Góra Lema, Krater Pirxa

Taka okazja zdarza się raz w życiu: właśnie możemy zapełniać białe plamy na mapach Układu Słonecznego.

13.07.2015

Czyta się kilka minut

Jedno z najnowszych zdjęć Plutona wykonanych przez sondę New Horizons 11 lipca 2015 r. / / fot. NASA/JHUAPL/SWRI
Jedno z najnowszych zdjęć Plutona wykonanych przez sondę New Horizons 11 lipca 2015 r. / / fot. NASA/JHUAPL/SWRI

Pilot Pirx niejedno już widział, niejedno mu się przytrafiło, ale nareszcie, po wielu latach kosmicznych przygód, będzie miał okazję osiąść gdzieś na stałe. Już za kilka dni jego domem stanie się jedno z najbardziej niezwykłych i zarazem niedostępnych miejsc w Układzie Słonecznym: Charon. Księżyc Plutona.

Pirx zamieszka w zacnym towarzystwie. Bo obok niego pojawią się bohaterowie „Star Treka”, „Gwiezdnych Wojen”, a także mistrzowie science fiction: Clarke, Adams, Strugacki czy wreszcie ojciec Pirxa: Stanisław Lem.

Wszystko dzięki internetowemu głosowaniu nad nazwami, które będą nadawane obiektom na powierzchni Plutona, Charona, a także maleńkich satelitów: Styks, Hydra, Kerberos i Nix. Wybierane według kilku kluczy nazwy uhonorują wybitnych naukowców, odkrywców, pisarzy, ale też – w nawiązaniu do postaci mitycznego imiennika Plutona – bóstwa podziemnego świata (mityczne i literackie – w głosowaniu zwyciężył... Cthulhu).

Wybranych nazw jest kilkadziesiąt, a i tak niemal pewne jest, że trzeba będzie wymyślić wiele, wiele innych. Bo już za moment, po niemal dziesięcioletnim locie, w pobliżu odległej planety karłowatej przeleci sonda New Horizons. Jej spotkanie z Plutonem potrwa zaledwie kilka godzin, ale ten krótki czas będzie szansą na dowiedzenie się o tym obiekcie więcej niż przez ostatnich 85 lat.

Na krańcu świata

Kiedy 18 lutego 1930 r. Clyde Tombaugh zauważył, że mała, biała plamka na dwóch kolejnych zdjęciach niewielkiego wycinka nieba zmieniła swoją pozycję, wiedział, że znalazł coś, czego astronomowie poszukiwali od dziesięcioleci: kolejną, nieznaną dotąd planetę. Planetę X, która – jak sądził Tombaugh – wyjaśni obserwowane nieregularności orbity Neptuna. Ale wkrótce się okazało, że zamiast gazowego giganta, takiego, jak Neptun czy Saturn, albo nawet skalistego globu pokroju Marsa czy Ziemi, Tombaugh odkrył coś zupełnie innego. Obiekt należący do mrocznego, zimnego świata na obrzeżach Układu Słonecznego. Tak odległego, że Słońce na jego niebie nie jest jaśniejsze niż na naszym niebie Księżyc w pełni i nie większe niż Gwiazda Polarna.

Z wszystkich proponowanych, zaczerpniętych z mitologii nazw do tego miejsca pasowała tylko jedna: imię boga zaświatów, Plutona. Zgłosiła je 11-letnia Venetia Burney z Oxfordu. Nazwa błyskawicznie się przyjęła; na cześć nowej planety komponowano piosenki, nazywano pierwiastki, jego imieniem Walt Disney ochrzcił rysunkowego psa.

Ale choć naukowcy zdawali sobie sprawę, że Pluton istnieje, wciąż nie wiedzieliśmy o nim prawie nic. Planetka jest tak mała i tak odległa, że nawet najpotężniejsze teleskopy, włącznie z legendarnym teleskopem Hubble’a, postrzegały go jako co najwyżej kilka pikseli.

