Jak obronić medycynę

Justyna Pronobis-Szczylik, psychoonkolog: Nie uzurpuję sobie prawa do decydowania za pacjenta, jak i czy się leczyć. Ale mogę zrobić jedno: wzmacniać jego zdrową część, która mówi: „Chcę żyć”.

17.04.2017

Czyta się kilka minut

 / / Zalley
/ / Zalley

PRZEMYSŁAW WILCZYŃSKI: Spotyka Pani pacjentów, którzy rezygnują z medycyny tradycyjnej na rzecz alternatywnej?

JUSTYNA PRONOBIS-SZCZYLIK: Chyba każdy chorujący na nowotwór interesuje się wszystkim, co mogłoby mu potencjalnie pomóc. Czasem ktoś mówi: „Słyszałem o takiej metodzie” albo: „Znalazłam kogoś za pośrednictwem znajomej”.
Pewna kobieta trafiła do znachora, który powiedział jej: „Jeśli zrezygnuje pani z chemioterapii i zastosuje tę metodę, guz zacznie się rozpadać jak cząstki pomarańczy”. Gdy potem wróciła do onkologa, nowotwór był w IV, ostatniej fazie zaawansowania, pojawiły się przerzuty, i medycyna niewiele miała już jej do zaoferowania. To była młoda dziewczyna, z dwójką dzieci...

Jak Pani myśli – dlaczego ludzie rezygnują z leczenia?

Powody mogą być różne.

Dla jednych to sposób, by uniknąć prawdy. Może okłamują siebie, by uniknąć uczuć, które pojawiają się w kontakcie z rzeczywistością: „Mam raka i medycyna nie potrafi mnie wyleczyć”? Często unikamy prawdy, oczekując, że fantazja – np. wlewy witaminy C – nas uleczy. Wolimy to, niż stanąć twarzą w twarz z rzeczywistością. To trochę tak, jakby osoby zwracające się do pana Zięby pytały: „Czy mogę ci płacić za to, żebyś mnie okłamywał?”. Ludzie mają czasami złudzenie, że kupując nieprawdę, kupują rzeczywistość. Ale jej kupić się nie da.

Innym z powodów może być mit, że „chemia zabija”. Najlepszy „dowód”: wypadają po niej włosy, czujesz się fatalnie, przez pierwsze dwa, trzy dni nie możesz normalnie funkcjonować. Faktem jest, że skutki uboczne chemioterapii bywają okropne; chcąc ich uniknąć, zdesperowanej osobie łatwiej jest uwierzyć w kłamstwo, że „rak się rozpadnie”. Ale jeszcze do niedawna chemioterapia była dla wielu optymalną metodą leczenia. Dla dużej części nadal jest.

Choć są też inne metody, np. ostatnie doniesienia naukowe mówią o pacjentce z zaawansowanym, rozsianym czerniakiem, dotychczas leczonej bezskutecznie. Po zastosowaniu nowoczesnej celowanej immunoterapii stwierdzono u niej całkowite wyleczenie. Mam za sobą 15 lat pracy w klinice onkologii jako jednoosobowa pomoc psychoonkologiczna. I wiem, że bez leczenia z rakiem nie mamy szans.

Co Pani powiedziała tej młodej kobiecie?

O jej decyzji, by iść do uzdrowiciela, dowiedziałam się, gdy było już za późno... Ale pamiętam też innych pacjentów. „Jestem po szóstej chemii, znowu przerzuty. Rezygnuję” – powiedział któryś z nich. I wyznał, że ma uzdrowiciela, który obiecuje, że jak pojedzie tu, wpłaci tam i zażyje tamto, to jest szansa na wyleczenie.

The referenced media source is missing and needs to be re-embedded.

Nie uzurpuję sobie prawa do decydowania za taką osobę, co powinna zrobić. Ale jako psycholog mogę zrobić jedno: wzmacniać jej zdrową część, która mówi: „Chcę żyć”, tzn. leczyć się. Mimo że choroba nowotworowa jest przedłużającym się traumatycznym procesem. Mimo że nie tylko choroba, ale także leczenie, które w wielu przypadkach bywa agresywną terapią, jest trudne. Mimo że towarzyszy nam nieustanna niepewność – to właśnie leczenie, jakie oferuje medycyna, jest najlepszym, co mamy.

