Hiszpania ma nowy rząd

Po 315 dniach impasu, dwóch rundach wyborów i rozłamie w partii socjalistycznej hiszpańskim premierem został ponownie lider konserwatystów Mariano Rajoy.

07.11.2016

Czyta się kilka minut

Telewizyjne przemówienie Mariano Rajoya przed głosowaniem nad wotum zaufania dla jego nowego-starego rządu. Hiszpania, 27 października 2016 r. / Fot. Francisco Seco / AP / EAST NEWS
Telewizyjne przemówienie Mariano Rajoya przed głosowaniem nad wotum zaufania dla jego nowego-starego rządu. Hiszpania, 27 października 2016 r. / Fot. Francisco Seco / AP / EAST NEWS

Prawie rok musieli czekać Hiszpanie na to, aby w Madrycie powstał nowy gabinet. Wezwani w tym czasie dwukrotnie do urn, uparcie głosowali w sposób, który nakazywał czterem głównym partiom dogadanie się w gronie przynajmniej trzech z nich. To jednak szło jak po grudzie. Tymczasem krajem sterował gabinet pełniącego obowiązki premiera Mariana Rajoya. Niektórzy śmiali się, że państwo bez rządu funkcjonuje nawet lepiej.

W Europie nie była to ostatnio sytuacja wyjątkowa – Belgowie w latach 2010-11 przeżyli bez gabinetu rekordowe 541 dni. W tym czasie belgijska gospodarka radziła sobie lepiej od średniej europejskiej. Podobnie jest w Hiszpanii, wydobywającej się z najgorszego od lat kryzysu. Mimo ostrzeżeń z Unii, że bezrząd prowadzi do spadku zaufania inwestorów i pogorszenia gospodarczego, w ostatnim roku wzrosły inwestycje zagraniczne i PKB, a bezrobocie spadło. Nic dziwnego, że pytani w jednym z wrześniowych sondaży o najpoważniejszy problem w kraju, Hiszpanie wskazywali na pierwszym miejscu właśnie na bezrobocie, następnie na korupcję, potem na polityków i partie, a dopiero na piątym miejscu na brak rządu.

Jednak tymczasowość znacznie ograniczała pole manewru rządu. Gabinet, który jedynie pełni obowiązki, nie może podejmować ważnych decyzji, przepadają projekty, zawieszane są plany. A przede wszystkim rząd tymczasowy nie może zatwierdzić budżetu na następny rok.

Pierwszym zadaniem świeżo upieczonego gabinetu będzie więc przepchnięcie przez parlament nowego budżetu, któremu bacznie przygląda się Unia, oczekująca oszczędności. Patrząc na ostatni rok walk międzypartyjnych, łatwo Rajoyowi nie będzie – jego rząd, choć już istnieje, jest mniejszościowy. Tylko taki wariant okazał się ostatecznie możliwy.

Partyjny thriller

Klincz, w jakim znajdował się hiszpański system polityczny, trwał od wyborów 20 grudnia 2015 r. Wtedy w parlamencie zjawiły się dwie nowe partie: lewicowe Podemos i centroprawicowe Ciudadanos. Wspólnie odebrały dwóm tradycyjnym formacjom, socjalistom z Partido Socialista Obrero Español (PSOE) i konserwatystom z Partido Popular (PP), ponad 5 mln głosów.

Do stworzenia rządu potrzeba było teraz koalicji przynajmniej trzech partii obecnych w parlamencie. Dotychczasowy premier Mariano Rajoy (PP) nie podjął się tego wyzwania, licząc na lepszy wynik w kolejnych wyborach. Próba stworzenia rządu przez socjalistów z PSOE wraz z Ciudadanos i Podemos spaliła na panewce – nowe partie nie chciały ze sobą rozmawiać. Różni je wiele, zwłaszcza stosunek do niepodległościowych dążeń w Katalonii.