Owszem, były to piksele całkiem intrygujące: początkowo wydawało się, że odległy Pluton to zmarznięty kawał skały pokryty brudnym lodem. Ale rzeczywistość wydaje się zupełnie inna: już na zdjęciach ­Hubble’a dostrzeżono zmiany na powierzchni przypominające ziemskie pory roku. Wiemy, że na Plutonie znajdują się metan i azot, może woda. Tej ostatniej w bród ma być na powierzchni Charona. To nie jest nudna skała – to prawdziwy, żywy świat, ale zupełnie dla nas obcy.

Do tego świat ów może się okazać kluczem do zrozumienia Układu Słonecznego. A kto wie, może także historii powstania życia na naszej planecie? Bo Pluton to jeden z największych obiektów Pasa Kuipera – gigantycznego, kosmicznego rumowiska, pełnego brył lodu i skał, nietkniętych i niezmienionych od czasu powstania Ziemi i całej reszty planet. To budulec, z którego powstało wszystko wokół nas. Pluton może pomóc nam zrozumieć, jak i dlaczego ta nieożywiona materia zaczęła się zmieniać, ewoluować, żyć.

Ekscytacja robota

Dziewięć lat temu w stronę tego świata skierował się jeden z najszybszych pojazdów, jakie kiedykolwiek zbudowała ludzkość: sonda New Horizons. To nie była porywająca podróż: przez dziewięć lat sonda odwiedziła jedynie Jowisza i niewielką, przypadkowo napotkaną asteroidę (132524) APL. Przez większość czasu zasilany plutonowym generatorem pojazd drzemał. Ale teraz gwałtownie nadrabia kilkuletnie lenistwo.

Przez ostatnie tygodnie sonda przysyłała wciąż więcej coraz wyraźniejszych zdjęć powierzchni planety. A ta kusiła naukowców: pokazywała dość, żeby podbudować napięcie, lecz nie tyle, by ujawnić swoje tajemnice. Ba, tajemnic tylko przybywa. Czym jest biały kształt serca na południowej półkuli? Cztery czarne prostokąty? Ogromny, ciemny „Wieloryb”? Jakie procesy odpowiadają za to, że Pluton jest... czerwony?

Akurat na to ostatnie pytanie odpowiedź chyba znamy – to promieniowanie słoneczne rozbija związki organiczne na powierzchni Plutona, tworząc rdzawy osad. Ale czy to jedyny, odpowiadający za kolor proces? Czy na planecie albo jej księżycach są czynne lodowe wulkany?

Napięcie najbardziej podniosła sama sonda. Po ponad trzech tysiącach dni lotu, 4 lipca, podczas rutynowych przygotowań do przelotu, New Horizons po prostu się wyłączyła. Łączność z nią odzyskano dopiero po godzinie, a przywracanie jej sprawności potrwało dwa dni. Okazało się, że komputer, który jednocześnie próbował wysyłać najnowsze zdjęcia i przygotować się do przelotu, przeliczył się ze swoimi możliwościami i przekroczył założone parametry, co wymusiło awaryjne wyłączenie. Jego miejsce chwilowo zajął komputer zapasowy. Magazyn „Wired” skwitował awarię, pisząc: „New Horizons tak podekscytowała się przelotem, że zemdlała”.

Trudno się dziwić ekscytacji robota, bo wszystkie tajemnice Plutona powinny się wyjaśnić w ciągu tygodnia. We wtorek 14 lipca, o 12:49:57 czasu polskiego, sonda minie go w odległości zaledwie 12,5 tys. kilometrów. Z tego dystansu jej kamery wyłapią detale rozmiaru kilkunastu metrów. Przez kilka godzin przelotu sonda nie będzie nawiązywać łączności z Ziemią, skupiona na badaniach. Żaden człowiek nie naciśnie przycisku migawki – cała praca należeć będzie do pokładowych komputerów.

