Jak Fidel z Franciszkiem

Nigdy nie widział niczego szczególnego w swojej twarzy. Aż pewnego dnia znajoma powiedziała: „Przecież ty wyglądasz zupełnie jak papież Franciszek!”.

15.11.2021

Czyta się kilka minut

Jacek Pieniążek (Chuck Norris), Jarosław Skrzypczyk (papież Franciszek) i Piotr Suska (Fidel Castro). Warszawa, 23 maja 2021 r. / JACEK TARAN
Jacek Pieniążek (Chuck Norris), Jarosław Skrzypczyk (papież Franciszek) i Piotr Suska (Fidel Castro). Warszawa, 23 maja 2021 r. / JACEK TARAN

Jacek trzyma w ręce wielgachny segregator, spuchnięty od papierów niczym pękata beczka. Wertuje go powoli, strona po stronie. Zdjęcia, wycinki z gazet. I twarze, mnóstwo twarzy: Wałęsa, Bronson, Jaruzelski, Villas, Gierek, Lenin, Suchocka, Oleksy... Kiwa głową. – Tak, trochę się tego nazbierało przez dwadzieścia lat – sam jest chyba zaskoczony bogactwem historii zgromadzonych w segregatorze.

Przy jednym ze zdjęć zatrzymuje się nieco dłużej: – Po lewej stronie jest nasz Jurek Maksymiuk, a tu oryginał. Choć w sumie… Nie, nasz Maksymiuk to jednak ten po prawej stronie! – śmieje się już po chwili z własnej pomyłki. Zresztą jego samego, Jacka Pieniążka, 68 lat, warszawianina, w tym długim płaszczu, kapeluszu i okularach, też trudno byłoby odróżnić od Chucka Norrisa, bohatera popularnego w latach 90. XX w. amerykańskiego serialu telewizyjnego. Nic więc dziwnego, że wielu spacerujących w tę słoneczną niedzielę na warszawskiej Starówce uśmiecha się z wyrazem niepewności zawieszonym na twarzy: czy to naprawdę strażnik Teksasu?

Poruszenie wśród przechodniów rośnie po chwili jeszcze bardziej – gdy pod pomnikiem Kilińskiego do Chucka Norrisa dołączają Fidel Castro i papież Franciszek.

Chuck Norris: przez kolegę

Wszystko zaczęło się od klubu sobowtórów na warszawskim Mokotowie. Prowadził go dyrektor tamtejszego klubu prasy i książki Tadeusz Borczak. Na początku lat 90. ogłaszał w prasie, że szuka osób podobnych do znanych postaci.

Jacek Pieniążek znalazł taki anons w „Expressie Wieczornym”. – Mam tę gazetę do dzisiaj – wspomina. Jak stał się Chuckiem?

W latach 80. pojechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie pracował jako stolarz. Po pracy chodził z kolegami do klubu country – i tam w pewnym momencie zauważył, że wszyscy dziwnie mu się przyglądają. Nie wiedział, o co chodzi. Aż pewnego dnia kolega mówi do niego: „Słuchaj, ty i Chuck Norris – przecież wy jesteście podobni do siebie jak dwie krople wody!”. „ Kto?! Nie znam gościa...”.

Nigdy przedtem nie myślał, że tak bardzo przypomina wyglądem innego człowieka. Ale gdy zobaczył zdjęcie Norrisa, zdębiał. Miał wtedy 33 lata, nosił brodę. Gdy założył kapelusz i okulary przeciwsłoneczne, wyglądał rzeczywiście jak filmowy strażnik Teksasu. A kiedy rok później Jacek wrócił do Polski, trafił do klubu na Mokotowie. – Poszedłem i spodobało mi się. Było tam już wtedy sporo „znanych” osób. Między innymi Fidel Castro.

Fidel Castro: przez Japonkę

– Wtedy jeszcze jako młodzieńczy rewolucjonista – śmieje się Fidel, czyli Piotr Suska, 58 lat, z zawodu technik plastyk o specjalności reklama handlowa. – Dziś już nieco posiwiały.

Jak Piotr stał się Fidelem? Wszystko stało się przez pewną Japonkę, która w latach 80. przyjechała do Warszawy. Piotr chciał dla niej wyglądać jak samuraj: zapuścił włosy i brodę. Często brano go wtedy za Żyda. Nieraz zdarzyło się, że ktoś krzyknął: „Żydzie, zgól brodę!”.

Z miłości do Japonki jednak nic nie wyszło – kobieta wyjechała do Jokohamy, ale broda została.

