Historyk ahistoryczny

Konkluzja tekstu Jana Tomasza Grossa (TP nr 32/04) jest szokująca: O zbrodni popełnionej na Żydach przez »lud« nie wiedzieliśmy najprawdopodobniej dlatego, że rozróby wśród »chamstwa« nie są dla ludzi z lepszego towarzystwa nazbyt interesujące. Stosując takie uproszczenia można udowodnić, że o zbrodniach na Wołyniu nie pisano do początku lat 90., bo ukraińskie Chamy wymordowały tam polskich Chamów, a milczenie na temat walk na Nowogródczyźnie wyjaśnić tym, że ruskie i białoruskie Chamy rżnęły Chamów polskich.

15.08.2004

Czyta się kilka minut

Autor “Sąsiadów" zarzuca kilku czołowym postaciom ze środowiska Biura Informacji i Propagandy KG ZWZ-AK obojętność wobec mordów dokonanych przez Polaków na Żydach w lipcu i sierpniu 1941 r. na terenie Białostocczyzny. Jest to zarazem oskarżenie instytucji Polskiego Państwa Podziemnego o przemilczanie arcyważnego aspektu stosunków pomiędzy polskimi obywatelami różnych narodowości. Jeśli dobrze rozumiemy, Gross uważa, że Jan Rzepecki, Aleksander Gieysztor, Antoni Szymanowski, Stanisław Płoski i Jerzy Makowiecki zamiast alarmować zwierzchników i podziemną prasę, domagać się podjęcia jakichś bliżej niesprecyzowanych kroków (“nie podnieśli larum pod niebiosa, nie rwali sobie włosów z głowy") dla wyjaśnienia tych bulwersujących, ale ogólnikowych, zagadkowych wręcz doniesień, ograniczali się do sporządzania rzetelnych, obiektywnych meldunków informacyjnych na użytek KG ZWZ.

Informacja, nie propaganda

Gross zapomina, że raport ma z definicji charakter informacyjny, nie publicystyczny czy propagandowy, nie może sugerować podjęcia jakichkolwiek działań czy wyciągania określonych wniosków. Autor “Niepamięci zbiorowej" nie bierze też pod uwagę, iż pracownicy BiP przez cały okres wojny dostarczyli wiele materiałów na temat stosunków narodowościowych na terenach, które znalazły się w 1939 r. pod okupacją sowiecką. W ich raportach wielokrotnie odnotowywano gwałtowny wzrost antysemityzmu wśród poszczególnych grup narodowościowych II RP, zwłaszcza Polaków i Ukraińców. Ta gwałtowna radykalizacja postaw miała być - zdaniem autorów meldunków - skutkiem poparcia Sowietów przez znaczną część ludności żydowskiej, która znalazła się pod okupacją wschodniego sąsiada. Zjawisko to odnotowują nie tylko dokumenty ZWZ, ale też podziemna prasa różnych nurtów. Nie ma sensu w tym miejscu rozpoczynać dyskusji, w jakim stopniu oceny te były krzywdzącymi uogólnieniami opartymi na zachowaniach tylko części Żydów, a w jakim odzwierciedlały stan faktyczny. Ważne, że taki sposób myślenia był charakterystyczny dla większej części Podziemia, o czym należy pamiętać, gdy czytamy meldunki z 1941 r. Ich autorzy wyraźnie łączyli informacje o pogromach ze stosunkiem polskiej ludności do Żydów, ukształtowanym podczas prawie dwóch lat sowieckiej okupacji.

W 1941 r. BiP informowało o przypadkach mordów na Żydach dokonywanych przez obywateli polskich (Ukraińców i Polaków) i o masowych mordach popełnionych przez Niemców i Litwinów. Potem - także o niemieckiej polityce wobec Żydów, a następnie o tragedii Holokaustu. Także dzięki wysiłkom BiP możliwe było przekazywanie tych informacji rządowi RP w Londynie, a przez ten ostatni - aliantom i światowej opinii publicznej.

