Hodowanie prałata

Mądry ksiądz, z którym rozmawiałem o kryzysie toczącym nasz Kościół, zwrócił moją uwagę na to, jak bardzo w historii relacji Boga z ludźmi prawie wszystko już było (choć nam się wydaje, rzecz jasna, że to wszystko dzieje się po raz pierwszy).

16.09.2019

Czyta się kilka minut

FOT. GRAŻYNA MAKARA /
FOT. GRAŻYNA MAKARA /

W Starym Testamencie, gdy Lud Wybrany odmawiał oczyszczenia się z przewrotności, Bóg i tak go z nich oczyszczał, tyle że rękami pogan. Terminu „poganin” chcę użyć tu nie w jakimś pejoratywnym sensie – to po prostu ktoś spoza wspólnoty, patrzący na nią z zewnątrz. Czy tej właśnie roli nie spełnił Tomek Sekielski i jego wstrząsający film pokazujący, jak blisko i jak głęboko w naszych strukturach ukrywała się przez lata obrzydliwa pedofilia? Czy dokładnie tym samym – ludźmi przychodzącymi z zewnątrz, by oczyścić coś, co powinniśmy oczyścić my – nie są reporterzy Piotr Głuchowski i Bożena Aksamit (zmarła podczas pracy nad tą książką), autorzy „Uzurpatora”, wydanej w tych dniach, wstrząsającej do głębi biografii jednej z ikon polskiego katolicyzmu lat Solidarności i początków wolnej Polski, prałata Henryka Jankowskiego?

Przeczytałem tę książkę jednym tchem. A później musiałem odchorować. Bo naprawdę ciężko powstrzymać odruch wymiotny, gdy czyta się zeznania osób oskarżających prałata o gwałcenie ich, gdy były małymi dziećmi. Gdy wraz z autorami śledzi się losy młodocianych faworytów proboszcza świętej Brygidy, którzy dzielili z nim łoże (bo przecież w nocy może trzeba będzie mu podać leki albo telefon, gdy zadzwoni ktoś ze Stanów – każdy tak robi, nieprawdaż?). Historie o służących prasujących ozdobioną kwiatkami i serduszkami bieliznę księdza, które żartując zastanawiają się, w których majtkach ksiądz uprawia seks, po czym z przerażeniem odkrywają, że prałat stoi obok, słyszy ich rozmowę i niezrażony odpowiada, że zawsze w tych w serduszka.

Tak, wiem, prokuratura dotąd zawsze wszystko mu umarzała. Gdy dostawała – ocenione przez psychologów jako autentyczne – zeznania wykorzystanych dzieci, gdy chodziło o antysemickie i nienawistne kazania, samowole budowlane, fałszowanie dokumentów, posiadanie amunicji. „Nie ma bata na prałata”. Ciężar poszlak prezentowanych przez Aksamit i Głuchowskiego każe zadać pytanie nie tylko o to, kogo z tzw. szeregowych obywateli, którego dotknęłoby choć jedno z takich oskarżeń, nie spotkałyby konsekwencje, które Jankowskiego nawet nie zamierzały musnąć. Rodzi też pytanie zgoła inne: jak polski katolik ma się nie schować ze wstydu pod stół, czytając o księdzu, który – jak pokazują reporterzy – wynajduje sobie ministrantów z biednych rodzin, ich matki znieczula oferując pracę u siebie (a one bywają zachwycone tym, że tak wspaniała osoba zwróciła uwagę właśnie na ich synka), po czym – za pieniądze podarowane przez dobrych ludzi na pomoc walczącym z komuną Polakom – deprawuje, doprowadzając do tego, że kończą jako męskie prostytutki, narkomani, osoby o kompletnie zdezintegrowanej osobowości? O księdzu hołubionym jednocześnie przez tylu kościelnych dostojników, szanowanych – również przeze mnie – polityków, dziennikarzy, biznesmenów, intelektualistów.