Kolejne wybory odbyły się w czerwcu 2016 r. Zgodnie z przewidywaniami konserwatyści Rajoya poprawili wynik. Lewica zaś skupiona była głównie na tym, czy Podemos prześcignie socjalistów. Ostatecznie tak się nie stało i PSOE obroniła pozycję lidera hiszpańskiej lewicy.

Tym razem Rajoy podjął się misji stworzenia rządu. Ale, mimo poparcia Ciudadanos, nie udało mu się zdobyć wystarczającej liczby głosów, by utworzyć gabinet.

W drugiej rundzie głosowania nad wotum zaufania dla Rajoya socjaliści mogli wstrzymać się od głosu, pozwalając mu na stworzenie rządu mniejszościowego. Szef PSOE Pedro Sánchez miał ponoć obiecać to legendarnemu liderowi swej formacji – byłemu premierowi Felipe Gonzálezowi. Ostatecznie socjaliści postanowili jednak zagłosować na „nie”.

Nad krajem zawisła groźba trzecich wyborów w ciągu roku...

Po paru miesiącach, wobec widma kolejnej porażki wyborczej z rzędu, elity socjalistów z PSOE postanowiły jednak zmienić strategię i pozwolić konserwatystom utworzyć rząd. Rajoy zdobył zaufanie parlamentu – ale tylko dlatego, że znakomita większość socjalistów wstrzymała się od głosu. 31 października został zaprzysiężony na premiera przez króla Filipa VI.

W ten sposób, po roku, Hiszpanią i tak znów zawiadują konserwatyści.

Korupcja, cięcia, banki...

Rajoy nie otrzymałby milczącego poparcia socjalistów, gdyby nie doszło do przewrotu w PSOE: miesiąc wcześniej Sánchez stracił stanowisko. Przedtem niespodziewanie zrezygnowała ze stanowisk aż połowa członków zarządu partii – zepchnięty tym posunięciem do narożnika Sánchez musiał ogłosić dymisję. Zapłacił za to, że za wszelką cenę chciał stworzyć alternatywę dla kolejnego rządu Rajoya. Próbował znów namówić nowe partie do współpracy, i znowu bez skutku. Ale choć nie mógł stworzyć własnego gabinetu, z uporem nie chciał dać szansy Rajoyowi na rząd mniejszościowy.

Mimo że powodów, aby lewica sprzeciwiała się kolejnej kadencji Rajoya, nie brakowało. To zwłaszcza korupcja – jak twierdzą krytycy, wszechobecna w Partido Popular. Zarzuty dotyczą zarówno struktur regionalnych partii (oskarżona o pranie pieniędzy jest m.in. była burmistrz Walencji Rita Barberá), jak też władz w Madrycie. To do byłego skarbnika partii Luísa Bárcenasa, oskarżonego o przyjmowanie łapówek i rozdzielanie ich w kopertach kolegom, już po wybuchu afery premier Rajoy wysłał esemesa: „Luís, bądź silny”.

Rządzący od 2011 r. Rajoy zmuszony był też do wprowadzania wielu cięć w wydatkach państwa. Drastyczne oszczędności dotknęły m.in. oświatę i służbę zdrowia, co wyprowadziło wielu ludzi na ulice. Podniesiono stawkę podatku VAT, choć premier w kampanii obiecywał, że tego nie zrobi. W dotkniętej kryzysem Hiszpanii, z ogromnym bezrobociem (sięgającym 25 proc., a wśród młodych nawet 50 proc.) i rosnącym długiem, rząd konserwatystów zmuszony był prowadzić politykę narzuconą przez Komisję Europejską, Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Europejski Bank Centralny.

Choć, w przeciwieństwie do Grecji, Portugalii czy Irlandii, Hiszpania uniknęła oficjalnej prośby o środki z funduszu ratunkowego, to pobrała pożyczkę na ratowanie systemu bankowego. Bankom przekazano ponad 50 mld euro (z czego znaczną część stanowiły pieniądze pożyczone z Unii). Mimo obietnic, że kieszeń podatnika na tym nie ucierpi, Hiszpański Bank Narodowy podał niedawno, iż połowa z tych funduszy właściwie już przepadła. Banki nie będą jej w stanie zwrócić. Wariant optymistyczny zakłada odzyskanie do budżetu jedynie 10 proc. pożyczki.