Tylko co, jeśli pacjent tę chęć życia realizuje w gabinecie szarlatana?

Musi się dowiedzieć, że ma do czynienia z kłamcą.

Od Pani?

Także, bo posługiwanie się faktami jest moim obowiązkiem. Jeśli wiem, że huba albo „cudowne” wlewy witaminy C nie leczą raka, to mam moralny obowiązek o tym poinformować.

Kto jest szczególnie podatny na wiarę w niesprawdzone metody leczenia?

Pewnie tacy, którzy są w konflikcie między pragnieniem a realiami. To nieodłączny element ludzkiej egzystencji. Możemy konfrontować się z uczuciami i lękiem, ale możemy też unikać zetknięcia się z rzeczywistością i uczuciami. Mimo że wiemy, iż takie uniki rodzą cierpienie.

A patrząc z nieco innej strony: może podatni są również ci, którzy się na medycynie tradycyjnej zawiedli?

Możliwe. Czy pan wie, że lekarz w Polsce poświęca 80 proc. czasu pracy na wypełnianie dokumentacji dla NFZ? Trudno się dziwić, że niekiedy nie wystarcza już miejsca na empatyczne traktowanie chorego. A już nie daj Boże, jak w gabinecie pojawią się emocje. „Niech mi tu pani nie płacze” – powiedział lekarz jednej z moich pacjentek. Prawdopodobnie nie dlatego, że był złośliwy, tylko z tego powodu, że sam był na granicy wyczerpania.

Jeśli np. lekarz w Centrum Onkologii na warszawskim Ursynowie musi przyjąć 40 pacjentów dziennie – a to nie są wizyty, podczas których ma wypisać receptę na syrop – to jak on ma funkcjonować zdrowo? Byłam kiedyś świadkiem takiej rozmowy. Młoda lekarka pyta starszą koleżankę: „Co mam zrobić, gdy pacjent zaczyna mi opowiadać rzeczy, które mnie napawają lękiem?”. Starsza lekarka na to: „Nie patrz w oczy, to pacjent szybciej wyjdzie”. To jest opowieść o biedzie obu stron: pacjentów i leczących ich lekarzy. Jeśli jest w niej jakiś „kat”, to jest nim niewydolny system.

Zatem odpowiedź na pana pytanie jest twierdząca: jeśli pacjent ma takie doświadczenie z medycyną, to niebezpieczeństwo, że uwierzy w metody „alternatywne”, jest większe.

Bo tu spotka człowieka, który zainteresuje się jego historią?

Wyobraźmy to sobie: wystraszony, może zdesperowany pacjent idzie do – powiedzmy – bioenergoterapeuty. Widzi przed sobą uśmiechniętego człowieka, który patrzy mu w oczy, nie wypełnia sterty papierów, nie odbiera telefonów. I daje sygnał: „Jestem dla pana. Jest pan dla mnie ważny”.

Jerzy Zięba, krytykując służbę zdrowia, trafia więc na podatny grunt. Choć medycynie akademickiej oddaje sprawiedliwość, w innych miejscach sugeruje niedwuznacznie, że suplementy diety mogą wyleczyć z nowotworu.

Uważam, że zamiast oddawać sprawiedliwość, kłamie, podważa autorytet medycyny. Dewaluacja lekarzy i dorobku medycyny jest kłamstwem głoszonym przez uzdrowicieli. Niszczącym, dewastującym kłamstwem. To dramat, gdy pan Zięba, inżynier górnictwa, wysyła niejednoznaczne sygnały dotyczące terapii, albo wręcz wypowiada się na ten temat autorytatywnie. To dewastuje w oczach pacjenta coś, co mogłoby uratować komuś życie.

Z jednej strony mówi: „My tu teraz siedzimy, a ktoś tam gdzieś w szpitalu umiera. Traci życie i oni go ratują”. A z drugiej opowiada o ludziach, którzy wyleczyli się rzekomo suplementami.

