Dlaczego odwołałem prałata?

Abp Tadeusz Gocłowski: Ambona powinna pozostać miejscem przepowiadania Słowa Bożego, a nie trybuną polityczną. Drugim powodem zwolnienia jest nieład etyczny tolerowany na plebanii, o czym mówię w oparciu nie o toczące się postępowanie prokuratorskie, ale o rozmowy z rodzicami, przychodnią narkotykową, psychologiem szkolnym, a także z kapłanami.
 /
/

TYGODNIK POWSZECHNY: - Zapytamy o to samo, o co niedawno pytaliśmy księdza biskupa Pieronka: czy Kościół w Polsce jest nierządzony? Znamy wiele przypadków, kiedy decyzja w kontrowersyjnej sprawie zapadała późno albo problem rozwiązywała dopiero Stolica Apostolska. Oprócz spraw, które są przyczyną naszej rozmowy, wymieńmy tylko kwestię krzyży na Żwirowisku, brak poparcia Episkopatu w sprawie wejścia do Unii Europejskiej, nieobecność biskupów na uroczystościach w Jedwabnem, sprawę arcybiskupa Paetza czy statutu Radia Maryja. Biskup Pieronek zgodził się z naszą tezą...

ABP TADEUSZ GOCŁOWSKI: - A ja się nie zgadzam. Podjęcie decyzji wymaga nieraz spokoju, cierpliwości i głębszego rozeznania. Pewnych rzeczy nie można przyspieszyć. Dlaczego np. arcybiskup Gocłowski nie odwołał kłopotliwego proboszcza już w lipcu? Bo nie pozwalał na to kodeks prawa kanonicznego; trzeba było zachować pewne terminy i procedurę, zobowiązującą np. do konsultacji z radą kapłańską. To dziennikarze chcieliby, żeby dziś był wyrok, a jutro egzekucja.

Poza tym Kościół musi rozważyć, jaka będzie reakcja środowiska; czy podjęcie jakichś kroków będzie korzystne z duszpasterskiego punktu widzenia. Nie ukrywam, że w sprawie księdza Jankowskiego wielu biskupów przekonywało mnie: “Tadeusz, zostaw to. Nie rób sobie kłopotu". Inni znowu, może mniej liczni, mówili: “Tadeusz, dlaczego tego nie przyspieszasz?".

  • Prałat: chciał walczyć, nie miał z kim

- I co Ksiądz Arcybiskup na to?

- Odpowiadałem: “Kochany, boję się, że nie znasz realiów albo znasz je tylko z mediów. Zresztą sam nigdy bym się nie ośmielił radzić Ci, jak masz załatwiać problemy na Twoim terenie. Przecież nie znam szczegółów spraw, za które jesteś odpowiedzialny".

- Co robić w sytuacji, gdy decyzja dzieli wiernych? Bp Pieronek twierdzi, że biskup jest pasterzem: ma iść przed stadem, a nie podążać za nim.

- Zawsze powtarzam: człowiek w centrum, Kościół na drugim miejscu, a przed tym wszystkim prawda. Prawda w miłości. Nie można przed nią uciekać, choć czasem bywa dramatycznie trudna. Co więcej: czasami bardzo subiektywnie odbierana przez zainteresowanego.

“Czyń prawdę w miłości" - zauważcie, jak krótko powiedziane, a ile w tym treści. Treści bardzo trudnych, gdy trzeba podejmować decyzje, które dotykają i pojedynczego człowieka, i Kościół, i wreszcie społeczeństwo. Ale społeczeństwo rzadko reaguje sympatią do biskupa. Częściej słyszymy o sympatii wobec podległego mu kapłana, nawet jeżeli okazał się populistą.

- W jednym z prasowych portretów przeczytaliśmy, że jest Ksiądz Arcybiskup pobłażliwy i niechętny kontrolowaniu kapłanów.

