Grecka codzienność

Choć wkrótce zima, rośnie liczba uchodźców i imigrantów płynących z Turcji do Grecji. Zwiększa się też wśród nich procent dzieci i kobiet: to już niemal połowa przybyszów.

22.11.2015

Czyta się kilka minut

Afgańskie dzieci na placu Wiktorii, Ateny, 23 września 2015 r. / Fot. AP / EAST NEWS
Afgańskie dzieci na placu Wiktorii, Ateny, 23 września 2015 r. / Fot. AP / EAST NEWS

Liczby są nieubłagane: w październiku do greckich brzegów przybyło dwa razy więcej ludzi niż we wrześniu: aż 210 tysięcy. Chcąc odciążyć przepełnione nimi wyspy na Morzu Śródziemnym – od wybrzeża Turcji dzieli je często ledwie kilka kilometrów – rząd w Atenach zdecydował, że pomoże w ich transporcie na kontynent. „El. Venizelos” to jeden ze statków, którymi z wysepek do portu w Pireusie codziennie przypływają tysiące ludzi.

Przy wejściu na pokład pierwszeństwo mają Syryjczycy. Potem Afgańczycy, Irakijczycy, Pakistańczycy i inni. To dlatego Khalid dostał się na „El. Venizelos” w pierwszej kolejności. Nie wszyscy mieli to szczęście, mimo próśb i krzyków. Statek mógł zabrać 2500 pasażerów. A to znacznie mniej niż liczba tych, którzy przybywają codziennie na wyspy.

– Płynęliśmy małą łódką z Turcji do brzegów Lesbos. Ciągle nabierała wody, baliśmy się, że nie dopłyniemy, tylu już zginęło – mówi Khalid, 22-letni Syryjczyk, spotkany w Pireusie. Chciałby dotrzeć do Niemiec i tam skończyć studia. – A skoro dotarłem już tutaj, to chyba mi się uda – mówi.
Khalid nie ma czasu na dalszą rozmowę. Zarzuca ogromny plecak, okrywa się szalikiem, bo późnojesienny wiatr jest nieprzyjemnie zimny, i rusza przed siebie. Mówi, że dostał wskazówki od kolegi, który już prawie jest w Niemczech. Będzie szedł jego śladem.

Pireus: terminal E1

W porcie, w terminalu E1, na uchodźców i imigrantów czekają policjanci, wolontariusze, garstka reporterów i kierowcy autokarów. – Macedonia, Macedonia! – krzyczą na widok otwieranych drzwi statku ci ostatni. Trzymając kartki z napisem „Macedonia”, także po arabsku. Przepychają się tak, że tarasują wyjście, więc strażnicy co chwila muszą ich odganiać. Zdeterminowani kierowcy chcą złapać jak najwięcej klientów. W pogrążonej w kryzysie gospodarczym Grecji przynajmniej tu, w porcie, znajdują pracę. Dzięki drugiemu kryzysowi, migracyjnemu, kilku z nich ma szansę na zarobek. Również niektóre agencje turystyczne otwarte są całą dobę, aby w każdej chwili obsłużyć przybywających.

Ze statku schodzą mężczyźni, starcy na wózkach, zmęczone kobiety, dzieci na rękach rodziców. Niektórzy w pojedynkę, inni całymi rodzinami. Tych ostatnich jest teraz zdecydowanie więcej. Targają ze sobą wszystko, co zabrali z domów i mogą unieść: tobołki z ubraniami, maty i śpiwory, plastykowe siatki z prowiantem, nawet dywan.

– Zrobisz nam zdjęcie? – prosi, podając mi komórkę, nastoletni chłopiec, który jako jedyny z całej rodziny mówi po angielsku.

– To moja mama, to siostra i brat, a to tata. Jesteśmy z Syrii. Pewnie wiesz, że tam wojna? – kontynuuje, kompletując rodzinę do wspólnego zdjęcia na tle „El. Venizelos”, którym przybyli. Zmęczeni, obejmują się, usiłują się uśmiechnąć. – Dziękuję, będziemy mieli pamiątkę na przyszłość. I rodzinie wyślemy, żeby się nie martwili.

Policja sprawnie kieruje przybyłych w stronę przystanku, na który zaraz podjadą autobusy. Za darmo zawiozą ich do metra, którym będą mogli dostać się do centrum nieodległych Aten, na plac Wiktorii, gdzie zbierają się wędrowcy.

Inni pójdą pieszo, razem z krzykliwymi kierowcami, którzy parkują przy wyjściu z portu. Oni pojadą bezpośrednio ku granicy z Macedonią.

– Codziennie przybywają tysiące nowych, a Unia nic nie robi, tylko się przygląda – mówi smutno policjant, pilnujący porządku przy busach. – Tylko się przygląda – powtarza.

Ateny: plac Wiktorii

W centrach przyjęć na obrzeżach Aten, podobnie jak na statkach, też nie dla wszystkich starcza miejsca. Wielu przybyłych trafia więc na plac Wiktorii, niewielki skwer w centrum stolicy, gdzie dniami i nocami koczują ludzie.

Na placu gwarno i tłoczno. Kelnerka z pobliskiej kawiarni zapewnia, że szkoda jej tych ludzi. Ale gdy ktoś podchodzi do pustego krzesła, aby usiąść, od razu przegania. – Jak nic nie kupujesz, nie możesz tu siedzieć – mówi ze złością, trochę po angielsku, a trochę na migi. To kupują. Jedną herbatę, wokół której siedzi kilka osób.

Ludzie rozłożeni są na trawie, ławkach, chodnikach. Zagadują, wymieniają się pomysłami na dalszą podróż. Wszędzie rozrzucone są śmieci: buty, ubrania, resztki obiadów, opakowania, butelki i pocztówki, rozdawane tu przez grupę chrześcijan, z cytatami o Jezusie po angielsku i arabsku. Wśród biegających dzieci kręcą się sprzedawcy kart do telefonów i ładowarek. Tu też można trochę zarobić.
Abdul, Afgańczyk, na Wiktorii jest trzeci dzień. – Najpierw uciekliśmy przed wojną do Pakistanu – mówi. – Ale lata mijały, a my ledwo wiązaliśmy koniec z końcem. Sam nie wiem, czy jestem bardziej uchodźcą, czy imigrantem. Wszyscy o to pytają. A ja tak bardzo chcę do Europy, że nie wiem, co odpowiadać, żeby było dobrze.

Abdul codziennie ma nadzieję, że uda mu się opuścić Wiktorię i ruszyć dalej bałkańskim szlakiem na zachód. Ale codziennie coś nie wychodzi: nie ma miejsca w busie albo okazuje się, że cena wzrosła. Codziennie przegląda więc wieści w internecie, szuka informacji o trasie, o zamykanych granicach. Codziennie pakuje dobytek i ma nadzieję, że coś się zmieni.

PONAD 80 PROCENT uchodźców i imigrantów dociera do Europy z Turcji przez Grecję. Mimo apeli greckiego rządu, Unia nie podjęła dotąd zdecydowanych kroków, które pozwolą uporać się z kryzysem. Rozpoczęte relokacje z Grecji to kropla w morzu potrzeb. A liczba przybyszów rośnie. Rośnie też procent kobiet i dzieci: w październiku stanowili 44 proc. (we wrześniu 37 proc.). Wygląda to tak, jakby jak najwięcej ludzi chciało zdążyć, zanim Europa zamknie swe granice. ©

Więcej tekstów o uchodźcach i imigrantach w specjalnym serwisie „Tygodnika Powszechnego” na powszech.net/uchodzcy2015

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 48/2015