Inni

Każdy z tych ludzi spotykanych w drodze przez świat składa się jakby z dwóch istot, jest dwoistością, którą często trudno oddzielić. (…)

24.10.2016

Czyta się kilka minut

Żadna z tych istot nie występuje w stanie czystym i wyizolowanym, obie współżyją ze sobą, wzajemnie na siebie oddziałując”.

Lubię wykłady Ryszarda Kapuścińskiego o Innym. Wygłaszał je w 2004 r. w Wiedniu w Instytucie Nauk o Człowieku. Miał 72 lata, był w jesieni życia, w najlepszej chwili dla pisarza. Nic nie musiał. Nie goniły go terminy. Mógł – nawet bez ruszania się z domu – podróżować do miejsc, w których już był dawno temu.

Dwoistość napotykanych przez nas ludzi tłumaczył tak, że pierwsza istota drzemiąca w nas składa się z radości i smutków, sukcesów i porażek, uczucia głodu, bólu, spełnienia i satysfakcji. Do tej części indywidualnej dołącza druga, wynikająca z kontekstu zewnętrznego, istota człowieka – nosiciela: wierzenia, rasy, kręgu kulturowego, przekonań, w których wyrastał.
Czasem szukamy w ludziach tylko tego zewnętrznego kontekstu. On doskonale tłumaczy nam świat.

Kiedyś, gdy NATO zaczęło bombardować serbskie cele w Kosowie, wymyśliłem reportaż. Wiedziałem, że samoloty startują z włoskich baz i przelatują co wieczór nad Macedonią. W jednej wiosce mieszkają tam Albańczycy sympatyzujący z NATO, a w drugiej ludność słowiańska trzymająca z Serbami i potępiająca „zachodnią agresję”.

Wystarczyło pojechać wieczorem do dwóch wsi. W jednej wypić herbatkę i obserwować radość mieszkańców z przelatujących nad głowami bombowców, w drugiej skusić się na kieliszek śliwowicy i patrzeć, jak gospodarze wygrażają niebu pięściami. Do kogo trafię? Starego, młodego, kobiety, mężczyzny? Nie było to już tak istotne. Ważne było, żeby ich zachowanie odpowiadało temu, czego się spodziewam.Nie ma co sobie robić wyrzutów sumienia. Kapuściński pisze, że w Meksyku dla sąsiadów był „El Polaco”, a gdy stewardesa w Jakucku wzywała go do samolotu, to krzyczała „Polsza”. Każdy to miał. W Rosji dla znajomych byłem „Pszekiem” – tak na nas tam mówią. Na Zachodnim Brzegu – chrześcijaninem. W Afryce istotny był mój kolor skóry. Dzieci biegły za mną w każdej wiosce, chciały dotknąć ręki i krzyczały jednym tchem wyuczoną w szkole frazę: „How are You, I am fine, thank You”, po angielsku, bo nie przyszło im do głowy, że biały może nie być anglofonem. Byłem więc nie tym, kim jestem w istocie, ale tym, kogo spodziewali się widzieć. Ja indywidualny byłem dla nich zupełnie nieinteresujący.

Ciekawe, czy można pójść dalej. Czy można takiego procesu dokonać samemu i wobec siebie: wybrać sobie to zewnętrzne ja.

„Czy nasza wolność obejmuje także przeszłość? Czy przeszłość może być domeną wolnego wyboru? Czy wszystko możemy wymyślać? Kim jesteśmy, skąd pochodzimy? Jeżeli pominiemy problem prawdy, to czy nie obowiązuje nas jakaś elementarna solidarność, choćby z najbliższymi?”. Takie to pytania zadaje w eseju „Bezpieczne miejsce” Aleksander Smolar.

Mnie takie odcięcie się od przeszłości, wolność wyboru zewnętrznego kontekstu, napełnia przerażeniem. Sporo podróżuję, ale gdziekolwiek bym jechał, zawsze zabieram ze sobą klucze od domu. Nawet kiedy znikam na długie tygodnie. Kluczy nie pożyczam – nigdy i nikomu. Wrzucam je do „najważniejszego” podręcznego plecaka – tam, gdzie mieszkają notesy, komputer, magnetofon. Dwa razy dziennie – prawdziwa fiksacja – sprawdzam, czy klucze są.

Chyba najbardziej boję się, że stanę przed drzwiami i nie będę mógł wejść. Zostanę bez domu. A przecież tak musiałbym się czuć, gdybym skorzystał z wolności odcięcia się od swego zewnętrznego kontekstu.

Skąd więc u Aleksandra Smolara takie pytania? Wspomina on przykry antysemicki incydent, którego przed kilku laty był świadkiem i ofiarą w Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym w Londynie. „O POSK-u myślę, gdy powraca temat, który dręczy mnie od dawna: strategie przetrwania Żydów w środowisku zasadniczo obcym, jeżeli wręcz nie wrogim”. Jedną z nich jest właśnie rezygnacja ze swojego „zewnętrznego ja” – wyrzeczenie się nazwiska, tradycji, wiary. Nawet kosztem „elementarnej solidarności wobec najbliższych. Nawet jeżeli, przede wszystkim jeżeli, zginęli śmiercią tragiczną z powodu swojego pochodzenia”.

„Myślałem też – kwestia wieku – gdzie chciałbym zostać pochowany. Doszedłem do wniosku, że takiego miejsca nie ma! Może najwyżej prochy umieszczone w jakimś naczyniu ulokowanym gdzieś w kącie mieszkania bliskich mi osób (…) Przyjaciółka, która tłumaczyła mi swój wybór cmentarza żydowskiego i która nic poza krwią z żydostwem nie ma wspólnego, powiedziała mi kiedyś: »Wiesz, czuję się tam bezpieczniej«.

Ja czuć się będę bezpiecznie na półce z książkami bliskich mi ludzi”.

„Bezpieczne miejsce” to najsmutniejszy tekst, jaki przeczytałem w ostatnich latach. Myślę, że znacznie bardziej smutny dla mnie niż dla Aleksandra Smolara. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2016