- Nie uciekałbym przed tym zarzutem. Problem w tym, że człowiek, który odbiera wykształcenie i formację, i którego ręce biorę w moje ręce, gdy otrzymuje święcenia, ślubujący wierność i posłuszeństwo Kościołowi, biskupowi oraz jego następcom - ów człowiek ma prawo do samodzielności. Ale mówiąc o tym, mam zarazem poczucie, że w ostatnich latach kilka razy za bardzo komuś zaufałem. I dziś słono za te błędy płacę. Bo owszem: każda relacja z drugim człowiekiem powinna opierać się na zaufaniu, ale w przypadku instytucji Kościoła musi być kontrola działań, przede wszystkim wymagana przez prawo kanoniczne. “Homines sunt errantes", ludzie błądzą.

- Kościół w Polsce ma kłopoty z zarządzaniem kryzysowym. Ksiądz Arcybiskup musi się zmierzyć z aferą finansową w wydawnictwie archidiecezjalnym Stella Maris i skandalem w parafii św. Brygidy. Ale spotyka się Ksiądz z dziennikarzami, tłumaczy, przyznaje się do błędów. Znamy masę przykładów, gdy reakcją jest milczenie, zamknięcie w twierdzy, wojna z mediami...

- Nie dam się ustawić w roli dobrego i otwartego biskupa, w opozycji do zamkniętych. Biskup Pieronek nie boi się dziennikarzy; w Episkopacie mówi się nawet, że gdyby zajął tron Boga Ojca, zszedłby z niego, bo zaczyna się konferencja prasowa. Ale słyszymy też czasem zarzut, że gdy trzeba rozmawiać z mediami, do dyspozycji są zawsze Muszyński, Pieronek, Życiński i Gocłowski. Czy muszą? - w tym pytaniu kolegów kryje się krytyka.

Przedwczoraj zadzwonił do mnie dziennikarz. Odpowiedziałem na jego pytania, ale potem sam zapytałem: “Panie Marku, czy naprawdę muszę co drugi dzień gościć na łamach Waszego pisma?". Odpowiedział: “Księże Arcybiskupie, nie rozmawialiśmy". Bardzo mu byłem wdzięczny.

Otrzymuję w tych dniach mnóstwo listów, dawno nie czytałem tak obraźliwych słów. Ludzie piszą, że decyzji w sprawie księdza Jankowskiego nie podjąłem sam, a jedynie podpisałem się pod czymś, czego żądały media. Że zniszczyłem jedynego kapłana w Polsce, który miał odwagę mówić prawdę...

- Nikt się w tych listach nie solidaryzuje z Księdzem?

- Nikt. La veritá e cosi (taka jest prawda). Na szczęście w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach listy są spoza diecezji.

- Ksiądz Arcybiskup powiedział kiedyś, że nie odpowiada za swoich podwładnych, na przykład za ich głupotę. Naprawdę?

- Za głupotę nie odpowiadam. Ale za podwładnych - oczywiście tak. Zwłaszcza wtedy, gdy mówią z ambony. Niestety...

- A czy to jest dla biskupa problem psychologiczny: odwołać proboszcza?

- Zazwyczaj nie. W tym roku przeniosłem bądź odwołałem pięciu proboszczów. Jeden został przeniesiony, inny został rezydentem, trzeci przeszedł na wcześniejszą emeryturę, ponieważ uznałem, że jest kiepskim organizatorem i brak mu dynamiki. Wszyscy zrozumieli moje motywacje, choć niektórzy pewnie mają żal.

- Księdzu Jankowskiemu nie można zarzucić, że jest kiepskim organizatorem.

- Ale o jego duszpasterstwie moglibyśmy podyskutować.

- Podyskutujmy.

- Proszę o następne pytanie.

- Sprawa księdza Jankowskiego nie zaczęła się w tym roku. Podobno przed laty dekret odwołujący go z funkcji proboszcza był już gotowy; dekret, który Ksiądz Arcybiskup podarł na prośbę Lecha Wałęsy.