Pracownicy kierowanej przez Rzepeckiego komórki nie stosowali autocenzury. Informacjom mówiącym o haniebnym zachowaniu się jakiejś grupy ludzi z reguły towarzyszyła jednoznacznie negatywna ocena moralna. Warto dodać, że wywodzący się z tego środowiska Antoni Szymanowski w grudniu 1942 opublikował książkę “Likwidacja getta warszawskiego" - wybitny, poruszający tekst o niezaprzeczalnych walorach edukacyjnych. Podstawowym celem tej pracy było uświadomienie opinii społecznej rozmiaru rozgrywającej się tragedii Żydów i poruszenie sumień.

Nieporozumieniem jest też budowanie przeciwstawienia: “rozumiejący niebezpieczeństwo, jakie niósł ze sobą antysemityzm" Jan Karski, a z drugiej strony nieświadomi zagrożeń inni członkowie podziemnych elit. Karski nigdy nie żył pod sowiecką okupacją, wiedzę swą czerpał od ludzi i z materiałów, do których dostęp uzyskał ze względu na powierzoną mu kurierską misję. Przekazywał informacje i opinie KG ZWZ, a nie swoje prywatne poglądy.

Czas bez państwa

Kluczowe pytanie brzmi: jaki był latem 1941 r. stan wiedzy kręgów dowódczych ZWZ o sytuacji na obszarach dwa miesiące wcześniej okupowanych przez Sowietów? Odpowiedź jest prosta - minimalny. Wbrew założeniu poczynionemu przez Jana Tomasza Grossa, w połowie 1941 r. Polskie Państwo Podziemne na tamtych terenach praktycznie nie istniało. Obszar Lwowski ZWZ (a właściwie to, co z niego zostało) był kontrolowany przez NKWD, Obszar Białostocki został sparaliżowany wiosną 1941 r. przez kolejne fale aresztowań. W rezultacie w drugiej połowie 1941 r. kresową konspirację trzeba było odbudowywać niemal od zera. Robiły to specjalne “ekipy" wysłane tam przez KG ZWZ. Tworzone przez nie siatki zaczęły funkcjonować dopiero w 1942 r. Wtedy też poprawiła się jakość informacji napływających ze wschodnich terenów II RP, co można zauważyć także w przytaczanych przez autora “Sąsiadów" “Informacjach Bieżących".

Na Białostocczyźnie w lipcu i sierpniu 1941 r. nie było więc przedstawicieli PPP, którzy mogliby reagować na wydarzenia. Nie było też siatek Oddziału II ZWZ (wywiad), zdolnych do weryfikacji wiarygodności pierwszych raportów zebranych przez dopiero co wysłanych w teren wywiadowców. Meldunki z lata i wczesnej jesieni 1941 r., sporządzane w warunkach chaosu wywołanego przetaczającym się frontem i przy nieobecności struktur Państwa Podziemnego na Wschodzie, uznawano za mało wiarygodne. I to nie dlatego, że dotyczyły Żydów. Z podobnym sceptycyzmem w Warszawie i Londynie przyjmowano w 1943 r. pierwsze doniesienia o masowych mordach dokonywanych w 1943 r. przez Ukraińców na Polakach. Nie musimy zresztą sięgać do przykładu z Kresów Wschodnich. Zagłada Żydów, dziejąca się w sercu Polski - tam, gdzie struktury polskiej konspiracji były dobrze rozwinięte - początkowo również wydawała się czymś nieprawdopodobnym. Też powątpiewano w jej skalę. Taka niewiara charakteryzowała nie tylko polskie podziemie, ale i rządy zachodnich sojuszników, a nawet żydowską diasporę.

O państwie, z własnymi komórkami administracyjnymi, sądownictwem i ciałami przedstawicielskimi, możemy mówić dopiero od 1943 r. i to jedynie w odniesieniu do niektórych obszarów Generalnego Gubernatorstwa i większych miast wojewódzkich. W tzw. terenie, szczególnie na wschodzie, jedynym przedstawicielem PPP było podziemne wojsko - ZWZ-AK. Wyroki wydawał lokalny dowódca “w imieniu Polski Podziemnej" nie przejmując się specjalnie podstawami prawnymi podejmowanych działań.

