Jaskółczy trzepot jastrzębi

Decyzja o wojnie przeciw Gruzji została podjęta w Moskwie prawdopodobnie już kilka miesięcy temu. Rozbudzone imperialne apetyty części społeczeństwa, postawienie na siłę jako instrument rozwiązywania sporów z sąsiadami - to dziś mieszanka wybuchowa.

19.08.2008

Czyta się kilka minut

Czy wojna w Gruzji wzmocni grupę "jastrzębi" w rosyjskiej elicie rządzącej? Czy na szczytach władzy panuje jedność poglądów w sprawie "małej zwycięskiej wojenki" na Kaukazie? Czy ta wojna zmieni Rosję?

Podział ról: zdecydowany, srogi car

W ciągu tych dni, które minęły od początku wojny w Gruzji, można było jak w teatrze cieni obserwować posunięcia najważniejszych rosyjskich aktorów.

Najpierw do akcji zdecydowanie wkroczył premier Władimir Putin. Wprost z igrzysk olimpijskich w Pekinie poleciał 9 sierpnia (tj. w dzień po rozpoczęciu walk w Osetii) do Władykaukazu na naradę z generałami. Był zdeterminowany, ostry, nieprzejednany: agresora Saakaszwilego należy ukarać! Rosyjska armia ruszyła.

Była do tego zresztą zawczasu przygotowana: w stanie gotowości bojowej znajdowały się jednostki nie tylko wymienianej w mediach 58. Armii, ale także 76. Armii oraz okręty Floty Czarnomorskiej - wszystko gotowe do blitz-rajdu w stronę Kaukazu. Także zawczasu rosyjskie wojska kolejowe wyremontowały tory w Abchazji, po których można było teraz dostarczyć ciężki sprzęt.

2 sierpnia - a więc w chwili, gdy na pograniczu gruzińsko-osetyjskim dochodziło już do kolejnych starć, prowokowanych przez stronę osetyjską (czytaj: rosyjską) - jednostki powietrznodesantowe, lotnictwo i piechota morska zakończyły prowadzone w bezpośrednim sąsiedztwie gruzińskiej granicy manewry o kryptonimie "Kaukaz 2008". Gdyby nie udała się akcja zaczepna w Osetii i Saakaszwili nie dał się sprowokować i wciągnąć w pułapkę, nastąpiłyby zapewne kolejne prowokacje w Abchazji (prowokacjom w maju Gruzja nie uległa).

Pal licho procedury

Ponieważ decyzja polityczna o wojnie przeciw Gruzji i jej euroatlantyckim ambicjom została podjęta w Moskwie najprawdopodobniej już kilka miesięcy temu: zaraz po bukareszteńskim szczycie NATO, na którym zapalono Gruzji (i Ukrainie) "żółte światło" - decyzję o przyznaniu tym krajom tzw. MAP-u

(NATO-wskiego programu przygotowującego do członkostwa w Sojuszu) odroczono do grudnia, ale zapewniono, że sprawa wejścia do NATO jest aktualna.

Kto podjął teraz decyzję o użyciu rosyjskich sił zbrojnych w Gruzji? Zgodnie z prawodawstwem armia może wszcząć działania bojowe na rozkaz głównodowodzącego (prezydenta), a następnie zgodę powinien przegłosować parlament. W przypadku działań na Kaukazie procedura ta pozostała martwą literą.

Decyzję o zaangażowaniu rosyjskiej armii w Gruzji ogłosił publicznie premier Putin (co nie musi oznaczać, że jednoosobowo ją podjął, ale najprawdopodobniej tak było). O parlamencie zapomniano. Nie odgrywa on zresztą żadnej roli decyzyjnej w procesie politycznym w Rosji: jest posłuszną Kremlowi i rządowi maszynką do głosowania.

Po wyborach prezydenckich w marcu br. na pytanie, kto rządzi Rosją, 20 proc. respondentów odpowiedziało, że Putin, 20 proc. - że Miedwiediew, a 47 proc. - że obaj liderzy w zgodnym tandemie. W lipcu Putinowi przyznało priorytet już 36 proc., Miedwiediewowi - ledwie 9 proc. Jak teraz rozłożą się akcenty?

W komentarzach na temat nieprzejednanej pozycji rosyjskiego premiera względem Micheila Saakaszwilego przewija się motyw osobistej niechęci Putina do gruzińskiego prezydenta. Po Moskwie krąży plotka, że Saakaszwili miał wyrazić się o Putinie per "Liliputin" (sam Saakaszwili odżegnuje się od autorstwa i twierdzi, że to prowokacja rosyjskich służb specjalnych). Zdaniem amerykańskiej publicystki Anny Applebaum chodzi jednak nie tylko o osobiste animozje. Putin jako spadkobierca szkoły myślenia KGB nie jest w stanie strawić tego, że niektóre kraje postradzieckie zwróciły się ku demokracji i wybrały inną formę rządów niż reżim typu putinowskiego. Premier Rosji postrzega te przemiany jako śmiertelne zagrożenie dla własnych rządów, w których demokracja jest tylko dekoracją frontonu.

