Grzeszne plotki

Dotychczas podglądanie uważano za czynność jednoznacznie naganną, a w kategoriach religijnych - grzech. W epoce portali plotkarskich typu Pudelek czy Kozaczek, podglądanie staje się coraz powszechniejszym sposobem rejestracji świata. Odpowiada na potrzeby tych, którzy podglądają, i tych, którzy chcą być podglądanymi. A więc, czy katolik może czytać przykładowego Plotka?

26.11.2009

Czyta się kilka minut

Kozaczek.pl, główna strona serwisu /
Kozaczek.pl, główna strona serwisu /

Wystarczy przytoczyć tylko kilka tytułów z jednego z plotkarskich portali: "Wiśniewski z ogoloną klatą. Fuj!", "Spuchnięte (?) usta Dody", "Jola ma krótkie paznokcie", "Wrzeszczała, że jej biust eksploduje". Uff. Jak donosi sam portal, jego zawartość to: "Sensacja, plotka, komentarz", z tym, że komentarzy lepiej nie czytać. Obszar zainteresowań rzeczonych portali (tudzież drukowanych brukowców) jest ściśle określony: to życie prywatne, a w tym - przede wszystkim - życie intymne tzw. gwiazd show biznesu.

Wśród nich poczesne miejsce zajmują celebryci, czyli - jak proponuje definicja - "osoby znane z tego, że są znane". Nie mając zbyt wiele (albo w ogóle) osiągnięć artystycznych, z czegoś znane być jednak muszą. Najlepiej z interesującego (czytaj: skandalizującego) życia. "Bo choć kategorię tę tworzą przede wszystkim zamieszkujący obszar masowej wyobraźni aktorzy i aktorki, piosenkarki, uczestniczki telewizyjnych reality shows, sportowcy, a także ludzie współtworzący szeroko rozumiany show biznes (styliści, tancerze, trenerzy fitness, fryzjerzy, wreszcie: dziennikarze), to przecież nie tylko oni. Cechą konstytutywną celebryta jest bowiem nie profesja, lecz zainteresowanie, jakie uda się wywołać jego osobą" - czytam na jednym z muzycznych portali. Celebrytami - na własne życzenie - stają się nawet politycy.

Komentując protest Stowarzyszenia Aktorów Filmowych i Telewizyjnych przeciwko tabloidom, Wiesław Godzic w swoim felietonie w serwisie Onetu, pisze: "Aktorzy mają prawo protestować, choć jednocześnie powinni pamiętać, że wielu z nich umizguje się do brukowców, bo ich kariera od tego zależy (przypomnieć warto słynne umawiania się na niby przypadkowe zdjęcia)". Oczywiście, uwaga ta nie dotyczy tylko aktorów, ale przedstawicieli wszystkich profesji przemysłu rozrywkowego. Krzywdzące byłoby stwierdzenie, że reguła ta dotyczy wszystkich bez wyjątku, że każdy aktor, piosenkarz i stylista "podkłada" się plotkarskim portalom i prasie brukowej. Są tacy, którzy strzegą swej prywatności i życia rodzinnego. Znana jest z tego choćby Meryl Streep, która ostatnio znów przypomniała: "Paparazzi mogą za mną łazić, robić zdjęcia czy cokolwiek chcą. Nie mogą tego robić moim dzieciom".

Libido videndi

Nie ulega wątpliwości, że podglądanie wpisane jest w naturę człowieka. Jak pisała na łamach "TP" Agata Bielik-Robson: "od kiedy istnieje ludzkość, ten wyjątkowo wścibski gatunek, obserwowanie bliźnich, zwłaszcza wtedy, kiedy oddają się czynnościom intymnym, nieprzewidzianym dla sfery publicznej, to jedna z jej najsilniejszych namiętności. Podglądanie innych w sytuacjach, które filozofia określa jako graniczne - narodziny, miłość i śmierć - okazuje się potrzebą nieodpartą, zdradzaną już przez osobniki najmłodsze, co nieomylnie wskazuje na jej niezmienny, uparcie naturalny charakter".

To prawda. W odwiecznym zjawisku podglądania nastąpiła jednak istotna jakościowa zmiana. Czynność, która niegdyś oceniana była jako naganna i społecznie potępiana, dziś stała się motorem napędowym określonych sfer życia. Bez przesady można powiedzieć, że oto przeszliśmy od grzechu wojeryzmu do kultury wojerystycznej. To, co niegdyś było pokątnie podpatrywane, a potem stawało się przedmiotem plotki przekazywanej z ust do ust, dziś wcale podpatrywane być nie musi, ponieważ w kulturze spektaklu samo wystawiane jest na wzrok patrzących.