Innym zagadnieniem jest problem przyjętych przez podziemie priorytetów. Dla Rządu RP na wychodźstwie, dla KG ZWZ i, rzecz jasna, alianckich przywódców bezwzględne pierwszeństwo miały zagadnienia pozwalające zwyciężyć Niemców. Stąd też informacje dotyczące dyslokacji sił, linii transportowych, zaopatrzenia, produkcji wojskowej czy morale żołnierzy niemieckich miały zdecydowanie większe znaczenie niż lokalne pogromy czy zbrodnie na ludności cywilnej - w oparciu o takie właśnie wiadomości podejmowano strategiczne decyzje. Możemy się oburzać na ten stan rzeczy, ale nie możemy go nie dostrzegać. Wybuch wojny niemiecko-sowieckiej był momentem przełomowym, tak bogatym w najcięższe gatunkowo wydarzenia, że mordy z Radziłowa czy Jedwabnego nie miały najmniejszych szans przebicia się ani na pierwsze strony podziemnych meldunków, ani do szerszej świadomości społecznej.

Ludzie z misją

Podjęta przez Grossa próba “tłumaczenia" przyczyn “milczenia" pracowników BiP wprawia w osłupienie. Według nowojorskiego historyka płk Jan Rzepecki oraz jego współpracownicy cierpieli na “wybiórczą ślepotę" spowodowaną “zhierarchizowaną, post-feudalną strukturą polskiego społeczeństwa". Ludzie ci mieli funkcjonować w prostym, dychotomicznym świecie, gdzie na jednym biegunie sytuowali się wyniośli, kulturalni, obojętni na problemy innych inteligenci, na drugim zaś “Chamy i Żydy" - czyli wszyscy ci, którzy nie byli inteligencją. Gross podkreśla, że klasowym modelem myślenia posługiwać się miała cała polska elita, niezależnie od poglądów społecznych czy politycznych, a więc także “lewicujący demokraci" w osobach pracowników BiP. Tymczasem to właśnie kilka pokoleń “lewicowych demokratów" pracowało od połowy XIX w. do wybuchu II wojny światowej, by “Żydy" i “Chamy" (ci drudzy nazywani przez “lewicujących demokratów" “ludem") stali się społeczeństwem. Można się zastanawiać, na ile skuteczna była to misja, ale założenie, iż “lepsze towarzystwo" z definicji jest obojętne na poczynania “chamstwa" nie jest prawdziwe, a w tym konkretnym przypadku - szczególnie krzywdzące.

Dla udowodnienia swojej tezy Jan Tomasz Gross odwołuje się do książki “Urwany lot" Hanny Świdy-Ziemby. Nie jest to w żaden sposób przekonujące. Nieporozumienie polega na tym, że prof. Świda-Ziemba pisze o świadomości pokolenia dorastającego w okresie II wojny światowej, które nie jest reprezentatywne dla wychowanego w zgoła odmiennych warunkach pokolenia ojców. Dla porządku przypomnijmy, że w 1941 r. Jerzy Makowiecki miał 45 lat, Jan Rzepecki - 42 lata, Aleksander Gieysztor - 25 lat, Stanisław Płoski - 42 lata, a bezpośrednio odpowiadający za sprawy narodowościowe w BiP (niewymieniony przez Grossa) Stanisław Herbst - 34 lata. Byli to więc ludzie dojrzali.

