Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Media w Tokio donoszą o „dramatycznej zmianie kursu”: oto 11 lat po katastrofie w Fukuszimie japoński rząd zapowiada uruchamianie wygaszonych reaktorów i rozbudowę energetyki jądrowej. Powodem jest wzrost cen i niepewność dostaw surowców energetycznych wskutek wojny w Ukrainie, jak też zobowiązania Japonii do osiągnięcia emisyjnej neutralności w 2050 r.
Przed Fukuszimą atom dostarczał jedną trzecią japońskiej energii, dziś to zaledwie 5 proc.; pracuje tylko 10 z 33 reaktorów. Tymczasem do przyszłego lata rząd chce uruchomić kolejnych siedem, a eksploatacja pozostałych zależy od spełnienia norm bezpieczeństwa, mocno dziś wyśrubowanych. Plan zakłada też wydłużenie dopuszczalnego użycia reaktorów z 40 do 60 lat.
Po traumie roku 2011 władze Japonii nigdy nie wypracowały długofalowej strategii energetycznej. Odpalono stare elektrownie węglowe, zwiększając tym emisję CO2, z kolei możliwość wykorzystania energii ze źródeł odnawialnych pozostaje wciąż ograniczona, głównie ze względu na koszty. Wobec atomu przyjęto postawę wyczekującą, licząc na stopniową zmianę nastrojów społecznych. Tak się stało, ale dopiero pod wpływem ostatnich zawirowań na rynkach energii: obecnie, pierwszy raz od 2011 r., większość Japończyków opowiada się za utrzymaniem energetyki jądrowej. Swoje zrobiła też zapewne groźba przerwania dostaw prądu w czasie wysokich letnich temperatur.
Nie znaczy to, że brama do renesansu japońskiego atomu została szeroko otwarta. „Czy rząd zapomniał o lekcjach katastrofy w Fukuszimie?” – pytają zgodnie dwa wielkie dzienniki „Mainichi” i „Asahi”. Wskazuje się na częste trzęsienia ziemi, skażone tereny z Fukuszimy, rosnące koszty uprzątnięcia zniszczonej elektrowni, wreszcie na zaniechania, które doprowadziły tam do tragedii.
Zapowiedź nowej polityki energetycznej pada wkrótce po dobrym wyniku rządzących w wyborach do izby wyższej parlamentu. Jednak ostateczny głos o uruchamianiu elektrowni należy do władz lokalnych, z których część pozostaje sceptyczna wobec atomu. Chodzi głównie o miejsca, gdzie reaktory nadzoruje ta sama firma co w Fukuszimie. ©