- Napisała o tym “Rzeczpospolita". Niestety, poważny dziennik minął się z prawdą.

- Nie było dekretu, czy nie został podarty?

- Nie było dekretu, dlatego nie mógł zostać podarty.

- A może nie byłoby takiego skandalu i zgorszenia, gdyby Ksiądz Arcybiskup odwołał prałata przed dziewięcioma albo siedmioma laty?

- Może. Ale wiecie dobrze, że ta parafia zawsze była trudna. Powstała w pierwszym trzydziestoleciu XIX wieku. Zrujnowany kościół komuniści oddali dopiero po 1970 r., ponieważ chcieli uspokoić nastroje po grudniowej masakrze. Ks. Jankowski w dwa-trzy lata go odbudował i pięknie wyposażył - gdy chodzi o trwałe elementy wystroju, świątynia jest przepiękna (gorzej było z elementami przejściowymi, jak Grób Pański...). Na terenie parafii działa się historia: w pobliżu zrodziła się “Solidarność", a proboszcz stworzył związkowcom przestrzeń wolności. Lech Wałęsa nie mógłby przyjmować gości, gdyby nie było tego miejsca. Przykładem historyczny obiad z Margaret Thatcher w listopadzie 1988 r., w którym również uczestniczyłem. Plebanię otaczały tłumy i Pani Premier chciała wiedzieć, co skandują. “Niech żyje »Solidarność«!". A co teraz? “Precz z Jaruzelskim!". Też ciekawe - skomentowała. Ale widać, że wokół parafii i proboszcza wytworzyła się aura polityczna. Ksiądz Henryk czuł się uskrzydlony, wygłaszał płomienne kazania. Gdy spotykałem się z komunistycznym wojewodą, słuchałem tylko o księdzu Jankowskim.

Problem w tym, że po 1989 r. przy jego kościele skupiła się grupa ludzi, których skrzywdziła historia. Chcieli nadal walczyć, ale nie mieli z kim. Państwo nie zagwarantowało im egzystencji, o jakiej marzyli. Wymknął im się solidarnościowy idealizm. A ks. Henryk wciąż chciał do nich mówić.

- Też był idealistą?

- Trudno powiedzieć. Był niewątpliwie człowiekiem praktycznym, który na dodatek przeszedł uniwersytet walki z komuną. Są tacy, którzy muszą stale walczyć. Mówią, że “Solidarność" zniszczona, że jest gorzej niż było... Kiedyś 11 listopada powiedziałem w kazaniu, że kto mówi “jest gorzej niż było", powinien się z tego spowiadać. Boże, ile wtedy dostałem listów... Jednak nadal tak uważam, bo należy się spowiadać z mówienia nieprawdy.

Tak narodził się bohater narodowy, któremu na imię ksiądz Henryk Jankowski. Tropiciel mniejszości żydowskiej w polskim rządzie. Niezłomny obrońca polskości przed zgniłą Europą. Przyjaciel Andrzeja Leppera. Co miał zrobić biskup? Zakazywać przyjmowania takiego czy innego polityka? Pewnie niekoniecznie, ale musiał się przynajmniej interesować tym, co ksiądz wygłasza z ambony. W sprawie Europy przecież Papież czy Episkopat mówili zupełnie co innego niż prałat Jankowski. Gdybyż zresztą tylko o Unię chodziło, w końcu to kwestia politycznego wyboru... Ale jeżeli pojawia się antysemityzm, nie można milczeć, bo rzecz dotyka spraw moralnych.

- Jacek Kurski, prawicowy polityk i wicemarszałek tutejszego Sejmiku, powiedział w radiu, że co drugi polski kapłan ma takie poglądy jak ks. Jankowski.