Prof. Świda-Ziemba stwierdza, że młodzież inteligencka wyniosła z wojny swoiste zobojętnienie na losy osób spoza własnej wspólnoty. Zaznacza jednak wyraźnie, że był to odruch nabyty na skutek okupacyjnej rzeczywistości. Wchodzący w okres okupacji, w pełni ukształtowani inteligenci tego zobojętnienia jeszcze nie czuli. Zostało ono “wypracowane" w warunkach okrutnej wojny: ekstremalnie trudne otoczenie zmuszało do rewizji dotychczasowych norm i zachowań. Kto jej nie dokonał, miał niewielkie szanse na przetrwanie. Ten, kto przeżył, mógł myśleć o pomocy innym czy o sposobach reakcji na otaczające go zło. Polskiemu inteligentowi, szczególnie na prowincji, przetrwać nie było łatwo.

Rozkawałkowany świat

Dlaczego zaś nie starano się mordów na Białostocczyźnie wyjaśnić później - w 1942, 1943, 1944 r.? Odpowiedź również wydaje się prosta. Tamte wydarzenia zostały przesłonięte przez kolejne, dokonujące się w znacznie większej skali: zagładę całego narodu żydowskiego, zaostrzenie terroru okupanta wobec polskiej ludności, akcję “Burza", hekatombę Powstania Warszawskiego, nadejście Sowietów niosących kolejną okupację.

Jak by to szokująco nie zabrzmiało, trzeba powiedzieć, że zbrodnie na Żydach dokonane w 1941 r. na Białostocczyźnie są czymś wyjątkowym w swojej drastyczności przede wszystkim z naszego punktu widzenia: współczesnych, żyjących od kilkudziesięciu lat w warunkach względnej stabilności i pokoju. Dla Polaków przeżywających grozę wojny, także pracowników BiP, to, co się działo na Białostocczyźnie w 1941 r., było tylko fragmentem obrazu składającego się głównie ze zbrodni, często nie mniej okrutnych i drastycznych, a przy tym dokonywanych na większą znacznie skalę niż to, co wydarzyło się w Jedwabnem, Radziłowie, Wąsoszu. Jeżeli zapoznamy się z opisami mordów popełnianych przez Ukraińców na polskiej ludności Wołynia i Galicji Wschodniej, ich drastyczność będzie równie porażająca. Mordowano całe polskie społeczności, z kobietami i dziećmi, palono ich żywcem, zabijano najprymitywniejszymi narzędziami. Działo się to przez długie miesiące na terytorium stanowiącym znaczącą część przedwojennej II RP. Żeby nie mówić tylko o polskich ofiarach, wspomnijmy o akcjach polskiego podziemia wobec Ukraińców, jak zamordowanie 5 marca 1945 r. 365 mieszkańców Pawłokomy (Pogórze Przemyskie) przez oddział AK Józefa Bissa “Wacława" i miejscowe samoobrony, czy też 6 czerwca 1945 r. przez Zgrupowanie NSZ Mieczysława Pazderskiego “Szarego" 194 mieszkańców Wierzchowin (Krasnystawskie). O wszystkich tych wydarzeniach zaczęto mówić na szerszą skalę też dopiero po kilkudziesięciu latach, po 1989 r.

Względność pamięci

Jan Tomasz Gross stawia pytanie przede wszystkim o powody milczenia podczas okupacji, ale można odnieść wrażenie, że zarzut dotyczy także czasów późniejszych. Niepodjęcie przez Jana Rzepeckiego czy Aleksandra Gieysztora prób wyjaśnienia informacji pochodzących z 1941 r. bezpośrednio po zakończeniu wojny nie wymaga komentarza. Trudno wymagać cofania się do wydarzeń odległych o kilka lat (w tamtych warunkach były to prawdziwe “lata świetlne") wobec tego wszystkiego, co nadchodzi w 1944 i 1945 r.: sowietyzacji Polski, zmian granic, odbudowy kraju, podziemia niepodległościowego występującego teraz przeciwko nowemu okupantowi (przypomnijmy, że Jan Rzepecki był autorem koncepcji, współtwórcą i pierwszym prezesem stworzonego we wrześniu 1945 r. Zrzeszenia “Wolność i Niezawisłość", aresztowanym w listopadzie 1945 r., następnie ułaskawionym, w 1949 r. ponownie aresztowanym i uwolnionym dopiero w 1955 r.). Weźmy jeszcze pod uwagę, że BiP--owska przeszłość nie była atutem w nowej rzeczywistości i wracanie do spraw związanych z własną pracą w tej newralgicznej komórce Komendy Głównej AK nie było z pewnością bezpieczne w pierwszym powojennym dziesięcioleciu.