„Uzurpator” to dla mnie bowiem w pierwszym rzędzie wcale nie opowieść o autobiograficznych kłamstwach księdza Jankowskiego (ukrywającego niemieckie korzenie, dorabiającego sobie heroiczne wątki), o jego opisanej w publikacjach IPN współpracy z SB (pod pseudonimem „Delegat”) i rozgrywaniu przywództwa Solidarności zgodnie z wytycznymi prowadzących oficerów, to nie tylko relacja o faraońskim stylu życia, o uginających się od bażantów i szczupaków stołach, gdańskich meblach, kolekcji fikuśnych sutann, lśniących mercedesach, kolekcjonowanych z dziecięcą pasją orderach. To nawet nie – swoją drogą fascynująca – opowieść o człowieku specyficznego formatu (który potrafił publicznie zapytać kobietę: „Laskę już robiłaś?”, a dziennikarza: „Pokazać fiuta?”), który wyłącznie dzięki smykałce do interesów (bo nie był to ani charyzmatyczny mówca, ani intelektualista) robi karierę w lokalnym Kościele, a następnie w obywatelskim ruchu rodzącym się wtedy w kraju awansuje do patriotycznego ikonostasu, obok świętego Stanisława czy księdza Popiełuszki. A – po tym, jak Gdańsk przenosi się do Warszawy – odstawiony na boczny tor (bo nie zostaje biskupem polowym, o czym marzył), odreagowuje frustrację przez nakręcanie antysemickich, antybrukselskich i anty­liberalnych fobii. Wreszcie – wikła się w absurdalne interesy, wiąże ze sprytniejszymi od niego drapieżnikami. Na koniec – bankrutuje (choć doczeka się i rehabilitacji, gdy do Gdańska trafi w charakterze metropolity abp Sławoj Leszek Głódź).

Książka Bożeny i Piotra to dla mnie nie tyle biografia złego człowieka (bo Jankowski, choć dopuścił się nieprzytomnych ilości zła, potrafił też okazać hojność, przyjaźń; są ludzie, którym nie można nie wierzyć, gdy mówią, że tak właśnie było). To przede wszystkim porażające oskarżenie ludzi dobrych, prawych, szlachetnych. Którzy doskonale widzieli nie tylko jego absurdalne bogactwo, ale nade wszystko to, że u prałata po pokojach kręcą się służący – dzieci, wymuskani nad miarę chłopcy, z którymi ma raczej niezdrowe relacje (pisano o tym, o czym wspomina Głuchowski, w reportażu w „Wyborczej” w 1993 r. w charakterze obserwacji, ciekawostki – i co? i nic). Którzy dziś mówią: „no przecież nikt nie myślał, że to aż tak”. Którzy pochłonięci konspiracyjną robotą, ale i znieczuleni wonią innego świata, do którego zapraszał ich mający kieszenie wypchane dojczmarkami duchowny, rozdający przyjeżdżające TIR-ami dary, załatwiający leki ich dzieciom, zgodzili się wewnętrznie na to, by grzech i zło przekwalifikować na – jakże ludzkie – „słabości”. Nobliści, wielcy działacze opozycji, tuzy wolnych mediów, gdańscy samorządowcy, przedsiębiorcy, poprzednik metropolity Głódzia, niby pohukujący, ale faktycznie okazujący, że jest wobec niego bezradny. Jankowski nie byłby nigdy tym, kim był, gdyby oni mu na to nie pozwolili swoją wystudiowaną czy autentyczną nieuważnością, nagłym brakiem cywilnej odwagi. To oni go stworzyli, oni go podlewali, on zrobił tylko to, co sam mógł – po prostu między nimi wyrósł. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Polski dziennikarz, publicysta, pisarz, dwukrotny laureat nagrody Grand Press. Po raz pierwszy w 2006 roku w kategorii wywiad i w 2007 w kategorii dziennikarstwo specjalistyczne. Na koncie ma również nagrodę „Ślad”, MediaTory, Wiktora Publiczności. Pracował m… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 38/2019