Jakie to piękne

Nigdy nie zadałem sobie pytania, czy wiara czyni mnie szczęśliwym i czy byłbym mniej, czy więcej szczęśliwy, gdybym nie wierzył...

20.08.2012

Czyta się kilka minut

...Zapewne dlatego, że o szczęściu rozmyślam rzadko, właściwie wcale, nigdy nie wyznaczyłem sobie szczęścia jako celu. Nawet o niebie nie myślę jako o „wiecznym szczęściu”.

Filozofowie już dawno spostrzegli, że kiedy zaczynasz myśleć o szczęściu, to znaczy, że albo już je straciłeś, albo właśnie zaczynasz je tracić. Szczęście samo może stać się człowiekowi religią; dlatego Nietzsche szydził z tych, którzy próbują zakładać „małe ogródki szczęścia” na ziemi pełnej cierpienia. Inny z filozofów zanotował, że jedynym sposobem, aby znaleźć szczęście jest – nie szukać go. Chwile szczęścia to te, które przeżywamy, zanim zjawi się myśl o szczęściu.

Kiedy jednak pada pytanie o związek szczęścia z wiarą, pamięć podsuwa mi pewne obrazy. Przede wszystkim – obraz moich wiejskich babć, Emilii i Marii, zakładających przed pójściem do kościoła specjalne chustki, tylko na tę okazję, śpiewających godzinki podczas przygotowywania jedzenia dla nas i dla kur i świń, a pod koniec życia ofiarujących swoje cierpienia za dzieci i wnuki. Tak, to chyba mógłbym powiedzieć: im wiara naprawdę dawała szczęście. Ale dawała właśnie dlatego, że o nim nie myślały, że dotykały życia w jego szorstkości i namacalności, że gotowe były składać codzienną ofiarę w imię czegoś, czego być może nawet nie śmiałyby nazwać. Słowa w ich świecie nie były zresztą aż tak ważne; kochały nas prawie bez słów, podobnie jak Bóg, który też odzywa się rzadko – bo kto wie, ten wie, i nie ma potrzeby mówić mu tego samego wciąż na nowo.

Inny obraz: moja przyjaciółka Paulina, dziewczyna z zespołem Downa, nosząca przy sobie różaniec schowany w pudełku po czekoladkach Lindta. To symboliczne: Paulina lubi słodycze i modlitwę. Jest zdezorientowana, kiedy na obozie nie kończymy dnia wspólnym pacierzem. Nie wiem, co dzieje się w głowie Pauliny, nie wiem, czy potrafiłbym opisać jej wiarę – ale czuję, że to wiara bardzo głęboka i że daje jej szczęście niedostępne innym ludziom, których znam, inteligentniejszym, mniej cierpiącym, a może tylko lepiej maskującym swoje cierpienie. Paulina ma w sobie mnóstwo macierzyńskiej czułości, choć sama nigdy matką nie będzie. I nieprawdopodobną vis comica: spontaniczną, żywiołową, ciągle się zmieniającą. Mówi o mnie: Bombowicz, ale to ona – w przenośni i dosłownie – jest wielką bombą dobra, która spadła pomiędzy ludzi.

I jeszcze jeden obraz: lato, wczesne niedzielne popołudnie, ulica Stolarska w Krakowie. Siedzimy z przyjaciółmi nad szklankami piwa i przyglądamy się tłumowi, który wylewa się z kościoła Dominikanów po „dwunastce”. Większość ludzi ma twarze pogodne, jak ktoś, kto właśnie otrzymał dobrą wiadomość; rzadko mignie w tłumie grymas zniecierpliwienia czy znudzenia. Nie tylko twarze są jasne, również ubrania wyglądają, jakby długo wisiały na słońcu. Spokój i pogoda tłumu udzielają się siedzącym; ja też mówię: „Jakie to piękne – ci ludzie”. Gdzieś daleko toczą się ideologiczne wojny, ludzie skaczą sobie do oczu w imię sacrum i wolności od sacrum; tu jak na dłoni widać siłę wiary, która nie jest „złą wiarą”.

Nie ufam religii, która czyni ludzi nieszczęśliwymi; nie ufam religijności, która męczy, jest źródłem udręk, zmagań dla samych zmagań, a nie dla duchowego wzrostu. Ufam religijności, która uczy, żeby swoje nieszczęścia poświęcić, zostawić Bogu i już się nimi nie zajmować – nawet jeśli każdego dnia od nowa trzeba im stawić czoła.

Nie wiem, czy wiara czyni mnie szczęśliwszym. Może tak jest, ale nie wiem tego, bo nie zastanawiam się, czy jestem szczęśliwy. Myślę, że wielu z nas jest nadmiernie przywiązanych do myśli o „własnym szczęściu”. Najszczęśliwsi ludzie, jakich spotkałem lub których świadectwa czytałem, w ogóle o tym nie myśleli. Wielu z nich było ludźmi religijnymi. Ale nie wszyscy.

Za tydzień w cyklu „Religia szczęśliwych” opublikujemy rozmowę z psychologiem Konradem Banickim.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Poeta, publicysta, stały felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Jako poeta debiutował w 1995 tomem „Wybór większości”. Laureat m.in. nagrody głównej w konkursach poetyckich „Nowego Nurtu” (1995) oraz im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego (1995), a także Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 35/2012