- To krzywdząca opinia. Mam kontakt z siedmiuset kapłanami archidiecezji i nie spotkałem drugiego antysemity. Mam zresztą wątpliwości, czy ksiądz Jankowski rzeczywiście ma poglądy antysemickie, czy może odczytuje teksty, które ktoś mu podsuwa. W moich oczach zawsze robił wrażenie człowieka otwartego na naszych starszych braci w wierze. Choć niewątpliwie niektóre jego wypowiedzi - przecież na rok zakazałem mu głoszenia kazań, bo mówił, że nie można tolerować mniejszości żydowskiej w rządzie - można zaklasyfikować do antysemickich.

- Czy nie jest tak, że w Kościele polskim grzech antysemityzmu ma niższą rangę? Trudno sobie wyobrazić w kiosku przykościelnym prasę pornograficzną, natomiast antysemicką - i owszem.

- Antysemityzm czy skrajny nacjonalizm są złem, które kłóci się z Ewangelią, nauczaniem Soboru i Papieża. Jeżeli zaś antysemicką tezę wypowiada kapłan, grzeszy podwójnie: raz, że narusza naukę Kościoła o szacunku dla każdego człowieka. Po drugie, wyzwala u słuchaczy niechęć do Żydów, budzi resentymenty. Przynosi krzywdę Kościołowi, bo uderza w istotę chrześcijaństwa. Dlatego antysemityzm należy usuwać z życia społeczeństwa, a już na pewno nie wolno go tolerować w Kościele.

- Kłopoty z księdzem Jankowskim zaczęły się jeszcze w latach 90. Kończy się rok 2004. Ksiądz Arcybiskup był człowiekiem wyjątkowo cierpliwym...

- ...zawsze tak można skwitować, gdy się krytykuje biskupa.

- Nie o krytykę idzie. Chodzi o trudne decyzje w Kościele: kiedy skończyć z napominaniem i sięgnąć po dekret?

- Trzeba brać pod uwagę wszystkie okoliczności i warunki. Czy lekarz, który leczy pacjenta, zawsze stosuje identyczne leki w tych samych dawkach? Leki dostosowuje się do chorego, inaczej można go zabić. Znam księdza Jankowskiego od czterdziestu czterech lat. Uczyłem go w seminarium...

- Jakim był studentem?

- Uchylam to pytanie.

- Jakim był studentem?

- Wszystko umiał załatwić. Pamiętam, jak przyjechali do nas klerycy z Łomży z rektorem, ks. Mikołajem Sasinowskim, potem zresztą biskupem. Chcieli popłynąć na Hel, a wieczorem iść do opery. Nie mieli biletów: ani na prom, ani do opery. Przypomniałem sobie o kleryku Jankowskim, który zaraz poszedł i przyniósł tyle biletów, ile trzeba.

  • Dekret: nieład na plebanii, populizm na ambonie

- Wracając do meritum: mamy rozumieć, że ponieważ zna Ksiądz Arcybiskup księdza Jankowskiego ponad czterdzieści lat, chciał dostosować terapię do jednostki?

- Nie tylko arcybiskup Gocłowski, ale każdy biskup musi dostosowywać terapię do jednostki. Ale pewnie mogłem zadziałać pięć lat wcześniej.

- Polityka na ambonie, wystrój grobów wielkanocnych, antysemickie kazania - o tym wiadomo. Odwołanie księdza Jankowskiego zbiegło się jednak z zarzutem pedofilii.

- Od początku, dokładnie od 28 lipca, gdy się pojawił, protestowałem przeciw skazywaniu kogokolwiek bez rozeznania sytuacji. Uważałem i uważam, że prasa wyrządziła księdzu Henrykowi krzywdę. Natomiast osobną sprawą było, że od pewnego czasu zwracałem mu uwagę na niewłaściwą sytuację na plebanii, gdzie przyjmował szesnasto-, siedemnastoletnich chłopców. To pięknie, jak proboszcz przyjmuje młodzież, ale pod warunkiem, że młodzież jest formowana, a nie panoszy się na plebanii. Co to znaczy, że proboszcz wyjeżdża za granicę i zostawia klucz nie wikarym, ale chłopakom, którzy rządzą domem? To jest nienormalne.

