Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
"Gdyby Szopen żył w Bostonie nieco później, o sto lat, to by grał na saksofonie, nie zmarnowałby się tak" - powiada stary kolonijno-obozowy szlagier, a Kapela Ze Wsi Warszawa efektownie wprowadza ideę w czyn. Podobnie jak słynny kompozytor grupa czerpie z ludowego repertuaru Mazowsza, poddając go śmiałym awangardowym zabiegom, i podobnie jak w przypadku Chopina kompozycje Kapeli najpierw mają okazję poznać słuchacze z zagranicy. Odkąd w roku 2004 praktycznie nieznany w kraju zespół został laureatem konkursu Radia BBC dla najlepszego zespołu wykonującego muzykę folkową, zachodnie premiery albumów Warsaw Village Band o kilka miesięcy wyprzedzają polskie. I okazuje się, że do Europy - tak, ale z naszymi oberkami.
Już przy poprzednich płytach było wiadomo, że Kapela jest lekiem nie tylko na całe zło PRL-owskiej cepeliady, ale i ponadustrojowego skansenowego sentymentalizmu. Za wiejskie przyśpiewki i lamenty, za polki i mazurki zespół wziął się bez ceregieli, zderzając dźwięki ludowych instrumentów z brzmieniem klubowym i rockowym. Ale na "Infinity" Kapela poszła o krok dalej: po pierwsze w aranżacjach staropolskich tematów sięgnęła także do innych tradycji muzycznych (rhythm and blues oraz soul w "Sercu", muzyka klezmerska w "Półtorej godziny"), niekiedy brawurowo je nawarstwiając (blues i muzyka góralska w "Baby Blues"), zaś po drugie jeszcze przemyślniej zatarła podziały na muzykę "dawną" i "współczesną" (świetny "Chmiel" z udziałem DJ-a Feel-X z Kalibra 44), pozostawiając wrażenie przesłania oryginalnego, autorskiego. Duża w tym zasługa zaproszonych do studia gości: Tymona Tymańskiego, Jana Trebuni-Tutki, Natalii Przybysz i Tomasza Kukurby (skrzypka Kroke), ale za motor napędowy przedsięwzięcia trzeba uznać Maję Kleszcz i Wojtka Krzaka, liderów Kapeli, którym muzyczna wyobraźnia i wrażliwość pozwalają na posługiwanie się "cudzą" muzyką, jakby była "własna". Bo może jednak jest.
Flagowym kawałkiem z płyty jest wybrane na singiel "Serce", gdzie ludowemu, przejmująco surowemu, białemu śpiewowi Mai Kleszcz towarzyszy falujący, soulowy wokal Natalii Przybysz (owszem, tej z Sistars), a tłem są jedynie szarpane w leniwym, jazzującym rytmie struny wiolonczeli. Efekt jest przejmujący: kryta strzechą mazowiecka wieś, murzyńska parafia sprzed 50 lat i współczesna Warszawa spotykają się w tym samym tu i teraz. A tytuł całej płyty zaczyna brzmieć niemal banalnie.