Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Pieśń rzuciła na mnie urok, widziałem teraz to, co ukryte jest przed śmiertelnikami.
N. Garin-Michajłowski
---ramka 411659|prawo|2--- I
Dalej, stańmy w szeregu
jak mocne deski w parkanie,
i tacy dumni,
jak księżyc, gdy wchodzi w pełnię.
II
Wkrótce wyjdziemy na pole,
potem i stamtąd znikniemy! -
Sąsiedzi i krewni kołyszą się,
szumią jak las Jełabuski.
III
Zobaczyłem światło i podszedłem do okna,
zawołałem cię, ale nie podniosłaś głowy.
Tylko jedwabna przędza
rozsypała się jak smutny szept.
IV
Śpiewam - jak komuś bliskiemu -
prosto w migocący mróz,
aż się pokrywa szronem
kołnierz mojej szuby.
Tam, za tą gwiazdą
widnieje droga,
którą odejdziemy,
żeby już nie wrócić.
VI
Kiedym szła między ludzi,
i rozstawała się z ojcem,
lepiej mi było zmienić się w nić jedwabną,
zaczepić o framugę i zostać w domu.
VII
A tam, za księżycem,
widać pole,
na którym kiedyś
wszyscy spoczniemy.
VIII
Brat odszedł z mego dzieciństwa
jak ze smutnej bajki,
a mnie się śni jego stary młyn:
sześć skrzydeł - sześć języków ognia.
IX
Na koniec uklękłam
pośrodku pola.
Nie żebym się tak utrudziła,
to dusza we mnie płonęła.
Dom raz jaśnieje, raz ciemnieje od śpiewu,
jak gdyby nasz oddech
utrzymywał w górze
polany ciepła.
XI
Kary koń uciekł,
bo zapomnieliśmy zamknąć wrota,
a z pola, nagle tak cichego,
zgryzota, zda się, weszła na podwórze.
XII
Nagle się obudziłem,
jakbym usłyszał ciebie!
Słońce wschodzi,
otaczając blaskiem jabłoń.
XIII
Bracia już wchodzą do wsi
z Pieśnią na cześć Powrotu,
a wiatr w górach tak szumi,
że aż brykają jelonki.
XIV
Czy nikt obcy jej nie dotykał?
Pogłaszczę ją teraz leciutko:
- będzie się wić, jak żmija (tak, dotknął),
- szczebiotać jak jaskółka (nie, nikt).
XV
Koń mój pognał co żywo,
pewnie swat na mnie czeka,
zawczasu rozwierając wrota -
taki drewniany semafor.
XVI
Smutno mi - ulewa zmoczyła
do szczętu moje stare ubranie,
a dusza, co łka bez ustanku,
też jest już całkiem znoszona.
XVII
Od naszej pamięci
odeszliście tak daleko,
że nie powracacie
nawet do naszych snów.
XVIII
Śpiewam, oczy zachodzą mi łzami;
chyba widzę coś w łunach zachodu -
tak szliśmy kiedyś po polu,
ja i mój koń.
XIX
A zielonemu dębowi
we mgle
zabrakło silniejszej gałęzi,
żeby zaszumieć.
XX
Te ręce i głowa
na obczyźnie staną się martwe.
Dym parowozu bucha nam w twarze,
chcąc na ostatek pozbawić nas pamięci.
XXI
Taki spokój nagle, jak gdybym -
właśnie dla niego - został sam na świecie;
zamieć na dworze, zamieć w ogrodzie,
zamieć na polach.
XXII
Dzień ucichł, jak gdyby
umarło w nim coś ważnego,
a lis śpi u podnóża góry,
okryty czerwoną kitą.
XXIII
Czy widzieliście słup graniczny
między ziemią kazańską a czuwaską?
To nie słup, to ja tam stoję -
nieszczęście zmieniło mnie w drewno.
XXIV
Teraz zupełnie wyraźnie
jak w tej rosyjskiej piosence,
kołysze gałęziami
brzoza, co zwie się Aleksander.
XXV
Przyglądam się wodzie - spokojna,
i myślę sobie po cichu:
jeszcze mogę przeżyć coś dobrego,
przyjazna być może nawet śmierć.
XXVI
Nagle wszyscy wracają, wszyscy razem,
ale hałas i krzyki są takie okropne,
że z trudem zatrzymuję sen,
jakbym zatrzymywał tabor w stepie.
XXVII
Czyż nie spadają pasy z naszych lędźwi,
czy nie skończyło się życie? -
pytam tak, jak kuka kukułka,
jak bije zegar.
XXVIII
Znowu jest pora żniw; i śpiewacy, i ptaki
wpadają w zadumę i milkną,
jedni - tylko na chwilę,
inni - może już na zawsze.
1999-2000
Przełożył Jerzy Czech