Lewica w rozterce

Głównym beneficjentem zastrzyku finansowego był bank Caja Madrid (przemianowany na Bankia), wprowadzony na giełdę przez byłego szefa MFW i ministra finansów Rodriga Rato. Ten były wicepremier w rządzie José Maríi Aznara z Partido Popular usłyszał w 2015 r. zarzuty prokuratorskie o oszustwa podatkowe, pranie pieniędzy i ukrywanie fortuny za granicą. Postępowanie sądowe trwa. Rato oskarżony jest też o fałszowanie ksiąg przy wejściu Bankii na giełdę i sprzeniewierzenie pieniędzy w tzw. aferze czarnych kart. Członkowie zarządu banku, prócz hojnych wynagrodzeń, otrzymywali karty kredytowe na wydatki reprezentacyjne. W latach 2003-12 wydali 12,5 mln euro, głównie w restauracjach, na prezenty i wakacje. Nie deklarowali tych wydatków i nie płacili od nich podatków.

Wydawałoby się, że przy tak nadszarpniętym wizerunku konserwatystów, mimo poprawiającej się powoli sytuacji gospodarczej, socjaliści powinni mieć zwycięstwo w kieszeni. Tymczasem Sánchez – pierwszy sekretarz generalny PSOE, który został wybrany w prawyborach partyjnych – doprowadził socjalistów do najgorszej porażki wyborczej w historii tej formacji. Jedna czwarta elektoratu PSOE uciekła do Podemos, prawie 10 proc. do Ciudadanos.

Wobec kiepskich wyników wyborczych Sánchez stanął przed rozpaczliwym dylematem: iść w stronę centrum i ryzykować dalszą dezercję wyborców w szeregi popierających Ciudadanos czy też skręcić na lewo i próbować przejąć dyskurs Podemos. Żadna z tych opcji nie zapewniała sukcesu – Sánchez wybrał pierwszą drogę. I przegrał.

W międzyczasie poparcie dla hiszpańskich socjalistów spadło do przeciętnych wyników wyborczych socjaldemokracji w Europie. Pogrążona w kryzysie lewica europejska rzadko zdobywa więcej niż 30 proc. głosów, a ostatni wynik PSOE to niespełna 23 proc.

Europa konserwatystów

Dylematy hiszpańskich socjalistów to nie wyjątek.

Weźmy przykład Wielkiej Brytanii. Jeremy Corbyn – lider laburzystów o dość skrajnie lewicowych poglądach – ostatnio był szybszy od Sáncheza i zdążył umocnić swój mandat przez odnowienie poparcia bazy partyjnej, zanim zbuntowani parlamentarzyści z Partii Pracy przeprowadzili zmianę na stanowisku lidera. Problem natury strukturalnej mają też niemieccy socjaldemokraci: ich poparcie w sondażach jest na podobnym poziomie co PSOE i od dawna nie chce drgnąć w górę.

Hiszpański politolog Fernando Vallespín tak przedstawił na łamach „El País” dylemat dzisiejszej socjaldemokracji w Europie: „Jeśli zbytnio zbliży się do władzy instytucjonalnej, w końcu zostanie spalona przez tych, którzy naprawdę w nią wierzą, czyli konserwatystów – wystarczy spojrzeć na którykolwiek kraj europejski. Z kolei jeśli się od niej odwróci, będzie nakręcać nową lewicę i plony zbiorą inni, czy nazywają się Podemos, Zieloni, Syriza, czy jakkolwiek inaczej”.

Wniosek z losów PSOE jest taki, że rozwiązaniem dla socjalistów europejskich bardziej niż pójście w stronę centrum lub skręt w lewo byłoby zaproponowanie własnej, nowej i spójnej wizji politycznej. Bez niej tradycyjna lewica skazana jest na pozostanie w impasie, a w Europie nadal dominować będą konserwatyści. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2016