Pewnego dnia Piotr wybrał się na ryby, ubrany w wojskowe moro – nagle inni wędkarze zaczęli wołać: „Fidel łowi ryby!”. Krótko potem trafił do klubu na Mokotowie. – I tak w tym towarzystwie zaistniałem – opowiada. – Kiedyś w moim życiu była tylko szarzyzna i monotonia, dzięki Fidelowi stało się ono ciekawsze, bogatsze.

Klub na Mokotowie działał jednak tylko do początku lat 90. Potem pojawiło się stowarzyszenie – Castro był nawet w jego zarządzie. – Niestety, wszystko się szybko rozwaliło.

Pod koniec lat 90. Jacek Pieniążek postanowił ponownie zebrać całe towarzystwo. Dopisał do swojej firmy kolejny numer statystyczny – i równolegle do głównej działalności (ma biuro handlowe, które zajmuje się uzupełnianiem dostaw do firm) prowadzi od tego czasu również agencję artystyczną. Organizuje różnego rodzaju imprezy firmowe, korporacyjne, jubileuszowe, eventy w centrach handlowych itd. Żeby móc pracować dla agencji Jacka, trzeba najpierw wysłać swoje zdjęcia – oczywiście jeśli dostrzega się u siebie podobieństwo do kogoś znanego. Od początku powstania Agencji Sobowtórów D.C. Norris przewinęło się przez nią około 50 osób. Agencja ma swoją stronę internetową i profil na Facebooku. Wśród sobowtórów, których usługi oferuje, są m.in.: Władimir Putin, Napoleon Bonaparte, Sylvester Stallone, Włodzimierz Lenin, Marilyn Monroe, Józef Stalin, Bruce Willis, Jack Nicholson, Tina Turner, Michael Jackson, Jennifer Lopez i Freddie Mercury. Czworo ostatnich śpiewa na żywo. – Freddie tak dobrze – opowiada Jacek – że ludzie są zdumieni, gdy na chwilę odsuwa mikrofon od ust i śpiew cichnie. Są przekonani, że wszystko idzie z playbacku.

Papież Franciszek: przez znajomą

Swoje zdjęcie do agencji wysłał też Jarosław Skrzypczyk (52 lata), czyli papież Franciszek. – Oczywiście, po śmierci Jana Pawła II – śmieje się. – Najpierw musiało mnie wybrać konklawe.

W jaki sposób Jarosław stał się Franciszkiem? Gdy jako sprzątacz pracował w warszawskim hotelu Hilton przy ul. Grzybowskiej, pewnego dnia znajoma rzuciła w jego stronę: „Wyglądasz, jakbyś był synem papieża Franciszka!”. Po powrocie do domu zaczął oglądać zdjęcia – podobieństwo było rzeczywiście uderzające. Sam się dziwił, że wcześniej go nie zauważył. Jarek był jak Franciszek, ale taki z przeszłości – młodszy o jakieś 20 lat.

Do zdjęć wypożyczył sutannę. Jednak gdy został już przyjęty do agencji, postanowił zainwestować w porządny strój. Znalazł w internecie właściwą firmę – okazało się, że prowadzą ją siostry zakonne. Krzyż kupił w firmie wysyłkowej – jest prawie taki sam, jaki ma papież, tylko nieco mniejszy. Wszystko kosztowało go około 1800 złotych. – Ale jakbym miał hajs, tobym pojechał do Rzymu. Wiem, gdzie niedaleko Watykanu jest sklep, w którym szyją prawdziwe stroje papieskie – opowiada, po czym wyciąga z niewielkiego plecaka białą, „papieską” sutannę.

Chuck ma dzisiaj na sobie oryginalny, letni płaszcz z Teksasu: – Kosztował tysiaka.

Z kolei Fidel przyszedł pod pomnik Kilińskiego ubrany na luzie, w jasne spodnie i kurtkę. – Munduru dziś nie zabrałem. Ale skoro koledzy już ubrani, to chociaż założę czapeczkę – śmieje się, po czym nasuwa na głowę czapkę z daszkiem, a do ręki bierze małą, kubańską flagę.

Jego poglądy polityczne? Trzeba robić rewolucję. Jaką? Taką, żeby ludzie odczuli, że żyją normalnie. Bo teraz na świecie istnieje kasta bardzo bogatych, którzy rządzą całą resztą; jest ich przecież zaledwie jeden procent. A powinno być odwrotnie.

Castro nie umarł

Na warszawskiej Starówce coraz więcej ludzi – i coraz większe zainteresowanie tym, co się dzieje pod pomnikiem Kilińskiego. Co chwilę ktoś podchodzi i pyta, czy może zrobić sobie zdjęcie. Nie ma sprawy – Fidel, Chuck i Franciszek zawsze chętnie pozują.