Podział ról: niezdecydowany gołąb pokoju

A Miedwiediew? Przez pierwsze dni wojny prezydent pływał parostatkiem po Wołdze.

Wystąpił wprawdzie z komunikatem, że Rosja musi bronić swoich współobywateli w Osetii Południowej (ok. 90 proc. ludności tej samozwańczej republiki otrzymało w ostatnich latach rosyjskie paszporty), ale odpowiedzialność za działania wobec Gruzji spoczywała w tych dniach na premierze. To Putin wykonał robotę "jastrzębia". To jego zdecydowane działania Rosjanie widzieli w telewizji, to jego stalowy głos gromił władze Gruzji, oskarżał je o ludobójstwo; to jego złośliwy uśmiech towarzyszył słowom o konieczności posadzenia Saakaszwilego przed międzynarodowym trybunałem.

Miedwiediew pojawił się na scenie 12 sierpnia, by rzucić hasło wstrzymania działań bojowych (przepraszam: "operacji pokojowej"), gdyż "cel został już osiągnięty". Tego samego dnia rozmawiał z prezydentem Francji Nicolasem Sarkozym (Francja przewodzi w tym półroczu Unii), który przywiózł sześciopunktowy plan pokojowy.

Następnie rosyjski prezydent spotkał się z prezydentami samozwańczych republik: Osetii Południowej i Abchazji. Podczas spotkań enigmatycznie powiedział: "Stanowisko Federacji Rosyjskiej jest niezmienne: poprzemy decyzje podjęte przez narody Osetii i Abchazji zgodnie ze statusem ONZ, konwencją międzynarodową z 1966 r. i helsińskim aktem o bezpieczeństwie i współpracy w Europie".

Kluczowe pytania

W tłumaczeniu na język realpolitik oznacza to: ich status jest w rękach narodów Osetii i Abchazji, ale Rosja nie daje gwarancji, że wyrazi zgodę na przyłączenie tych terytoriów bądź uzna ich niepodległość. Z drugiej strony spotkania z Edwardem Kokojtym (Osetia) i Siergiejem Bagapszem (Abchazja) były nieformalnym sygnałem dla Tbilisi, że Rosja nie uznaje integralności terytorialnej Gruzji.

Podobnie mgliste wypowiedzi Miedwiediewa padły podczas konferencji prasowej w Soczi po spotkaniu z Angelą Merkel. Miedwiediew nie przyjął krytyki Zachodu, że Rosja użyła siły wobec Gruzji w sposób nieproporcjonalny, "nie dosłyszał" wezwań do wycofania wojsk rosyjskich z Gruzji i nie wyraził zainteresowania obecnością międzynarodowych sił pokojowych w strefie konfliktu. 16 sierpnia Miedwiediew podpisał natomiast plan pokojowy, przewidujący wycofanie wojsk z Gruzji.

Nie wiadomo, co to oznacza. Rosja stanowczo oświadcza, że nie wycofa swych sił z Osetii, gdzie mogą stacjonować na podstawie mandatu rozjemczego. Czym jest więc teraz Osetia? Terytorium okupowanym przez Rosję, jak mówią politycy w Tbilisi? Częścią Rosji? Czy Rosja uznaje jeszcze formalnie integralność terytorialną Gruzji? Dużo pytań, dużo mgły.

Tymczasem to właśnie sprawa sposobu uregulowania sytuacji i dopuszczenia międzynarodowych sił rozjemczych w Osetii i Abchazji może się okazać kluczowa także dla rozgrywki wewnętrznej w rosyjskiej elicie rządzącej.

A w tle: pieniądze

W rosyjskiej polityce jest jeszcze taka mała rzecz jak duże pieniądze. Igor Jurgens ze Związku Przemysłowców i Przedsiębiorców Rosji powiedział, że z powodu ostatnich ostrych działań Putina rosyjski rynek stracił w ciągu paru dni 400 mld dolarów.

W gorącej fazie konfliktu górą byli niewątpliwie zwolennicy zaostrzenia kursu - już samo przystąpienie do działań bojowych na dużą skalę pod pretekstem obrony współobywateli w Osetii należy uznać za zwycięstwo grupy "siłowej". Jednak ich przewaga wcale nie musi przełożyć się na trwałą dominację. Większość członków rosyjskiego establishmentu - zarówno ze skrzydła "umiarkowanego", jak i "siłowego" - to ludzie związani z wielkim biznesem, którzy sprawowaniu urzędów zawdzięczają wielkie zyski. Dla nich zaangażowanie w wojenną awanturę może oznaczać wymierne straty. Zwłaszcza czuli na tym punkcie są ci, którym zależy na zachowaniu powiązań z Zachodem.

