami sensu stricto byli polscy mieszkańcy miasteczka i okolic. To oni wyprowadzili Żydów na rynek, to oni upokarzali ich, bili, zabijali i grabili, to oni zamknęli ich w stodole Bronisława Śleszyńskiego i to oni ją podpalili. Rola Niemców ograniczała się w najlepszym razie do inspiracji, dania sygnału, że ludność żydowska jest wyjęta spod prawa, być może także do asystowania wydarzeniom; trudno jednak mówić – jak się wyraził dr Szarek – o działaniu pod niemieckim przymusem. 

Wiadomo: zbrodni tej nie dokonano w imieniu polskiego państwa, a jej sprawcy – nie dość, że mordowali swoich współobywateli – przyczyniali się do realizacji nazistowskiego planu „ostatecznego rozwiązania” kwestii żydowskiej. Oto dlaczego na podstawie wydanego w sierpniu 1944 r. dekretu o kolaboracji z okupantem część z nich stanęła przed sądem już w komunistycznej Polsce. Nie byli zresztą wyjątkiem: w wydanym przez IPN studium „Wokół Jedwabnego” mowa o sprawach sądowych dotyczących aktów przemocy wobec Żydów w 23 miejscowościach Łomżyńskiego i Białostocczyzny, m.in. Goniądza, Radziłowa (tam również ofiary pogromu spalono w stodole), Wąsosza i Wizny. 

Odpowiedź na pytanie, co doprowadziło do zbrodni, jest oczywiście złożona – i nie sposób pominąć w niej prosowieckich zachowań części ludności żydowskiej w latach 1939-41. Ale, po pierwsze, podobnie nie sposób pominąć tego, co owe zachowania wywoływało – narastającego w latach 30. w II RP antysemityzmu oraz obecnego wówczas w nauczaniu Kościoła antyjudaizmu. Nie sposób też nie wspomnieć o wyjątkowo silnym wpływie endecji na Łomżyńskie i o tym, że wsparcie Kościoła dla akcji „unarodowienia handlu” było tam silniejsze niż w innych rejonach kraju. Nie sposób nie mówić o chęci rabunku żydowskiego mienia – ułatwionym przez moment „próżni władzy”, gdy Sowieci już uciekli, a kolejny okupant nie zaprowadził jeszcze nowych porządków. Po drugie i ważniejsze: wszystko to, choć może tłumaczyć motywy morderców, nie zmienia prostego faktu. Byli mordercami. 

Osobną zupełnie kwestią jest, dlaczego dr. Szarka przerosło wypowiedzenie tych kilku prostych zdań. Dlaczego, mimo iż od ujawnienia zbrodni oraz wywołanej tym debaty o nieporównywalnej z niczym intensywności upłynęło kilkanaście lat, próba obrony tzw. dobrego imienia Polski (światowe reakcje z ostatnich dni pokazują, że mamy raczej do czynienia ze szkodzeniem dobremu imieniu) wciąż jest skutecznym paliwem politycznym i – jak widać również po słowach Andrzeja Dudy w debacie z Bronisławem Komorowskim – gwarancją kariery. Dlaczego umownej „naszej stronie” sporu nie udało się przekonać rodaków, że elementem polskiego dziedzictwa są i Westerplatte, i Jedwabne? Czas, w którym „tamta strona” próbuje przekonywać, że ziemia jest płaska, nie sprzyja oczywiście rachunkowi sumienia (np. za zaniedbania edukacyjne, ale też paternalizm i traktowanie oponentów jako „ciemnogrodu”), kiedyś jednak trzeba będzie pomyśleć także o nim. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, redaktor wydań specjalnych i publicysta działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w pisaniu o piłce nożnej i o stosunkach polsko-żydowskich, a także w wywiadzie prasowym. W redakcji od 1991 roku, był m.in. (do 2015 r.) zastępcą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2016