Czy zawsze spotykają się z takimi reakcjami? Nie, Chuck pamięta imprezę, na której pojawił się z atrapą pistoletu. Gdy jeden z uczestników zobaczył fałszywą broń, po chwili demonstracyjnie przyniósł prawdziwą spluwę. – Często nie wiemy, kim jest osoba, która organizuje daną uroczystość. Zdarza się, że jest to po prostu mafia.

Bywa również, że ktoś wyzywa Chucka na pojedynek karate. – Czy uprawiałem ten sport? Musiałem, ze względu na skąpy wzrost. Trochę nadal trenuję, bo na większości imprez pokazuję wykop z półobrotu.

– Od kiedy na topie są w Polsce konflikty o podłożu religijnym – dodaje Franciszek – ludzie reagują gorzej niż jeszcze kilka lat temu. Teraz rzadko ktoś wrzuca moje zdjęcia na Facebooka, pojawiają się za to słowne ataki przeciwników Kościoła. Z drugiej strony, kiedyś na ulicy zebrały się wokół mnie starsze, bardzo religijne panie. Chciały wzywać policję, krzycząc, że to bezczeszczenie świętości. Ekipa telewizyjna, która była ze mną na miejscu, zaczęła ściągać emblematy z samochodów, bo te kobiety je opluwały.

Fidel: – Wcześniej było jakoś normalniej. Teraz to wszystko jest traktowane bardzo politycznie. Na przykład Wałęsę chętnie by wzięli, gdyby zgodził się leżeć w rowie z butelką wódki i gdyby można mu było zrobić zdjęcia. Najbardziej zabolało mnie, że jak umarł Castro, to pies z kulawą nogą się mną nie zainteresował. A przecież tyle lat występowałem w telewizji, reklamach i filmach. Castro umiera – i cisza. A polski Fidel żyje!

Podczas gdy Fidel z pasją opowiada, jeden z przechodniów podchodzi nieco bliżej. Przeprasza, że przeszkadza, ale chciałby się przywitać z papieżem Franciszkiem: – Niech będzie pochwalony! Mam jeszcze pytanie: czy to jakiś happening?

– Tak – odpowiada Chuck.

– A dlaczego tak? – dopytuje mężczyzna.

– Bóg tak chciał – odpowiada mu „stary komunista” Fidel.

Płaczący Gołota

Zwykle bywa jednak zabawnie.

Franciszek został kilka lat temu zaangażowany na rocznicę otwarcia dużego warzywniaka w Oleśnicy. Rozdawał żurek i chleb ze smalcem. Krótko po uroczystości robił zakupy w Biedronce. Gdy wychodził ze sklepu, spotkał kilka zakonnic. „Gdzie tu do klasztoru?” – pytają. „Siostrzyczki, ja nie wiem – przyjechałem tu na wizytację”. Kiedy kobiety się zorientowały, śmiechu było co niemiara. – Kilka zdjęć sobie siostrzyczki z papieżem zrobiły.

Czy z powodu podobieństwa do papieża Franciszka zmieniło się jego życie? Czy stał się bardziej religijny? – Wierzę, że po śmierci coś jest, ale nie wierzę w kościelne instytucje. Wymagają głębokich reform, a przecież wiadomo, że one szybko nie nastąpią, bo to jest biznes.

Chuck też pamięta kilka zabawnych zdarzeń. Ot, choćby impreza w Warszawie, z której miał porwać pana młodego. Tak, porwać. O dziwo, aranżowane porwania – choć nie są zbyt mądre, gdyż nigdy nie wiadomo, jak zaatakowany człowiek zareaguje – to często zamawiana „usługa” w agencji. Odbywają się one najczęściej przed ślubem. – Zawsze pytam, jak wygląda osoba, która ma zostać porwana, jakiego jest wzrostu i tak dalej. Przez telefon kolega faceta mówi mi, że jest on średniego wzrostu. Wchodzę do mieszkania, a tu kilku wielkich, mocno rozbawionych facetów. I jeden z nich mówi: „Wiesz, głównie to my jesteśmy bokserami”. Od razu zacząłem nerwowo opowiadać dowcipy – ani myślałem o porywaniu gościa. Na szczęście jeden z nich nagle się rozpłakał mi w ramię. Mówił, że dziewczyna go rzuciła, że kosztowała go dwieście tysięcy złotych, że samochód jej kupił… A był wielki jak Gołota.