W tym pierwszym zdaniu zwraca uwagę wyraźna polaryzacja: „my–oni”. A cytaty dotyczące „wyleczonych”, które pan przytacza, to przykłady nadużyć i manipulacji. Bo przecież my, zwłaszcza osoby znajdujące się w dramatycznej sytuacji, mamy taką naturę, że czasami uwierzymy we wszystko, co daje nadzieję.

Na spotkania z panem Ziębą trafiają często ludzie, którym pozostało tylko leczenie hospicyjne. Ale nawet wtedy wiara w „cudowne” metody jest szkodliwa. Bo ci ludzie w czasie, który mogliby przeznaczyć na dokończenie ważnych spraw, uporządkowanie, pogodzenie, słyszą: „Wcale nie musisz umierać”. I tracą szansę, by dobrze przeżyć końcowy okres życia.

Pożegnać się.

A jak wesprzeć osobę, która zrezygnowała z leczenia, mając jeszcze szansę na wyzdrowienie?

Na pewno nie pomoże pomstowanie: „Co ty robisz, czy ty oszalałeś?!”. Bo chory odczuwa to jako atak, krytykę, brak zrozumienia, opuszczenie. Z drugiej strony, czy możemy podtrzymywać nadzieję, jaką dają pozamedyczne terapie? Wtedy uczestniczymy w kłamstwie, które w efekcie jest formą... odbierania nadziei.

Zdarza się nam „w dobrej wierze” atakować swoich bliskich: „Znowu nie jesz, a mówiłam ci, że musisz jeść, by wyzdrowieć”. Albo: „Musisz myśleć pozytywnie, wtedy wygrasz z chorobą”. Niekiedy terror pozytywnego myślenia może być formą naszego zaprzeczenia i opuszczania chorego, który samotnie musi zmagać się z niechcianym losem, podczas gdy inni powtarzają: „Będzie dobrze”.

Rozwiązaniem może więc być przekaz, który nie będzie powielaniem manipulacji, a będzie wsparciem: „Wierzę, że robisz wszystko, by jak najdłużej z nami być. Podziwiam twoją determinację. Kocham cię, jesteś dla mnie ważny”.

Czai się tu jakieś „ale”.

„Ale wierzę, że medycyna to wielka wartość, mam szacunek dla dorobku świetnie wykształconych ludzi, przekazujących swoją wiedzę od tysięcy lat”. W ogóle ważne jest zapewnienie o wsparciu: „jak mogę być ci pomocna?”, „czy mogę coś dla ciebie zrobić?”. Bo te wszystkie komunikaty są przecież prawdziwe, płyną z serca, nie są atakiem. Pamiętajmy, że rozmowa z chorym o jego lęku obniża lęk jako naturalną reakcję na rzeczywiste niebezpieczeństwo – i przynosi ulgę.

Wie pan, to nigdy nie są łatwe rozmowy, w tych najtrudniejszych chwilach pozostaje nam towarzyszyć z pokorą, słuchać chorego, rozumieć, pomagać znajdować zasoby, tworzyć przestrzeń poczucia bezpieczeństwa tu i teraz. Choć niekiedy najlepszą mową jest empatyczne milczenie.

A decyzja, jak i czy się leczyć, i tak będzie zawsze po stronie chorującego. ©℗

JUSTYNA PRONOBIS-SZCZYLIK jest psychologiem klinicznym i psychoterapeutą psychodynamicznym ISTDP. Wspiera m.in. chorujących na nowotwory i ich rodziny. Opowiedziała o tym m.in. w książce „Rak po polsku” (2014) – rozmowie dziennikarki „TP” Katarzyny Kubisiowskiej z nią oraz jej mężem Cezarym Szczylikiem, onkologiem, autorem ponad 150 prac naukowych. Współtworzy Warszawski Ośrodek Psychoterapii i Psychiatrii.


W labiryncie ukrytych terapii: Jerzy Zięba leczy raka czy sprzedaje złudzenia? Czytaj więcej >>>

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2017