In vitro: krajobraz po klęsce

W przypadku tej ustawy osiągnęliśmy w Polsce rzecz niezwykłą: bitwę o jej uchwalenie przegrali wszyscy.

02.08.2015

Czyta się kilka minut

Podczas debaty nad ustawą o in vitro niektórzy senatorowie mówili m.in., że otwiera ona „piekielne wrota”, czy że osoba poczęta in vitro cierpi na „zespół ocaleńca”. Na zdjęciu: głosowanie 10 lipca 2015 r. / Fot. Jakub Kamiński / PAP
Podczas debaty nad ustawą o in vitro niektórzy senatorowie mówili m.in., że otwiera ona „piekielne wrota”, czy że osoba poczęta in vitro cierpi na „zespół ocaleńca”. Na zdjęciu: głosowanie 10 lipca 2015 r. / Fot. Jakub Kamiński / PAP

Koszula bliższa ciału, zatem apel poległych zaczniemy od Kościoła. Na równię pochyłą biskupi weszli już kilka lat temu: w 2008 r. Jarosław Gowin, jeszcze jako poseł PO, usiłował przeforsować projekt zmierzający do kompromisu, ale większość hierarchów wolała poprzeć księżycowe pomysły stowarzyszenia „Contra in vitro”, żeby zapłodnienia pozaustrojowego zakazać całkowicie, a nawet karać lekarzy więzieniem.

Sternikom Episkopatu zabrakło dalekowzroczności, ale głównie chyba odwagi. Bywa, że bezkompromisowość nie płynie z głosu niewzruszonego sumienia: to jedynie próba zakamuflowania strachu przed tym, że ze strony faryzeuszy padną oskarżenia o zdradę.
Dziś już nie pomogą coraz ostrzejsze słowa. Przeciwnie – efekt okaże się odwrotny do zamierzonego. Jak na razie przegraliśmy ważną ustawę dotyczącą pytania o początek życia. Można powiedzieć: tylko ustawę, bo właśnie z uporem zaczynamy dewastować to, co dla chrześcijaństwa fundamentalne. Niektórzy z biskupów zachowują się tak, jakby chcieli udowodnić, że Kościół nic nie zrozumiał z ewangelicznego rozróżnienia na grzech, który należy potępić – i grzesznika, którego trzeba ocalić. A mieliśmy ponoć nieść światu iskrę Miłosierdzia...

Kilka lat temu na Krakowskim Przedmieściu, przez brak zdecydowania i po części polityczne kalkulacje, Kościół zbyt długo biernie patrzył, jak z Jezusowego krzyża robi się plemienny totem i poręczną pałkę. Teraz zabraliśmy się za ośmieszanie i niszczenie dwóch sakramentów: spowiedzi i Eucharystii. Od tygodni pogłębia się chaos. Kto żyw – publicyści i politycy, blogerzy i księża – mędrkuje, z czego inni powinni się spowiadać; czy mają pokutować w czterech ścianach, czy publicznie; kto zaciągnął ekskomunikę albo dopuścił się grzechu ciężkiego; komu udzielać, a komu nie udzielać komunii. Na razie Episkopat nie widzi potrzeby, żeby dać jasną wykładnię i skończyć z tym zgorszeniem. Jeszcze trochę poczekamy, a nawyk wejdzie ludziom w krew. Podczas mszy nie będą już podglądać, czy komunię przyjmują Komorowski i Kopacz, ale zaczną lustrować krewnych i sąsiadów, czy aby są godni Eucharystii.

Przegrał Bronisław Komorowski. I to w sensie dosłownym, bo jako murowany faworyt przegrał wybory – głównie poprzez drastyczną utratę poparcia na wsi, w bastionie konserwatywnego elektoratu. Kto mu podszepnął, żeby z in vitro zrobić leitmotiv kampanii? Od lat 90. wiadomo, że w Polsce nie wygra się powszechnych wyborów, idąc na czołowe zderzenie z Kościołem.
Ale kłopot w tym, że prezydent przegrał coś o wiele ważniejszego. Podpisując ustawę o zapłodnieniu pozaustrojowym, wyjaśniał, że nie chce rządzić sumieniami Polaków. Pięknie. Ale zarazem przez długie miesiące nie zrobił nic, aby w kwestiach tak wrażliwych, grożących wybuchem światopoglądowych konfliktów – zainspirować poszukiwanie kompromisu. Rozwiązań, które, jak ustawa aborcyjna, miałyby szansę okrzepnąć. Przez ponad cztery lata Bronisław Komorowski skutecznie budował wizerunek prezydenta wszystkich Polaków, umiejętnie rozładowywał społeczne napięcia, jednak tuż przed metą pobiegł w bok. I ponosi część odpowiedzialności za to, że na horyzoncie już majaczy nowa wojna religijna – dla Polski i Polaków zawsze obłędnie niszcząca.

Przegrała, a wkrótce znowu przegra Platforma Obywatelska, która niczego się nie nauczyła na klęsce odchodzącego prezydenta i nadal na drobne rozmienia centroprawicowy elektorat. Bezmyślnie wyszła z roli racjonalnego stabilizatora z czasów Tuska, a przecież i tak w końcu musi przegrać z lewicowymi konkurentami licytację na liberalne hasła.

Przegrał parlamentaryzm. Wydawało się, że kwestie moralności i obyczajów nie powinny podlegać takim mechanizmom, jak partyjna dyscyplina czy szantaż skreśleniem z tzw. biorących miejsc na listach wyborczych. Sprawa in vitro to groźny precedens, bo dziś kręgosłupy łamie się w lewą stronę, ale kto wie – może wkrótce będą łamać w prawą? Czy nam, obywatelom – bez względu na światopogląd – naprawdę nie zależy, żeby w Sejmie i Senacie zasiadali ludzie sumienia, a nie maszynki do głosowania?

Paradoksalnie, na dłuższą metę przegra też Prawo i Sprawiedliwość. Jeżeli nie wywiąże się z buńczucznych zapowiedzi i nie zaostrzy przepisów – narazi się na konflikt z Kościołem, jak i pęknięcia w samym ugrupowaniu. Bo nic tak nie boli jak zawiedziona miłość. Jeżeli zaś PiS radykalnie zaostrzy przepisy – od razu da się wciągnąć w ideologiczną wojnę, a opozycja będzie mieć używanie. Na niczym spełzną wysiłki ostatnich miesięcy, żeby PiS zyskał wizerunek ugrupowania rozsądnego i przewidywalnego.

To może brzmi jak absurd, ale przegrali nawet ci, którzy chcą mieć dzieci poczęte metodą in vitro. Gdyby nowa ustawa powstała w klimacie kompromisu, trudno byłoby ją w przyszłości podważyć. Tymczasem dziś niemal na sto procent można założyć, że po wyborczym zwycięstwie PiS-u skończy się dofinansowywanie zabiegów z budżetu państwa. Jeżeli zaś rząd Beaty Szydło przeforsuje nową ustawę...

Wszyscy przegrali. A wystarczyło usiąść i spokojnie porozmawiać. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Były dziennikarz, publicysta i felietonista „Tygodnika Powszechnego”, gdzie zdobywał pierwsze dziennikarskie szlify i pracował w latach 2000-2007 (od 2005 r. jako kierownik działu Wiara). Znawca tematyki kościelnej, autor książek i ekspert ds. mediów. Od roku… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2015