Pamięta też wesele: wchodzi na salę z listem gończym, mówiąc, że pan młody jest poszukiwany, że została wyznaczona za niego nagroda miliona pesos. – Patrzę, jest pan młody, zakładamy kajdanki. Mówię, że goście muszą go wykupić, bo inaczej nie będzie nocy poślubnej… Wszyscy na to: cha, cha, cha! A tu nagle na końcu sali wstaje facet i krzyczy do pana młodego: „Krzysiu, syneczku, aresztowali cię…?!”. „Nie, tato, to taka zabawa, to Chuck Norris”. „Jaki Chuck Norris…?!”. I facet idzie, wstawiony, stoliki przewraca. Na szczęście w końcu runął, bo już myślałem, że trzeba będzie uciekać.

– Śmieszna sytuacja zdarzyła się też kiedyś Sylvestrowi Stallone’owi, czyli naszemu koledze Mariuszowi – ciągnie Jacek. – Porwał na wieczorze panieńskim pannę młodą. Gdy wsiadła do samochodu, pokazał jej filmik nagrany przez jej koleżanki, w którym jej narzeczony jak w średniowiecznym lochu był przykuty łańcuchami do ściany za handel narkotykami. Kobieta na to w śmiech. A Mariusz do niej: „Nie żadne cha, cha, cha, tylko cię aresztuję, bo jesteś współwinna”. „Tak?”. „Ja cię tu zaraz załatwię” – mówi do niej i wyciąga giwerę. Kobieta tak się przestraszyła, że zaczęła płakać. Gdy przyjechali na miejsce, z wściekłości rzuciła się z pięściami na swoje koleżanki. Wtedy Mariusz zaczął ją przepraszać: „Proszę mnie zbić, mnie proszę zlać!”.

Fidel także miał wiele zabawnych zdarzeń. Żegnał kiedyś o drugiej w nocy na Okęciu wycieczkę lecącą na Kubę. I nagle na wszystkich ekranach lotniskowych pojawiła się jego twarz...

Koniec bajki

Czy spotkali swoje oryginały?

Fidel próbował dotrzeć do prawdziwego Castro. Nie, nie chciał polecieć na Kubę – po prostu pisał listy, w których prosił o zdjęcie z autografem. Ale chyba te korespondencje nie dochodziły, bo nigdy nie dostał żadnej odpowiedzi. A może po prostu Fidel nie chciał się spotykać z „konkurencją”?

Listy ze zdjęciami wysyłał też Franciszek. Nigdy jednak nie był w Rzymie. Po co wysyłał listy? Po prostu – żeby ktoś go zauważył. I jeśli papież Franciszek nie miałby nic przeciwko temu, to bardzo chętnie by się z nim spotkał. Ale do dziś z Watykanu nie przyszła żadna odpowiedź.

Chuck, owszem, spotkał się z prawdziwym Norrisem. Było to kilka lat temu – gdy obaj grali (na zmianę) w reklamie banku WBK. Kiedy dobierano dla nich ubrania, okazało się, że koszula, kamizelka i płaszcz są w tych samych rozmiarach. Prawdziwy Norris tylko buty miał większe. Podszedł od razu do Jacka, przywitał się, poklepał go po plecach. Bardzo bezpośredni – luzak.

Wszyscy trzej przyznają, iż nie sposób na byciu sobowtórem zbić fortuny. Najlepiej powodzi się Chuckowi. – Jestem politycznie obojętny, więc mam bardzo dużo zleceń. Wynajęcie sobowtóra kosztuje w mojej agencji od 500 zł do kilku tysięcy za dzień, to zależy od kilku czynników. Ale wyżyć się z tego na pewno nie da, bo zlecenia są nieregularne. Jedne sobowtóry są bardziej popularne, inne mniej. Najgorzej jest teraz z Fidelem, bo choć to postać znana na całym świecie, odbierana jest z niechęcią.

– Prawda jest taka, że jak teraz PiS walczy z opozycją, to ja jestem na totalnym bezrobociu – żali się „ojciec kubańskiej rewolucji”. – Tracę po prostu pieniądze. Jakiś czas temu grałem w reklamie sprzętu Koniki Minolty i wtedy pojawiły się głosy oburzenia wśród polityków: jak to w ogóle możliwe, że Fidel występuje w reklamie? Reklama miała być na autobusach, na billboardach – jednak ostatecznie nie doszła do skutku.

W ostatnich latach Fidel występuje częściej jako Święty Mikołaj. Wie jednak, że to wszystko jest możliwe tylko dzięki jego długiej brodzie. – Kiedyś ją zgolę i bajka się skończy. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz oraz tłumacz z języka niemieckiego i angielskiego. Absolwent Filologii Germańskiej na UAM w Poznaniu. Studiował również dziennikarstwo na UJ. Z Tygodnikiem Powszechnym związany od 2007 roku. Swoje teksty publikował ponadto w "Newsweeku" oraz "… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 47/2021