Przyczyny kilkudziesięcioletniego milczenia na temat zbrodni w Jedwabnem czy Radziłowie były częścią dyskusji toczonej po opublikowaniu “Sąsiadów" i wszczęciu śledztwa przez IPN. Mówiono o cenzurze i blokowaniu przez komunistyczne władze podejmowania drażliwych tematów (Gross przypomina eufemizmy, do których zmuszony był w latach 60. Szymon Datner) oraz braku dostępu do dokumentów. Takie zniekształcenia percepcji historycznej rzeczywistości dotyczyły zresztą nie tylko kwestii najbardziej drastycznych, dziejących się w czasach wojennej zawieruchy na stosunkowo niewielkim terytorium. Niekiedy chodziło o wydarzenia stosunkowo nieodległe, obejmujące cały kraj i setki tysięcy ludzi. Po 1989 r. jeden z nas dotarł do niewykorzystywanych wcześniej przez historyków raportów sporządzanych przez terenowe komitety PZPR i Urzędy Bezpieczeństwa na temat społecznych nastrojów i zachowań w 1956 r. Wynika z nich zupełnie inny obraz polskiego Października niż ten wcześniej przyjmowany za oczywisty: był to wielki ruch o wymiarze niepodległościowym, antyradzieckim, antykomunistycznym, o bardzo silnej symbolice religijnej. Dowiadywaliśmy się o wielkich manifestacjach ulicznych, starciach z siłami porządkowymi, burzliwych demonstracjach pod radzieckimi koszarami, gdzie stacjonowała Armia Czerwona. Przez kilkadziesiąt lat o tym nie pisano. To chyba dobra ilustracja względności świadomości historycznej, i to zarówno w odniesieniu do rzeczy naprawdę drastycznych, wyjątkowych, jak i tych, które były przeżyciem masowym, ale nie utrwalonym, nie opisanym.

***

Chcemy być dobrze zrozumiani. Jesteśmy jak najdalsi od pomniejszania wagi dla polskiej historii mordów na Żydach w Jedwabnem i Radziłowie. Jesteśmy zwolennikami ujawnienia pełnej, nawet najbardziej drastycznej prawdy na ten temat. Staraliśmy się zresztą w ciągu ubiegłych lat przyczynić do tego na miarę naszych możliwości. Ale trzeba to robić w sposób rzetelny i przemyślany, uwzględniający całą złożoność czasów wojny i okupacji; kontekst historyczny, którego tylko częścią były zbrodnie na Białostocczyźnie latem 1941 r. Wszystko było znacznie bardziej skomplikowane niż efektowna publicystycznie, ale odległa od rzeczywistości interpretacja Jana Tomasza Grossa.

Dr hab. Paweł Machcewicz jest historykiem, opublikował m.in. “Polski rok 1956" i “Historię Hiszpanii" (wraz z T. Miłkowskim). Był redaktorem i współautorem wydanych przez Instytut Pamięci Narodowej studiów “Wokół Jedwabnego". Od 2000 r. jest dyrektorem Biura Edukacji Publicznej IPN.

Dr Rafał Wnuk jest historykiem, opublikował m.in.: “Konspirację akowską i poakowską na Zamojszczyźnie od lipca 1944 r. do 1956 r.". Obecnie zajmuje się problematyką polskiej konspiracji pod okupacją sowiecką w latach 1939-1941. Jest naczelnikiem lubelskiego Biura Edukacji Publicznej IPN i adiunktem Instytutu Studiów Politycznych PAN.

W dyskusji o “Niepamięci zbiorowej" za tydzień opublikujemy głos prof. Jerzego Jedlickiego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2004