Gwóźdź w ciało

Mój drogi Piołunie, Dziwisz się, że w moich listach nie miotam przekleństwami ani nie bluźnię.

07.01.2013

Czyta się kilka minut

Że z reguły piszę po prostu o Nieprzyjacielu czy pacjentach. Otóż musisz wiedzieć, że Twój powszechnie szanowany w piekle stryjaszek zawsze pogardzał tą diabelską tłuszczą, która podczas egzorcyzmów jęczy i drze się wniebogłosy, wyklina od najgorszych i posługuje się sztuczkami, które w najlepszym razie nadawałyby się na scenariusz horroru klasy C. Lewitację, bredzenie po aramejsku czy wymiotowanie pająkami uważam za kuglarstwo, którym prawdziwi fachowcy nie powinni brudzić sobie rąk. Powiem szczerze, jak demon demonowi: choćbyś wysilił się na najoryginalniejsze bluźnierstwo, i tak Nieprzyjaciela nie obrazisz. Nie uszczkniesz nawet odrobiny Jego ohydnego światła. Jemu zadać możemy ból w jeden wyłącznie sposób, a mianowicie strącając pacjentów w czeluść. Jak mówią eksperci od coachingu, cel należy zwizualizować. Wyobraź więc sobie, drogi Piołunie, że każdy upadek Twojego pacjenta to jeden gwóźdź wbity w ciało Nieprzyjaciela. I zapewniam Cię, że to lepsze niż wypluwanie przez opętanych gwoździ i innego żelastwa, czym fascynuje się prasa katolicka i kolorowa.

No właśnie, od kilku już lat w tym nadwiślańskim kraju narasta ekscytacja wypędzaniem demonów. Bez przerwy powtarza się z miną równie marsową, co nabożną, że lawinowo rosnąca liczba egzorcystów i egzorcyzmów dowodzi, jakoby nadeszły czasy piekielnego rozbestwienia. Ale ja, drogi Piołunie, jak zwykle daleki jestem od zachwytu. Ba – uważam, że to fatalnie.

Bo podstawowa zasada brzmi: im diabeł dyskretniejszy, tym skuteczniejszy. Ileż razy Ci powtarzałem, że naszym zadaniem nie jest straszenie, ale kuszenie! Nie jesteśmy cyrkowcami, lecz uosobieniem zła, które czynimy zgodnie z najprostszym rachunkiem ekonomicznym. To znaczy maksymalizujemy efekty, minimalizując wysiłki. Ujawniać mamy się tylko w ostateczności. Opętania? To przecież margines naszej działalności. Jeden niewielki, chociaż dość prężny departament piekielnego konsorcjum.

Profesjonalista korzysta z innych metod, Piołunie. Zachowując pełen kamuflaż, powoli wsączasz w serce pacjenta pokusę – tak aby jednak tkwił w przekonaniu, że to jego własna potrzeba czy nieodparte pragnienie. Roztaczasz miraże szczęścia i spełnienia, które niechybnie nastąpi, gdy tylko pacjent przychyli się do Twoich podszeptów. Bagatelizujesz konsekwencje, drwisz z przestróg Nieprzyjaciela. Gdy zaś nastąpi upadek, a pacjent przerazi się jego skutkami – natychmiast zmieniasz taktykę, choć oczywiście nadal się nie ujawniasz. Teraz podsycasz w grzeszniku rozpacz, w najciemniejszych barwach odmalowujesz jego mizerię i słabość. Oskarżasz pacjenta przed nim samym. Wszystko po to, by porzucił wiarę i nadzieję, że nie wszystko jeszcze stracone. To bardzo ważne z perspektywy wojny, którą toczymy z Nieprzyjacielem. Jego bowiem nie interesuje, ile razy i jak nisko człowiek upada, ale – ile razy i jak szybko się podnosi. Dlatego też jedna z naszych złotych maksym mówi: „Leżącego się kopie”.

Zatem, jak widzisz, jednym z podstawowych warunków powodzenia powyższego, jakże misternego planu jest absolutna nieświadomość pacjenta, że z diabłem ma do czynienia. Dlatego też w moim przekonaniu spektakularne opętania wcale nie służą piekielnym interesom.

Nie zasługiwalibyśmy jednak na miano dzieci i uczniów naszego mrocznego Ojca, Szatana, gdybyśmy całego zamieszania wokół egzorcyzmów nie próbowali przenicować na własną korzyść. Otóż powyższe fajerwerki można wykorzystać do odwrócenia uwagi pacjentów od roboty, którą z mozołem wykonujemy każdego dnia. Niech fałszywie wierzą, że są bezpieczni, o ile tylko nie unoszą się pół metra nad ziemią, a na ich oczach nie topią się mosiężne krucyfiksy. Niech wypatrują diabła tam, skąd wcale przyjść nie zamierza, bo już dawno siedzi za ich kołnierzem.


TWÓJ KOCHAJĄCY STRYJ KRĘTACZ

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Były dziennikarz, publicysta i felietonista „Tygodnika Powszechnego”, gdzie zdobywał pierwsze dziennikarskie szlify i pracował w latach 2000-2007 (od 2005 r. jako kierownik działu Wiara). Znawca tematyki kościelnej, autor książek i ekspert ds. mediów. Od roku… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2013