Zdaniem jednego z najbardziej nieprzejednanych krytyków reżimu Putina, politologa Andrzeja Piontkowskiego, linię podziału w grupie rządzącej wyznacza to, gdzie członkowie elity mają ulokowane aktywa. Umiarkowani, bardziej otwarci - na Zachodzie. Nacjonalistyczni rewanżyści - w atrakcyjnych nieruchomościach w kraju; im na utrzymaniu kontaktów z Zachodem nie zależy. Wojna w Gruzji może wzmocnić pozycję tych ostatnich. Piontkowski przewiduje, że w razie zaostrzenia sytuacji lub powstania kontrowersji w zgodnym na razie tandemie Putin-Miedwiediew premier może stanąć na czele obozu nacjonalistów.

Pouczające lekcje przeszłości

Czy więc ta wojna zmieni Rosję? Warto przypomnieć, jaki wpływ na rosyjską scenę polityczną miały podobne sytuacje kryzysowe.

Pierwsza wojna czeczeńska (1994-96) zaowocowała osłabieniem władzy prezydenta Borysa Jelcyna, pogrzebała umiarkowanych demokratów "pierwszego zaciągu", spowodowała powstanie istotnych kontrowersji z Zachodem. Porozumienie pokojowe w Chasawjurcie (1996), dające Czeczenii względną swobodę, w Rosji zostało ocenione jako porażka i jeszcze bardziej osłabiło autorytet Jelcyna. Natomiast twarda polityka wypalania czeczeńskich ciągot niepodległościowych ogniem i mieczem, którą zainicjował Putin w 1999 r. w drugiej wojnie czeczeńskiej (co pozwoliło mu zaistnieć na scenie politycznej i wygrać wybory prezydenckie), stała się fundamentem jego reżimu - agresywnego wobec świata zewnętrznego i wrogów wewnętrznych. Rosjanie "kupili" ten patent, dający ułudę siły i bezpieczeństwa.

Podobnie kryzysy w okresie pierwszej kadencji Putina - związane z najgłośniejszymi zamachami terrorystycznymi - posłużyły ówczesnemu prezydentowi do przykręcenia śruby i wzięcia pod kontrolę całej sceny politycznej (po zamachu na teatr na Dubrowce założono kaganiec na media, po tragicznym Biesłanie Putin odebrał obywatelom prawo wyboru władz regionalnych i ukrócił swobody regionalnych elit).

Dziś mamy do czynienia ze skonsolidowaną i bezwolną rosyjską klasą polityczną. Nikt nie protestuje przeciw działaniom premiera, nikt nie krytykuje prezydenta. Rosyjski dziennikarz Gleb Czerkasow przypomniał, że "w 1995 r. gubernator obwodu niżnonowogrodzkiego Borys Niemcow zbierał podpisy pod apelem przeciw wojnie w Czeczenii. Czy dziś znajdzie się w Rosji przynajmniej jeden gubernator, który choćby nocą pod kołdrą śmie wyrazić wątpliwości co do działań Rosji na Kaukazie? Pytanie retoryczne".

Wszystko jest możliwe

Ale to nie znaczy, że pęknięcia w monolicie władzy nie są możliwe. Dużo zależy od tego, czy rosyjskie władze zdołają zalegalizować zwycięstwo. I co zostanie uznane za zwycięstwo, a co za porażkę. Czy na dłuższą metę skuteczna okaże się polityka knuta i żelaznej pięści, zastosowana wobec rwącej się na Zachód Gruzji? Czy Rosji uda się utrzymać pozycje w Osetii i nadal jątrzyć w Gruzji i na całym Kaukazie? Czy agresywne zachowanie Moskwy stanie się tą kroplą, która ostatecznie przekona Zachód, aby Gruzję (i Ukrainę) przyjąć do NATO, a w dalszej perspektywie do Unii Europejskiej?

Rozbudzone ostrą retoryką imperialne apetyty części rosyjskiego społeczeństwa, wzmocnienie segmentu siłowego, postawienie na siłę jako najskuteczniejszy instrument rozwiązywania sporów z sąsiadami - to wszystko jest mieszanką wybuchową.

Rosja stoi na rozstajach. Wszystko jest możliwe.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
W latach 1992-2019 związana z Ośrodkiem Studiów Wschodnich, specjalizuje się w tematyce rosyjskiej, publicystka, tłumaczka, blogerka („17 mgnień Rosji”). Od 1999 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. Od początku napaści Rosji na Ukrainę na… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2008