Potem - niestety - przyszły zarzuty ze strony rodziców jednego z chłopców. Moim zdaniem rodzice mają wyłączne prawo do dziecka - chyba że sąd ich go pozbawi. A oni przychodzą do biskupa i mówią: syn wciąż siedzi na plebanii, nie wraca do domu na noc, grozi mu narkomania. Chłopiec dostaje od proboszcza ogromne pieniądze, co ksiądz potwierdza, załatwia mu również indywidualny tok nauczania w szkole. Przepraszam, ale kto jest rodzicem - proboszcz? Później przyszły mocniejsze oskarżenia...

Przedstawiłem zarzuty księdzu Henrykowi. Najpierw potraktował wszystko milczeniem, potem zaprzeczał. Potem dowiedziałem się, że rodzice poszli do sądu opiekuńczego, który przesłał sprawę prokuraturze, co znaczy, że musiał mieć argumenty.

- Nie miał Ksiądz Arcybiskup wcześniej żadnych sygnałów o dziwnych zachowaniach prałata wobec młodzieży?

- Obyczajowe sygnały miałem od stycznia, gdy ojciec chłopca przekazał mi pierwsze informacje. W kwietniu przyszła matka ze szwagierką. Potem spotkałem się z obojgiem rodziców. Rozmawiałem z księdzem Henrykiem dwa lub trzy razy bez świadków. Gdy problem się nasilał, spotkaliśmy się w czwórkę: w obecności dwóch innych kapłanów wszystko powtórzyłem i stwierdziłem, że kategorycznie nie wolno przyjmować na plebanii chłopaków. Niestety, jeden dzień nie przychodzili, potem znów się zaczęło.

- Czy ma Ksiądz Arcybiskup poczucie, że w sprawie księdza Jankowskiego koledzy-biskupi stoją za Księdzem Arcybiskupem murem?

- Mam wielką satysfakcję, bo prawie wszyscy mówią: “Tadeusz, modlimy się za ciebie". O, jak się modlą, to już wielka sprawa.

- Jednak w jednym z pism diecezjalnych tamtejszy ordynariusz - pod pseudonimem - wziął w obronę księdza Jankowskiego.

- Kiedy przeczytałem ten artykuł, trochę się zdziwiłem. Ale uznałem, że w grę wchodzą kontakty osobiste: ksiądz Henryk pochodzi z diecezji, o którą pytacie. Jest tam częstym gościem, składa wizyty biskupowi. Biskup zresztą pytał raz i drugi, czy może mianować ks. Jankowskiego kanonikiem. Raz powiedziałem: “Przepraszam, ale może nie". Po roku jednak ponowiono prośbę. Zgodziłem się, bo szacunek dla kolegi-biskupa jest dużą sprawą.

- Co Ksiądz Arcybiskup napisał w dekrecie, wręczonym przed kilkoma dniami ks. Jankowskiemu?

- Zwolniłem go z obowiązków proboszcza.

- Dlaczego?

- Z troski o to, by ambona pozostała miejscem przepowiadania Słowa Bożego, a nie trybuną polityczną. Drugim powodem jest nieład etyczny tolerowany na plebanii, o czym mówię w oparciu nie o toczące się postępowanie prokuratorskie, ale o rozmowy z rodzicami, przychodnią narkotykową, psychologiem szkolnym, a także z kapłanami, którzy przecież nie mieszkają na Księżycu, ale na plebanii św. Brygidy.

- Czy to znaczy, że prawdziwe są pogłoski o materiałach pornograficznych w parafialnych komputerach?

- Niestety. Nie mówię, że zajmował się tym proboszcz. Ale jeżeli młodzież miała na plebanii dostęp do internetu i nikt ich nie kontrolował...

- Jeżeli spojrzeć na pikietujących przez bazyliką św. Brygidy, można zaryzykować tezę, że ks. Jankowski nie wiązał ich z Kościołem, ale z samym sobą.