Już w przyszłym tygodniu ludzkość będzie wiedzieć o Plutonie znacznie więcej niż w tej chwili. Ale przed nami ponad rok badań i analiz: choć sygnałowi stamtąd dotarcie do Ziemi zajmie 4,5 godziny, to przy tak ogromnej odległości komplet danych ze spotkania z Plutonem sonda będzie wysyłać przez... 18 miesięcy.

Kosmiczny drobiazg

O ile oczywiście wszystko pójdzie pomyślnie. Wiemy, że Pluton ma co najmniej pięć księżyców. Charon jest, jak na standardy Układu Słonecznego, gigantyczny: tak duży, że nie okrąża Plutona, zamiast tego oba obiekty okrążają punkt położony pomiędzy nimi, tworząc coś w rodzaju planety podwójnej. Cztery pozostałe księżyce są tak małe, że udało się je odkryć dopiero kilka lat temu. Ale co, jeśli kosmicznego drobiazgu jest tam więcej? Jeśli Pluton ma lodowe czy pyłowe pierścienie, a sonda ślepo wleci w sam ich środek? Była obawa, że taki niedostrzeżony obiekt może zakończyć misję przedwcześnie i widowiskowo. Ostatnie dni naukowcy poświęcili na wypatrywanie zagrożeń. Niczego nie znaleźli.

Gdy już zobaczymy pierwsze obrazy z sondy, zacznie się także proces nazywania nowo odkrytych obiektów: jak w czasach pierwszych podróżników zapełniających białe plamy na mapach. Na mapie Charona, przy nazwie krateru, wąwozu czy góry pojawi się imię Pirx, Lem, Spock czy Vader. Zaś na Plutonie nazwy Columbia, Challenger, Heyerdahl, Mordor. Ale pojawi się też pewna mała dziewczynka z Oxfordu. Imię Venetii Burney, dzięki tysiącom głosów, również zostanie upamiętnione własnym miejscem na planecie, którą nazwała. Choć ona sama jej zdjęć z bliska już nie zobaczy. Zmarła w 2009 r., w trzy lata po starcie sondy New Horizons.

Zapewne nigdy już za naszego życia nie będziemy mieli okazji spojrzeć na Plutona z tak bliska. Jest zbyt odległy i zbyt trudno się do niego dostać. To bardzo na miejscu, że w tej podróży sondzie towarzyszy jeden człowiek – Clyde Tombaugh. A raczej jego prochy, które znalazły się na pokładzie New Horizons. Odkrywca Plutona jest pierwszym człowiekiem, który wyleciał mu na spotkanie.

I poleci z sondą dalej, bo odyseja New Horizons tu się nie skończy. Po Plutonie uda się ona do kolejnego obiektu Pasa Kui­pera. W końcu tyle jest jeszcze światów do odkrycia. Tyle białych plam do nazwania. ©


Sonda New Horizons

  • Data wystrzelenia: 19 stycznia 2006 r.
  • Czas lotu do Plutona: 3462 dni 16 godzin 50 minut
  • Waga: 478 kg
  • Instrumenty naukowe: 3 optyczne, 2 plazmowe, czujnik pyłu, radiometr
  • Źródło zasilania: radioizotopowy generator termoelektryczny o mocy 200W
  • Paliwo generatora: 10 kg plutonu
  • Komputer: 4 procesory 12 MHz każdy, dwa dyski po 8 GB pojemności
  • Transfer danych z Plutona na Ziemię: 1 kbit/s

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz naukowy, reporter telewizyjny, twórca programu popularnonaukowego „Horyzont zdarzeń”. Współautor (z Agatą Kaźmierską) książki „Strefy cyberwojny”. Stypendysta Fundacji Knighta na MIT, laureat Prix CIRCOM i Halabardy rektora AON. Zdobywca… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 29/2015