Jacek Podsiadło: Co sądzą fotografowie

Parę tygodni temu znalazłem stary karteluszek, na którym zapisałem sobie login i hasło do zapomnianej poczty. W poczcie odkryłem list, który dawno temu napisał kumpel sprzed lat.

11.04.2022

Czyta się kilka minut

FOT. ARCHIWUM PRYWATNE /
FOT. ARCHIWUM PRYWATNE /

Nie literat, co ważne. Postanowił się odezwać po jakiejś mojej wypowiedzi, w której wyznałem, że od czasów szkolnych, kiedy zobaczyłem zdjęcie poddawanego torturom żołnierza i fotografie z Auschwitz, unikam tzw. drastycznych obrazów i Oświęcim też omijam z daleka.

„U mnie było trochę inaczej i moi rodzice postanowili kiedyś, gdy wracaliśmy z wakacji, zwiedzić Auschwitz. A że nie mieli co ze mną zrobić, to zabrali mnie ze sobą. Niestety, miałem wtedy pięć lub sześć lat. Niby bileterka nie chciała ich ze mną wpuścić, ale przekonali ją, że »takie małe dziecko i tak nic nie zapamięta z tego, co zobaczy«. No, prawdziwi psychologowie dziecięcy. Bileterka machnęła w końcu ręką. To był jakiś 1982 lub 1983 rok, kto by się przejmował, padał deszcz. A ja niestety zapamiętałem wszystko – zarówno na poziomie pamięci konwencjonalnej, jak i takiej podświadomej, gdzie ten cały syf wlał się we mnie na dobre. Wtedy zaczęła się moja gehenna, myślę, że liczone w grubych tysiącach noce pełne koszmarów, które zresztą nie opuściły mnie do teraz. I trauma, jaka we mnie wówczas powstała, miała wpływ na wiele moich zachowań, decyzji, wyborów życiowych, postaw [...]. Jestem teraz dorosłym mężczyzną czterdziestotrzyletnim, ale przyznam Ci się, że wciąż noszę w sobie płacz nad tamtym bezbronnym dzieckiem, bo to się na poziomie psychiki niewiele różniło od trafienia do obozu koncentracyjnego pięcioletniego dziecka w 1943 roku. Wiele bym dał za to, żeby pozbyć się ze swojego życia tej traumy, ale nie jest to już chyba możliwe. Raz poszedłem do psychoterapeutki, ale jak zacząłem pani opowiadać, to widziałem, że miała łzy w oczach i stwierdziłem, że ona jednak tego nie udźwignie. Nie jest to przeżycie, którym dzielę się z bliskimi. Radzę sobie z tym tylko poprzez wykluczenie – nie oglądam, nie czytam, nie odwiedzam niczego, co dotyczy tematu obozów koncentracyjnych”.

Przejdźmy teraz do lektury artykułu red. Dawida Dróżdża w „Gazecie Wyborczej” zatytułowanego „Czy media powinny pokazywać drastyczne zdjęcia ofiar zbrodni? I kiedy tego nie robić?”. Zaraz pod takim tytułem mamy, klik-klik, cztery zdjęcia pt. „Cywile zabici przez Rosjan, Bucza, 3 kwietnia”. Red. Dróżdż już na wstępie wyjaśnia praprzyczynę powstania swego artykułu: „Zanim wrzucimy wstrząsające zdjęcia na Facebooka albo Instagrama, warto przeczytać, co na temat ich publikowania sądzą znakomici polscy fotoreporterzy i fotoreporterki”.

Skoro warto, to przeczytajmy. Lynsey Addario sądzi, że „świat musi zobaczyć obrazy zbrodni wojennych”. Po opublikowaniu fotografii zamordowanych matki i dwojga dzieci zapytała ojca i męża ofiar, czy dobrze zrobiła. „Tak, to zbrodnia wojenna” – odparł zwięźle mąż i ojciec.

Clive Myrie sądzi, że „to ważne, byśmy byli świadkami barbarzyństwa tej wojny”.

Jędrzej Nowicki sądzi, że nie należy pokazywać na zdjęciach twarzy ofiar, natomiast „trzeba pokazywać ciała na ulicach czy przepełnione prosektoria. Nadrzędną wartością jest jednak szacunek dla tych ludzi”. Jeśli wolno sprostować: chyba dla tych ciał?

Agnieszka Sadowska sądzi, że „gdyby nie takie zdjęcia, nie wiedzielibyśmy, co naprawdę dzieje się na wojnie, moglibyśmy ulegać propagandzie. Fotografie mogą być dowodem ludobójstwa. Im więcej dowodów, tym lepiej”.

Agata Grzybowska sądzi, że „fotografowanie martwych jest ważne”, ale sądzi też, „że pokazywanie zbliżeń ich twarzy jest niehumanitarne. Fotografuję wtedy, gdy wiem, że zdjęcie nie odbierze godności fotografowanemu”. To jeszcze nie wszystko, co sądzi Grzybowska, gdyż sądzi ona ponadto, że „pokazywanie niektórych zdjęć martwych może być usprawiedliwione, jeśli autor lub autorka chcą przekazać odbiorcom coś istotnego”. Fotografka nie boi się wskazać konkretnego przykładu: oto Marie Colvin sfilmowała dwuminutową agonię dziecka w Syrii. Film ten, sądzi Grzybowska, pokazywał coś istotnego: „Sfilmowała umierające dziecko, aby pokazać, że na wojnie śmierć jest przypadkowa i dotyczy wszystkich, także cywilów i dzieci”. Nigdy bym nie uwierzył, że śmierć na wojnie jest przypadkowa i dotyczy dzieci, gdyby Colvin sfilmowała tylko grób dziecka albo syryjski pejzaż, toteż wdzięczny jestem zarówno jej, jak i „Wyborczej” od razu podsuwającej, klik-klik, link do filmu (który szczęśliwie okazuje się być „wskazany przez społeczność YouTube jako nieodpowiedni lub obraźliwy dla niektórych grup widzów”).

Wojciech Grzędziński sądzi, że „Niepokazywanie ofiar jest graniem na korzyść tych, którzy doprowadzają do ich śmierci. Najważniejsze jest oddawanie na fotografiach rzeczywistości takiej, jaka ona jest”.

Głębia przemyśleń Grzędzińskiego z każdym zdaniem się pogłębia. „Kilkanaście lat temu podczas konfliktu pomiędzy Hezbollahem i Izraelem redakcja odmówiła mi publikowania zdjęć ukazujących izraelskie okrucieństwo. To nie były bardzo drastyczne zdjęcia – przedstawiały tylko sytuację, która miała tam miejsce. Odmowa publikacji takich zdjęć jest de facto zakłamywaniem rzeczywistości”.

Piotr Wójcik jest jedynym cytowanym przez red. Dróżdża fotografem, który sądzi, że „epatowanie mocnymi obrazami może wywołać odwrotny skutek – banalizowania zła. W pewnym momencie może okazać się, że na nikim te obrazy nie robią już wrażenia”.

Teraz, kiedy już wiecie, co na temat publikacji wstrząsających zdjęć sądzą fotografowie, nie zapomnijcie, klik-klik, wrzucić ich na insta i na fejsa. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Poeta, prozaik, dziennikarz radiowy, tłumacz i felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Laureat licznych nagród literackich, pięciokrotnie nominowany do Nagrody Literackiej „Nike”. W 2015 r. otrzymał Wrocławską Nagrodę Poetycką „Silesius” za… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 16/2022