Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Tematu nie podniósł nikt z trójki najsilniejszych rywali. Kandydat lewicy – oczywisty skądinąd rzecznik obyczajowej rewolucji – Robert Biedroń stracił poparcie i wylądował na ostatnim miejscu wśród zauważalnych uczestników prezydenckiego wyścigu.
Wymarzona ustawka zaczęła więc przynosić PiS więcej problemów niż korzyści. Kontrkandydaci odpowiedzieli w duchu aikido – unikiem i wykorzystaniem czyjegoś rozpędu do wytrącenia go z równowagi. Podgrzewanie konfliktów połączone z dehumanizowaniem całych grup społecznych zraża wszak umiarkowanych wyborców. Przekaz „pandemia przyniosła tyle problemów, a wy wciąż o tym samym” wydawał się trudny do zbicia. Ale zamysł PiS znalazł spodziewany odzew w przeciwnych tej partii mediach i środowiskach, które wracają do tematu dzień w dzień, prześcigając się w inicjatywach i postulatach. Niejednokrotnie wrzucając do jednego worka z haniebnymi wypowiedziami także wszystkich tych, którzy o sprawie myślą niezgodnie z postępowym credo. I to ostatecznie spełnia marzenie strategów PiS.
Czytaj także: Andrzej Stankiewicz: Pułapka na tęczę
W zeszłorocznych wyborach partie tworzące opozycyjny Blok Senacki wyprzedziły PiS o 800 tys. głosów. To mocna podstawa do oczekiwania porażki Andrzeja Dudy w II turze. Jednak te listy, w których postulaty gruntownych zmian prawa rodzinnego w ogóle podlegają dyskusji – Koalicja Obywatelska i Lewica – dokładnie o tyle samo zostały wyprzedzone przez PiS. Opozycja zawdzięczała swój senacki sukces obecności w bloku Koalicji Polskiej stworzonej przez PSL. Jego wyborców od partii rządzącej odstręcza toporność, nie zaś sam zamiar wspierania tradycji i wspólnoty w życiu społecznym. Gdyby PiS połączył siły z PSL i Konfederacją, miałby nad KO i SLD przewagę 3:2. A więc opozycja może liczyć na zwycięstwo nie tyle dzięki tematom obyczajowym, lecz pomimo ich obecności. Niezależnie zaś od bieżącej polityki, jeśli obrońcy tolerancji chcą ją szczerze praktykować, wypadałoby, żeby mówili o odmiennych poglądach bez wyższości i politowania, o pogardzie nie wspominając.