- Kiedyś dostałem list w obronie księdza Henryka, podpisany przez osoby, które chciały ze mną podyskutować. Odpisałem: “Nikt z Państwa nie jest parafianinem św. Brygidy". Jestem przekonany, że zdecydowana większość protestujących pochodzi z zewnątrz. Parafianie nieraz mówili mi, że chcieliby mieć wreszcie normalny kościół. A skoro w pobliżu są inne świątynie - kapucyni, oblaci, palotyni i karmelici - chodzą na Msze właśnie tam. U św. Brygidy, zwłaszcza w niedzielę o jedenastej, dominują nie-parafianie.

- Co będzie dalej z ks. Jankowskim?

- Dekret przyjął spokojnie. Myślę, że zaskoczyła go moja decyzja, że może pozostać na plebanii - nie w swoim mieszkaniu rzecz jasna, ale w stojącym obok domu.

- Ten dom nie spełnia standardów, do jakich ksiądz Jankowski się przyzwyczaił.

- Każdy kapłan powinien - o czym zresztą często w “Tygodniku" piszecie - żyć na poziomie średniego uposażenia społeczeństwa, a nie w luksusach.

Jeżeli ksiądz Henryk zechce zastosować się do dekretu, będzie normalnie pracował jako ksiądz. O rekursie wnoszonym do Watykanu oficjalnie nie słyszałem. Ale - naturalnie - ma do niego pełne prawo.

- Do Centrum Ekumenicznego sióstr brygidek też będą pewnie zjeżdżać tłumy zwolenników.

- Dziekanowi, który wręczał dekret, ksiądz Henryk oświadczył, że Centrum Ekumeniczne go nie interesuje. “Co bym tam miał robić" - powiedział. Bo przecież dałem ksiedzu Henrykowi możliwość wyboru. Powiedziałem, że może albo zostać na parafii (rzecz jasna: bez niedzielnej Mszy o jedenastej), albo zająć się duszpasterstwem w Centrum. Rozumiecie: biskup słaby, bo słaby, ale humanista...

  • Stella Maris: próbuję się nie załamać

- Mówił Ksiadz Arcybiskup, że zbyt ufał niektórym ludziom. Trudno nie poruszyć sprawy wydawnictwa Stella Maris, prowadzonego przez wieloletniego kapelana Księdza Arcybiskupa.

- Ksiądz Bryk był także kapelanem mojego poprzednika. Człowiek niezwykle dyspozycyjny, zajmował się sprawami diecezji przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. To mnie może uśpiło: widziałem księdza zaangażowanego i szukającego dobra, oddanego założyciela domu dla bezdomnych... Choć może nieco naiwnego, bo w sprawie wydawnictwa - jestem o tym przekonany - wykorzystanego przez nieuczciwych współpracowników. Mówiąc o nim, nie mogę zapomnieć o dobru, które stało się za jego pośrednictwem. Z drugiej strony nie mogę go usprawiedliwiać: jego zaniedbania spowodowały nieszczęście gdańskiego Kościoła.

Gdybym miał spojrzeć na dwadzieścia lat mojej posługi biskupiej wyłącznie przez pryzmat Stella Maris, musiałbym się załamać. Na szczęście, problem mamy dopiero od dwóch lat. Staramy się oddać pieniądze tym, którzy ucierpieli na skutek działań wydawnictwa i egzekwować pieniądze od tych, którzy są mu winni. Wierzę, że wyjdziemy na prostą. Dlatego apeluję do mediów, żeby nie oceniały diecezji jedynie przez pryzmat dwóch kłopotliwych kapłanów. Pracuje u nas ponad 500 księży diecezjalnych i ponad 200 zakonnych; nie można traktować ich tak niesprawiedliwie. Powtarzam jednak także księżom, że cokolwiek zrobią, jest oceniane jako działalność nie ich samych, ale Kościoła. Sam zdaję sobie sprawę, że kłopoty Stella Maris rzutują na cały Kościół w Polsce. Podobnie jak ostatnie kłopoty salezjanów czy - pewnie na skutek dobroci przełożonych klasztoru - paulinów na Jasnej Górze.