Jean-Luc Marion nazwie to oddawaniem się fascynacji płynącej ex libidine videndi - z pożądania oglądania. Owo pożądanie to "radość płynąca z oglądania, widzenia wszystkiego, a zwłaszcza tego, czego nie powinienem lub nie mam prawa oglądać, wreszcie radość z tego, że widzę, a nie jestem widziany - krótko mówiąc: panowanie, dzięki wzrokowi, nad tym, co nie moje, bez wystawiania się na widok innych".

Marion wskazuje na istotny element kultury wojerystycznej, który wzmocnił się dzięki internetowi. Medium to, jak wiadomo, ma bardzo intymny charakter i pozwala na robienie w zakamarku własnego pokoju tego, czego nie zrobiłoby się publicznie i w świetle dziennym. Jak pisze Godzic we wspomnianym felietonie, w niektórych kręgach wstydliwie zawija się "Fakt" w "TP" - "z tym drugim można paradować po salonach, z pierwszym, zaś to ewidentny obciach". Komputer i internet pozwalają czytać "Kozaczka" bez konieczności zawijania go w TP, a jeśli już - to zawsze można szybko kliknąć i zamknąć nieco wstydliwą witrynę.

Wstyd i grzech

Pozostaje jeszcze kwestia oceny moralnej. Czy czytanie "Kozaczka" czy innej plotkarskiej witryny bądź gazety to grzech?

Przyznam, że przede wszystkim wydaje mi się to czynnością - przepraszam za ostrość stwierdzenia - bezmyślną. Nie rozumiem, dlaczego kogoś może interesować klata Wiśniewskiego, usta Dody czy paznokcie Rutowicz - że ograniczę się do cytowanych tytułów. Mnie nie interesują. Nie bardzo wiem, jaką miałbym wynieść korzyść z tej wiedzy, czego by mnie ona nauczyła, jak pomogła w życiu, że o zbawieniu nie wspomnę. Własne życie wydaje mi się ciągle o wiele bardziej fascynujące niż cudze i nie potrzebuję Ersatzu w postaci marzenia o życiu innych. W dodatku marzenia, które nigdy się nie spełni. Życiem cudzym żyją jedynie ci, którzy nie mają swojego.

Czytanie tego typu informacji wzbudza we mnie stan zażenowania, czuję się bowiem jakbym buszował po cudzej bieliźniarce, wkroczył na cudzą prywatność, naruszył cudzą intymność. I wcale nie usprawiedliwia mojego postępowania to, że ktoś zostawia szeroko otwarte drzwi do swojej alkowy, bez mała mnie do niej zapraszając. Nie wszystko, co jest pokazywane, należy oglądać. Nie wszystkiego, co się mówi, należy słuchać. Na tym też polega chrześcijańska asceza - na rozsądnym wybieraniu z tego, co możliwe.

Jest jeszcze jeden aspekt moralny, na który ktoś zwrócił mi uwagę. Czy nie należy na czytanie wszelkiej maści Pudelków i Kozaczków popatrzeć z perspektyw przykazania o świadectwie: "nie będziesz dawać fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu"? Portale działają przez analizę wyników: wchodząc na tekst, podbijamy wynik, nakręcamy mechanizm windowania plotek jako materiałów pokazujących człowieka w sposób nieautentyczny, fałszywy, kłamliwy. Przecież to nie jest prawda o człowieku, to jedynie medialna wersja tej prawdy, medialna reprezentacja żywego człowieka, którego prawdziwe życie - jak (może naiwnie) wierzę - jest poza tym, co widać i słychać na plotkarskim portalu.

To, co oglądamy nie jest przecież - jak mówi Baudrillard - rzeczywistością, a hiperrzeczywistością. W konsekwencji prawdziwe staje się nie to, co jest, ale to, jak zostało pokazane w mediach. Prawdziwe życie jest gdzie indziej: zarówno tych, którzy oglądają jak i tych, którzy pozwalają się oglądać.

Taką mam naiwną nadzieję.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teolog i publicysta, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”, znawca kultury popularnej. Doktor habilitowany teologii, profesor Uniwersytetu Szczecińskiego. Autor m.in. książek „Copyright na Jezusa. Język, znak, rytuał między wiarą a niewiarą” oraz "… więcej