- Co z funduszem "Praca", powołanym przez Księdza Arcybiskupa dzięki zbiórce wśród kapłanów?

- To zastrzyk, który jedynie przedłuża agonię chorego. Czymże innym może być fundusz liczący 800 tysięcy złotych? Chodziło o to, żeby stu pracowników Stella Maris nie znalazło się na bruku.

Jasne, że z psychologicznego punktu widzenia byłoby dobrze po prostu zamknąć wydawnictwo. To, że nadal działa, bierze się właśnie z troski o jego pracowników, ale na dłuższą metę rozwiązanie jest jedno: założyć nową instytucję, która kontynuowałaby działalność wydawniczą pod nową nazwą.

- Prasa, szacując straty Stella Maris, pisze o wielu, nawet kilkudziesięciu milionach złotych.

- To fantazyjne szacunki. Mam nadzieję, że w ramach prowadzonych rozmów uda nam się sprowadzić dług do realnych rozmiarów, które można będzie spłacić.

- Można prosić o konkretne liczby?

- Trudno mi odpowiedzieć, bo sytuacja jest płynna. Negocjujemy z wierzycielami. Wzięcie kredytu nie wchodzi w rachubę, bo nie sposób pożyczać, gdy ma się stare obciążenia. Poza tym nie mieliśmy dobrego rozpoznania sytuacji, bo w wydawnictwie prowadzono tzw. kreatywną księgowość. Odkryliśmy dramatyczną rzeczywistość dopiero wtedy, gdy ze Stella Maris odeszli oskarżony kapłan i jego zastępca.

- Można odnieść wrażenie, że gdańska kuria toczy wojnę z komornikiem, który stara się zlicytować kościelny majątek.

- O wojnie nie ma mowy. To normalne, że różne podmioty bankowe i gospodarcze chcą odzyskać pieniądze. I Kościół gdański już przekazał im spore sumy, w pierwszym szeregu spłacając tych, którzy mają niewielkie uzasadnione roszczenia - po 300, 400 tysięcy. Nie chcemy, żeby splajtowały współpracujące kiedyś z wydawnictwem firmy. Jedni szukali ugody, inni reagowali nerwowo - wtedy przychodził komornik.

- Komornik chciał sprzedać archidiecezjalne samochody...

- Sprzedaż samochodów przyniosłaby za małe pieniądze wobec rozmiarów zadłużenia.

- Arcybiskup Bostonu Sean Patrick O’Malley sprzedał własną rezydencję, by wyciągnąć archidiecezję z krachu ekonomicznego.

- Nie mam rezydencji. Mieszkam w kurii, więc nie mam co sprzedawać.

- Głośny film "Imperium ojca Rydzyka" zwracał uwagę, że w przypadku toruńskiej rozgłośni duże sumy przenoszono... w reklamówkach. To pewien symbol: w czasach poprzedniego systemu państwo było wrogiem Kościoła, trzeba zatem było działać poza oficjalnym obiegiem finansowym. Niestety, wielu księży postępuje tak nadal.

- Być może tu i ówdzie pieniądze nadal nosi się w siatkach, ale nie na terenie archidiecezji gdańskiej. Każda parafia ma własne konto, samodzielnie rozlicza się z fiskusem. Tylko Kuria ma problemy, bo jej konta zablokowano na poczet spłaty długów.

- Może warto wziąć wzór z Kościoła niemieckiego, który prowadzi wiele przedsięwzięć gospodarczych, ale zatrudnia świeckich, odpowiednio wyszkolonych menadżerów?

- Jestem za. W Gdańsku musimy jednak najpierw wszystko uporządkować, a dopiero potem weźmiemy się za nowoczesne rozwiązania.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 48/2004